Schwester Zofija

09 lipca 2018 15:37 / 4 osobom podoba się ten post
Pozatym są z pewnoscią tansze wydawnictwa. Ja na drugie trafiłam na dużo droższe, za ta samą ksiażkę chcieli ponad 24 000 zł. Pozatym kontakt był kiepski, ich strona rownież. W poligraf pasował mi dobry kontakt, ich strona profesjonalna, podawali mi, gdzie ksiażki będą sprzedawane, co jest dla mnie dodatkowym źródłem kolej ych czytelników. Dlatego zdecydowałam się na nich i nie szukałam wiecej. Jestem w goracej wodzie kapana i chciałam w ciągu miesiaca napisac ksiażkę i wszystko zalatwić. Po to zjechałam do pl. Oczywiscie ten plan był smieszny i napisanie książki w miesiąc również. Ale myślę, że jeszcze udało się ją uratować przez kolejne 4 miesiace pracy nad nią haha
09 lipca 2018 20:33 / 5 osobom podoba się ten post
8. tydzień (20.-26.11.2017)
 
Poniedziałek
 
Kolejny tydzień rozpoczęty. Do pracy będę chodziła cały tydzień na popołudniową zmianę. Właściwie to jest dobra opcja. Wysypiam się, a do 14.30 jest dużo czasu na prywatne życie. Przy krótkich listopadowych dniach można powiedzieć mam cały dzień do dyspozycji. Pogoda paskudna i wykluczająca jakiekolwiek aktywności na świeżym powietrzu. Czas do wyjścia do pracy spędziłam spokojnie w swoim pokoju. Nawet zaczęłam czytać książkę, na co ciągle brakuje mi czasu. Naprawdę z taką ilością wolnego czasu jest mi bardzo dobrze.
 
Wpłynęła mi pierwsza wypłata za październik z tej firmy. Nawet nieźle mi to wyszło. Taką kasę dostawałam ostatnio w Monachium za cały miesiąc, za pracę 6 razy w tygodniu w systemie 24-Betreuung. Jakby nie przeliczać, to ta praca jest bardziej opłacalna.
 
W Heimie po tygodniu wdrażania czuję się już pewniej i na tym odcinku, gdzie jestem przydzielona poruszam się już swobodnie. Jest tu 9 PDP, ale zawsze pomagam jeszcze koleżankom z innych odcinków, bo one mają parę osób więcej. Nie ma tutaj wielkich zażyłości, ale współpraca jest jak najbardziej poprawna i nie odczuwam żadnych negatywnych odniesień do mojej osoby. Jestem po prostu jedną z opiekunek tego Heimu. Co parę dni poznaję kogoś nowego z zespołu Pfleger i wyrabiam sobie zdanie i doświadczenie z kim jak się pracuje. Ogólnie jest wszystko w porządku. Z dzisiejszą koleżanką pracowało mi się wyjątkowo dobrze, dyżur minął bardzo spokojnie i z akcją dobranockową wyrobiłyśmy się godzinę przed końcem dyżuru.
 
Wtorek
 
Pogoda nadal fatalna, zmuszająca do siedzenia w domu. Szkoda, bo chętnie pojeździłabym rowerem, ale na dzisiaj jest to absolutnie niemożliwe. Znowu rozłożyłam się ze swymi wszystkimi hobbystycznymi zajęciami. Jak zwykle czas wolny w domku upłynął mi bardzo szybko. Czuję się dobrze i nawet powoli przyzwyczajam się do nocnego zimna w mieszkaniu.
 
W pracy wszystko dobrze. Normalnie coraz bardziej podoba mi się to, co wykonuję. Myślę, że pielęgnacja chorych i potrzebujących pomocy ludzi jest wpisana w moje powołanie. Mam dla nich dużo empatii, a jednocześnie nie obciąża to mojej psychiki. Czuję, że wykonuję coś dobrego i wartościowego. Dziękuję Ci Panie Boże za tę drogę.
 
