Schwester Zofija

23 lipca 2018 18:42
Zofijko jak się nazywają te tabsy na włosy?  
24 lipca 2018 15:36 / 1 osobie podoba się ten post
alesia

Zofijko jak się nazywają te tabsy na włosy?  

To jest Pantovigar. Rzeczywiście działa, ale po paru miesiącach od zakończenia kuracji, włosy znowu mi się sypią. Niby można powtórzyć tę kurację, ale wychodzi dość drogo w stosunku do tylko okresowej poprawy kondycji włosów. Teraz podjęłam kurucję Biotebalem (tabletki) i 10 minut przed umyciem nacieram włosy naftą kosmetyczną. Może to mi nieco pomoże....... cóż na zmiany hormonalne związane z wiekiem trudno znaleźć skuteczny środek. 
24 lipca 2018 17:00
Zofija

To jest Pantovigar. Rzeczywiście działa, ale po paru miesiącach od zakończenia kuracji, włosy znowu mi się sypią. Niby można powtórzyć tę kurację, ale wychodzi dość drogo w stosunku do tylko okresowej poprawy kondycji włosów. Teraz podjęłam kurucję Biotebalem (tabletki) i 10 minut przed umyciem nacieram włosy naftą kosmetyczną. Może to mi nieco pomoże....... cóż na zmiany hormonalne związane z wiekiem trudno znaleźć skuteczny środek. 

Ok.Spróbuj kosmetyków do włosów z korzenia łopianu.
24 lipca 2018 20:47 / 4 osobom podoba się ten post
Czwartek
 
Przy porannej krzątaninie otrzymałam zaskakujący telefon z Drim. Zaproponowali mi, abym podpisała z nimi umowę na następny okres po przerwie świątecznej, czyli od połowy stycznia i wróciła do obecnego miejsca pracy w Lindenhof. Przyznam, że zaskoczyli mnie tym, ale nie przestraszyli. Koordynatorka poprosiła mnie, abym podjechała do nich do biura przed wyjazdem do Polski. Hmmm.... mam dylemat, bo mam w zanadrzu inną kuszącą propozycję, a mianowicie Szwajcarię. Miałam skontaktować się ze Szwajcarami po Nowym Roku i zdecydować, co mam dalej robić. Teraz muszę moją decyzję przyśpieszyć. Z jednej strony to miejsce jest bardzo dobre i dużo przemawia za pozostaniem, a z drugiej strony Szwajcaria jest też interesującą opcją. Za obecnym miejscem przemawia bliskość do Polski, dobra praca, finansowo też nieźle wychodzę, no i pewność, co tu mnie czeka. Natomiast Szwajcaria wiąże się z dalekimi podróżami (być może samolotem), opieka24 i znowu wielka niewiadoma, na co trafię.... muszę naprawdę mocno się zastanowić i to przemyśleć. Ponadto muszę zadzwonić w najbliższych dniach do Schwiez i rozmówić się z nimi konkretnie, co do ich Angebotu.
 
Cała ta sprawa wytrąciła mnie nieco z rytmu dnia i przesiedziałam w domu czas do wyjścia do pracy na nicnierobieniu. Wykonałam kilka telefonów do rodziny i znajomych, aby podzielić się z nimi tymi nowinami. Musiałam się wygadać, bo to poważna sprawa i poważna decyzja. Krzyśkowi na razie nic nie mówię, bo on w ogóle boi się moich światowych planów zawodowych, czyli wyjazdu do Szwajcarii. Jego zdanie jest mi z góry wiadome i nie pomoże mi w rozważeniu za i przeciw. W tej sytuacji mam najważniejszego doradcę..... Opatrzność Bożą i tylko do Niego mogę się zwrócić o mądrość i dobry wybór, niech On mnie poprowadzi tam, gdzie jest to najlepsze.... muszę to przemodlić.... Duchu św. oświeć mnie i poprowadź.
 
25 lipca 2018 20:33 / 3 osobom podoba się ten post
Piątek
 
Dzień wolny od pracy. Pozwoliłam sobie na dłuższe spanie, wstałam po 9.00. Przez te ostatnie 3 tygodnie, kiedy chodziłam do pracy na popołudniową zmianę wreszcie się wysypiam i dobrze się z tym czuję. Dochodzę do wniosku, że muszę bardziej zadbać o tę sferę życia, bo odpowiednia ilość snu ma duże znaczenie dla ogólnego stanu zdrowia. Jestem już w takim wieku, że najwyższa pora zadbać o siebie..hihihi.
 
