Perły rzucone przed damy

Witamy Cię serdecznie Basiu. Jest nam ogromnie miło, że zechciałaś poświęcić nam czas na przeprowadzenie wywiadu.

Z tego, co nam wiadomo jesteś opiekunką osób starszych oraz prowadzisz blog, opisujący m.in. Twoje doświadczenia w tym zawodzie. Uważamy to za niezwykły akt odwagi oraz poświęcenia. W końcu to zajmuje sporo czasu, a praca opiekunki, jak wiemy jest czasochłonna.

 

 

1. Co skłoniło Cię do założenia bloga? Jakiego efektu ze strony czytelników chcesz się spodziewać? Czy jest to forma edukowania innych opiekunek? Czy bardziej miejsce na przemyślenia z danej chwili?

 

Bloga zaczęłam pisać przez przypadek. Nigdy wcześniej nie czytałam innych blogów. Nadal nie czytam. Gdy zaczęłam prowadzić bloga, weszłam dla porównania na pierwszy lepszy blog opiekunki. Przeczytałam na nim jedno zdanie o „hitlerówkach”. Bardzo szybko zaniechałam porównań i przestałam szukać wzorów do naśladowania. Piszę o tym, co uważam za ważne i o tym, co po prostu mam ochotę napisać. Zaczęło się od opowiadań.

Niemal od samego początku pracy w opiece, udzielałam się na forum opiekunek. Pisałam tak dla siebie. O moich dramatach na zleceniu, rzeczach, które mnie wkurzyły, rozśmieszyły, zastanawiały. Forum zrobiło się troszkę nudne. Ospałe. Pod koniec roku 2017 znalazłam się na Facebooku na grupach dla opiekunek. Już przy pierwszych tekstach pytano mnie, czy jestem blogerką. Przeczyłam i pisałam dalej. Zapytań było tyle, że stwierdziłem, że skoro wszyscy uważają mnie za blogerkę, to dlaczego miałabym nią nie zostać.

 

Założyłam blogi w kilku różnych miejscach (o tych samych tytułach), nie zastanawiając się po co i nie licząc na tak wysoką liczbę czytelników. Bardzo szybko podpasował mi blog na boggerze i tam zostałam http://kasiaperla.blogspot.com Liczba czytelników przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Gdy zaczynałam pisać i na bloga wchodziło 200- 300 osób, nie rozumiałam dlaczego tak się dzieje. Dla mnie to był fenomen. Tymczasem kilka tygodni później, jeśli nie kilkanaście dni później, dziennie miałam 2 tys. wejść. Liczby nakręcały mnie do działania. To, co powstało dla zabicia czasu, wypełnienia nudy na zleceniu, stało się moim obowiązkiem. Na blogu miały się znaleźć jedynie opowiadania. W pewnym momencie poczułam jednak, że należę do potężnej grupy ludzi wykonujących bardzo specyficzną pracę. Zaczęłam również czytać, co piszą opiekunki. Na forum pisałam z małą grupką ludzi. Nie zawsze się zgadzałyśmy na różne tematy. Natomiast jeśli chodziło o temat naszej pracy, to panowała całkowita jedność.

 

Większość osób znała swoje prawa, obowiązki i nikt nie poddawał ich w wątpliwość. Ci, którzy wpadali gościnnie, czytali i wyciągali wnioski. Tymczasem na Facebooku ujrzałam tysiące opiekunek, które nie mają pojęcia, o czym piszą. Jedne czytają uważnie, szukają i słuchają rad, inne osoby wprowadzają je w błąd. Nieliczni piszą mądrze i na temat. Jeden wielki misz masz. Misz masz spowodowany niewiedzą. Komuś, kto zaczyna z pewnością trudno zdecydować, kogo słuchać i kto ma rację. Dlatego na blogu prócz opowiadań zaczęły pojawiać się również podstawowe informacje dotyczące naszej pracy. Zainteresowanie było coraz większe i większe. Z czasem powstały pierwsze lekcje języka niemieckiego, które niestety również cieszą się ogromnym zainteresowaniem.

