Nasze podróże, ulubione miejsca

31 maja 2013 21:33
kasia63

Wichurra -świetny opis!Czytam i widzę te Żydówki,jak bija głowami w ścianę,czuje zapachy...Nie myślałaś nigdy o pisaniu reportaży???

No nie myślałam, bo wcale nie uważam swojego jezyka za interesujący:)  Robię za dużo powtórzeń, często za szybko piszę i palce nie nadążają za głową i później jakieś kwiatki wychodzą. Jeżeli Ci się podoba to i jak piszę, to może też zasługa mojego ulubionego gatunku - reportażu właśnie. Szkoda, że tak mało w sumie jest ich na rynku. Mój Mistrz nad mistrzami - Kapuściński. Kto nie czytał, to polecam na pierwszym miejscu "Cesarz", później "Szahinszach" i "Heban". Arcydzieła. 
31 maja 2013 21:40
A czy wiesz, że Kapuściński zaczynał przygodę z literaturą od pisania poezji? Stąd taka jego umiejętność dostrzegania drobiazgów i tworzenia syntezy.
31 maja 2013 21:42 / 2 osobom podoba się ten post
Moim marzeniem jest właśnie zobaczyć Jerozolimę,choć też religijna nie jestem. A Twój opis Wichurra mógłby się znależć w przewodniku turystycznym. Ślicznie opisałaś.
31 maja 2013 21:59
A nie wiedziałam o tej poezji - a może wiedziałam i zapomniałam, bo przeczytałam chyba wszystko Kapuścińskiego i wiele o Kapuścińskim.
03 czerwca 2013 12:28 / 4 osobom podoba się ten post
A teraz przeniesiemy się do południowego Sauerlandu. To okolice miast Olpe /powiat/, Lennestadt, Attendorn.
Między Olpe, a Attendorn rozciąga się jeden z największych, jeśli nie największy zbiornik wodny w Niemczech. To Biggesee /Biggetalsperre/. Jezioro ma około 20 km długości. Ma on za zadanie, jak wiele innych tego rodzaju zbiorników, regulowanie stanu wody rzeki Ruhr. W Olpe wpływa do niego rzeka Bigge, która po wypłynięciu na drugim końcu wpada w okolicy Finnetrop do Lenne, a ta z kolei jest dopływem Ruhr. Biggesee jest połączone w system z łączącym się z nim, znacznie starszym, Listertalsperre. Cały ten system ma powierzchnię 8,76 km kw./876 ha/. Największa głębokość to 52 m.
Listertalsperre powstał w roku 1912. Plany utworzenia Biggetalsperre powstały już w 1938 roku, ale ostatecznie budowę rozpoczęto dopiero w roku 1956, a ukończono w roku 1965. W wyniku utworzenia tak dużego zbiornika zostało zatopionych planowo kilka miejscowości. Około 2,5 tys. osób otrzymało musiało przeprowadzić się w inne miejsca, głównie do miejscowości leżących bezpośrednio nad zbiornikiem.
Wokół systemu Bigge-Listertalsperre zbudowano liczne nowe drogi, a wkoło samego Biggesee biegnie rekreacyjna ścieżka dla pieszych i rowerzystów. Osobiście miałem przyjemność przejechać tę trasę na rowerze. Zajęło mi to prawie cały dzień /z licznymi przystankami/ ponieważ trasa liczy ponad 50 km. Ponadto na jeziorze zbudowano 8 dużych i 24 małe mosty, w tym mosty dla Bundestrasse i jeden dwupoziomowy, drogowo-kolejowy. Między Olpe, a Finnetrop kursują pociągi linii lokalnej. Pociąg prawie całą trasę /do Attendorn/ pokonuje wzdłuż Biggesee.
Nad Biggesee znajdują się liczne ośrodki wypoczynkowe, pensjonaty oraz ośrodki sportów wodnych /żeglarstwo, windsurfing, wioślarstwo, kajakarstwo, wędkarstwo i nurkowanie. Mniej więcej na środku długości jeziora znajduje się wyspa Gilberginsel o powierzchni ok. 70 ha, która w całości jest rezerwatem przyrody.