Powolnym rytmem krzątałam się do południa w swoim gospodarstwie. Załatwiłam kolejne pranie jasnych szmat u gospodyni i dopiero przed 13.00 wyszłam z domu. Dzisiaj pogoda była dość dobra, słonecznie, sucho i bezwietrznie, ale troszkę zimno (około 3 stopni C). Wybrałam się więc na dłuższą wycieczkę rowerową. Pojechałam przez las w dół do THR (3km), a potem już płaską ścieżką rowerową do centrum handlowego oddalonego od nas o 8km. Tam odebrałam z apteki preparat do włosów oraz zrobiłam małe zakupy żywnościowe. W drodze powrotnej leśny odcinek pod górę musiałam rower prowadzić, a nie jechać na nim, bo wzniesienie terenu jest zbyt duże. Nie chciałam się zresztą nazbyt forsować.
 
Do domu dotarłam około 16.00 czyli chwilkę przed zmrokiem. Gospodyni, jak mnie zobaczyła to się ucieszyła. Powiedziała, że się martwiła o mnie, czy abym nie miała jakiegoś wypadku. Czekała na mnie z zaproszeniem na kawę i ciasto. Cóż, nie odmówiłam, tylko zaraz poszłam do niej na ten poczęstunek. Ona jest taką zwykłą wiejską kobietą, która lubi ploteczki, gada o wszystkim i ciekawa jest nowinek. Mnie też cały czas podpytuje o różne sprawy. Dodatkowo przyszła jeszcze jej sąsiadka i na ploteczkach zeszło się nam 2 godziny. Głupio mi było wyjść wcześniej, zaraz po poczęstunku i musiałam odsiedzieć swoje, chociaż ich blablabla niezbyt mnie interesowało.
 
Takim to sposobem wolny dzień umknął mi wyjątkowo szybko. Obiad zrobiłam sobie w porze kolacyjnej. Miałam zamiar wcześniej iść spać. Jednak przyzwyczajenie do późnej pory nie pozwoliło mi wcześniej zasnąć, jak przed północą, mimo że w łóżku wylądowałam po 22.00.
27 lipca 2018 16:13 / 3 osobom podoba się ten post
Sobota
 
Dzisiejsza noc była dla mnie krótka, bo musiałam wstać o 5.20. Przez najbliższe 5 dni będę miała poranną zmianę i niestety koniec wylegiwania się do woli. Dyżur dobry i wszystkiemu spokojnie podołałam. Znam już pensjonariuszy, to i robota przy nich idzie mi sprytniej. Na poranną zmianę przydzielono mi inny odcinek, niż zwykle. Jest tam 10 osób, ale 3 były już ogarnięte przez kogoś innego. Z pozostałymi dałam sobie radę na spokojnie.
 
Po pracy ugotowałam obiad i o 15.00 pojechałam do FTL na zakupy do Lidla. Zrobiłam też zakupy do domu: prezent dla Lucynki, proszek dla siebie, Sylwii i innych. Następnie pojechałam do dużego centrum handlowego i tam długo tu się szwendałam. Być może to już ostatnie większe zakupy przed wyjazdem do domu.
 
Wieczorem zajęłam się wykończeniem ostatniej partii moich różańczyków. Przy rozrywkowym programie telewizyjnym, po naszemu nazwę to biesiadą bożonarodzeniową ta robota poszła mi bardzo fajnie. Znowu poszłam spać o północy.
 
Niedziela
 
Rano ledwo zdążyłam do pracy. Dzisiaj z Fachpfleger była nasza szefowa i nieładnie byłoby się spóźnić. W ciągu dnia porozmawiałam z nią o mojej pracy. Pochwaliła mnie, że jest bardzo zadowolona z mojej pracy i bardzo jej odpowiadam jako Pflegekraft. Koniecznie chce, abym wróciła do nich w styczniu. No zobaczymy, jeśli Szwajcaria wypali, to im będę musiała podziękować, chociaż w innym przypadku, to bezwzględnie tu wrócę. Pożyjemy, zobaczymy. Szefowa poprosiła mnie też o to, abym w przyszłą niedzielę pracowała, chociaż w grafiku miałam wstawiony dzień wolny. Ok, nie ma sprawy, zarobię parę eurasków więcej. Poza tym poprosiła mnie, abym w ostatnie trzy dni pracy (zmiana popołudniowa) zajęła się nową pracownicą z Polski, która będzie zatrudniona tak, jak ja z firmy Drim. Powiedziała, że ta osoba słabo mówi po niemiecku i żebym jej wszystko pokazała i wytłumaczyła w naszym języku. No, to na koniec będę miała praktykantkę-ziomalkę na przyuczenie. Oki, doki, damy radę, wyraziłam zgodę i na to.
 
