Dlaczego przestałam być opiekunką?

05 marca 2014 22:32 / 6 osobom podoba się ten post
efka66

Kolejny talent literacki się marnuje.

Bo przecież my tu wszyscy posiadamy rozliczne talenta,nie tylko literackie:):):):):)
A nasze wspomnienia z pracy opiekunki,wiersze,rymowanki i inne wydamy kiedys wspólnym zbiorem-Pulitzer i Nobel murowane:):):)
05 marca 2014 22:55 / 4 osobom podoba się ten post
Witaj Helli ponownie:)

Już jestem Twoją czytelniczką,fajnie ,że do nas zawitałaś,mimo że już nie pracujesz jako opiekunka.
Kiedyś pytałam o Ciebie,ale ccciiiiiiiiiiiiszzza,a tu prosze.Miło:)

Pisz,pisz:)

No wiecie co?????????????Takie mamy tu pisarki,pisareczki,że aż miło....Noż dumna jestem ,że mogę być w gronie czytających na gorąco:)
05 marca 2014 23:05
No no, jestem ciekawa końca tej historii. Pisz proszę dalej... ja chyba niedługo też coś opiszę, to trafiłam teraz na taka sztelę, że matkokochanaludziepomocy... Idę spać, bo mam już kwadratową głowę
05 marca 2014 23:29 / 1 osobie podoba się ten post
kiedy C.D.N? Bo tak naprawdę to siedzę i czekam a tu nic.....
06 marca 2014 07:45 / 15 osobom podoba się ten post
Piszę piszę :)
Trochę to potrwa, bo to dopiero 1sza część historii, a mam ograniczona ilość czasu, ale spoko wodza, dojdziemy kiedyś do epilogu :) jak przyjdzie mi do opisywania kolejnych pacjentów, to się dopiero rozpiszę... Ale nie uprzedzajmy faktów :)
  Przyszedł pierwszy wieczór, babcia dziwnie nieskopojna, no ale to normalne, przy zmianie opiekunki, co z tego, że chora, starsza i z demencją, przecież czuje, to żywy człowiek, naturalne, że nawet fizycznie moze reagować. Piekło zaczęło się, kiedy przyszło do transferu z wózka na łóżko, bo jak sie okazało, pacjentka była zupełnie wiotka; nie oczekiwałam, że będzie samodzielnie stać, ale Łapok mówił o CZĘŚCIOWYM transferze, tymczasem babcia leciała przez ręce. Opiekunka, którą zmieniałam, jak wspomniałam, pokazała mi raz, czy dwa razy, jak powinnam przenosić babcię; że najlepiej do tej czynnosci opuścić łóżko, a pacjentka jest lekka i kruchutka, więc "nie powinno być problemu".
   Ale problem był. Tamta pani była ode mnie wyższa i miała wykształcenie pielęgniarskie. Ja miałam na koncie dwóch chodzących pacjentów. A babcia nie umiała nawet podeprzeć się rękami, była bezwładna niczym, z przeproszeniem, worek kartofli. I moje zabiegi mające na celu przeniesienie jej z toalety bądź wózga na łóżko przypominały właśnie przerzucanie takiego worka, z tą różnica, że worki na ogół nie krzyczą z bólu i nie wzywają imienia Boga.
   Ostatecznie, kiedy operacja zakończyła się częściowym sukcesem (babcia leży), pacjentka zaczyna jęzczeć, że ona musi do toalety... Myslałam, że się popłaczę razem z nia, przecież nie chciałam jej sprawiać bólu, sama tez byłam wyczerpana fizycznie, bo taki "transfer" w moim wykonaniu trwał dobre 3 kwadranse. Lecz cóż... Od nowa...
   Okazało się w ogóle, że Łapok skłamał również odnosnie Pflegedienst; przez cały okres mojego pobytu w tamtym miejscu (równo tydzień) do babci nie zajrzał nikt poza łysym przyjemniaczkiem i jego wyfiokowaną małżonką, na moje pytanie o Caritas poprzednia opiekunka otworzyła oczy ze zdumienia: "Nie ma i nigdy nie było". Do babci nie przychodził żaden wykwakifikowany personel medyczny, nie było takze lekarza, miałam tylko jedne "konsultacje" telefoniczne, podczas których zdałam  relację z pogorszającego się stanu zdrowia pacjentki, ale lekarka nie wydawała się specjalnie wzruszona. Ot, zaleciła pić koktajle i brać leki. To wszystko.
   Wróćmy jednak do pierwszego wieczora. Ta noc nie była najgorsza, zmęczona, ulokowawszy babunię ostatecznie w łóżku, sama też udałam się na zasłużony odpoczynek. Babcia cokolwiek w nocy pojekiwała, miałam jednak przykazane nie reagować jakoś spoecjalnie, zwłaszcza, że dwukrotnie zajrzawszy do niej, widziałam, że śpi. No spoko. Bałam się troche porannej toalety, ale wstałam w nieco lepszym humorze, mysląc znów optymistycznie, że te 3 tygodnie jakoś przetrwam.
 
