Ja pracuję w tej profesji już kilka lat. Jestem człowiekiem dojrzałym wiekiem i doświadczeniem życiowym. Wiem, na co mnie stać i wiem też, na co mogę pozwolić innym wobec mnie.
Być może miałem i mam nadal szczęście. Dotychczas trafiałem na dobre warunki pracy i płacy. Oczywiście, że nie można oczekiwać dobrego i normalnego traktowania nas przez pacjentów, ponieważ są to ludzie c h o r z y, nie zdający sobie w większości wypadków sprawy z tego, co robią, co mówią itd. Miałem pacjentów dementywnych, z objawami agresji, nie tylko słownej. Jednak zawsze trafiałem na rodziny, czy opiekunów pacjentów, którzy traktowali mnie dobrze, a nawet bardzo dobrze. Ze wszystkimi rodzinami moich dotychczasowych pacjentów mam dobry, można powiedzieć przyjacielski kontakt. Nigdy nie oczekiwałem w mojej pracy żadnych dowodów wdzięczności. Oczekiwałem tylko godziwej zapłaty za moją pracę i zawsze ją otrzymywałem. Jeśli były prezenty, to okazyjne – urodziny, święta itp. Ale też nigdy nie próbowałem wychodzić przed szereg. Robiłem tyle, ile było powiedziane w umowie. Nikt nigdy nie żądał ode mnie pracy ponad siły, wykonywania czynności nie związanych z opieką nad pacjentem, a tym bardziej uwłaczających mojej godności. I jakoś nie popadłem w depresję, nie rozpiłem się, nie zaniedbałem moich dzieci.
Zawsze, w „tyle głowy” miałem myśl: „Misiek, w rogu stoi Twoja walizka. Jak będzie bardzo źle, jak nie będziesz dawał rady, jak będziesz źle traktowany – pakuj się i jedź do domu”.
Dlatego nie chcę być przez jakąś redaktorzynę, nawet jak ona pisze do Newsweeka”, zostać pozbawiony godności.
Godności, której pozbawiają się czasem same opiekunki. Panie, które za kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt EUR potrafią pospacerować przed pacjentem w bieliźnie, które pozwolą się obmacywać i słuchać niedwuznacznych propozycji itd. A potem zapijają, popadają w depresje… Na własne życzenie.
Jakoś nie słyszałem o masowych przypadkach śmierci głodowej w Polsce. Kto bardzo chce i coś potrafi – znajdzie tu pracę. Owszem, za całkiem inne pieniądze niż za granicą. Ale nikt, nikogo nie zmusza…
Ja pracuję w tej profesji już kilka lat. Jestem człowiekiem dojrzałym wiekiem i doświadczeniem życiowym. Wiem, na co mnie stać i wiem też, na co mogę pozwolić innym wobec mnie.
Być może miałem i mam nadal szczęście. Dotychczas trafiałem na dobre warunki pracy i płacy. Oczywiście, że nie można oczekiwać dobrego i normalnego traktowania nas przez pacjentów, ponieważ są to ludzie c h o r z y, nie zdający sobie w większości wypadków sprawy z tego, co robią, co mówią itd. Miałem pacjentów dementywnych, z objawami agresji, nie tylko słownej. Jednak zawsze trafiałem na rodziny, czy opiekunów pacjentów, którzy traktowali mnie dobrze, a nawet bardzo dobrze. Ze wszystkimi rodzinami moich dotychczasowych pacjentów mam dobry, można powiedzieć przyjacielski kontakt. Nigdy nie oczekiwałem w mojej pracy żadnych dowodów wdzięczności. Oczekiwałem tylko godziwej zapłaty za moją pracę i zawsze ją otrzymywałem. Jeśli były prezenty, to okazyjne – urodziny, święta itp. Ale też nigdy nie próbowałem wychodzić przed szereg. Robiłem tyle, ile było powiedziane w umowie. Nikt nigdy nie żądał ode mnie pracy ponad siły, wykonywania czynności nie związanych z opieką nad pacjentem, a tym bardziej uwłaczających mojej godności. I jakoś nie popadłem w depresję, nie rozpiłem się, nie zaniedbałem moich dzieci.
Zawsze, w „tyle głowy” miałem myśl: „Misiek, w rogu stoi Twoja walizka. Jak będzie bardzo źle, jak nie będziesz dawał rady, jak będziesz źle traktowany – pakuj się i jedź do domu”.
Dlatego nie chcę być przez jakąś redaktorzynę, nawet jak ona pisze do Newsweeka”, zostać pozbawiony godności.
Godności, której pozbawiają się czasem same opiekunki. Panie, które za kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt EUR potrafią pospacerować przed pacjentem w bieliźnie, które pozwolą się obmacywać i słuchać niedwuznacznych propozycji itd. A potem zapijają, popadają w depresje… Na własne życzenie.
Jakoś nie słyszałem o masowych przypadkach śmierci głodowej w Polsce. Kto bardzo chce i coś potrafi – znajdzie tu pracę. Owszem, za całkiem inne pieniądze niż za granicą. Ale nikt, nikogo nie zmusza…