W telewizji zapowiadają nadejście na nasz teren opadów śniegu. Martwi mnie to, bo ja jeżdżę na letnich oponach, a to stwarza dodatkowe ryzyko poślizgu. Szczególnie tu w Niemczech jest to niebezpieczne, bo istnieje prawny obowiązek sezonowej zmiany opon i w razie nieszczęścia byłabym dodatkowo obciążona winą. Nie daj Boże, aby coś się takiego zadziało.
 
 
Dzisiaj jednak było jeszcze sucho, więc do DD pojechałam na spokojnie. Jak zwykle byłam na polskiej mszy i przeszłam się ulicami starówki zahaczając o teren jarmarku bożonarodzeniowego. Te imprezy są organizowane we wszystkich niemieckich miastach i miasteczkach. To już ich taka tradycja, że imprezy w o tym charakterze ruszają u nich pod koniec listopada i trwają do Bożego Narodzenia. Jest to w zasadzie taki folklor bożonarodzeniowy, z budami handlowymi, gdzie oprócz ogromnych mas różnych gadżetów świątecznych handluje się wszelkimi innymi produktami (tak jak na polskim targu). Cały Markt jest oczywiście ładnie zbudowany, przybrany i oświetlony lampkami świątecznymi. Większa cześć jarmarku to budy konsumpcyjne, gdzie prym wiedzie Gluewein, czyli gorące wino (grzaniec). Ludzie piją go litrami, jest dość głośno i radośnie. Wszędzie leci muzyka bożonarodzeniowa i atmosfera iście z hoolywodzkiego filmu o BN. Tak, czyli u nich święta już trwają pełną parą. Tak sobie pochodziłam kilka minut po tym targowisku próżności i zastanawiałam się, co to wszystko ma wspólnego z religijnym znaczeniem świąt Bożego Narodzenia. Teraz mamy adwent. Jest to czas oczekiwania na przyjście Jezusa. W naszym kościele katolickim nie śpiewa się jeszcze kolęd, a uczestniczy się w roratach, które podkreślają atmosferę oczekiwania i przygotowania się na narodzenie Jezusa. Tak naprawdę , to te niemieckie świętowanie to zwykły festyn uliczny, tylko wykorzystujący tytuł i charakter Bożego Narodzenia. Większość z tych imprezowiczów nie ma nic wspólnego, a nawet nie ma pojęcia o prawdziwym sensie tych religijnych świąt, nie mówiąc już o potrzebie duchowego przygotowania się na przyjście Dzieciątka Jezus. Cóż, taki to świat, tylko modlić się za tę zbłąkaną ludzkość.
30 lipca 2018 22:50 / 2 osobom podoba się ten post
10. tydzień (04.-09.12.2017)
 
Poniedziałek
 
To wczesne wstawanie jest dla mnie naprawdę trudne, ale służba nie drużba i wstaję mimo bólu. Już wczoraj w nocy zaczął prószyć śnieg. Rano, kiedy wyjeżdżałam do pracy było biało. Mam blisko (około 1,5km), ale główna droga jest dość stroma i trochę obawiałam się tej jazdy. Na szczęście asfalt był czarny.
 
Dzisiaj mieliśmy znowu braki kadrowe w zespole i niestety musiałam sama ogarnąć cały swój odcinek, czyli wszystkich 10 PDP, z których tylko dwoje jest w miarę sprawnych. Musiałam się mocno sprężać, ale wszystkiemu podołałam w limicie czasowym. Nawet nie byłam tak zmęczona, jak w tym pierwszym Heimie w FRL. Nie ma tu jakiegoś nacisku, aby szybciej się uwijać, co tam często się zdarzało. Z całą poranną akcją wyrobiłam się do 10.30. Dopiero wtedy zrobiłam sobie przerwę. Resztę dyżuru to już luzik.
 
Śnieg sypał przez całe przedpołudnie, ale temperatura oscylowała w granicach zera, także ulice pozostały czarne. Po południu śnieg w ogóle zniknął, a opady przeszły w deszcz. Niemniej drogi są poślizgowe i trzeba uważać. Dzisiaj już nigdzie z domu się nie ruszałam. Zakopałam się w swoich ulubionych mediach.
 
