Dzień dobry :hejka1: Fryzjer załatwiony, teraz kudełki moga sobie rosnąć. Ochłodziło się ale większość chyba też tak ma. Jeszcze parę dni i będzie cieplutko. Damy radę




Dzień dobry :hejka1: Fryzjer załatwiony, teraz kudełki moga sobie rosnąć. Ochłodziło się ale większość chyba też tak ma. Jeszcze parę dni i będzie cieplutko. Damy radę
:super::hihi:
No zawiewa -nieswojsko mówiąc:-) Ale przecież nikt się nie zagrzebie z tego powodu w żużlu czy innym piachu jak ten od Tamagotchi . A zresztą, jakby co to będę pukać do Ciebie przez szkło :dwa piwa: :lol3: W weekend już ma być cieplutko. Nic nam nie będzie.
Mam prośbę malusiuniusiusią do Ciebie i Malgi, abyście może się podzieliły choć jednym przepisem tych waszych naleweczek. Bardzo prosiem :-)
A ja chłonę własny dom cały czas. Rozkoszuję się krzątaniem po domu i zwykłymi sprawami. Już ogórkowa się gotuje, zrobię jeszcze placki ziemniaczane, które zanim mój wróci wrzucę na krótko na piekarnikowy opiekacz, aby były chrupiące. W miedzyczasie wizyta z kotką u weta -ściągnięcie szwów.
Spokojnego dnia wszystkim-Maluda-szczęśliwej podróży.
No zawiewa -nieswojsko mówiąc:-) Ale przecież nikt się nie zagrzebie z tego powodu w żużlu czy innym piachu jak ten od Tamagotchi . A zresztą, jakby co to będę pukać do Ciebie przez szkło :dwa piwa: :lol3: W weekend już ma być cieplutko. Nic nam nie będzie.
Mam prośbę malusiuniusiusią do Ciebie i Malgi, abyście może się podzieliły choć jednym przepisem tych waszych naleweczek. Bardzo prosiem :-)
A ja chłonę własny dom cały czas. Rozkoszuję się krzątaniem po domu i zwykłymi sprawami. Już ogórkowa się gotuje, zrobię jeszcze placki ziemniaczane, które zanim mój wróci wrzucę na krótko na piekarnikowy opiekacz, aby były chrupiące. W miedzyczasie wizyta z kotką u weta -ściągnięcie szwów.
Spokojnego dnia wszystkim-Maluda-szczęśliwej podróży.
Tinóś koffana. Moje nalewki to "arcydzieła" niepowtarzalne...:dwa piwa:
Najpierw owoce zebrane z ogródka (maliny, jeżyny, poziomki, czarna porzeczka, pigwowiec japoński, żurawina z dzikich bagien) "opalają się" na słoneczku na kuchennym parapecie. Oczywiście każdy owocek w osobnym słoju. Najczęściej do 3-litrowego słoja wchodzi około 1-1,5 kg cukru. Owocki muszą być całkowicie zakryte cukrem. I taki słoik stoi sobie co najmniej 3 miesiące (nie otwierany, bo inaczej trzeba będzie wino zrobić - zdarzyło się tak jak mój małż chciał dosypać owoców, bo tak sobie "siadły"). Potem jak mam czas i oczywiście wysokoprocentowy alkohol - zlewam przez gęste sitko soczek i mieszam z alkoholem. Najczęściej wychodzi na 2 litry soku - pół litra spirytusu + pół litra wódki (40%). I mieszam i próbuję "na świeżo" naparstek. Jak jest zbyt mało słodka to dolewam syropu cukrowego. Co roku robię "na oko" i "na język" i jeszcze się mi nie zdarzyło, by komuś nie smakowało.
Chętnie bym Cię poczęstowała tym rarytaskiem:zupa:, ale chyba za daleko mieszkasz ode mnie?
A powiem ci, że nie wiedziałam o tym, że zamknięte i "nie tykane" słoiki mogą dłużej postać. Wypróbuję a i owszem :buziaki2: Chociaż dla mnie to wychodziłoby na to samo czy wódka wyciągnie czy samo wyjdzie :wino:
To ja wstawię prosty przepis na "Nalewkę farmaceutów"
1 litr mleka
1 kg cytryn
1 kg cukru
1 litr spirytusu
Z jednej cytryny cienko skórkę obrać- bez tego białego. Wszystkie cytryny obrane pokroić w kawałki i wrzucić do słoja, dodać tę skórkę. Dodać resztę składników. Potrzymać tak miesiąc, potrząsając od czasu do czasu, żeby się cukier rozpuścił. Taki serek się zrobi. Potem przez sitko przetrzeć (chodzi o wyciśnięcie cytryn). I przefiltrować. Sposoby są różne. Ja lejek wykładam takim mocniejszym ręcznikiem papierowym, wstawiam do butelki i czekam:-) Lejki przeważnie mam na dwóch butelkach, i ze 3- 4 razy dziennie dolewam to, co skapie. Lejek i butelkę okręcam folią spożywczą, żeby procenty nie uciekały. Trwa to ze 3 dni, bo rzeczywiście kapie po kropelce (pierwsze pięć minut, zanim się ręcznik "zatka" jeszcze mętne leci, to przelewam to jeszcze raz). Ta nalewka jest lekko żółta, klarowna, smaczna. I jedna z nielicznych, która się z bimbrem harmonizuje. To jak mam, to ją z "księżycówki" robię.
Ja normalnie "księżycówki" nie dam rady przełknąć, ani żadnych whiskaczy czy brendziaków - zapach mnie odrzuca, ale raz poczętowano mnie "Shrekiem" w drinku z sokiem jabłowo-miętowym i nawet mi smakowało. Jechaliśmy na przysięgę mojego syna i mój zięć takie "cudo" zapodał. Potem okazało się, że ten "Shrek" jest właśnie z bimberku. To są miętówki - landryny zalane bimbrem i wstrząsane, aż się całkowicie rozpuszczą.:szampan3:
Dzięki dziewczyny. Co do robienia naleweczek to jak widzę potrzebna jest pasja i aptekarska skrupulatność. Podziwiam, bo i te słoje i buteleczki muszą się wizualnie świetnie prezentowac i są ozdobą kuchni czy piwniczki. Też tak chcę. Muszę poszukać nadajacego się do takich celów szkła, może gdzieś kupię. Kiedyś nalewki mało mnie interesowały dopóki nie spróbowałam dziadkowej pigwówki i jakby szatan we mnie wstąpił :lol2: Oprócz cytryn to i można inne owoce dostać, ale najlepsze są sezonowe. Moja pierwsza nalewka "Kasztanka" :lol2: za ok 3 mce powinna sie nadawac do spożycia. Jeśli ktoś jadł kiedyś kasztany jadalne , to jest ich smak wyraźny, podkręcony jabłkami i wanillia do tego to dobry dodatek. Dodaje takiej słodkiej "puchatości" . Zalewałam syropem cukrowym i spirytem, bo soku tak jak owoce nie puszczają. Jabłka dodałam jakos po kilku tygodniach. Truskawki bedą niedługo, jakies borówki amerykanskie można cały czas dostać. Spróbuję z tego może? I cytrynówkę nastawię. Wasze rady już skopiowane i zapisane.
Malgi-mamy to siebie w Polsce tak ze 300 km mniej-więcej . Piękne tam okolice macie. Na początku pandemii jechałam autem do Szwajcarii i zabierałam koleżankę z tamtych stron.