 
 
09 lipca 2018 23:32
Z tymi zimnymi nocami nie ma dramatu. Ja jestem całkowicie za wyłączaniem ogrzewania na noc a przynajmniej na obniżanie temperatury. Tak samo jestem za wyłaczaniem kaloryferów, gdy wię wietrzy mieszkanie. Nie znoszę, gdy ktoś ma otwarte okno i włączony kaloryfer. Uważam to za marnotrawstwo. Brak szacunku do czyjeś pracy i pieniędzy lub swojej własnej pracy i pieniędzy. Po pierwsze to jest oszczędność, po drugie to zdrowe. Pamiętam, ja u mnie paliło się w piecach. Byliśmy dziećmi i jakoś dalismy radę. Grube skarpety na noc to podstawa i zawszę wożę ze sobą ciepły koc, który narzucam na kołdrę. I sypiam dobrze. Prędzej mam problemy ze spaniem, gdy nie jest przewietrzone i jest za ciepło. Kupę lat nawet w zimie spałam z wyłączonymi kaloryferami i otwartym oknem.
10 lipca 2018 06:40
Ja też nie lubię, jak jest za ciepło, zwłaszcza nocą. Ale jak tak całkiem zimno, to źle się czuję.
Zofija- napisałaś, że rozkładasz się w wolnym czasie z hobbystycznymi rzeczami. Można wiedzieć jakimi?
10 lipca 2018 18:30 / 3 osobom podoba się ten post
Werska

Ja też nie lubię, jak jest za ciepło, zwłaszcza nocą. Ale jak tak całkiem zimno, to źle się czuję.
Zofija- napisałaś, że rozkładasz się w wolnym czasie z hobbystycznymi rzeczami. Można wiedzieć jakimi?

Miałam na myśli czytanie, pisanie, skype, telefony do rodziny i znajomych, oglądanie telewizji, internet i w końcu mam pewne robótki ręczne. Jest to robienie różańców z plastikowych paciorków. Robię to już od wielu lat, całkowity wolontariat. Różańce dziergam w takich sytuacjach jak oglądanie telewizji, czy rozmowy skypowo-telefoniczne. W ten sposób zajmuję ręce robótką, a przy okazji wykonuję coś na bożą chwałę.
Poza tym dużo ruszam się, wychodzę na spacery i rundki rowerowe. Mam tyle różnych rzeczy, że nigdy nie nudzę się na wyjeździe i nie odczuwam samotności w swoim towarzystwie. Obecny system pracy odpowiada mi głównie dlatego, że mam dużo wolnego czasu, który mogę poświęcić wyłącznie na własne prywatne życie.
10 lipca 2018 18:33 / 3 osobom podoba się ten post
gruba

Z tymi zimnymi nocami nie ma dramatu. Ja jestem całkowicie za wyłączaniem ogrzewania na noc a przynajmniej na obniżanie temperatury. Tak samo jestem za wyłaczaniem kaloryferów, gdy wię wietrzy mieszkanie. Nie znoszę, gdy ktoś ma otwarte okno i włączony kaloryfer. Uważam to za marnotrawstwo. Brak szacunku do czyjeś pracy i pieniędzy lub swojej własnej pracy i pieniędzy. Po pierwsze to jest oszczędność, po drugie to zdrowe. Pamiętam, ja u mnie paliło się w piecach. Byliśmy dziećmi i jakoś dalismy radę. Grube skarpety na noc to podstawa i zawszę wożę ze sobą ciepły koc, który narzucam na kołdrę. I sypiam dobrze. Prędzej mam problemy ze spaniem, gdy nie jest przewietrzone i jest za ciepło. Kupę lat nawet w zimie spałam z wyłączonymi kaloryferami i otwartym oknem.