Olpe, chociaż jest miastem powiatowym, nie jest miejscem ciekawym dla turystów. Przeciętne niemieckie miasto, bez żadnych, godnych zauważenia zabytków. O wiele ciekawsze jest położone na drugim końcu Biggesee miasto Attendorn. To stare miasto było członkiem Związku Miast Hanzy, pośród takich miast, jak Hamburg, Bremen, Rostok, Gdańsk czy Toruń.
W starej części miasta zachował się średniowieczny układ ulic, a ich nazwy nawiązują do dawnego ich wyglądu i przeznaczenia. Jest Wasserstrasse, Breite Techt itd. Miasto od początków istnienia było przez wieki podległe arcybiskupom Kolinii i stąd, do dzisiaj, wiele tam tradycji nieznanych w okolicy, a pochodzących właśnie z rejonu Kolonii. Prawa miejskie otrzymał Attendorn w roku 1222. W Attendorn znajdowała się m.in. mennica, która biła monety znalezione przez archeologów nawet na terenie Polski.
Nad miastem, przy wyjeździe w kierunku na Finnentrop wznosi się przepiękny zamek – Burg Schnellenberg. Został on zbudowany około roku 1200. Od 1594 roku jest on własnością rodziny von Fuerstenberg. Zamek dzieli się na dwie części – dolną i górną. W dolnej znajduje się restauracja i hotel, a górna jest częścią prywatną, użytkowaną przez właścicieli. Dzisiaj właścicielami zamku jest rodzina Bilsing – spadkobiercy von Fuerstenbergów. Miałem tę przyjemność być w zamkowej restauracji na obiedzie. Zostałem tam zaproszony przez rodzinę mojego pacjenta po jego śmierci i poznałem osobiście Pana Thomasa Bilsinga, jednego z właścicieli zamku, a jednocześnie krewnego moich gospodarzy.
Jednak największą atrakcją Attendorn jest Attahoele. Jest to największa i prawdopodobnie najpiękniejsza jaskinia naciekowa w Niemczech. Historia jej odkrycia jest bardzo ciekawa.
Na początku XX w. w tym miejscu znajdował się kamieniołom, gdzie wydobywano m.in. wapień. Po kolejnym odstrzale robotnikom ukazało się wejście do jaskini. Wrażenia pierwszych, którzy tam weszli porównywane są do wrażeń lorda Carnavona i Howarda Cartera po odkryciu przez nich grobowca Tutanchamona. Cała jaskinia ma ponad 6,6 km długości, ale tylko mała jej część jest przygotowana i przeznaczona do zwiedzania przez turystów. Zwiedzanie – tylko w grupach z przewodnikiem – trwa około 40 minut. W jaskini zawsze panuje stała temperatura +9 stopni. Wrażeń nie da się opowiedzieć. To trzeba zobaczyć na własne oczy /polecam choćby tylko zajrzenie na stronę www.atta-hoele.de/. Tysiące stalaktytów i stalagmitów, jeziorka wody na kolorowych półkach skalnych. Wszystko to doskonale podświetlone i przygotowane do zwiedzania. Ponadto, w jednej z komór jaskini produkowany jest miejscowy ser – Attakaese. W innej komorze, nazwanej Zdrowie można poddać się terapii i zrelaksować się.
Jaskinię, podobnie jak miasto, nazwano na cześć księżnej Atta.
Zarówno ser, jak i wszelkie minerały można kupić w sklepie przy wejściu.
Tyle o Biggesee i Attendorn.
Stąd udamy się na północ, w kierunku miasta Finnetrop, gdzie spędziłem trzy lata na opiekowaniu się pacjentem, ale tez na zwiedzaniu okolicy.
Ale to już inna historia…
12 czerwca 2013 14:30 / 5 osobom podoba się ten post
Zdaję relację z wczorajszej wycieczki. Może ktoś będzie w moich rejonach (Schleswig-Holstein) i skorzysta. Pojechaliśmy z dziadkiem do Laboe - miejscowość leży na samym wylocie Fjordu Kilońskiego (w kierunku Bałtyku), według Wikipedii leżey już nad Bałtykiem, ale jakoś fal takich jak w morzu tam nie widziałam. Tutaj mapa: 
 
https://maps.google.pl/maps?biw=1366&bih=643&q=laboe&bav=on.2,or.r_cp.r_qf.&bvm=bv.47810305,d.Yms&um=1&ie=UTF-8&hl=pl&sa=N&tab=wl
 