 

„Niestety” ponieważ prowadzenie bloga jest bardzo czasochłonne, a ja czuję się w obowiązku prowadzić go dalej. Są dni, że wstawianie posta sprawia mi przyjemność. Niestety są dni, gdy nie mam czasu, siły, lub ochoty. Fajnym rozwiązaniem okazały się przepisy kulinarne. Posiłki na zleceniu gotuje się codziennie, a nawet najprostszy przepis spotyka się z zainteresowaniem. W ogóle to nigdy nie wiadomo, jaki temat wypali. Gdy czasami myślę, że coś będzie hiciorem, statystyki pokazują, że zainteresowanie jest średnie. Natomiast, gdy wrzucę coś od niechcenia, obserwuję, jak post jednego dnia ma ponad 2 tys. odsłon. Jak już pisałam- dla mnie to jest fenomen, którego nie rozumiem. Płynę z prądem. Z resztą całe moje życie rzeczy działy się przez przypadek. Nigdy nie wiedziałam, co chcę robić w przyszłości. Tego, że znajdę się w gastronomi i przepracuję w niej ponad 10 lat, nikt się nie spodziewał.

 

Przed opieką broniłam się rękami i nogami. A jednak przepracowałam w niej już 4 lata. Nadal nie wiem, co chcę robić w życiu. Wiem, że nie chcę pracować w opiece. Natomiast póki co, należę do grupy opiekunek i opiekunów. Pierwszy raz w życiu mam uczucie, że należę do jakieś grupy i w pewien sposób czuję się odpowiedzialna za to, co się w niej dzieje. Od samego początku, gdy powstawał blog, nie liczyłam na nic. Nie myślałam co będzie dalej. Po prostu pisałam.- To co chciałam napisać i to, o co mnie pytano. Edukowanie opiekunek? No cóż. Rad można udzielać na Facebooku. Niestety, gdy co tydzień powtarzają się te same pytania, w pewnym momencie człowiek sobie myśli „czy tym pytaniom nie będzie końca?”. W chwili obecnej, wchodzę na bloga, wybieram temat, o który ktoś pyta i wrzucam link. Zaobserwowałam, że opiekunki zaczynają same sobie podawać namiary na mojego bloga, co uważam za super fajne. W jakiś sposób jest to więc forma uświadamiania opiekunek. Forma, która jest trwalsza, łatwiejsza, pełniejsza i szybka w obsłudze. Każdy sam decyduje o tym, czy skorzysta z moich mądrości, czy nie. Zapewniam jednak, że nie wyssałam ich z palca.

 

2. Jesteś zadowolona z decyzji podjęcia pracy w opiece, w Niemczech? Jeżeli tak, możesz nam przybliżyć, co wpływa na ten pozytywny fakt?

 

Tak. Moja decyzja nie wynikała z wyboru, ale z bezradności i bezsilności. Uważam, że w takiej branży nie można pracować latami. Dla mnie 4 lata to stanowczo za dużo. Widzę jednak światełko w tunelu i podążam do niego, by osiągnąć swój cel. Jedyny plus tej pracy, to duży zastrzyk gotówki. Nigdzie indziej nie zdoła się, w takim tempie odłożyć takich pieniędzy. Natomiast jestem zdania, że nawet jeśli w tej  branży kiedyś zapanuje porządek, to nie jest to praca na lata. Człowiek powinien mieć swój dom, do którego wraca po pracy. Po 8 godzinach pracy. Życie w kratkę, to nie jest życie. Rozpadają się rodziny, urywają kontakty socjalne, człowiek w pewnym momencie tak naprawdę jest sam. Jeśli nawet nie jest tak dramatycznie, to tracimy połowę naszego życia będąc na zleceniu. A mamy je tylko jedno.