Ja nie lubię wychłodzonych mieszkań. Oczywiście nie chodzi mi o jakieś rozparzenie, ale temperatura poniżej 20 stopni absolutnie mi nie odpowiada. W domu lubie być lekko ubrana, a w nocy śpię na wpół przykryta. Szczególnie stopy, jeśli mam je przykryte, to się duszę. Chyba oddycham stopami 
10 lipca 2018 20:07
Zofija

Ja nie lubię wychłodzonych mieszkań. Oczywiście nie chodzi mi o jakieś rozparzenie, ale temperatura poniżej 20 stopni absolutnie mi nie odpowiada. W domu lubie być lekko ubrana, a w nocy śpię na wpół przykryta. Szczególnie stopy, jeśli mam je przykryte, to się duszę. Chyba oddycham stopami :smiech2:

11 lipca 2018 16:08 / 4 osobom podoba się ten post
Środa
 
Rano zapukała do mnie gospodyni z pytaniem, co u mnie słychać i czy nadal chcę wyprać swoje rzeczy w jej pralce. Tak, tak, szybciutko zebrałam klamoty i poszłam do pralni. Pogadałyśmy kilka minut i przy okazji powiedziałam jej o tym, że marznę nocami. Ona odpowiedziała, że oni są tak przyzwyczajeni i piec jest tak ustawiony, że powinnam się dobrze okrywać do spania.......hahaha, o tym wszystkim wiem sama, ale dla mnie jest to niewłaściwe. Gdyby kaloryfery grzały całą dobę i byłoby mi za gorąco, to mogłabym sama sobie regulować temperaturę. Cóż, nie ma o co kopii kruszyć. Dałam spokój dyskusji i pomyślałam, że jakoś wytrzymam.

 
Pogoda poprawia się, więc o 11.00 wskoczyłam na rowerek. Pojechałam przez las jakąś ścieżką, którą dotarłam na dół do THR, miejscowości oddalonej o 3 km. Ścieżka była dobra, ale cały czas prowadziła w dół. Zdawałam sobie sprawę, że droga powrotna będzie proporcjonalnie trudniejsza, ale co tam, miałam wystarczająco czasu, aby ewentualnie podejść pieszo pod górę. Na dole przejechałam się jeszcze ze 2 km po równinie. Zajechałam do Netto, aby kupić pieczywo i jakąś wędlinę, a tu niespodzianka, dzisiaj jest święto (ewangelickie) i sklepy są zamknięte. Moja lodówka świeci pustkami, ale postanowiłam, że powstrzymam się od zakupów do soboty i będę żywiła się resztkami. Mam jeszcze parę produktów (kasze, warzywa, jabłka, jajka, nabiał), z których mogę przygotować jedzenie. Muszę znowu przykręcić kurka swojemu łakomstwu, bo przytyję......hihihi. W drodze powrotnej trochę się usapałam, ale jednocześnie byłam zadowolona z tego wysiłku, tego mi potrzeba.

 
Po powrocie do domu wywiesiłam pranie i zrobiłam sobie obiad (ziemniaki i śledzie w śmietanie). Potem to już ab na dyżur. W czasie pracy odczuwałam lekkie zmęczenie, ale to efekt mojej dzisiejszej wycieczki rowerowej. Nie szkodzi, ruch to zdrowie. W pracy jest mi całkiem dobrze.

 
Po powrocie z pracy zagłębiłam się w lekturę. Od 2 dni czytam jakąś książkę i jej akcja tak mnie wciągnęła, że nie odłożyłam jej, aż przeczytałam do końca. Poszłam spać o 3.00 w nocy. Ostatnio strasznie zaniedbuję czytanie i dobrze mi to zrobiło, koniecznie muszę zacząć więcej czytać, bo to jest bardziej rozwijające, niż oglądnie telewizji.
 