Znajduje się tam mauzoleum poświęcone marynarce i ludziom, którzy na morzu zginęli. Jest tam taka duża wieża, która ma być pominikiem upamiętniającym te ofiary. Można na nią wjechać i podziwiać widoki. Jest tam również muzeum przedstawiające historię niemieckiej marynarki wojennej. Pokazane są modele statków, na wielkich podświetlanych tablicach opisane są najważniejsze wydarzenia historyczne. Ale to wszystko mniej było dla mnie ciekawe (może to bardziej dla facetów) niż największy moim zdaniem hit - U-Boot, którego można zwiedzać. Tylko 4 niemieckie łodzie podwodne z czasów wojny się zachowały. Jeden stoi w Chicago, jeden w Anglii, jeden w Bremenhaven i właśnie w Laboe. U-Booty zawsze mnie fascynowały i miałam w końcu okazję w takim siedzieć:)
Nie będę dużo opisywała, bo to nudne - pokażę zdjęcia. 
 

 
12 czerwca 2013 22:38
A ja właśnie za tydzień jadę do Norden /Nordfriesland/ i mam zamiar zwiedzić muzeum marynarki wojennej w Wilhelmshafen. Mnie też bardzo interesuje U-boot.
Obiecuję relację z pobytu.
12 czerwca 2013 22:41 / 1 osobie podoba się ten post
Czytałam w necie, że ten drugi niemiecki U-Boot jest w Bremerhaven. Ale ja tam nie wiem.
12 czerwca 2013 23:04
W Marinemuseum w Wilhelmshaven znajduje się U-boot U-10. Jest to produkcja powojenna, a co do pozostałych po wojnie, to jest tak, jak napisałas. Do Bremerhaven też nie będę miał daleko .
13 czerwca 2013 00:37 / 1 osobie podoba się ten post
misiekFfm

W Marinemuseum w Wilhelmshaven znajduje się U-boot U-10. Jest to produkcja powojenna, a co do pozostałych po wojnie, to jest tak, jak napisałas. Do Bremerhaven też nie będę miał daleko :-).

Oj witaj Misek jak juz zwiedzasz moje jkies okolice to moze z innymi kolezankami na kawe pojdziesz hehe jest tu nas troche miłego zwiedzania:))))))))))))))))))
13 czerwca 2013 08:53
Zakręcona Mamuela

Oj witaj Misek jak juz zwiedzasz moje jkies okolice to moze z innymi kolezankami na kawe pojdziesz hehe jest tu nas troche miłego zwiedzania:))))))))))))))))))

