Aby nie być gołosławnym

, że nadal piszę swoje dzienniki to wstawiam tutaj cóż bieżącego:
Wstałam po 7.00 i na spokojnie przygotowałam się do wyjazdu. Ze wszystkim wyrobiłam się do 10.00. Do nowego miejsca nie mam daleko, a powinnam tam dotrzeć około południa, bo o 14.30 zaczynam już pracę. Niewiadoma co mnie tam czeka, jest trochę rajcująca, ale ja już jestem tak flexibel, że nie robię sobie wielkich rozterek w takich sytuacjach. Jezu ufam Tobie, Alleluja i do przodu …....
Ostatnie pożegnanie w dyżurce, oddanie kluczy i sela vista. W drodze zrobiłam zakupy żywnościowe w Lidlu. Miejscowość, do której zostałam wysłana to małe osiedle wypoczynkowe, usytuowane na wzgórzach jury drezdeńskiej na pograniczu sporego obszaru leśnego. Niezbyt odpowiada mi takie zadupie, ale cóż, jeden miesiąc przetrzymam. Co mnie dalej czeka, to kolejna niewiadoma. Po dotarciu do Heimu, poszłam do biura. Zostałam tam miło powitana i przyjęta w poczet załogi. Po wstępnych formalnościach zostałam zaprowadzona przez Hausmeistra do przygotowanej kwatery. Pojechaliśmy tam samochodami (on jechał pierwszy), gdyż jest to dystans około 1km. Przywitałam się z gospodynią, która mieszka w tym samym domu, tylko wejście ma z drugiej strony. Frau D. zaprosiła mnie do środka i oprowadziła po moim nowym mieszkaniu. Pierwsze wrażenie było bardzo dobre, byłam wręcz miło zaskoczona. Mianowicie jest to kwatera w prywatnym domu. Mój apartament składa się z pokoju dziennego, sypialni, kuchni i łazienki. Jest wyposażony we wszystko (poza pralką) co potrzebne do życia i jest bardzo elegancko urządzony. Mogę powiedzieć, że jak na moje oczekiwania wręcz luksusowo..... super.
Zaraz zajęłam się rozpakowaniem, a mam sporo klamotów i zajęło mi to trochę czasu. Jeśli tu mam spędzić następne 5 tygodni, to mogę śmiało się rozlokować ze wszystkimi moimi rzeczami. Te parę wolnych godzin błysnęło mi bardzo szybko. Byłam zmęczona, a jednocześnie podekscytowana i zadowolona. Na dodatek otrzymałam jeszcze jeden pozytywnie zaskakujący mnie telefon. Co pewien czas wysyłam swoje Bewerbung (ofertę pracy) do firm,które znajdę w sieci i wydają mi się w porządku. W sierpniu wysłałam Bewerbung do pewnej szwajcarskiej firmy i dzisiaj zadzwonił do mnie ktoś od nich z propozycją pracy. Porozmawiałam z nim w tym temacie, powiedziałam, że obecnie jestem zajęta do końca roku, ale od połowy stycznia mogę podjąć z nimi współpracę. Na moje pytanie o gażę odpowiedział mi, że to zależy od stopnia ciężkości zlecenia, ale średnio jest to 3200 CHF na miesiąc (netto) z umową szwajcarską, wiążącą się ze wszystkimi ichniejszymi przywilejami pracowniczymi........ uuuuu.......... kosząca propozycja, bo w przeliczeniu na złotówki wychodzi to około 11000zł.
Punktualnie o 14.30 stawiłam się do dyspozycji moich nowych pracodawców. Pierwsze dni w nowym miejscu zawsze są trudne i dziwne. Zanim poznam dom, obyczaje, mieszkańców (PDP) oraz załogę, muszę wykazać się cierpliwością i dobrą pamięcią, a jednocześnie kreatywnością. Pierwsze wrażenie jakie zrobię na pracodawcach będzie oddziaływać na dalszą współpracę. Po wstępnych kartuzjach szefowa pielęgniarek oprowadziła mnie po domu, pokazując i opowiadając miliony spraw (weź to spamiętaj). Przy okazji dowiedziałam się, że mówimy do siebie per pani (wow). Niech tak będzie, mnie to rybka, ale byłam trochę zaskoczona. Być może ta kobieta ma wyższe aspiracje. Do wszystkich też tak się zwracała. Będę obserwować, jakie stosunki międzyludzkie tu panują. Skupiłam się w sobie i wszystko rejestrowałam. Wiem, że i tak większość przekazywanych mi informacji zapomnę i dopiero podczas kolejnych dni pracy wszystko będę przyswajać w prktyce. Dobrze, że mój niemiecki jest na tyle dobry, że wszystko rozumiem i szybciutko mogę zapytać i reagować na bieżące sytuacje. Mogę napisać, że ośrodek robi dobre wrażenie. Podczas całego dyżuru wszystko bacznie obserwowałam i porównywałam z poprzednim Heimem. Jest to miejsce o dużo wyższej klasie, zarówno pod względem organizacji pracy, higieny, jak i obsługi PDP. Super, wynika z tego że trafiłam do lepszego miejsca. Odchodząc z F. miałam takie przeczucia, że może być lepiej i chyba to się sprawdziło, ale póki co, to nadal nie wiem co mnie tu czeka.
Na całe popołudnie zostałam przydzielona do obsługi staruszków w jadalni, czyli podwieczorek, kolacja i podpajanie ich między tymi posiłkami. Po kolacji pracowałam razem z inną Pflegehelferin przy układaniu PDP do spoczynku nocnego. Schemat niby ten sam, co w poprzednim miejscu, ale sposób działania, procedury obchodzenia się ze staruszkami i ich higiena jest tu na wyższym poziomie. Mogę napisać, że personel pielęgniarski obsługuje tych starych i schorowanych ludzi z większą delikatnością i poszanowaniem ich godności. Koleżanka pokazywała mi, co i jak mam robić przy poszczególnych osobach. Ja jej tylko pomagałam. W najbliższym czasie będę pracowała samodzielnie na tym odcinku i muszę wszystko zapamiętać. Nie jest to takie proste, bo przy kilku osobach znowu nazbiera się cała masa tych informacji. No nic, mam nadzieję, że na początku będę miała przywilej pobłażania mi przy jakichś drobnych pomyłkach. Tak było i poprzednio. Po kilku dniach już będzie łatwiej.
Dyżur trwał do 21.15. Byłam zmęczona po tym ekscytującym długim dniu i cieszyłam się na odpoczynek w miłym zaciszu mojego nowego „domu”. Po posiłku i toalecie, rozsiadłam się na wczesno-nocne bumelowanie przed telewizorem i komputerem. Lubie siedzieć co najmniej do północy. Niestety jeden mankament zaburzył mi ten miły wypoczynek. Mianowicie kaloryfery były zimne i w mieszkaniu również chłodno, a z upływem czasu zrobiło się wręcz lodowato. Posiedziałam ze 2 godzinki okręcona w koc. Do łóżko poszłam w polarze, przykryłam się kołdrą i kocami po czubek nosa, a i tak przez całą noc nie mogłam się rozgrzać. Niemcy mają zwyczaj wyłączania ogrzewania na noc, już nie raz się z tym spotkałam, ale taka zimnica, jak tu się zrobiła jest dla mnie nie do zaakceptowania. Jeśli się to nie zmieni, to muszę porozmawiać z gospodynią i zażądać przestawienia ich pieca.