12 lipca 2018 14:58 / 4 osobom podoba się ten post
Czwartek, piątek
 
Wstałam około 9.00 z wiadomych względów. Trochę odczuwałam nocny maraton czytelniczy, ale w ciągu dnia przeszło mi. Pogoda dobra, więc wybrałam się na rower. Pojechałam w las, bo właściwie innej opcji turystycznej tu nie ma. Kierowałam się kierunkowskazami na rozstajach leśnych szlaków oraz własnym zmysłem orientacyjnym, ponieważ mapy Google na tych leśnych ostępach mnie zawiodły, nie było zasięgu. Troszkę obawiam się, aby nie pobłądzić i nie pojechać za daleko. Jest to bardzo duży obszar leśny i gdybym zabłądziła i pojechała w niewłaściwym kierunku, to nie zdążyłabym wrócić na czas do domu, a potem do pracy. Objechałam około 15 km rundkę, co po takim trudnym terenie (las, górki) i takim mizernym sprzętem jest niezłym wynikiem.
 
W pracy wszystko dobrze. Na początku dyżuru zapowiadało się, że będę miała bardzo ciężko, bo przydzielono mi odcinek, który normalnie obsługujemy we dwie. Cóż, musiałam się spiąć i jeszcze przed kolacją przygotować wszystko do wieczornej akcji łóżeczkowej. Na szczęście w porze kolacji przyjechała jeszcze jedna Pfleger i przejęła moje dodatkowe obowiązki. Także nie przepracowałam się za mocno. Tak sobie myślę, że mogłabym tutaj wrócić w przyszłym roku, ale jak się potoczy moja „ zawodowa kariera” to czas pokaże.
 
Piątek podobny do wczorajszego dnia. Nie mam nic szczególnego do zapisania. Dzień za dnień mija bardzo szybko.
 
13 lipca 2018 22:36 / 5 osobom podoba się ten post
Sobota.
 
Przede mną 2 dni wolnego. Super, odpocznę sobie troszkę, bo przyznam, że czuję się zmęczona. Spałam do 9.00, następnie śniadanko i przed południem pojechałam do FTL na zakupy. Udało mi się przetrzymać bez zaopatrzenia do dzisiaj, ale wykorzystałam wszystkie zapasy, tylko kasze mi zostały. Wydałam sporo kasy, ale niektóre produkty kupiłam na zapas i wystarczą mi na 2 tygodnie. Kupiłam też fajne, skórzane buty w Deichmannie, na taką pogodę, jak teraz. Kosztowały 50€, co oznacza, że w Polsce też nie zapłaciłabym taniej, a strasznie mi się spodobały. Zakupy spożywcze zrobiłam w Aldiku, a buty i chemię w dużym centrum handlowym oddalonym od mojego miejsca zamieszkania o 7km. Tam pozwoliłam sobie na dłuższą bumelkę i do domu wróciłam prawie o 16.00. Takim to sposobem dzień minął mi chybcikiem. Nie żałuję jednak, bo cały dzień padało i w zasadzie innych aktywności nie było szansy zrealizować.
 
Po powrocie zrobiłam sobie solidny obiadek, troszkę posprzątałam, wyprasowałam zalegające po praniu cichy i resztę wieczoru spędziłam przed komputerem, telewizorem, skypem i telefonem. Kolejny dzień zaliczony. Zaczynam już odliczać pozostałe  dni do powrotu do Polski, bo zaczynam już troszkę tęsknić za domowo – rodzinnym czasem. Dokładnie za 3 tygodnie dotrę do domku.... jak Pan Bóg pozwoli. Dobranoc.
 
18 lipca 2018 22:31 / 3 osobom podoba się ten post
Niedziela
 
Dzisiaj pogoda znacznie lepsza, niebo lekko zachmurzone, czyli jest słonecznie i jasno, ale temperatura odpowiednia do pory roku, zniżająca się do 0 stopni. Do czasu wyjazdu do DD krzątałam się w domu za swoimi sprawami. Gospodyni znowu uraczyła mnie swoimi wypiekami. Pozostaję z nią w dobrych stosunkach, to z życzliwości już kolejny raz okazała mi taką hojność. Poza słabym ogrzewaniem jest tu wszystko w porządku. Późnym wieczorem, nocą i rano odczuwam dyskomfort wychłodzonego mieszkania, ale już nie będę się domagała poprawy, bo po prostu nie opłaci mi się na ten krótki czas robić zamieszania.
 