 

Dla mnie kolejnym plusem tej pracy okazał się blog, który bez niej nigdy by nie powstał. Obecnie zrobiłam sobie już miesiąc czasu urlopu. Nie tylko od pracy, ale i od bloga. Jak najbardziej zamierzam jednak do niego wrócić. Chciałabym, by stał się profesjonalnym blogiem i by pracowało nad nim więcej ludzi. W chwili obecnej ma taki rozmiar, że ciężko to ogarnąć, a jest jeszcze tyle rzeczy, które trzeba napisać i które chciałabym poprawić.

Trzeci plus to książka, która właśnie powstaje. A właściwie czeka na druk. „Perły rzucone przed damy” ukaże się za około 3 miesiące (początek lipca). Na blogu podam, gdzie można będzie ją nabyć. W życiu wcześniej nie myślałam, że napiszę książkę. Mam pomysły i materiały na kolejną. Tylko czasu brak.

 

3. Miałaś kiedykolwiek chwile zwątpienia, chciałaś rzucić wszystko i wrócić do kraju? Poszukać pracy w Polsce?

 

Oczywiście. Zawsze i wszędzie. To jest nieludzka branża. Nie zniosłabym tej pracy i nie wytrwałabym tak długo, gdybym nie miała celu. Kiedyś myślałam, że w gastronomii nie liczy się człowiek. W opiece nie liczy się nikt- ani opiekunka, ani podopieczny. To wielki biznes. Można by zaryzykować słowa „mafia”?

 

4. Co w ogóle sądzisz o branży opiekuńczej, zarówno od strony środowiska opiekunek, ale i od strony pracodawców? Czy jest coś, co Twoim zdaniem powinno ulec zmianie?

 

Wszystko powinno ulec zmianie.

Większość podopiecznych powinna się znajdować w specjalistycznych ośrodkach (zakład psychiatryczny, dom starców, dom opieki, tymczasowy dom opieki, szpital, hospicjum) lub opiekunka, czyli praktycznie pomoc domowa, powinna pracować jednocześnie z opieką medyczną, która wykonuje wszystkie czynności medyczne i pielęgnacyjne. Pozostanie na starość w domu to jest luksus. Luksus, który dla Niemców dzięki polskiej opiekunce stał się standardem. Tymczasem do wielu czynności opiekunka nie posiada kwalifikacji. Czas pracy opiekunki to średnio 40 godzin tygodniowo. Bez wsparcia opieki medycznej oraz rodziny podopiecznej, czas pracy opiekunki bardzo często wykracza poza godziny pracy, za które ma płacone, a wysiłek fizyczny i psychiczny, jaki wkłada w pracę jest ogromny.

 

Czasami dokonujemy rzeczy niemożliwych. Często pracuję z osobami demencyjnymi. Śmiem twierdzić, że towarzyszą im choroby psychiczne. Pacjenci raz na trzy miesiące widzą przez 5 minut neurologa, który ustawia tabletki na kolejne 3 miesiące. Tabletki, które w pewnych sytuacjach podaje się według potrzeby. W specjalnych ośrodkach, gdy jest taka potrzeba pacjent dostaje większą lub mniejszą dawkę. Podczas opieki domowej służby medyczne przychodzą dwa razy dziennie i wydają tabletki według zaleceń. Opiekunka, a nawet służby medyczne nie mogą zmienić dawki nawet, gdy widzą, że jest taka potrzeba. W efekcie ta sama podopieczna z powodu za wysokiej dawki trzy miesiące śpi dzień i noc, ponieważ tabletki ją tak otępiają, a kolejne 3 miesiące po zmniejszeniu dawki wchodzi opiekunce na głowę lub wręcz wbija opiekunce widelec w czoło. Takie leki powinny być ustalone stacjonarnie.