Wtorek
 
Dyżur poranny, wszystko ogarnęłam tak, jak wczoraj. Na koniec dyżuru dostałam adres nowej kwatery, bo niestety stąd muszę się wynieść. Z jednej strony szkoda, bo niepotrzebne jest to zamieszanie kilka dni przed wyjazdem, a z drugiej może lepiej. Miałam tu dobre warunki, poza dyskomfortem zimna od wieczora, przez całą noc i poranek. Przez te wyłączanie ogrzewania na noc w moim mieszkaniu było znośnie tylko od 10.00 do 22.00. Czasami wkurzało mnie to mocno, więc nie mam co żałować, że stąd się wyprowadzam. Może na nowej kwaterze będzie cieplej. Tak, czy inaczej, te kilka dni wytrzymam, nawet w spartańskich warunkach.
 
Po pracy zrobiłam sobie obiad, wykąpałam się i częściowo spakowałam. Nie wiedziałam dokładnie o której jutro mam opuścić mieszkanie i w zasadzie czekałam na wskazanie gospodyni. Około 19.00 zapukała do mnie i poinformowała, że muszę wyprowadzić się rano, bo następni goście przyjeżdżają w południe..... hmmm, niezbyt mi to pasuje, ponieważ mam poranny dyżur, co oznacza, że cały swój majdan muszę zapakować rano i jechać z tym do pracy. Cóż, mus to mus. Spakowałam się do końca i jutro rano odmelduję się stąd.
02 sierpnia 2018 22:49 / 1 osobie podoba się ten post
Środa
 
Wczoraj nie mogłam długo zasnąć, a dzisiaj musiałam wstać o 5.00, aby wyrobić się z wyprowadzką przed pracą. Udało się, dzięki mojej dobrej organizacji i dyscyplinie. Mieszkanie opuściłam o 6.00 i pojechałam do pracy.
 
Robota, jak co dzień, rano trzeba się przyłożyć, ale nie jest to ponad moje możliwości. Natomiast coraz bardziej przekonuje się, że to jest praca dla mnie. Normalnie pielęgnacja tych staruszków sprawia mi sporo satysfakcji i nie mam żadnych problemów nawet z tymi nieprzyjemnymi czynnościami. Lubię tych chorych i niesprawnych ludzi. Tak sobie myślę, że ja powinnam wykonywać ten zawód od młodości. Normalnie czuję, że to jest moje powołanie zawodowe. Praca w tym Heimie jest dla mnie wręcz przyjemnością....hmmm.
 
Po pracy pojechałam pod nowy adres kwatery. Przywitałam się z gospodarzami i zostałam zaprowadzona do mieszkania. Niestety, standardem jest dużo słabsze od dotychczasowej stancji. Niby jest czysto i urządzone ok, ale główne minusy, to brak kącika kuchennego oraz lekki zapach wilgoci. Jest to stary dom, a moja kwatera zapewne nie była ogrzewana w czasie pustostanu i stąd ten nieprzyjemny zapach. Nie jest to zbyt intensywne, ale ja jestem bardzo wyczulona na takie zapachy. No cóż, muszę tu przekoczować. Będę grzać mieszkanie i jednocześnie wietrzyć, może powietrze się poprawi. Trochę mnie to irytuje, ale jakoś tam przetrwam te kilka dni. Gospodyni jest miłą i życzliwą osobą. Zaoferowała się, że może mi podgrzewać jedzenie.
 
Rozpakowałam się i pojechałam do najbliższego Netto po chleb i parę innych produktów. Po powrocie rozgościłam się już na dobre w mieszkaniu. Czuję, że tutaj wreszcie nie będę marznąć, bo grzejniki są gorące (a nie lekko ciepłe) i w ciągu godzinki mojej nieobecności zrobiło się całkiem milutko. Skorzystałam z uprzejmości gospodyni i poprosiłam o podgrzanie obiadku, który pozostał mi z wczorajszego dnia. Resztę wieczoru spędziłam na słodkim lenistwie (a raczej odpoczynku) przed telewizorem, komputerem i z telefonem w ręku. Skończył mi się niemiecki pakiet internetowy, więc z internetem muszę postępować bardzo oszczędnie. Nie chcę kupować na te kilka dni dodatkowego pakietu, a z polskiej karty mogę wykorzystać tylko 1,5 GB. Trochę mało jak na 10 dni. Z rodzinką będę więc rozmawiała tylko przez telefon, a nie przez skype.
05 sierpnia 2018 18:48 / 1 osobie podoba się ten post
Czwartek
 
Wreszcie dobrze się wyspałam i nie marzłam w nocy. Teraz, po tych 3 tygodniach zimnicy doceniam komfort ciepłego mieszkania. Dzisiaj dyżur popołudniowy. Pogoda piękna, więc przed południem wybrałam się na spacer po okolicznym lesie. Poszłam w nieznanym mi kierunku i na skraju lasu odkryłam 2 fajne miejsca: leśną scenę i zabytkową dzwonnicę. Miejscowość ta ma swoje walory krajobrazowo – klimatyczne i zapewne w okresie letnim dzieje się tu sporo pod względem turystycznym.
 
