Schwester Zofija

18 kwietnia 2018 09:44 / 7 osobom podoba się ten post
Wolne Wochenede
 
 
To mi się podoba. Wreszcie pracuje, jak cywilizowany człowiek. Szybciutko sobie ułożyłam plan na te 2 dni wolnego. W Polsce w sobotę (07.10.) organizowana jest akcja różaniec do granic. Jest to duża akcja modlitewna, polegająca na otoczeniu całej długości granicy Polski modlitwą różańcową. Jako, że mogę sobie na to pozwolić czasowo i komunikacyjnie, zdecydowałam, że pojadę na tę modlitwę do Zgorzelca. Jest to odległość 120km w jedną stronę, czyli niezbyt daleko i mogę na spokojnie tam pojechać. 
Do Zgorzelca zajechałam godzinę przed rozpoczęciem uroczystości. Ten czas wykorzystałam na zrobienie zakupów w polskim supermarkecie. W Zgorzelcu znajdował się kościół stacyjny na szlaku różańcowym. Program tej akcji modlitewnej rozpoczynał się od 10.30 i trwał do 16.00. Najpierw była konferencja, następnie uroczysta Msza św. i adoracja Najświętszego Sakramentu. Potem godzinna przerwa na posiłek i przejście do wyznaczonego punktu nadgranicznego na modlitwę różańcową. Całe nabożeństwo różańca do granic było niesamowitym i wyjątkowym wydarzeniem. Zgromadziło się bardzo dużo ludzi. Modlitwa była naprawdę bardzo piękna, głęboka i emocjonalna, po prostu piękna i duchowo mocna. Odmówiliśmy wszystkie 4 części różańca i to zajęło dokładnie 2 godziny. W perspektywie złączenia się z innymi grupami na całej długości granicy Polski było to naprawdę doniosłe wydarzenie duchowe. Osobiście odczuwałam ogromną moc tej modlitwy i namacalnie odczuwałam, że uczestniczę w wielkim wydarzeniu. Chwała Panu, że mogłam tu przyjechać, mimo okoliczności wyjazdu do pracy w Niemczech. Nie myślałam o tym i nie planowałam wcześniej, a Pan Bóg dał mi taką łaskę, że mogłam dołączyć do tej inicjatywy. Moim zdaniem to była jedna z przepowiedzianych iskier, które miały wyjść z Polski dla nawrócenia i ratunku świata przed zniszczeniem przez siły zła. Mimo, że pogoda w ostatnich dniach była fbrzydka, to na samo nabożeństwo różańcowe uspokoiło się nieco. Nawet deszcz, który pokropywał przed południem ustał. Było trochę chłodno, ale przy odpowiednim ubraniu dało się wytrzymać. Rozpadało się ponownie wieczorem, kiedy wracałam do Drezna.
 
W domu przed pójściem do łóżka poczułam, że zaczyna mi coś dziać z gardłem. Niedobrze, bo nie chciałabym się rozchorować na początku mojej pracy. Te ostatnie dni były bardzo zimne. Wychodziłam na spacery podczas silnego wiatru i dzisiejsze 2-godzinne stanie nad rzeką (Nysa Łużycka) na różańcu mogą mi się odbić przeziębieniem. Oby się to nie rozbujało na dobre. Zażyłam na noc medykamenty przeciw przeziębieniu z nadzieją, że mi pomogą.
 