Wyjazd do DD to tylko udział we Mszy św., bo na zwiedzanie i spacery nie mam ochoty przy takiej zimnicy i ciemnicy. Już sama to, że mogę tu przyjeżdżać na polską mszę jest dla mnie super, a wszelkie atrakcje turystyczne zostawiam na cieplejszą porę roku. Przeszłam tylko dłuższą trasą do samochodu przez Altmarkt, gdzie już wybudowano miasteczko Weihnachtsmarkt (jarmark bożonarodzeniowy), ale na razie jest jeszcze nieczynny. Chyba w tym tygodniu, a najpóźniej w najbliższa niedzielę ruszy ta impreza, którą Niemcy piastują od wielu lat. U nich Boże Narodzenie jest świętowane jeszcze przed samymi świętami. Trwa to właśnie do świąt, a w same święta BN wszystko zamiera, robi się głucho i pusto. Niemieckie jarmarki bożonarodzeniowe nie mają się nijak do właściwego sensu świąt Bożego Narodzenia. Jest to po prostu taki 4-tygodniowy festyn folklorystyczny, a nie wspomnienie ważnego wydarzenia religijnego. Z adwentu to oni znają tylko kalendarze adwentowe i właśnie te Weihnachtsmerkte.
 
Wieczorem pogoda znacznie się pogorszyła, zaczęło padać i wiać...brrr. Wróciłam szybko do domu i zaszyłam się w koce przed telewizorem. Nic więcej mi nie pozostaje, bo mieszkanko nie daje mi cieplarnianego komfortu.
 
19 lipca 2018 15:24 / 1 osobie podoba się ten post
Zofija

Ja nie lubię wychłodzonych mieszkań. Oczywiście nie chodzi mi o jakieś rozparzenie, ale temperatura poniżej 20 stopni absolutnie mi nie odpowiada. W domu lubie być lekko ubrana, a w nocy śpię na wpół przykryta. Szczególnie stopy, jeśli mam je przykryte, to się duszę. Chyba oddycham stopami :smiech2:

Powodem może być dobre krążenie. Moje kończyny bardzo marzną, wyjątkowo nie trawię wychłodzonych pomieszczeń.
20 lipca 2018 23:33 / 3 osobom podoba się ten post
 
9. tydzień (27.11.-03.12.2017)
 
 
 
Poniedziałek
 
 
 
Wocheende skończyło się i czas wrócić do pracy. Po nocnym załamaniu pogody poranek przywitał mnie słonecznie. W sypialni mam duże okno na wschodnią stronę i przede mną rozciąga się szeroka panorama na dość odległą okolicę, która w promieniach słońca robi wspaniałe wrażenie widokowe i dobrze nastraja na wyruszenia w życie. Jako, że wstaje dość późno (między 8.00, a 9.00), to przedpołudniowy czas szybko mi umyka na zwyczajnych, rutynowych zajęciach, czyli toaleta, śniadanie, modlitwa, czytanie, telewizor itd. Dzisiaj urządziłam też wielkie gotowanie. Ugotowałam buraczki na surówkę i prawdziwy gulasz z mięsa wieprzowego, pieczarek i warzyw. Będę go miała na 3 dni....mniam, mniam.
 
 
 
Przed południem zmobilizowałam się i wybrałam na przejażdżkę rowerową. Chciałam wykorzystać dzisiejsze dobre warunki atmosferyczne. Na zewnątrz przekonałam się, że tak pięknie to nie jest, bo mimo słońca było bardzo zimno i wietrznie. Pojechałam jednak na leśne dróżki, gdzie wiatr nie ma tej mocy, co na otwartej przestrzeni. Objechałam rundkę około 10km. Przy tej pogodzie i zróżnicowaniu poziomu terenu (górki i doliny) oraz miernej jakości roweru taki dystans naprawdę wystarczy. W sam raz na dotlenienie się i rozruszanie starych kości...hihihi.
 