Zadzwoniłam do Szwajcarii na numer, z którego 3 tygodnie temu dostałam Angebot pracy. Musiałam wyjaśnić, czy to jest nadal aktualne i poważne. W sytuacji, kiedy tutaj zaproponowano mi powrót na kolejny turnus mam dylemat co wybrać. Tutaj jest mi dobrze, ale Szwajcaria też kusi. Rozmowa rozwiązała problem wyboru. Szwajcar powiedział mi, że to miejsce, które wówczas mi proponował jest już obsadzone, a na styczeń nie może mi na pewno obiecać zatrudnienia. Oznacza to, że nie ma na co się oglądać, bo to nie jest pewne. Ok, mam jasną sytuację i już wiem co robić. Zadzwoniłam do Drim i umówiłam się na jutro na podpisanie z nimi kolejnej umowy.
 
W pracy szefowa znowu przydzieliła mi odcinek, gdzie pracowałam przez ostatnie dni na pierwszej zmianie. Wieczorem tych ludzi jeszcze nie ogarniałam, ale dałam radę. W zasadzie to pracuję samodzielnie i wykonuję zadania na równi ze starymi opiekunkami, czyli jestem tu już pełnowartościową Pflegerkraft.
 
Dzisiaj pracowałam z koleżanką (Niemką), która zaczęła tu pracę tydzień przede mną, również przez jakąś firmę pracy czasowej. Porozmawiałam z nią o mojej sytuacji mieszkaniowej tutaj. Opowiedziałam jej, że na pierwszej kwaterze było pięknie, ale zimno, a na tej obecnej jest ciepło, ale nie mam dostępu do kuchni. Bardzo dobrze, że z nią o tym porozmawiałam, bo okazało się, że ona mieszka tuż obok, w domku należącym do Heimu. W tym budynku znajdują się na dole garaże, a na górze gabinet fizjoterapeutyczny i małe, służbowe mieszkanie (pokój, kuchnia i łazienka). Ona opuszcza to mieszkanie z początkiem stycznia, więc ja mogę ewentualnie tu zamieszkać po powrocie z przerwy świątecznej. Muszę porozmawiać o tym z szefową. W przerwie poleciałyśmy do jej mieszkania i obejrzałam je sobie. Jest wyposażone we wszystko co potrzebne do życia. Nawet jest pralka, tylko nie podłączona do sieci, ale myślę, że to nie będzie problemem.
 
07 sierpnia 2018 15:47 / 2 osobom podoba się ten post
Piątek.
 
Do biura mojej firmy w DD umówiłam się na 10.00. Wstałam odpowiednio wcześnie, aby dojechać tam punktualnie. Tam przywitano mnie bardzo ciepło. Widzę, że dotarł tutaj mój dobry Ruf. W biurze była Kasia (Polka), która mnie zwerbowała, ale wszystkie sprawy formalne załatwiałam z moją koordynatorką Sisi (Niemką). Zaaferowałam się, że następną umowę mogę podpisać do połowy maja, pod warunkiem, że w okresie wielkanocnym wyjadę na 2 tygodnie do domu. Szybko obliczono, że na ten okres będę miała pokrycie należnym mi urlopem wypoczynkowym i od razu wypisano odpowiedni wniosek do umowy. Przy okazji pobytu w biurze miałam jeszcze rozmowę o koleżance forumowej, która stara się o taką pracę, jak ja. Szef miał wątpliwości, co do jej doświadczenia i porozmawiał ze mną o tym. Ja znam osobiście koleżankę, to powiedziałam co myślałam i obiecałam, że porozmawiam z nią i opowiem jej, jak się pracuje w niemieckich Heimach. Jeśli nadal będzie chciała podjąć się tej pracy, to ma się skontaktować osobiście z Drim. Mam nadzieję, że pomogłam koleżance.
 