Faktycznie, rano poczułam ulgę. Dzisiaj dobrze się wyspałam i do 15.00 spędziłam czas w pokoju. Pogoda do 14.00 była fatalna, mocno padało i było bardzo zimno, jakby to już był koniec listopada. Zastanawiałam się nawet czy pojechać do kościoła na 16.30, ale kiedy deszcz przestał padać nie miałam już wątpliwości i wybrałam się do DD. Jeszcze nie znam tego miasta i z wycieczkami do niego muszę być trochę ostrożna. Mój cel , czyli centrum miasta znajduje się około 10 km od nas. Zaparkowałam samochód 2 km od kościoła, który znajduje się po drugiej stronie Elby przeszłam się spacerkiem na stare miasto. Pochodziłam trochę po najbliższej okolicy. Ta część miasta naprawdę robi wrażenie. Kościół w którym odprawia się polska msza nazywa się Hofkirche i jest pięknym, zabytkowym budynkiem. Sama msza św. podobała mi się bardzo i cieszę się, że mogę tu uczestniczyć w polskich mszach..... i nie chodzi mi o bariery językowe (takich już prawie nie mam), ale o duchowość tego nabożeństwa. Niemieckie msze są dla mnie po prostu zimnym rytuałem, podczas którego kilka spraw zaburza mi uczestnictwo, np. kobiety rozdające komunię, zachowanie księdza, który zmienia wiele modlitw, stara być spontaniczny, nowoczesny i otwarty do ludzi, rozmowy Niemców w kościele, jakby byli w jakiejś kawiarni......
 
 
Po wyjściu z kościoła pochodziłam jeszcze z godzinę po starówce. Dobrze jest czuć się wolnym, bez ciśnienia, że trzeba szybko wracać do PDP. Bardzo mi się to podoba, mam nadzieję, że będę mogła dłużej tak pracować. Do domu wróciłam około 19.00. Pogoda nadal nieprzyjemna. Dzisiaj po południu nawet się przejaśniło, ale niestety temperatura niska i jest zimno. W domu zjadłam kolację, zaaplikowałam sobie medykamenty przeciw przeziębieniowe i około 22.30 wylądowałam w łóżku. Jutro zaczyna się długi tydzień pracy, bez żadnego wolnego dnia. Muszę się skupić i przyłożyć do pracy, aby jak najszybciej się wdrożyć i pracować na równi ze wszystkimi pielęgniarzami. Na dłuższą metę nie będę miała taryfy ulgowej, zdaje sobie z tego sprawę.
 
19 kwietnia 2018 12:04 / 7 osobom podoba się ten post
 


Tydzień (9.-15.10.2017)


 
Poniedziałek
 
Przez noc troszkę mi ulżyło z przeziębianiem i mogłam pracować bez objawów infekcji. Dzisiaj pracuję z inną załogą. Na razie wszyscy są dla mnie mili i wyrozumiali. Samodzielnie wykonuję poranną toaletę i ubieranie tych pacjentów, których wskazuje mi koleżanka. Nadal jestem na tym samym odcinku. W tym tygodniu jest o tyle trudniej, że jesteśmy tu tylko we dwie, bo trzecia przewidziana osoba zameldowała chorobę i jest na zwolnieniu lekarskim. Mamy tu 26 PDP, są oni w różnym stanie, niektórzy prawie samodzielni, ale większość to osoby leżące i/lub wymagające całkowitej obsługi. Niektóre przypadki są dla mnie dość trudne, ale robię to, co podpowiada mi koleżanka. Jeszcze muszę się wiele nauczyć. Uważam też, aby nie nadwyrężyć się (chodzi tu o kręgosłup) podczas tych czynności, bo łatwo jest zrobić sobie krzywdę. Te poranne intensywne zabiegi trwają do około 10.00. Przy czym powinnyśmy sprowadzić wszystkich na śniadanie do 9, max. 9.30. Ta koleżanka, z którą dzisiaj pracuje mówi niezbyt wyraźnie i jest trochę chaotyczna. Widzę, że się denerwuje, że ja pracuję wolniej, niż ona, ale nie robi mi jakiś nieprzyjemności. Cóż, mam nadzieję że codziennie będę sprytniejsza, nie ma się co przejmować. One są stare, doświadczone Pflegefachkräfte, a ja dopiero raczkuję. Poza tym nie znam jeszcze pacjentów, ich nazwisk, możliwości i potrzeb, a taka wiedza też usprawnia pielęgnację.
 
