Ok Grażynko :bravo:
:ucieka:
Ok Grażynko :bravo:
:ucieka:
Nie będę nikogo cytowała,bo byloby długo. Napiszę tylko we własnym imieniu,a tego że sie z kimś zgodzę lub nie,nie traktujcie, proszę, jako chęć przypodobania się lub wytykania czegokolwiek. Nie chcę się wypowiadać na temat różnych otępien czy innych schorzeń, bo zwyczajnie nie mam do tego, w przeciwieństwie do Tiny, fachowego przygotowania czy doświadczenia, np w pracy w szpitalu.
Zdarzyło mi się jednak kilka razy pracować z "demencjami ",mniej lub bardziej zaawansowanymi, obserwować ich pogłębianie się. Chcę powiedzieć, że bardzo dobrze mi się z takimi osobami pracowało. Na podstawie obserwacji,własnych doświadczeń,zgadzam się całkowicie z tym, że demencyjni czy dementywni (jak jest poprawnie, bo nigdy nie wiem?),bardzo dobrze wyczuwają nasze nastroje. Podobnie jak niemowlęta czy malutkie dzieci. Jeśli nie okazuję zniecierpliwienia, daję czas na samodzielne wykonanie jakichś czynności, chociaż wiem, że przy mojej pomocy "załatwiłybyśmy "to czy tamto kilka razy szybciej ,mówię spokojnie i wyraźnie, nie podnoszę głosu, często "wchodzę "wraz z nimi do ich świata,to dobrze pracuje nam się razem ,bez problemów.
Nie wiem czy jest jakieś naukowe uzasadnienie że się mylę, czy potwierdzenie moich obserwacji, że demencyjni podopieczni, mają swoje sympatie czy antypatie. Czasami pozwalają się wykąpać tylko jednej, wybranej caritasówce, innej nie dopuszczają do siebie bliżej niż na wyciągnięcie ręki, żeby ta mogła na dłoń wysypać leki. Wymagają naszej uwagi, obecności, ale potrzebują też swojej przestrzeni i czasu dla siebie, nie zakłócanego przez nadgorliwą opiekunkę czy opiekuna. Kiedy podopieczny zaczyna mnie drażnić, irytować, zaczynam podnosić głos czy brakuje mi cierpliwości, to znak, że czas wracać do domu. Każdy sam wie najlepiej, jak długo może pracować tak, żeby sam z siebie, tak uczciwie, był zadowolony. W moim przypadku to 6,max 8 tygodni. Przy dedemencji oczywiście.
Podoba mi się to,co napisała Tina, że dom podopiecznych, nie jest naszym domem. Ja jestem w pracy. Zawsze dostosowuję się, a przynajmniej staram, do tego co zastaję, do stylu życia, nawyków żywieniowych, gospodarowania budżetem. Nie robię uwag, nie opowiadam o tym jakie to cuda wianki mam w domu, co kupuję i jem. Proponuję małe zmiany, proponuję spróbowanie czegoś innego. Ale proponuję, nie narzucam, nie wprowadzam nowości bez wczesniejszej rozmowy na ten temat. Nie mam "roszczeń ",nie muszę mieć tego, co mam w domu. Piszę o takich prostych i,może dla kogoś mało istotnych rzeczach, ale wiem od podopiecznych, że różni opiekunowie się trafiają. A nawet seniorzy z lekką demencją, długo pamiętają tych "roszczeniowych " i boją się każdej nowej opiekunki czy opiekuna.
Trafiamy do różnych domów. Czasem jest na bardzo bogato, czasami skromnie. Dzięki temu sami też się czegoś uczymy, sprawdzamy siebie w różnych sytuacjach. Pamiętamy jednak, że jesteśmy w pracy. A w pracy wiadomo, kasa musi się zgadzać, jak mówi Tina. W końcu ze względu na nią tak pracujemy. Tu jednak zgodzę się z Dorotee, chemia musi być. Potrafię dobrze pracować tylko w dobrej atmosferze. Nie ma takiej kasy, dla której wróciłabym do miejsca, gdzie czułabym się źle, gdzie by mnie nie szanowano czy wykorzystywano.