 

Po drugie raz jest lepiej, raz gorzej i ktoś powinien mieć prawo na bieżąco dostosowywać dawkę. Dlatego twierdzę, że niektórzy nie powinni przebywać w domu. Opiekunka nie ma żadnych środków, by zająć się takim podopiecznym. Nie mówiąc już o wiedzy. Natomiast obłożnie chorzy pacjenci często nie mają potrzebnego sprzętu, a służby medyczne przychodzą i wykonują jedynie minimum- to, za co im się płaci. Reszta obowiązków spoczywa na opiekunce. Chodź wiele z nich tak naprawdę do nas nie należy. Ponadto oczekuje się, że zastąpimy podopiecznym rodzinę. Wymaga się, by opiekunka warowała przy podopiecznym dzień i noc, chociaż nie ma takiej potrzeby. Opiekunka nie jest lekarstwem i rozwiązaniem na samotność niemieckich seniorów. Od tego mają oni swoje własne rodziny.

 

 

Firmy powinny być kontrolowane. Unika się płacenia pełnego ZUSu, podatków. Opiekunka wyjeżdżając nigdy nie ma pewności na jakich warunkach będzie pracować. Np. wczoraj rozmawiałam z firmą, która twierdziła, że płaci ZUS od średniej krajowej. Dzisiaj wyszło na jaw, że od średniej krajowej w skali trzech miesięcy. W rezultacie wychodzi, że ZUS jest płacony miesięcznie średnio od 1/ 3 średniej krajowej. Moim zdaniem to jest oszustwo. Takie rzeczy wychodzą w większości firm, jeśli zada się wystarczająco dużo pytań.

 

Opiekunki powinny być sprawdzane- wiedza, pewien poziom, umiejętności, język niemiecki, testy psychologiczne, kultura. To jest praca z człowiekiem, a nie przerzucanie worków z ziemniakami. Tymczasem kwalifikacje i język sprawdza się, ale tylko po to, by obniżyć wysokość pensji. Opiekunka i tak jest wysyłana, ponieważ w firmach brakuje opiekunów.

 

Na zlecenia regularnie powinien przyjeżdżać koordynator, by sprawdzać, czy wszystko jest ok i jak wygląda współpraca między opiekunką, podopiecznych i rodziną. Tymczasem koordynatorzy czasami miesiącami, jeśli nie latami, nie widzieli ludzi, z którymi podpisali umowy, i którzy dla nich i na nich pracują.

Państwo polskie i niemieckie powinno egzekwować prawa i przepisy, które wprowadza w życie. W opiece panuje bezprawie i nikogo to nie obchodzi.

 

5. Masz za sobą sporo doświadczenia, dlatego jesteśmy ciekawi Twojej opinii na temat idealnej kandydatki na opiekunkę. Jaka powinna być osoba, która chce pracować w opiece? Jakie umiejętności powinna posiadać, by praca w tym zawodzie nie stała się dla niej rozczarowaniem?

 

Powinna posiadać wiedzę. Nie medyczną!

Powinna wiedzieć, w jakim charakterze wyjeżdża do pracy.

Wykazać się asertywnością i poczuciem odpowiedzialności za dom podopiecznej i za podopiecznego.

Powinna jednak pamiętać, że ponosi odpowiedzialność, ale nie wszystko musi wykonywać sama. Od wykonywania różnych czynności są różne zawody. Jest rehabilitant, ogrodnik, pielęgniarka, ktoś do mycia okien, złota rączka,  psycholodzy i rodzina podopiecznych...

Opiekunka powinna znać język w stopniu komunikatywnym, by zdobyć zaufanie podopiecznych i ich rodzin oraz by się z nimi komunikować- informować o sprawach bieżących i w wielu sprawach, służyć pomocą jak np. zorganizowanie terminu, przyjęcie ślusarza, elektryka, kominiarza w domu, towarzyszenie podopiecznej podczas wizyt nie tylko ciałem, ale i „głową”.

Ważna jest również cierpliwość. Nie można być nastawionym jedynie na zyski.

Trzeba przynajmniej w małym stopniu lubić to, co się robi. Ale tak jest w każdej pracy.