W południe miałam znowu mały wypadek spowodowany nieznajomością pacjentów. Podczas usadzania ich do obiadu. Młoda ergoterapeutka powiedziała mi, że jedną PDP trzeba zawieść do toalety. Była to osoba siedząca na wózku. Większość z takich osób może ustać na nogach i transfer z wózka na inne siedzisko nie sprawia trudności. W tym przypadku było jednak inaczej. Podniosłam kobietę z wózka i ….. kaplica. Ta osoba była zupełnie nie władna w nogach, a przy tym dość ciężka. Nie siłowałam się, bo moje zdrowie jest dla mnie najważniejsze, tylko opuściłam ją na posadzkę i zawołałam pomoc. Ergoteraputka trochę mnie wtopiła. Kiedy dostała burę od przełożonej, to tłumaczyła się pokrętnie, że ona wcale nie kazała mi tego robić, tylko że ja sama złapałam wózek, jak usłyszałam, że staruszka chce na toaletę..... o nie, ja temu zaprzeczyłam..... No cóż, kolejne doświadczenie, ale w sumie nic złego się nie stało.
 
W tym tygodniu nie ma też siostry Lisy, która mnie przyjmowała i dobrze nadzorowała naszą pracę. Jest inna Leiterin, która ją zastępuje, ale ona nie jest taka dobra, jak jej przełożona. Lisa bardziej mi się podoba.
 
Tu w Heimie jestem zakwaterowana tylko na najbliższy czas. Problemem jest pranie. Nie chcę oddawać prania do pralek zakładowych, bo boję się infekcji od pacjentów. Na razie piorę swoje rzeczy w rękach, ale na dłuższą metę będzie to uciążliwe. Zobaczymy, jaką kwaterę mi przygotują i jak będzie ona wyposażona.
 
Po pracy byłam dość zmęczona. Posiedziałam w pokoju do 16.00 i zdecydowałam się wyjść na dłuższy spacer. Dzisiaj czuję się lepiej ze swoim przeziębieniem. Muszę trochę wychodzić z tego domu, bo brakuje mi świeżego powietrza i aktywności poza pracą. Mankamentem tutaj jest brak roweru, ale ta pora roku też jest niekorzystna na takie atrakcje. Poszłam szlakiem spacerowym znalezionym w piątek. Była to ścieżka rowerowo-spacerowa nad jakimś małym potoczkiem. Przeszłam nią około 4 km. Cała trasa była płaska, odpowiednia na rower. Celem mojego wyjścia było dotarcie do Lidla i oczywiście rozeznawanie terenu. Ta wycieczka zajęła mi 2,5 godziny, dystans 8km. Na dzisiaj wystarczy. Po powrocie nasiliły mi się objawy kataru. Resztę czasu to kolacja i sprawy telewizyjno – komputerowo – telefoniczne. Wreszcie mam wystarczająco czasu dla swoje hobby i zainteresowania.
21 kwietnia 2018 11:02 / 6 osobom podoba się ten post
Wtorek
 
Dyżur poranny i ten sam schemat pracy. Staram się robić, co mogę, ale nie dorównam koleżance. Dzisiaj C. znowu się niepokoiła, że na nią przypada za dużo roboty i coś tam narzekała do innych, ale mnie to lotto, mam okres karencyjny na przyuczenie. Ja wiem, że codziennie będzie mi szło sprytniej. Najgorszy pośpiech jest przy tych porannych czynnościach pielęgnacyjnych. Potem to już ze wszystkim działamy na spokojnie
 
Przełożona ułożyła grafik na następny dzień i za moją zgoda wstawiła mi na następny dzień ciurkiem 4 dni wolnego, cobym mogła gdzieś pojechać np. odwiedzić rodzinę. Póki co, to wstawiają mi dyżury w ustalonej 35-godzinnej tygodniowej normie czasu pracy. Jak tak dalej będzie i tu się zakotwiczę, to będę mogła jeździć raz na miesiąc do domu. Wszytko to jest na razie w fazie badawczej. Czy wyjdzie mi to dobrze i czy będzie mi się opłacało tak pracować okaże się po 2-3 miesiącach. Daję sobie czas do połowy grudnia, a później zdecyduję co dalej.
 