Siedzę u siebie i nadsłuchuję kiedy PDP wyłączy telewizor.To znak, że powinnam ładnie życzyć mu dobrej nocy.Zmeczona jestem, 3 godzinny po sklepach z kol. i z jej PDP. Wspólna kawa u nas i ja jeszcze godz.na rowerek. Intensywny dzień. :-) A jeszcze przed obiadem zmieniłam pościel dla PDP...także tak:-)
To aktywnie i intensywnie u Ciebie :-)
Ja już odzyskałam energię. Porządki zaplanowane na poniedziałek, we wtorek tylko zniana mojej pościeli i przygotowanie pokoju i łazienki dla zmienniczki. Córki i syn mogliby w poniedziałek nas odwiedzić, a zapowiedzieli się na worek ?. Nie bardzo mi to pasi, ale skoro koniecznie muszą się pożegnać z opiekunką, to nic na to nie poradzę. Jak muß to muß :lol1:
U mnie spokojnie, jutro tylko "młynek". A w sobotę po kolacji generalnie się pakuję, zostawię tylko ciuchy na niedzielę i na wyjazd. I jeszcze pranko dla siebie i wszystko będzie grać. W niedzielę rano przygotuję pokój dla zmienniczki. Nie wiem, czy busem przyjedzie, czy też może autem. Chyba jednak to pierwsze. Pożegnanie z rowerem zrobię w sobotę po obiedzie, bo niedziela już odpada. A chciałem przed tygodniem powiedzieć czy też zaśpiewać... Ta ostatnia niedziela ?
Tutaj często tak mają kanapki i drożdżowe ciasto .
Stypa mojego pdp byla na jego życzenie wystawną . Znasz 10 dni przed 75 urodzinami . Tak więc świętowaliśmy już bez niego . Obiad , kawa , alkohol łał się strumieniami . Tak jak p . Emil lubił świętować . Pierwszy raz spotkałam się z datkami w karcie kondolencyjnej. Prawie nikt nie przyniósł kwiatów , tylko rodzina i delegacje . Na pielęgnację grobu.
Całkiem spora suma się uzbierała . Pogrzeb był bardzo duży zresztą.
Ja też pierwszy raz własnie w DE spotkałam się z tym,że dają pieniądze w kopercie. Razem z kondolencjami przesyłają też pieniądze w kopertach. Różnie, od 10 do 50 euro. Podobna mi sie ich zwyczaj wysyłania specjalnie drukowanych zawiadomień o śmierci, dacie pogrzebu, uroczystości po ceremonii. A później też specjalnie zamawiane i wysyłane podziękowania dla uczestników pogrzebu.
Mija dzień. Momentami smutny, ale wszystko już wróciło do normy. Od kilku dni. Wiadomo, że uroczystości pogrzebowe do wesołych raczej nie należą. Wszyscy się wzruszyli, ale już na poczęstunku było ok. Każdy z rodziny i ja, dostaliśmy po białej róży, które wylądowały później na trumnie w ziemi. Było nas 12 osób plus 16 strażaków. Wszyscy później w restauracji. Poznałem też przyszłą synową jednej z córek, młodą Polkę. Fajnie. A stypa... Kawa, cola, woda, dla chętnych sznaps, dwa rodzaje ciasta i kilka rodzajów kanapek. Nic na ciepło, może taki zwyczaj mają. A może i u nas tak już bywa, bo dawno na żadnej stypie w kraju nie byłem. Wszystkim to wystarczyło, a jeszcze zostało i teraz będziemy z babcią jeść, haha, bo córki nie chciały nic zabrać do domu. A już w domu dostałem geszenk, co mnie mile zaskoczyło. Przyda się na paliwo w kraju :smiech3:
Jutro autem do Jorku pojadę z Andreą, może w KiK coś sobie kupię.
Kolejny dzień pobytu już odhaczony:radosc1:
No chyba niezły ten prezencik jak Ty do ( Nowego) Jorku za to chcesz jechać. ? :oczko::smiech3:
A tak na poważnie to jedzenia że stypy nie powinno się brać do domu. :-(