W drodze powrotnej miałam zamiar zajechać do kościoła. Dzisiaj jest 8 grudnia, od 12.00 do 13.00 jest godzina łaski i chciałam się pomodlić w tym czasie w kościele. Jednak musiałam zrezygnować z tego, bo nie wyrobiłabym się do pracy na druga zmianę. Pomodliłam się tylko różańcem pół godziny w samochodzie. Zajechałam jeszcze na szybkie zakupy do Lidla i w domu miałam tyle czasu, aby zjeść szybki obiad.
 
W pracy był dzisiaj szczególny dzień. Po południu zorganizowano taki wewnętrzny jarmark bożonarodzeniowy. Na podwórzu ustawiono budkę gastronomiczną z ciastem, kiełbaską, kawą i grzańcem, paliło się ognisko, grała bożonarodzeniowa muzyka. W korytarzach na parterze ustawiono stanowiska handlowe z ichniejszą cepelią, czyli rękodziełami. Prawie do wszystkich PDP przyjechały rodziny. Było dużo ruchu i gwaru. Seniorzy nie mieli normalnej Kaffeezeit i kolacji, tylko zjedli to, co oferowała jarmarczna kuchnia. Dla Bewohner i pracowników konsumpcja była za darmo, a dla odwiedzających płatna. Również dobrze sprzedawały się oferowane rzemieślnicze gadżety. Impreza zakończyła się przed 19.00 mini koncertem zespołu tutejszych muzyków - trębaczy. Niby seniorzy byli w tym czasie pod opieką rodzin, ale my opiekunowie mieliśmy dodatkowo więcej roboty przy tym całej imprezie. Po 18.00 zaczęliśmy powoli zabierać do łóżek tych najbardziej demencyjnych staruszków. Akcja dobranockowa zakończyła się tak jak zwykle przed 21.00.
 
Na początku dyżuru miałam rozmowę z szefową. Ona również uczestniczyła w tej dzisiejszej imprezie. Jest to bardzo pozytywna osoba i widać, że ja jej przypadłam do gustu. Zagadnęła mnie radośnie, jak się tutaj u nich czuję. No i porozmawiałyśmy sobie trochę. Powiedziałam jej o tym, że w styczniu wrócę tu na pewno, bo dzisiaj podpisałam umowę w Drim. Ona bardzo się z tego ucieszyła i przy okazji zapytała mnie, czy w przyszłości nie zechciałabym u nich pracować na stałe, na bezpośredniej umowie o pracę. Nooooo, to dla mnie niespodzianka. Odpowiedziałam jej, że być może, ale musiałybyśmy porozmawiać dokładniej, bo ja chciałabym co pewien czas zjeżdżać do domu. Powiedziała, że wszystko jest do zorganizowania i możemy pomyśleć o tym. Sama też zaproponowała mi, że kiedy wrócę w styczniu, to zakwateruje mnie w mieszkaniu służbowym, które wczoraj oglądałam. Super, powiedziałam jej, że bardzo by mi to pasowało, tylko trzeba podłączyć pralkę. Też na to przytaknęła ..... Takim sposobem wszystko mi się tutaj dobrze klaruje i chyba elegancko się tu zainstaluję na kolejny okres pracy. Super, a co będzie dalej, to życie pokaże.
10 sierpnia 2018 21:58 / 2 osobom podoba się ten post
Sobota.
 
Wolny dzień. Zima zaatakowała nasz region i od rana padał śnieg, a wręcz była zadyma śnieżna. Z tego powodu zostałam uwięziona na cały dzień w domu. Spędziłam czas na swoich ulubionych zajęciach: telewizja, komputer, długie telefony do rodziny i znajomych, czytanie oraz pisanie dziennika.
 
Niedziela
 
Zmiana poranna, więc musiałam wstać bardzo wcześnie, bo o 6.00 początek dyżuru. Dzisiaj dostałam łatwiejszy odcinek Dachgeschoss i z porannymi zadaniami wyrobiłam się śpiewająco. W ogóle dzisiaj dyżur był jakiś taki leithowy.
 
W domu zjadłam obiadek i przy komputerze tak mnie zamuliło, że poszłam do łóżka i przespałam się godzinkę. Pogoda zwariowana, a od 15.00 znowu nadeszła zimowa zawieja. Z tego powodu zrezygnowałam dzisiaj z wyjazdu do kościoła do DD. Boję się jeździć z powodu letnich opon. Poza tym jeśli policja by mnie zatrzymała, to dostałabym mandat, bo tu jest obowiązek opon zimowych przy takich warunkach pogodowych. Modlę się, aby zima odpuściła na czas mojego powrotu do domu w najbliższą sobotę. Dzisiaj w telewizji pokazywali ogromne ilości wypadków z powodu śnieżycy i ślizgawicy na niemieckich drogach.
 
