27 lipca 2015 19:30 / 10 osobom podoba się ten post
Tym razem jestem jestem na wyjeżdzie nieco ponad miesiąc.Po pierwszych 10-ciu dniach,które nieco mi się dłużyły,czas ruszył z miejsca i dni popłynęły jakimś szybszym tempem.Spoglądam na date w laptopie i sama nie wiem,kiedy i jak ten czas minął?Jutro trzeba wystawić rachunek za dni przepracowane i sprawdzać,czy odpowiednia kwota trafiła już na konto.Potem trzeba jeszcze przezyć sierpień w nadziei,że upały dadzą jakoś zyc.A potem trzeba wierzyć,ze wrzesień nie będzie powtórką lata.Pażdziernik powinien być już znośny.
Potem wracam do miejsca,które kiedyś nazywałam swoim domem.I sama nie wiem,czy gdyby nie pewne sprawy,wymagajace mojej obecności w kraju-wracałabym tak szybko?
Dziwicie się,że używam określenia szybko?Ano,tak mi się ułożyło,że z domu zostało tylko to słowo i wspomnienia.Już nie jest mi spieszno wracać.
Obecne moje zajecie różne jest od wszystkich dotychczasowych.I o ile na początku cieszyło mnie to,tak teraz już nie ma we mnie tej radości.Ot praca i tyle.Bywaja dni,ze mam już dość tej monotonii
Jak nigdy dotąd,nie wychodzę z domu,nie znam okolicy(zresztą nie ma tutaj nic ciekawego).Mam rower,ale nie korzystam.Nie chce mi się,bo wszędzie jest pod górkę-i to dość ostro.No i pierwszy raz jestem w miejscu,gdzie nie ma pobocza dla rowerów,a drogi kręte i wąskie sa.Może to trauma,bo ktoś mi bliski zginął jadąc rowerem,potrącony przez samochód?a może tylko wytłumaczenie dla mojego marazmu?
Nie biore udziału w forumowym życiu,choć zaglądam i czytam czasami.
Wzięłam ze sobą np. 4 bluzki-a teraz zastanawiam się,jak mogłam tak nierozsądnie się spakować?Bo po co mi ich aż tyle?Nie jestem wiotkiej postury i dodatkowe obciążenie nie jest mi potrzebne.Ale stało się.
Mam tu pod opieka stado króliczków.Naszych własnych było 7.A potem zaczęły przychodzić(nikt nie wie jak i skąd?)-takie małe w ilości 6 szt.Jednego musiałam pochować,bo kiedy był poza nasza bezpieczna klatka,zaatakował go kot-i maluch tego nie przezył.Był najładniejszy z tej bandy.Teraz wcięło kolejnego.Moze znalazł inny dom?
Jeden-z naszych-czarny,podpalany na brąz-jest moim kolejnym ulubieńcem.Chetnie daje się głaskać,nie wyrywa się wzięty na ręce i zawsze jest obok,kiedy jestem w ich klatce.Inne tez się nie boja-ale wzięte na ręce rwa się do ucieczki.Czarny jest inny.I obserwuje,ze pozostałe króliki też inaczej go traktują.
Dużo palę.Znacznie więcej niż kiedyś.I dużo kaw pije dziennie,a już był czas,że ograniczałam się do 3-4.
Za to przysznice biore namiętnie i często.Łazienka moja duza jest,natrysk nie ograniczony kabiną,i tak sobie stoje i namaczam cielsko z lubością.A iłóżko mam bardzo wygodne.I ładne.W ogóle całe moje mieszkanie urządzone jest gustownie.
Kiedyś,dawno temu,miałam takie łóżko,że podkładałam pod materac jakies deski,żeby choć trochę wyeliminować zapadanie się wiekowego materaca.Teraz moje ciało po nocy w łózku jest wypoczęte,nic nie boli-chce się zaczynać dzień.
Mój jezyk niemiecki?-cóz-wymaga pracy jeszcze.Materiały i możliwości mam.Zapał tez był.Tyle tylko,ze gdzies się ulotnił i nie jestem w stanie go odszukać.Mam jakies porywy,ale to nie jest metoda.W nauce trzeba być systematycznym.
Telewizja-mam odbiornik.Długo traktowałam go jak niepotrzebny mebel,sprzęt który jest na stanie.Ostatnio zaczęłam oglądać.Stwierdziłam,że skoro motywacji do nauki mam niedostatek,to choć w takiej formie należy się szkolić w rozumieniu.Ale jakas głucha chyba jestem,bo jak nie ryczy-to nic nie rozumiem.Coś z akustyką jest nie tak,bo jak jestem w sypialni-wtedy nawet przy normalnie ustawionym dżwieku-rozumiem tekst.A już myślałam,ze robie się przygłucha.
I już więcej nie zanudzam.Ot tak mnie naszło,bo sama siedze jak ciućmok,przegladanie internetu mnie drazni z uwagi na powolność i niekontrolowane przeskakiwanie obrazu na ekranie.
A jaki jest was czas na wyjeżdzie?