Warto mieć jakąś odskocznię. Niech to będzie książka, internet, szydełkowanie, by nie zwariować w tej pracy.

Trzeba też wiedzieć, gdzie kończy się nasza odpowiedzialność, a gdzie odpowiedzialność ponosi rodzina podopiecznych. Warto rozumieć, kiedy i jak odejść.

 

6. Czy masz jakąś radę dla początkujących opiekunek? Pytamy o to, ponieważ komentarze o tej pracy nie zawsze są pozytywne.

 

Nie oczekiwać wdzięczności. Nastawić się na ciężką pracę pod względem fizycznym lub psychicznym. Przed wyjazdem zapoznać się z charakterem naszej pracy. Poznać swoje prawa i obowiązki. Nie liczyć na to, że ktoś poda idealne zlecenie na złotej tacy. To ciągła walka o swoje prawa i o szacunek. Pilnować swoich spraw. Sprawdzać zlecenia, przygotować się do wyjazdu. Liczyć tylko na siebie. Ponosić odpowiedzialność za siebie i za podopiecznego. Jeśli ktoś nie potrafi zadbać i walczyć o siebie, nie powinien podejmować się pracy w opiece. To praca dla silnych ludzi, którzy powinni potrafić poradzić sobie za granicą.

 

Dziękujemy za Twój czas, a czytelników zapraszamy na blog Basi (Perły rzucone przed damy, adres: http://kasiaperla.blogspot.com  oraz na stronę, na FB (Perly Rzucone Przed Damy).

https://www.facebook.com/Perly-Rzucone-Przed-Damy-141846583289776/

 

Życzymy sukcesów i spełniania się w życiu, zarówno zawodowym, jak i prywatnym.