Cały wieczór przesiedziałam w pokoju przy swoich sprawach. O jakichś spacerach nie może być mowy w taką pogodę. Cóż, trzeba to przetrwać, byle do domu na święta, a potem to już z górki.
11 sierpnia 2018 10:23 / 1 osobie podoba się ten post
Czyta sie jak dobre opowiadanie.
11 sierpnia 2018 12:25
Zofija

Sobota.
 
Wolny dzień. Zima zaatakowała nasz region i od rana padał śnieg, a wręcz była zadyma śnieżna. Z tego powodu zostałam uwięziona na cały dzień w domu. Spędziłam czas na swoich ulubionych zajęciach: telewizja, komputer, długie telefony do rodziny i znajomych, czytanie oraz pisanie dziennika.
 
Niedziela
 
Zmiana poranna, więc musiałam wstać bardzo wcześnie, bo o 6.00 początek dyżuru. Dzisiaj dostałam łatwiejszy odcinek Dachgeschoss i z porannymi zadaniami wyrobiłam się śpiewająco. W ogóle dzisiaj dyżur był jakiś taki leithowy.
 
W domu zjadłam obiadek i przy komputerze tak mnie zamuliło, że poszłam do łóżka i przespałam się godzinkę. Pogoda zwariowana, a od 15.00 znowu nadeszła zimowa zawieja. Z tego powodu zrezygnowałam dzisiaj z wyjazdu do kościoła do DD. Boję się jeździć z powodu letnich opon. Poza tym jeśli policja by mnie zatrzymała, to dostałabym mandat, bo tu jest obowiązek opon zimowych przy takich warunkach pogodowych. Modlę się, aby zima odpuściła na czas mojego powrotu do domu w najbliższą sobotę. Dzisiaj w telewizji pokazywali ogromne ilości wypadków z powodu śnieżycy i ślizgawicy na niemieckich drogach.
 
Cały wieczór przesiedziałam w pokoju przy swoich sprawach. O jakichś spacerach nie może być mowy w taką pogodę. Cóż, trzeba to przetrwać, byle do domu na święta, a potem to już z górki.

Nie rozumiem Twojej "oszczędności" na oponach zimowych. Przecież od jesieni byłaś w PL autem i mogłaś spokojnie sobie zmienić. Podziwiam Cię, że liczysz tylko na Bożą opiekę, ale nie robisz nic, aby pomóc w tej opiece. Ja też jeżdżę autem do DE, ale nie wyobrażam sobie jechać od listopada do marca-kwietnia na letnich oponach.
11 sierpnia 2018 15:52 / 1 osobie podoba się ten post
Malgi

Nie rozumiem Twojej "oszczędności" na oponach zimowych. Przecież od jesieni byłaś w PL autem i mogłaś spokojnie sobie zmienić. Podziwiam Cię, że liczysz tylko na Bożą opiekę, ale nie robisz nic, aby pomóc w tej opiece. Ja też jeżdżę autem do DE, ale nie wyobrażam sobie jechać od listopada do marca-kwietnia na letnich oponach.

Tak się złożyło, że nie mogłam pojechać w zaplanowanym czasie  do domu. Wtedy przenieśli mnie do tego drugiego Heimu i moje plany nie wypaliły. Liczyłam jeszcze na łagodną jesienną pogodę w połowie grudnia oraz na swoje umiejętności. Dziękować Bogu przejeździłam bez kłopotów.
11 sierpnia 2018 16:12 / 1 osobie podoba się ten post
11. tydzień (11.-16.12.2017)
 
 
Poniedziałek
 
Rozpoczął się dla mnie ostatni tydzień pobytu i pracy tutaj. Poranek przywitał nas odwilżą. W ciągu nocy zniknął śnieg. Super, nie smucę się z tego powodu. Jednak prognozy pogody nie są jakieś optymistyczne. Cały czas mają przechodzić gwałtowne fronty niżowe z dużymi ilościami opadów deszczu, deszczu ze śniegiem i śniegu. Temperatura na pograniczu 0 stopni, więc na drogach nie będzie bezpiecznie. Boże, spraw, aby na sobotę drogi były suche i bezpieczne do jazdy.
 