No pewnie!
Podajcie listę adresów, a ja chętnie Was odwiedzę )).
13 czerwca 2013 08:55 / 1 osobie podoba się ten post
Dzisiaj kilka słów o moich wędrówkach po Sauerland.
Moja Pani dostała niedawno w prezencie książkę Hansa Froehlicha „ Aussichttuerme im Sauerland und Sigerland”. Ta bogato ilustrowana książka opisuje ponad 100 wież. Część z nich niestety już nie istnieje, a po niektórych zostały ruiny. Wieże te miały w przeszłości różne przeznaczenie. Były to wieże obserwacyjne /wojskowe, strażackie/, służące do dokonywania pomiarów geodezyjnych, wieże stanowiące część budowli obronnych i wieże stanowiące system komunikacji między miastami.
Ciekawostką są wieże, które stanowiły tenże właśnie system komunikacji.
Już starożytni Grecy stosowali tzw. telegraf optyczny /semafor optyczny/, oparty początkowo na wykorzystaniu łańcucha ognisk i przekazywaniu informacji za pomocą ognia i dymu. Znamy go dobrze z powieści i filmów o Dzikim Zachodzie. Na początku XIX w. wynaleziono tzw. semafor optyczny. Był to system trzech ruchomych ramion zamocowanych na maszcie. Każdej literze alfabetu odpowiadało stosowne ustawienie ramion i przez łańcuch takich stacji można było przekazać tekst na odległość. Taki system jest jeszcze – w przypadkach awaryjnych – stosowany m.in. w marynarce, przy użyciu dwóch chorągiewek podnoszonych przez marynarza. W Niemczech istniał np. łańcuch wież z semaforami, który był w stanie przesłać wiadomość z Berlina do Koblencji w czasie 20-30 minut.
Jako notoryczne łazęgi i globtroterzy postanowiliśmy wykorzystać książkę i odwiedzić przynajmniej najbliższe istniejące wieże. Już podczas naszych wcześniejszych wojaży byliśmy na trzech.
Hohe Bracht, to wieża przy schronisku, które znajduje się na górze o tej samej nazwie, u podnóża której leży miasto Lennestadt. Sama wieża ma 36 m wysokości i rozciąga się z niej widok na pasmo gór Ebbegebirge oraz Rothhaargebirge. Przy dobrej pogodzie widać z niej obiekty oddalone o około 100 km. Zbudowana w roku 1930 wraz ze schroniskiem młodzieżowym służyła grupom wędrowców jako miejsce odpoczynku i noclegu. W roku 1943, po zniszczeniu zapory na Moehnesee, zakwaterowano tu ludzi poszkodowanych w tej katastrofie.
Schombergturm – jedna ze współcześnie zbudowanych wież. Powstała w roku 2006 jako wieża telekomunikacyjna i znajduje się w Wildewiese, pomiędzy Finnentrop, a Roenkhaausen. Jednak od początku, na wysokości 30 m ma obszerną platformę widokową wyposażoną w bezpłatne(!) lunety. Ponadto na balustradzie znajdują się dokładne opisy obiektów i miejscowości widzianych we wskazanym kierunku. Stamtąd rozpościera się widok na cały Sauerland, a dalej widać nawet Muensterland i Teutoburger Wald. Dobrze widoczna jest m.in. wieża telewizyjna w Bielefeld, a także kominy elektrowni w Hamm. Te obiekty są odległe od Schombergturm o ponad 100 km. Jest nawet prowadzony konkurs na wykonanie z wieży zdjęcia, na którym będą widoczne i możliwe do rozpoznania jak najbardziej odległe obiekty. Na razie rekordzista zrobił zdjęcie, gdzie widać obiekt odległy o prawie 100 km. Zimą wokół wieży, na stokach uruchamiane są wyciągi , a samo Wildewiese zamienia się w mini stację narciarską.
Robert – Kolb – Turm – wieża zbudowana już w roku 1882 jako miejsce dla obserwatorów wojskowych. Znajduje się ona na górze Nordhelle, na wysokości 663 m.n.pm. Rozpościera się z niej przepiękny widok na dolinę rzeki Oester i leżące naprzeciw Herscheid. Niszczona i odbudowywana w czasie wojen XIX i XX w. wieża jest zbudowana z drewna, na podstawie murowanej z kamienia. Po wojnie przejęta w użytkowanie przez miejscowe towarzystwo turystyczne. W roku 1951 naprzeciwko Robert – Kolb – Turm powstała, wysoka na ponad 100 m, wieża telewizyjna i radiowa Nordwestdeutsche Rundfunk, a w 1960 r. zbudowano przy wieży gościniec – restaurację /polecam – jedzenie dobre i niedrogie/. W pobliżu stoi w lesie jeszcze jedna, wysoka wieża z antenami, ale jej przeznaczenia jakoś nikt nie chciał mi wyjawić /pewnie streng geheim/.
Już po przeczytaniu książki nasz wybór padł na kolejne, ciekawe wieże.
