Alinka, jest na forum Justa, ostatnio pisze rzadko, ale pamiętam z postów i rozmów z nią, że jej babcia powoli odchodziła, trwało to dobre kilka miesięcy. Może być zatem różnie.
Alinka, jest na forum Justa, ostatnio pisze rzadko, ale pamiętam z postów i rozmów z nią, że jej babcia powoli odchodziła, trwało to dobre kilka miesięcy. Może być zatem różnie.
Przy mnie jeszcze nikt nie umarł,natomiast przy mojej koleżance i owszem I ona zawsze wiedziała(tak mówi),ze koniec jest bliski.Właśnie te zimne nogi,sine kończyny,białe paznokcie...
A nawiazujac do tego,co napisała miha-to ja jej zazdroszczę,ze trzymała ojca,kiedy umierał.Mój też pojechał na grzyby i już nie wrócił do domu-a mnie przy nim nie było.Minęło już kilka lat,a ja nadal tego nie potrafię przetrawić,zaakceptowac,pogodzić się.Wolałabym tam być.
Impala- tez byłam przy śmierci mojego ojca.... zmarł w lutym.... Nie trzymałam go za rękę bo to był zawał... (a chorował na raka) i na pewno dla wszystkich było dobrze, że byłam wtedy obecna... dla matki, dla moich braci, dla mojej siostry i napewno dla niego samego.... Dla wszystkich tylko nie dla mnie.... Mam poczucie, że spadł na mnie największy ciężar choć w rodzinie jestem najdrobniejsza.... Dobrze, że byłam bo nie wiem co by było gdyby mnie tam nie było, jaki rozmiar ta tragedia mogłaby przybrać.... ale wolałabym aby los nie stawiał na mojej drodze takich doświadczeń.... Może Twój tato chciał Ci tego oszczędzić..?))))
witajcie,moja podopieczna jeszcze żyje ale już wita się z lepszym światem...nawet nie miałam możliwości zaopiekować się nią bo gdy przyjechałam była już w szpitalu.Miała dzisiaj wyjść do domku ale wczoraj ją odwiedziliśmy w szpitalu i dla mnie to była już agonia ...bardzo mi jej szkoda ,lekarz powiedział że musi zostać w szpitalu bo to kwestia kilku dni kiedy odejdzie.Biedactwo strasznie cierpi i naprawdę życzę jej spokojnej śmierci ,bo niemoc straszna człowieka ogarnia jak nie możesz pomóc.
Scarlet,to mój trzeci wyjazd.Własnie przed chwilą dowiedziałam ,że babcia umarła...biedactwo już nie cierpi.
Dobrze, że nie pierwsza praca, bo nie wyobrażam sobie tego stresu.
Babunia już u Aniołów, dobrze że skonczyły Jej cierpienia.
To jest straszne przeżycie jak umiera pdp. Moje pierwsze miejsce, 3 tygodnie pracy i podopieczna umiera w domu trzymana przeze mnie za rękę.Agonia zaczęła się w piątek a umarła w niedzielę rano. Zanim przyjechał lekarz i stwierdził zgon, starsza pani leżała w swoim łóżku od 3 w nocy w niedzielę do 15 w południe . Ja siedziałam w drugim pokoju kilka godzin sama , bo rodzina musiała dojechać bo mieszkali dość daleko od niej.