 
 
Do pracy pojechałam jak zwykle na 14.30. Po 2 tygodniach pracy w tym domu jestem już całkowicie wdrożona w swoje obowiązki. Znam PDP, wiem co mam robić i wykonuję wszystko całkowicie na luzie. Koleżanki Pflegerinen są również OK, nie mam tu żadnych trudności. Na mój odcinek przypada 9 PDP, ale zawsze jeszcze pomagam koleżankom przy co najmniej 2 osobach. Dzisiaj w ogóle miałam bardzo dobry czas z szykowaniem staruszków do łóżeczka, więc jedną babuszkę nawet wykapałam. Mamy w obowiązkach to robić w miarę naszych możliwości czasowych, niezależnie na której zmianie pracujemy. Każdy z PDP powinien być kąpany co najmniej raz w tygodniu, więc od czasu do czasu wypada też mi to zrobić. Wszystkie zadania wykonuję dość sprawnie i czuję, że nabieram wprawy w pielęgnacji geriatrycznej. To doświadczenie przyda mi się na pewno, nawet jeśli wrócę do opieki 24.
 
22 lipca 2018 20:13 / 2 osobom podoba się ten post
 
Wtorek
 
 
 
Pogoda brzydka, deszczowa, więc zajęcia sportowe na świeżym powietrzu są wykluczone. W południe pojechałam samochodem do centrum handlowego zamówić tabletki na wzmocnienie włosów, które powinnam przyjmować przez 3 miechy, aby kuracja była skuteczna. Poleciła mi je moja siostrzenica, która wypróbowała je na sobie. Ostatnio włosy tak mi zmarniały, że zdecydowałam się na tę kurację, mimo że preparat jest dość drogi (na miesiąc wychodzi 36€).
 
 
 
Po południu praca i kolejny dzień szybko minął. W czasie pracy przyszła mi taka refleksja, że chyba jestem odpowiednią osobą do wykonywania tego zawodu. Zauważyłam, że zarówno w pierwszym Heimie, jak i w obecnym jestem lubiana przez podległych mi seniorów. Ich buzie rozjaśniają się, kiedy pojawiam się w ich obecności, odwzajemniają uśmiech i w zasadzie mam z nimi tylko pozytywne relacje. Nie myślałam, że po 50-tce podejmę się takiego zawodu, który jest namiastką moich niespełnionych młodzieńczych marzeń o zawodzie pielęgniarki. Kiedy tutaj słyszę, jak PDP zwracają się do mnie „schwestra”, to aż mi się serce raduje....hmm.
 
 
 
23 lipca 2018 18:02 / 2 osobom podoba się ten post
Środa
 
Za oknem niebo ładne, ale w nocy przymroziło. Zastanawiałam się, czy wyjechać dziś na rowerek, ale dylemat sam się rozwiązał. Przed 11.00 zapukała gospodyni i przekazała mi informację, że rower dzisiaj nie jest dla mnie dostępny (ktoś inny go użytkuje). Ok, przeżyję, ale w końcu wybrałam się na spacer po leśnych dróżkach. Powędrowałam do znanej mi platformy widokowej i tym sposobem przemierzyłam pieszo 5 km. Potem tylko obiadek i do pracy.
 
Gospodyni potwierdziła mi swoje plany co do mojego zakwaterowania. W najbliższą środę muszę zwolnić mieszkanie, bo ona ma wcześniejszą rezerwację od jakiegoś stałego gościa i nie chce tego odwoływać. W sumie ta kwatera będzie zajęta od środy do niedzieli i na ten czas muszę się wyprowadzić. O lokum się nie martwię, bo firma musi mi zapewnić dach nad głową. Natomiast niezbyt podoba mi się kolejna przeprowadzka kilka dni przed moim wyjazdem do domu. Znowu muszę się pakować i gdzieś przenosić …........ cóż, takie jest życie Gastarbeitera.