Rhein – Weser – Turm – wieża o wysokości 24 m zbudowana w 1932 roku w pobliżu Kirchhundem w górach Rothhaargebirge. Swoją nazwę zawdzięcza specyficznemu położeniu. Otóż, stoi ona na linii wododziału /Wasserscheide/ zlewni rzek Ren i Wezera. Ze wschodnich stoków gór woda spływa do rzek Eder, Fulda i w końcu do Wezery, a z zachodnich do Lenne i przez Zagłębie Ruhry do Renu. W tym miejscu zbiegają się jedne z najbardziej znanych tras pieszych w Niemczech, w tym Rothhaarsteig. W pobliżu znajdują się liczne narciarskie trasy biegowe, zjazdowe oraz duży ośrodek biathlonowy.
W parterowej, murowanej części wieży znajduje się restauracja i pokoje gościnne. Kolejne osiem pięter to część drewniana z 113 stopniami do pokonania na ośmiu piętrach. Widoki zapierają dech w piersiach. Stąd widać m.in. opisywaną wcześniej wieżę Hohe Bracht. Restauracja oferuje potrawy miejscowej kuchni, a także własnego wypieku ciasta. Można też kupić robione tutaj wędliny. Ja spróbowałem ciast / sernik i ciasto brzoskwiniowe/ i wędlin /pasztetowa, ozorowa/ - polecam. Restauracja oferuje bardzo ciekawą atrakcję dla chętnych klientów. Otóż, na wcześniejsze zamówienie, można skorzystać z tzw. „7 Gang – Menu”. Na każdym z siedmiu pięter wieży czeka zastawiony odpowiednio stół i goście są przyjmowani kolejną potrawą. Na siódmym poziomie, przed wejściem na platformę widokową, wypija się szampana dla zaostrzenia wzroku. Drugą atrakcją jest możliwość spędzenia nocy w stodole, na sianie. Goście, za 20 EUR, dostają śpiwory, materace i drugiego dnia rano śniadanie.
Jadąc do tego miejsca od strony Lennestadt przejeżdża się m.in. przez Saalhausen, gdzie warto pospacerować w przepięknym Kurparku i zobaczyć dużą hodowlę pstrągów. Już na wysokości ponad 600 m n.p.m., kilka kilometrów od wieży, znajduje się miejscowość Jagdhaus. To właściwie przysiółek, gdzie wcześniej były tylko domki myśliwskie, a dzisiaj znajduje się kilka dużych pensjonatów i kilkanaście prywatnych domów. Miejsce to słynie z hodowanych w każdym ogrodzie i na każdym trawniku rododendronów. Niestety, w zeszłym tygodniu, z uwagi na wysokość i panujące chłody były one dopiero w początku kwitnienia.
Zjeżdżając z góry, w kierunku Kirchhundem, pokonując liczne „agrafki” i serpentyny mija się ogromny Panorama Park z niezliczonymi atrakcjami zarówno dla dzieci jak i dla dorosłych.
Na najbliższy weekend zaplanowany mamy wyjazd do dwóch kolejnych wież w okolicy.
Ale to już /będzie/ inna historia...
13 czerwca 2013 11:54
Wichurrka, zdjęcia świetne! Napisałaś, że U- boot można było zwiedzać. Te widziane przeze mnie na filmach są bardzo ciasne wewnątrz. Czy to potwierdzasz?
13 czerwca 2013 17:04
Romano. Rzeczywiście w U-boocie było bardzo ciasno. To widać na zdjęciach "wichurry". Najszerszy U-boot z II wojny św. miał szerokość zewn. 8 metrów, większość miała 6 m szerokości. Od tego trzeba odjąć drugi, wewnętrzny kadłub i całe wyposażenie w środku. Widzisz, jakie są przejścia - śluzy między przedziałami. Dlatego werbowano ludzi niskich i oczywiście nie grubych /ja bym się chyba nie załapał;-)/. U-booty z tzw. "wilczych stad" krążących po Atlantyku musiały zabierać bardzo duże zapasy prowiantu. Zapasy te lokowano wszędzie, gdzie się dało - pod kojami marynarzy, pod stołami i pośród osprzętu. Koi było mniej niż marynarzy bo spało się na zmiany, wachtami. Komfort miał jedynie kapitan, którego kabina była wydzielona. Pozostałe pomieszczenia były "przejściowe". Poza tym było tam duszno, ciemno, wilgotno i okropnie śmierdząco.
13 czerwca 2013 17:53
Z moich wrażeń, to rzeczywiście ciasno - mój U-Boot miał 6 metrów szerokości, no ale to jak Misiek napisał, tylko z zewnątrz. W środku strasznie ciasno - a musiało się tam zmieścić 45 ludzi. 8 miejsc do spania dla zwykłych marynarzy, 4 dla oficerów a dla kapitana to nie widziałam tam osobnego pomieszczenia. Kuchnia jak widać na zdjęciu malutka - nie wiem, jak dla 45 ludzi na niej można było gotować. Miejsca do jedzenia żadnego właściwie - tylko takie maciupkie rozkładane stoliczki w liczbie chyba dwóch. Za to w kibelku to ze trzech facetów by się zmieściło:)