06 lutego 2014 11:12 / 3 osobom podoba się ten post
aniananowoJa jestem z moją babcią demencyjną ponad 4 tyg, jest to moje pierwsze doświadczenie. Podczas prasowania myślałam o tym co napisała wczesniej KIKA po oglądnięciu programu. A co zrobić jak pacjent nie ma ochoty na nic. Jedynym zajęciem jaki moja babcia robi chętnie to wyciera naczynia no i jeszcze jedno zamiata na ogrodzie. Jak spadnie śnieg chya nie będzie odśnieżać. Nie jestem w stanie ją do niczego namówić. Nic nie chce robić, nawet nie lubi oglądąc albumów ze zdjęciami. I właśnie lekarz u którego z nią byli ma taki sposób leczenia demencji. Chyba niektóre doktory nie mają pojęcia jak naprawdę zachowuje się pacjent , co robi , jak ciężko go namówić na jakies aktywne zajęcie, poza szukaniem swoich bliskich których już nie ma. A ja się dwoję i troję , żeby wymyślać niestworzowne historie co robi jej mąż, jej rodzice, dziadkowie ( babcia ma 93 lata). Najchętniej bym takiego doktorka zaprosiła na dwa trzy dni obserwacji, to może by zmienił zdanie. Idę bo gdzieś poszła.
Zgadzam się z Twoją wypowiedzią i popieram to co piszą inni - Nic na siłę. Bo wystąpi lęk przed nieznanym, opór, godzinne dyskutowanie dlaczego ma być inaczej niż PDP chce itp....
Przez pół roku (z przerwami na zjazdy miesięczne do PL) zajmowałam się 91-letnią panią z demencją. Na początku było znośnie, bo nie znałyśmy się nawzajem i każda z nas miała pewien dystans. Byłam tam pierwszą opiekunką i po pewnym czasie udało nam się wypracować plan dnia, który nie był obciążający dla PDP. Nocki przesypiała, a gdy miała potrzebę do toalety to szła sama. Babcia była bardzo zapominalska, ale chętna do rozmów - opowiadała najwięcej o czasach swojej młodości, o tym jak wyglądało jej życie rodzinne (w tym momencie jej pamięć to to co było 30-40 lat temu). Pomagała w drobnych pracach domowych, przez całe dorosłe życie była "kurą domową".
Psuć się zaczęło, kiedy nagdorliwa córka PDP próbowała poprzez moją osobę coraz mocniej aktywizować babcię jednocześnie zabraniając jej wielu rzeczy, do których była przyzwyczajona i nie były groźne. Było wyganianie na spacery (bez względu na pogodę), gdzie każde wymuszone wyjście poprzedzone było prawie godzinną awanturą, a koniec końców spacer trwał 15-20min; zaganianie do prostych zajęć w ogródku - zamiatanie, podlewanie kwiatków - gdzie każdą taką pracę ja musiałam później dokańczać, bo babcia porobiła 5-10min i rzucała przysłowiowe zabawki.
Moje delikatne sugestie, żeby się aż tak mocno nie wtrącała, że bez tylu zajęć też było ok nie docierały do córki.
Kiedy babcia zajęła się gazetą lub poprostu położyła się i drzemała to córeczka znów wpadała i mówiła, że tak nie może być, że babcia musi się zmęczyć w ciągu dnia, żeby w nocy dobrze spała. A skutek był odwrotny, pod koniec mojego pobytu babcia kładła się spać 22-23, kręciła się po domu niespokojna, wszystko sprawdzała kilkaset razy.
Skończyło się na tym, że ja już kolejny raz na tą sztelę nie pojechałam, wytłumaczyłam córce dlaczego i zasugerowałam, że im więcej wymusza tym mniejszy ma efekt i że mogłaby się zastanowić nad lekami uspokajającymi lub przeciwlękowymi. Dodam, że przez cały mój pobyt ani razu nie było u babki lekarza, córka podpytywała jedynie pielęgniarek z Pflegedienst jakie kropełki uspokajające może dać matce. Przez jakiś czas podawała przed snem ale chyba były za słabe. Zaczęła się mocno zastanawiać nad oddaniem matki do heimu, bo ze zmienniczką były podobne akcje.