Czas do wyjścia do pracy spędziłam w domu. Miałam zamiar wyjść na spacer, nawet się ubrałam i wyszłam na zewnątrz, ale w tym czasie rozpadało się i nie było sensu moknąć. Wycofałam się do domu. W pracy wszystko ok.
 
Wtorek
 
Przed południem pojechałam do FRL, aby zamówić leki dla Lucynki i preparat do włosów. Postanowiłam kupić ten specyfik również dla córki, bo ona również cierpi na słabość włosów od czasu urodzenia dziecka. Preparat ten jest bardzo drogi (3-miesięczna kuracja 107€). Postanowiłam sprezentować jej to na gwiazdkę.
W pracy miałam dzisiaj dość ciężko, bo pracowałyśmy tylko we trzy Pfleger. Dałyśmy jednak radę.
 
Środa
 
Dzisiaj pogoda jest ładna, ale to ma się zmienić. Cały czas obawiam się ataku zimowej aury na dzień mojego wyjazdu do domu. Według prognozy taka ewentualność istnieje Do piątku mam popołudniowe dyżury, a wyjazd planuję w sobotę rano. W piątek ma być jeszcze dobrze. Córcia podsunęła mi pomysł, aby poprosić w pracy o przestawienie piątkowego dyżuru na rano, co pozwoliłoby mi wyjechać po południu. Spróbowałam tego manewru i wpadłam do Heimu przed południem, aby poprosić szefową o to. Obiecała mi, że porozmawia z koleżankami z rannej zmiany i jeśli się zgodzą, to przestawi mi dyżur.
 
Przed pracą pojechałam jeszcze do FRL do zamówione leki. Przy okazji kupiłam sobie pół grillowanego kurczaka z budki garmażeryjnej stojącej na placu centrum handlowego. Naszła mnie ogromna ochota na coś pieczonego, bo przez brak kuchni cały czas imprezuję sobie obiadki w ramach dostępnych możliwości. W zakresie normalnego gotowanego jedzenia mam tutaj naprawdę postny czas.
 
W pracy miałam dzisiaj dziwny dyżur. Do naszego zespołu doszła jedna osoba, zapowiadana przez szefową, którą ja miałam wprowadzić w pracę. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że jest to mężczyzna w wieku około 50 lat, Słowak. No, to mam bojowe zadanie. Facet jest miły i w porządku, ale rzeczywiście słabo mówi po niemiecku. Próbowaliśmy się porozumiewać również w naszych narodowych językach, ale wychodziło to średnio. On mówił, ze rozumie po polsku, ale ja jego słowackiego nie bardzo rozumiałam. Pracował ze mną cały dyżur i cały czas porozumiewaliśmy się w śmiesznym mieszanym języku niemiecko – słowacko – polskim...hihihihi. Facet starał się, jak mógł, ja również i myślę, że dobrze go wdrożę w nasze obowiązki....hihihii.
 
Czwartek
 
Dyżur popołudniowy. Pracowałam znowu z nowym kolegą i znowu było nieco komicznie. Dowiedziałam się, że zamieniono mi piątkowy dyżur na poranny, tak jak prosiłam i jutro mogę jechać do domu po południu. Po powrocie z pracy częściowo spakowałam się, aby jutro szybko się ewakuować. Poszłam do łóżka przed 23.00, ale mało spałam. Po pierwszym śnie wybudziłam się i do pobudki leżałam bezsennie. Chyba zaatakowała mnie Reisefieber.
 
Piątek
 
Wstałam po 5.00 i ogarnęłam się do pracy. Byłam niewyspana i zmęczona. Pogoda też się załamała. Całe przedpołudnie padał śnieg. Na szczęście temperatura podniosła się na plusową stronę podziałki termometru i jeszcze przed wyjściem z pracy śnieg się rozpuścił. Biłam się z myślami, czy wyjeżdżać dzisiaj do domu, czy jutro rano.
 
Po powrocie z pracy zdecydowałam się jednak wyruszyć z drogę. Szybciutko zapakowałam wszystkie rzeczy do samochodu. Chciałam się pożegnać z gospodarzami, ale nie było ich w domu, więc napisałam parę zdań na karteczce i wetknęłam je we drzwi. Klucze też zostawiłam w drzwiach.
 
Podróż miałam dobrą. Jechało mi się bardzo dobrze i w zasadzie drogi były czyste od śniegowych naleciałości. O dziwo nie miałam kryzysów zmęczenia i bezproblemowo dotarłam do domku przed 23.00. Chwała Bogu, bo wierzę, że moje modlitwy o dobrą podróż zostały wysłuchane.