KLOPSY KONGSBERDZKIE
wg przepisu ze starej książki Omy
1 l wody
kostka rosołku warzywnego
2 liscie laurowe
5 ziarenek ziela angielskiego
zagotować
W międzyczasie przygotowujemy klopsiki z mięsa mielonego, mieszanego.
Tutaj nie piszę jak, bo każdy umie i ma swoje metody.
Z masy formujemy małe klopsiki wielkosci orzechów włoskich.
Gotowe wrzucamy do gotującego wywaru,
gotujemy na malutkim ogniu ok. 15 min.
Pod koniec gotowania dodajemy łyżkę albo 2-wie octu jabłkowego,
mały kubeczek kwasnej smietany /rozprowadzam najpierw w kubku wrzacym wywarem/.
Na sam koniec dodajemy na oko kapary ze słoika,
ja kupuję takie malutkie słoiczki w Edece po 0,99 cent z zółta naklejką,
daję cały.
Cały wic polega na tym sosie, musi być taki przyjemnie kwaskowy,
dlatego ocet dolewam po łyżce i próbuję,
nieraz dodaję też trochę płynu od kaparów.
W przepisie jest normalny ocet, ja wolę jabłkowy,
kupuję tutaj taki w REWE z dodatkiem miodu,
dobry też do dresingów do sałat.
Jesli sos mam za rzadki, to zagęszczam odrobiną Mehlschwitze firmy Mondamin, do białych sosów,
nie zmienia smaku. Bardzo lubię ten zagęszczacz, to moje odkrycie tutaj,
jest tez dunkel, daje super kolorek do tego i jedwabistosć.
Opa mówi, ze jak była bieda po wojnie to jego mama zamiast kaparów dawała drobno pokrojone ogórki,
ale nie pamięta, czy konserwowe czy kiszone.
Podejrzewam, ze tak jak Ania pisała można bazować na białym , gotowym sosie z torebki,
a potem doprawić octem i kaparami i też wyjdzie, chodzi głównie o tą kwaskowatosć.
Tak krawiec kraje, jak materii staje.
I tyle w temacie, życzę udanych eksperymentów.