Dzisiaj nigdzie nie wychodziłam po dyżurze, bo muszę się kurować. Męczy mnie katar, ale taki niecieknący, tylko mam zatkany nos i wydzielina jest gęściejsza, od czasu do czasu muszę mocno wydmuchiwać nos. Natomiast gardło uspokoiło się. Wkurza mnie ta infekcja, bo mimo wszystko utrudnia mi swobodne funkcjonowanie.
21 kwietnia 2018 15:24
Na wiosnę wszystko pyli, trzeba uzbroić się w cierpliwość. Zofia ty jesteś z zawodu pielęgniarką?
21 kwietnia 2018 22:03 / 2 osobom podoba się ten post
ela.p

Na wiosnę wszystko pyli, trzeba uzbroić się w cierpliwość. Zofia ty jesteś z zawodu pielęgniarką?

Nie, nie jestem pielegniarką. W tej branży mam tylko 4-letnie doświadczenie  w opiece 24 i polski dyplom opiekuna medycznego. To wystarczy, aby pracować w Niemczech jako Pflegehilfskraft. Oczywiście znajomość języka niemieckiego na przyzwoitym poziomie też musi być.
22 kwietnia 2018 11:35 / 3 osobom podoba się ten post
Zofija

Nie, nie jestem pielegniarką. W tej branży mam tylko 4-letnie doświadczenie  w opiece 24 i polski dyplom opiekuna medycznego. To wystarczy, aby pracować w Niemczech jako Pflegehilfskraft. Oczywiście znajomość języka niemieckiego na przyzwoitym poziomie też musi być.

Napisałaś, że tylko 4-letnie doświadczenie a ja ci napiszę, że jak do tej pory przebijasz mnie 100 krotnie.
Masz znacznie więcej wiedzy, dlatego lata u ciebie powinny być liczone razy dwa.
Trochę się zaniedbałam wybierając zlecenia w jednym obszarze niedomagań seniorów.
Nie wychodzę poza to bo myślę, że nie dam rady. Nie rozwijam się, właściwie stoję w miejscu.
Można napisać, że ty już jesteś zawodową opiekunką, ja jestem jak gosposia i towarzyszka dnia.
Gratuluję, że jesteś odważna.
22 kwietnia 2018 13:34 / 3 osobom podoba się ten post
Tak, do odważnych świat należy. Nie przekonasz się, czy dasz radę, jak nie podejmiesz wyzwania.  Ja dlatego zrezygnowałam z pewnej PDP po 2 latach jeżdżenia do niej, bo poczułam, że się uwsteczniam i marnuję swój czas. Najwięcej doświadczenia zdobyłam teraz przez te ostatnie 6 miesięcy pracy w Heimie.
22 kwietnia 2018 13:51 / 4 osobom podoba się ten post
Środa
 
Dzisiaj pracowałam z inną koleżanką i dobrze, bo ta z ostatnich dwóch dni troszkę mnie wkurzała. S. jest zupełnie inną osobą i pracowało mi się z nią wybornie. Samodzielnie ogarnęłam 7 osób, w tym 3 wykąpałam i 2 ogoliłam, czworo z nich to osoby leżące, więc trzeba się z nimi więcej uszarpać. Poza tym pomagałam koleżance przy trudnych przypadkach. Praca ta nie jest łatwa i czasami dość nieprzyjemna. Dzisiaj miałam taki przypadek, że jedna PDP zapaskudziła całe łóżko, włącznie z pościelą i materacem oraz podłogą i łazienką. Wprawdzie do sprzątania jest inna ekipa, ale łóżka należą do nas. Ja nie jestem obrzydliwa, ale takie przypadki nie należą do przyjemności......Cóż, ktoś takie rzeczy też musi robić. Niemniej bardzo ładnie i na spokojnie wyrobiłyśmy się ze wszystkim w dozwolonym limicie czasowym. Najpierw myłyśmy, ubierały i sprowadzały PDP na śniadanie. Dopiero potem obleciałyśmy łóżka.
 