Zespół Opiekunki24.pl

08 czerwca 2018 14:26
Wiesz, ja dotychczas wszystko, co robiłam zawodowo, lubiłam robić, chociaż robiłam to przez przypadek. I myślę, że we wszystkim byłam dobra. A nawet wiem to. Być może wydam się komuś zarozumiała. Studiować nie lubiałam i zawaliłam i w sumie nie żałuję, bo dzięki temu nauczyłam się mnostwa rzeczy. Przede wszystkim poznałam życie. Myślę, że ze wszystkim czego się nie lubi, a się wykonuje prędzej, czy później się zawali. 
Natomiast o szefów to się zgadza, że trzeba się liczyć z konsekwencjami. Nigdy się tych konsekwencji nie bałam i nie bałam się szefów. 
No ale to może dlatego mam w źyciu tak pod górkę. Myślę jednak, że na dłuższą metę taka wierność samemu sobie jednak się opłaca.  Nie tylko ludzie zaczynają cię doceniać i szanować, ale samemu ma się pewien szacunek do siebie i wie się, że podejmowane decyzje były właścowe. Dla stanu psychicznego to bardzo ważne. 
Przestawianie czajników, zwijanie kabli... ach robię. Mam inne wyjście? Mimo wszystko uważam to za niepotrzebne. Robię to, bo mam do czynienia ze starymi ludźmi i mam czas. W restauracji powiedziałabym, że chyba kogoś powaliło
08 czerwca 2018 17:39
Wierność samemu sobie jest super, ale bywa, że się jest pod ścianą i wybiera się coś innego...
Konsekwencje też poniosłam- właśnie o zmywak chodzi... Kiedy powiedziałam szefowej, że chcę pewnej zmiany, to wiedziałam, jak to się może skończyć- pożegnaniem z pracą. I tak się stało. Wtedy poszukałam pracy w opiece. Nie żałuję, choć mniejsze pieniądze. Te zmiany w hotelu ostatecznie nastąpiły, po mnie ekipa się wykruszała, reszta też nie wiedziała, czy zostanie. I gdyby wtedy było tak jak teraz (mam kontakt z dziewczynami) to mogłabym tam pracować. Coś za coś. Nie wiem, czy i tak by się tam zmieniło, czy byłam jednak jakimś impulsem. Dziewczyny narzekały stale (i naprawdę miały na co), ale na tym się kończyło. Miały przy wymianie któregoś razu powiedzieć o wszystkim, ale skończyło się na tym, że powiedziała jedna a reszta cicho siedziała (choć umówione były inaczej). Dopiero gdy pracowników zaczynało brakować, to się polepszyło.
To tam widziałam jak dziewczyny zaciskały zęby ze słowami (do innych Polek)- "ja im pokażę!". No i pokazały, że na ich barki można zwalić wszystko. Nawet sprzątanie g...na, dosłownie- choć Niemki były bliżej, też sprzątaczki, to do tej miłej czynności ściągnięta byłam z obiadu- czyli zamiast 2 minuty w smrodzie na schodach, hotel czekał 20 na sprzątnięcie.
Ale mogłam sobie pozwolić na ryzyko utraty tamtej pracy, bo miałam już pomysł- zmienię branżę. Ale gdyby to było kilka lat wcześniej, gdzie trudniej było o pracę wszędzie, a ja ma problem finansowy to pewnie zacisnęłabym zęby i dalej na zmywaku do 22- 23 biegała (o to poszło, wcześniej wymieniałyśmy się wieczornym zmywakiem i co drugi dzień był, a jak zaczęła tam pracować też córka szefowej i zmywaka nie lubiła, to nagle zasady się zmieniły i jedna osoba codziennie na zmywak chodziła, czyli na naszej zmianie ja).
08 czerwca 2018 17:58 / 1 osobie podoba się ten post
Wiesz. Myślę, że gdybyś została, nic by się nie zmieniło. Ile razy ja odchodziłam. A ile wracalam po tym, jak szef otworzyl oczy. Chwilę było dobrze, a potem Baśka znowu od wszystkiego. Do tego odpowiedzoalna za głupawych i leniwych pracowników. Kochałam tą pracę, ale nie żałuję zmian. Tylko, że u mnie akurat finansowo się poprawiło. Zarabiam dwa razy tyle i pracuję dwa razy dłużej. W efekcie pieniędzy mam cztery razy tyle, co wtedy, gdy pracowałam w gastronomii. A i jeszcze na życie trzeba było conieco wydać. Zapraszam na bloga. Bardzo ciekawy temat.

http://kasiaperla.blogspot.com/2018/06/jak-zrozumiec-demencje.html?m=1

10 czerwca 2018 07:27
Co tam słychać w polityce? Zapraszam na wycieczkę po Mönchengladbach i Viersen.
http://kasiaperla.blogspot.com/2018/06/monchengladbach-und-viersen.html?m=1
10 czerwca 2018 08:49
O, w Monchengladbach byłam kilka dni na moim zleceniu- falstarcie.
10 czerwca 2018 11:54 / 1 osobie podoba się ten post
No to nie zdążyłaś wszystkiego zobaczyć. Możesz teraz nadrobić. W środę kolejna wycieczka. Fotki będą w czwartek. Planuję jechać w Abteilberg. Jest tam taki kościół na górce, stary rynek i park z rzeźbami. Zapowiada się ciekawie. Nadrobię też bunter Garten i Kaisergarten, bo coś tam przegapiłam. Środa będzie ciężka. Trzeba ruszyć zaraz po obiedzie. Ach
10 czerwca 2018 17:09
Lubicie serniczek? Od wtorku w końcu sprawy z jedzeniem chyba powrócą do normy i może będę w stanie coś pysznego upichcić.
Narazie to jedna z niewielu potraw, która nadawała się, by wrzucić ją na bloga. - Serniczek!

http://kasiaperla.blogspot.com/2018/06/sernik-rosa.html?m=1


13 czerwca 2018 00:12
Pouciekaliście od monotematycznej, zapatrzonej w siebie Baśki? Kaśka powraca. Napisała dla Was posta. Haha. Zapraszam. Może wena powoli powróci. Jak się zlecenie zaczyna układać, nie jest źle. Pozdrawiam.