cdn.
06 marca 2014 09:38 / 11 osobom podoba się ten post
Wybaczcie, że wydarzenia z opisywanego tygodnia przedstawię nie do końca chronologicznie, upłynął już od nich z górką rok, a niektóre ze wspomnień najchętniej bym wymazała z pamięci, bo, jak wspomniałam w pierwszym poście, do dziś bywa, że mnie przesladują.

Tymczasem pierwszy poranek u nowej pacjentki nie zwiastował był takiego ogromu nieszczęść. Babcia pospała coś do 9.00, toaleta poszła w miarę sprawnie, podobnie jak transfer z łóżka na toaletę a następnie na wózek (jak się niebawem miałam przekonać- w tą stronę szło, w odwrotnej kolejności już nie. wiadomo, łóżko jest wyższe od wózka czy krzesła toaletowego, więc łatwiej pacjenta zsunąć), chora zjadła całkiem przyzwoicie sniadanie i zajęła w patrywaniem w ekran telewizora. Powątpiewam, że cokolwiek rozumiała, dość jednak, że czasem nawet przez jej twarz przemknął coś jakby cień usmiechu, nastroiło mnie to zatem dodatkowo optymistycznie. Ogarnęłam co tam miałam do ogarnięcia, stwierdziwszy z ukontentowaniem, że babcia jest w pełni pochłonięta soba wstawiłam szybko jakiś obiad i postanowiłam przejść się na małe zakupy. Nie wspomniałam bowiem jeszcze, że nikt nie ustalał ze mną kwestii czasu wolnego, jednak zakupy miałam przykazane robić sama (no ktoś przecież musi), a też jasnym wszak było dla mnie, że nie będę siedziała jak więzień w mieszkaniu z nic nie rozumiejącą seniorką 24h, zwłaszcza, że babcia mnie tak na dobrą sprawę potrzebowała li tylko do czynności pielęgnacyjnych.
Niestety, po powrocie mój dobry humor prysł jak bańka mydlana, bowiem w mieszkaniu zastałam łysonia z kwoką , którym wyraźnie mój samowolny spacer nie przypadł do gustu. Mało tego, drzwi do mojego pokoju były otwarte, bo ten palant postanowił podlać kwiatki. Wstyd mi było jak cholera, bo się jeszcze nie rozpakowałam, ale ostatecznie to kurde moje granice prywatności i u siebie w pokoju moge mieć jak mi się rzewnie podoba, bylebym nie zostawiła po sobie bajzlu. Tymczasem ów, chrzakając znacząco nie był nawet uprzejmy wysłuchać mojej relacji odnosnie zachowania i reakcji ciotki, machnął lekceważąco ręką, spojrzał na mnie z dezaprobatą, posiedział jeszcze z trzy kwadranse i zmyli się, pozostawiając po sobie intensywny zapach - ona pudru, a on potu.
Babcia zjadła, znowu 45minutowy cyrk z załatwianiem się, lamenty i skargi, płakałysmy razem, bo nie wątpię, że ją bolało, a ja już czułam strach przed tym, co będzie tym razem wieczorem.
I moje obawy okazały się zupełnie uzasadnione.

cdn.
06 marca 2014 11:22 / 3 osobom podoba się ten post
jejku ....
06 marca 2014 11:35 / 11 osobom podoba się ten post
gosia35

jejku ....