Następnie pół godziny przerwy i dalej spokojna robota. Obiad, czyli sprowadzenie wszystkich do jadalni, ale przy tym jest dużo innych pracowników. Ja w tym czasie dostałam zadanie obejścia 1.piętra z wodą i czystymi kubkami. Miałam uzupełnić tam, gdzie brakowało, wymienić kubki na czyste i uporządkować wszystko na szafkach. Potem, po obiedzie jeszcze zapakowanie kilku osób do łóżek na popołudniową drzemkę i w zasadzie dopiero pół godziny przed Feieramt mogłam troszkę przysiąść w dyżurce. Dzisiaj skorzystałam z zakładowego obiadu. Jest tu taki zwyczaj, że kiedy pacjenci są już rozprowadzeni na Ruhezeit, załoga siada do stołu i je z tego, co zostało z obiadu. Wprawdzie nie podoba mi się tutejsza kuchnia, ale czasami można coś skonsumować. Dotychczas miałam jeszcze swoje zapasy, ale od dzisiaj spróbuję się przyłączać do wspólnego stołu, jeśli takowy będzie zapodany. Inne posiłki organizuję sobie we własnym zakresie.
 
Po obiedzie usiadłam jeszcze do komputera. Dostałam już profil i dostęp do opiekunkowego programu, gdzie wpisuje się wszystko, co robiłam podczas dyżuru, co się zadziało z pacjentami i wszelkie ważne informacje – taki elektroniczny raport opiekuńczy. Koleżanki pokazują mi jak to śmiga i od wczoraj zaczęłam też wpisywać swoją robotę.
 
Po pracy odpoczęłam trochę. Nawet wskoczyłam na pół godziny do łóżka, bo ten katar jest uciążliwy. Dziwna sprawa z tym moim przeziębieniem. Kuruję się czosnkiem (hihihi), czystkiem, imbirem, kroplami jerozolimskimi, rutinoscorbinem i na noc łykam aspirynę. Przez noc przechodzą mi objawy choroby i na dyżurze jest w porządku. Jednak po pracy przeziębienie znowu mi się rozkręca. Tak jest już od 3 dni.
 
Około 16.00 zebrałam się i pojechałam samochodem do centrum handlowego oddalonego ode mnie 7km. Muszę się ruszać z pokoju, bo skisnę tutaj.....hihhihi. Miałam zapotrzebowanie na jogurt i chlebek i pod tym pretekstem wybrałam się do sklepu, ale tak naprawdę to celem wyjazdu były względy poznawcze. Zajęło mi to czas do 19.00. Potem już wieczór szybko upłynął.
 
22 kwietnia 2018 15:21 / 4 osobom podoba się ten post
Zofija

Tak, do odważnych świat należy. Nie przekonasz się, czy dasz radę, jak nie podejmiesz wyzwania.  Ja dlatego zrezygnowałam z pewnej PDP po 2 latach jeżdżenia do niej, bo poczułam, że się uwsteczniam i marnuję swój czas. Najwięcej doświadczenia zdobyłam teraz przez te ostatnie 6 miesięcy pracy w Heimie.