http://kasiaperla.blogspot.com/2018/06/przygotowywanie-posiku-wysiek.html?m=1
14 czerwca 2018 16:54
Nikt tu nie zagląda, ale i tak wrzucę linka. Pamietajcie o swoim czasie wolnym. Bez niego psycha prędzej, czy póżniej siada. Ja wczoraj pięć godzin wędrowałam po Mönchengladbach. Fotki pod linkiem z opisami miejsc po polsku i po niemiecku, więc i ciekawych słówek można się nauczyć. Wiecie co co to Münster, Glasmalerei, Weiher, Skulptur, Wasserturm? Najwyższy czas się dowiedzieć. 
http://kasiaperla.blogspot.com/2018/06/monchengladbach-abteilberg-und-bunter.html?m=1
Przypominam, że na blogu pod kategorią "Nasze miejsca" są jeszcze inne wycieczki. Np. Düsseldorf.
Zapraszam
14 czerwca 2018 17:03
14 czerwca 2018 19:44 / 1 osobie podoba się ten post
Zaglądam. Fajne to miasto. Ja widziałam tylko trzy ulice...
14 czerwca 2018 23:25
Tylko trzeba wiedzieć, gdzie iść. Ja dużo czasu niepotrzebnie straciłam. Jeszcze są dwa zamki. I wszystko porozsypywane. Wszędzie trzeba dojechać. I kolorowy ogród trzeba poczekac z 2-3 tygodnie. Pewnie będzie tam więcej wszystkiego. Wszędzie można znależć coś fajnego. Ja był w meerbusz i po poł roku odkryłam śliczny park kilka ulic dalej. 
15 czerwca 2018 10:00 / 1 osobie podoba się ten post
Trzeba mieć czas i czym dojechać. Ja, nawet gdybym tam jednak pracowała, to nie mogłabym nigdzie chodzić- takie zlecenie. Za to tutaj mam fajnie- blisko jest dużo fajnych miejsc (raczej krajobrazowych, ale trochę większe miasto, bardzo stare (gotycka katedra chyba w 1360 zaczęła powstawać) jest w zasięgu roweru- 5 km i mojej przerwy- 3- 3,5 godziny. A w najbliższych dniach wybieram się na najwyższą górę w okolicy- 770 m, gdzie jest stary kościół (z daleka widać wieżę) i ruiny jeszcze starszego. Te wyjścia to mi dużo dają, nawet jak się gdzieś daleko nie chce chodzić, to idę na ławeczkę przy trasie, z której miasto widać i czytam. Ptaszki śpiewają, widok piękny, drzewa szumią- bardzo dobry reset od tej powtarzalności tutaj.
15 czerwca 2018 10:09 / 1 osobie podoba się ten post
Mnie też podoba się podejście Wereski, poza małym stwierdzeniem na końcu wypowiedzi - jesteśmy elementem dodatkowym????. Aż tak nie umniejszajmy się, przynajmniej we własnym mniemaniu.
15 czerwca 2018 10:32 / 1 osobie podoba się ten post
Może źle to sformułowałam, ten "dodatkowy element". Nie miłałam na mysli "mało ważny", a zmienny, taki, który mozna wymienieć. Absolutnie nie chodziło tu o umniejszanie. Ale jesteśmy w danym miejscu określony czas. Nie wróciłam jeszcze w to samo miejsce po raz drugi. Ale nawet jak ktoś długo gdiześ pracuje, to musi liczyć się z tym, że to się skończy. Czasem w paskudny sposób- zmienniczka z mojej trzydniowej pracy prywanej, która była tam dwa lata (z przerwami oczywiście) o tym, że nie wraca dowiedziała się po godzinie 21 tuż przed wyjazdem na urlop. Bo rodzina oddaje babcię do domu opieki. I nic tego nie sugerowało. Zdążyła jeszcze zabrać parę rzeczy z tych, które zostawiała...