Ty Gosia możesz juz być krytykiem teatralnym .....tylko juz tak się nie rozpisuj _:)))))))))
06 marca 2014 13:54 / 1 osobie podoba się ten post
Hellyspring super ze dzielisz sie na forum swoimi przezyciami czyta sie wprost cudownie i chyba kazda z nas znajdzie w tym opisie czesc swoich doswiadczen z poczatkow pracy swietne czekam na ciag dalszy
06 marca 2014 14:39 / 4 osobom podoba się ten post
Barbara niepowtarzalna

Ty Gosia możesz juz być krytykiem teatralnym .....tylko juz tak się nie rozpisuj _:)))))))))

dziewczyna jest niesamowita....szczerze ujęła mnie już należę do jej fun clubu.
Jestem ciekawa tej starszej kobietki jest mi jej naprawdę szkoda.Czy zasłużyła sobie na taką starość>?
Tego dowiemy się ..może.
Są różne tam dzienniki ale Hally z całym szacunkiem do reszty -jest nr 1
06 marca 2014 20:20
ja już niecierpliwie tu zaglądam .... ?????
06 marca 2014 21:49 / 7 osobom podoba się ten post
Ojej, dziekuję dziewczyny :) To naprawde bardzo miło i dodaje mi motywacji do pisania; od dawna się za to zabierałam, ale jakoś nie potrafiłam zdecydować; teraz nie mam już odwrotu :)

Tego wieczoru poczułam już, że nie podołam, a wsciekłość na niekompetentną małpę Łapok wzrastała z każdą chwilą. Próbowałam przebrać babcię, która była dosłownie brunatno-przezroczysta; miała napiętą, pomarszoną skórę wokół wystających kości i słaniała się na nogach. Ale swoje ważyła, o czym obie bolesnie przekonałyśmy się podczas transferu. tym razem nie utrzymałam jej wystarczająco długo w pozycji stojącej i babcia osunęła się na ziemię. W pierwszej chwili nie wpadłam w panikę, starałam się chwycić ją tak, jak pokazywała mi poprzednia opiekunka, podnieść do pionu i wtargać jakoś na łózko, z płonną nadzieją, że staruszka da radę jakość uczestniczyć w tej operacji, lecz niestety, poza głośnym zawodzeniem i płaczem nie byłam w stanie przekonać ja do zadnej innej reakcji.

Leżała tak biedna na ziemi obok łóżka, poskurczana, płacząc i zawodzac, a ja dostałam ataku nieopisanego lęku : "Boze, a co jesli ona tego nie przezyje?" Próbowałam na wszelkie sposoby podnieść ją jakoś, płakałam dalej razem z nią, próbowałam się uspokoić i nabrać siły, ale nic z tego, babcia ani drgnęła, a miałam świadomość, że każde moje działanie może sprawić jej ból i krzywdę. Wreszcie nie mogąc nic innego zrobić (nikt nie zostawił mi nawet telefonu kontaktowego do jakiegoś pogotowia czy innej instytucji ratunkowej), pobiegłam zapłakana po sasiadkę z dołu. W trójkę (!), bo po drodze spotkałam jeszcze inną kobietę miszkającą w tej samej klatce, z trudem, udało nam się umieścić bezwładne ciało pacjentki na łóżku z "podnośnikiem" (Śmiechu warte, pani Łapok!).

Byłam wykończona.
Dalszy siostrzeniec czy inny stryjeczny bratanek może i nie był najsympatyczniejszy, ale w jednym musiałam mu z przykrością przyznać rację.
Nie dam sobie tutaj rady, a bezduszną kretynkę Łapok nalezy wylać na zbity pysk.
To ostatnie, to już moje spostrzeżenie.


cdn.
06 marca 2014 21:54
dlaczego ona była bezwładna?
06 marca 2014 22:03 / 1 osobie podoba się ten post
Była chora, wymagała pełnego transferu, potrafiła wykonac najprostsze czynności, jak chwycenie kubeczka-niekapka ale wymagała pełnej pielęgnacji i pomocy we wszystkim. Nie potrafiła stać, nie potrafiła się podnieść, potrafiła przekręcić głowe, skinąć ręką, ale mało co, a chwilami zupełnie nic nie docierało do niej ze świata zewnętrznego.

Gdy mnie do niej wysłano, reagowała na głos poprzedniej opiekunki (która była u niej pare miesięcy), ale rozmawiać - nie rozmawiały, przynajmniej ja nie słyszałam. Podopieczna reagowała cieniem uśmiechu, czasem właśnie zkienienim głową bądx dłonią, lecz nie było co liczyć na to, że sama podniesie widelec do ust. I tak wydaje mi się, w takim stanie dziwnym było, iż dostawała stałe pokarmy, ale i tak wymagała karmienia i maleńkich porcji. Podobnie z piciem - utrzymała kubek, lecz trzeba było jej go podać i przytrzymać przy ustach, gdy chciała się napić.

Lecz oczywiscie rzeczywisty stan zdrowia pacjentki tzw. "opiekunka kontraktu" skutecznie przede mną zataiła.
06 marca 2014 22:05
Szkoda mi tej kobiety.Powinno?