Lepiej podejmować wyzwania i uczyć się czegoś nowego, rozwijać się. To daje energię i pogodę ducha na co dzień.
Osoby bojące się zmian, stojące w miejscu, koncentrujące się tylko na własnych przeżyciach i porównujące się z innymi są zgorzkniałe, takie własnie skisłe  i jedyne na co je stać to oczernianie innych. No , dobre takie hobby jak żadne, ale mam taką cichą nadzieję , że mnie Bozia taką czarną dziurą między uszami nigdy nie pokarze...
22 kwietnia 2018 17:11
Odniosę się do Tiny, hardkor Tina. Ja protestuję, nie wszyscy tacy są. 
22 kwietnia 2018 18:08 / 2 osobom podoba się ten post
Zofija

Tak, do odważnych świat należy. Nie przekonasz się, czy dasz radę, jak nie podejmiesz wyzwania.  Ja dlatego zrezygnowałam z pewnej PDP po 2 latach jeżdżenia do niej, bo poczułam, że się uwsteczniam i marnuję swój czas. Najwięcej doświadczenia zdobyłam teraz przez te ostatnie 6 miesięcy pracy w Heimie.

Zofija, napisz proszę, czy w pierwszym okresie pracy czułaś, że czegoś nie zrobiłaś ? nie myslę o zaniedbaniu, ale z braku czasu. 
Nie wiem czy masz jakiś przydział osoób do obsłużenia tzn . sale, czy pacjentów stałych ? a może co dzień  zajmujesz się innymi chorymi .Czy wszystko zdąrzysz zrobić ? Miałam propozycje pracy w takim miejscu, nawet byłam tam . Doszłam jednak do wniosku, że nie dam rady emocjonalnie . Nie mysle też, że sie uwsteczniam odpowiada mi taka robota . Staram się zgłebiać stan zdrowia podopiecznego, uczę sie przy tym wielu innych rzeczy . Może dlatego, że jak do tej pory, trafiam w dobre miejsca za bardzo dobrą kasę. 
22 kwietnia 2018 20:30 / 3 osobom podoba się ten post
mikser

Odniosę się do Tiny, hardkor Tina. Ja protestuję, nie wszyscy tacy są. :wystawia jezyk:

Nie napisałam tego :) Wiem ,że nie wszyscy tacy są i dziękować Opatrzności za to.
22 kwietnia 2018 21:56 / 4 osobom podoba się ten post
Mleczko

Zofija, napisz proszę, czy w pierwszym okresie pracy czułaś, że czegoś nie zrobiłaś ? nie myslę o zaniedbaniu, ale z braku czasu. 
Nie wiem czy masz jakiś przydział osoób do obsłużenia tzn . sale, czy pacjentów stałych ? a może co dzień  zajmujesz się innymi chorymi .Czy wszystko zdąrzysz zrobić ? Miałam propozycje pracy w takim miejscu, nawet byłam tam . Doszłam jednak do wniosku, że nie dam rady emocjonalnie . Nie mysle też, że sie uwsteczniam odpowiada mi taka robota . Staram się zgłebiać stan zdrowia podopiecznego, uczę sie przy tym wielu innych rzeczy . Może dlatego, że jak do tej pory, trafiam w dobre miejsca za bardzo dobrą kasę. 

Ten Heim, o którym piszę to moje początki i tam mimo wszystko było ciężko. Po 4 tygodniach zostałam przeniesiona do innego Heimu i ta zmiana wyszła na duży plus, w porównaniu z tym pierwszym miejscem. Na początku było ciężko, tak jak opisuję, ale powoli wprawiłam się i radziłam sobie coraz lepiej. Tu gdzie teraz jestem zawsze przydzielana na określony odcinek i pracuję samodzielnie. Jednak czasami ktoś mi pomaga, a innym razie ja pomagam.
Pod względem obciążenia emocjonalnego nie mam żadnych problemów, wręcz czuję, że jestem na właściwym miejscu i że jest to dla mnie odpowiedni typ pracy.
 
Powoli zbliża się koniec mojego kontraktu i mam dylemat, co wybrać dalej. Szefowa tego Heimu próbuje mnie tu zatrzymać. Jutro mam z nią oficjalną rozmowę o dalszym zatrudnieniu. Jest trochę plusów, ale są też minusy np. niższy zarobek w stosunku do gaży od obecnego pracodawcy, przez którego jestem tutaj  oddelegowana. Firma, w której teraz jestem zatrudniona, chce podpisać ze mną umowę na następny okres jeszcze przed moim wyjazdem do domu. W końcu też mam widoki na pracę we Szwajcarii. Czyli mam trzy konkretne Angeboty i musze coś postanowić.
23 kwietnia 2018 08:09 / 1 osobie podoba się ten post
Zofija

Ten Heim, o którym piszę to moje początki i tam mimo wszystko było ciężko. Po 4 tygodniach zostałam przeniesiona do innego Heimu i ta zmiana wyszła na duży plus, w porównaniu z tym pierwszym miejscem. Na początku było ciężko, tak jak opisuję, ale powoli wprawiłam się i radziłam sobie coraz lepiej. Tu gdzie teraz jestem zawsze przydzielana na określony odcinek i pracuję samodzielnie. Jednak czasami ktoś mi pomaga, a innym razie ja pomagam.
Pod względem obciążenia emocjonalnego nie mam żadnych problemów, wręcz czuję, że jestem na właściwym miejscu i że jest to dla mnie odpowiedni typ pracy.
 
Powoli zbliża się koniec mojego kontraktu i mam dylemat, co wybrać dalej. Szefowa tego Heimu próbuje mnie tu zatrzymać. Jutro mam z nią oficjalną rozmowę o dalszym zatrudnieniu. Jest trochę plusów, ale są też minusy np. niższy zarobek w stosunku do gaży od obecnego pracodawcy, przez którego jestem tutaj  oddelegowana. Firma, w której teraz jestem zatrudniona, chce podpisać ze mną umowę na następny okres jeszcze przed moim wyjazdem do domu. W końcu też mam widoki na pracę we Szwajcarii. Czyli mam trzy konkretne Angeboty i musze coś postanowić.

Masz wybór . Wprawdzie dla mnie to byłaby trudna decyzja ponieważ jestem z pod znaku "BliŹNIĄT " i wahania mam ogromne przy podjejmowaniu decyzji, ale to ja . Trzeba szukać, zmieniać, bo tylko taką taktyką trafi sie na miejsce nam odpowiadające. Ja staram się być w swoim fachu opiekunki perfekcyjna ( staram się ) nigdy niczego nie odłozyłam na jutro . Potrafie wstać w nocy jak jest taka potrzeba i potrafie też poświęcic swój wolny czas jesli sytuacja nakazuje . Nie wiem czy dałabym sobie radę przy wielu podopiecznych, dlatego skupiam sie na jednym podopiecznym, ale nie odmawiam parze, gdy jestem za to odpowiednio wynagradzana. Myślę, że nie podchodzę do tej pracy zbyt emocjonalnie dla mnie nie jest to dziadziuś czy babcia, nie płaczę też w razie pogarszającej się sytuacji (zdrowotnej) . Z każdego miejsca pracy mam Arbeitszeugnis z podpisami, nr tel i pieczątką . Powodzenia Zofija - 
23 kwietnia 2018 09:09 / 2 osobom podoba się ten post
tina 100%

Lepiej podejmować wyzwania i uczyć się czegoś nowego, rozwijać się. To daje energię i pogodę ducha na co dzień.
Osoby bojące się zmian, stojące w miejscu, koncentrujące się tylko na własnych przeżyciach i porównujące się z innymi są zgorzkniałe, takie własnie skisłe :-) i jedyne na co je stać to oczernianie innych. No , dobre takie hobby jak żadne, ale mam taką cichą nadzieję , że mnie Bozia taką czarną dziurą między uszami nigdy nie pokarze...

Nie należę do opiekunek rozwijających się, ale też mam taką nadzieję.
Może sama siebie zaskoczę, mądrzejsze opiekunki motywują opowieściami z pracy.