Zgon podopiecznego - Wasze doświadczenia

19 kwietnia 2014 16:48
Impala, co masz na mysli "rzężenie" ??? takie syczenie??? To moja pdp ma tak dzisiaj. Wczoraj i przedwczoraj jej nie widzialam i dzisiaj taka syczaca . Nie caly czas. ALE JAK zrobi pare krokow. Ech!
19 kwietnia 2014 17:23 / 1 osobie podoba się ten post
romana

Alinka, jest na forum Justa, ostatnio pisze rzadko, ale pamiętam z postów i rozmów z nią, że jej babcia powoli odchodziła, trwało to dobre kilka miesięcy. Może być zatem różnie.

Wiem Romana, wiem ale to nie znaczy, że jest mi łatwiej. Polubiłam tę "moją" babusię tutaj i ciężko mi patrzeć na to jak powoli odchodzi. Jeszcze nie tak dawno była pełna wigoru, żartowała.Teraz leży cały dzień niczym mumia i tylko od czasu do czasu oczy otwiera, a tu wiosna na dworze, słoneczko świeci, przyroda budzi się do życia. Do Cuxhaven zjechało sporo gości na święta, wszędzie widać roześmiane buzie. Taki niesamowity kontrast. Mojej mamie lekarze dawali  dwa, trzy miesiące życia, a przeżyła pół roku. Mało tego, dopiero ostatnie dwa tygodnie przyniosły cierpienie, a tak chodziła ze mną na spacerki, bardzo chciała wyzdrowieć. Nie wiedziała, że jest śmiertelnie chora, nie powiedziałam jej. Sama się w którymś momencie domyśliła i gdy mnie zapytała, potwierdziłam. Było to na dzień przed jej śmiercią. Wiem, że to taka praca i trzeba się z tym liczyć ale chyba  za mało napatrzyłam się na śmierć. Nie jestem jeszcze odporna.
19 kwietnia 2014 17:35 / 1 osobie podoba się ten post
wybaczcie, że wycięłam wypowiedź ale po wysłaniu stwierdziłam, ze nie bede opowiadać o śmierci moich pdp z ośrodka
19 kwietnia 2014 20:45 / 3 osobom podoba się ten post
Szkoda, bo chętnie przeczytałabym o Twoich doświadczeniach. Wiem, że jest to trudny temat ale starość, niedołężność, cierpienie i śmierć są nieodłącznymi elementami naszej pracy.
19 kwietnia 2014 21:56 / 1 osobie podoba się ten post
Impala

Przy mnie jeszcze nikt nie umarł,natomiast przy mojej koleżance i owszem I ona zawsze wiedziała(tak mówi),ze koniec jest bliski.Właśnie te zimne nogi,sine kończyny,białe paznokcie...
A nawiazujac do tego,co napisała miha-to ja jej zazdroszczę,ze trzymała ojca,kiedy umierał.Mój też pojechał na grzyby i już nie wrócił do domu-a mnie przy nim nie było.Minęło już kilka lat,a ja nadal tego nie potrafię przetrawić,zaakceptowac,pogodzić się.Wolałabym tam być.

Impala- tez byłam przy śmierci mojego ojca.... zmarł w lutym.... Nie trzymałam go za rękę bo to był zawał... (a chorował na raka) i na pewno dla wszystkich było dobrze, że byłam wtedy obecna... dla matki, dla moich braci, dla mojej siostry  i napewno dla niego samego....  Dla wszystkich tylko nie dla mnie.... Mam poczucie, że spadł na mnie największy ciężar choć w rodzinie jestem najdrobniejsza.... Dobrze, że byłam bo nie wiem co by było gdyby mnie tam nie było, jaki rozmiar ta tragedia mogłaby przybrać.... ale  wolałabym aby los nie stawiał na mojej drodze takich doświadczeń.... Może Twój tato chciał Ci tego oszczędzić..?))))
19 kwietnia 2014 23:15 / 1 osobie podoba się ten post
nowadanuta

Impala- tez byłam przy śmierci mojego ojca.... zmarł w lutym.... Nie trzymałam go za rękę bo to był zawał... (a chorował na raka) i na pewno dla wszystkich było dobrze, że byłam wtedy obecna... dla matki, dla moich braci, dla mojej siostry  i napewno dla niego samego....  Dla wszystkich tylko nie dla mnie.... Mam poczucie, że spadł na mnie największy ciężar choć w rodzinie jestem najdrobniejsza.... Dobrze, że byłam bo nie wiem co by było gdyby mnie tam nie było, jaki rozmiar ta tragedia mogłaby przybrać.... ale  wolałabym aby los nie stawiał na mojej drodze takich doświadczeń.... Może Twój tato chciał Ci tego oszczędzić..?))))

ładnie to ujęłaś-dobranoc i spokojnych Swiąt wszystkim:)
15 maja 2014 13:43
witajcie,moja podopieczna jeszcze żyje ale już wita się z lepszym światem...nawet nie miałam możliwości zaopiekować się nią bo gdy przyjechałam była już w szpitalu.Miała dzisiaj wyjść do domku ale wczoraj ją odwiedziliśmy w szpitalu i dla mnie to była już agonia ...bardzo mi jej szkoda ,lekarz powiedział że musi zostać w szpitalu bo to kwestia kilku dni kiedy odejdzie.Biedactwo strasznie cierpi i naprawdę życzę jej spokojnej śmierci ,bo niemoc straszna człowieka ogarnia jak nie możesz pomóc.
15 maja 2014 13:49
mamusia

witajcie,moja podopieczna jeszcze żyje ale już wita się z lepszym światem...nawet nie miałam możliwości zaopiekować się nią bo gdy przyjechałam była już w szpitalu.Miała dzisiaj wyjść do domku ale wczoraj ją odwiedziliśmy w szpitalu i dla mnie to była już agonia ...bardzo mi jej szkoda ,lekarz powiedział że musi zostać w szpitalu bo to kwestia kilku dni kiedy odejdzie.Biedactwo strasznie cierpi i naprawdę życzę jej spokojnej śmierci ,bo niemoc straszna człowieka ogarnia jak nie możesz pomóc.

Mamusiu,
to Twój pierwszy wyjazd?
15 maja 2014 14:30 / 1 osobie podoba się ten post
Scarlet,to mój trzeci wyjazd.Własnie przed chwilą dowiedziałam ,że babcia umarła...biedactwo już nie cierpi.
15 maja 2014 14:41
Wyrazy współczucia -Mamusia-najszczersze..mam nadzieje,że firma znajdzie Tobie szybciutko nowe miejsce pracy..
15 maja 2014 14:55
mamusia

Scarlet,to mój trzeci wyjazd.Własnie przed chwilą dowiedziałam ,że babcia umarła...biedactwo już nie cierpi.

Dobrze, że nie pierwsza praca, bo nie wyobrażam sobie tego stresu.
 
Babunia już u Aniołów,  dobrze że skonczyły Jej cierpienia.
15 maja 2014 14:55
Mamusia wspołczuje:(
15 maja 2014 15:10
scarlet

Dobrze, że nie pierwsza praca, bo nie wyobrażam sobie tego stresu.
 
Babunia już u Aniołów,  dobrze że skonczyły Jej cierpienia.

To jest straszne przeżycie jak umiera pdp. Moje pierwsze miejsce, 3 tygodnie pracy i podopieczna umiera w domu trzymana przeze mnie za rękę.Agonia zaczęła się w piątek a umarła w niedzielę rano. Zanim przyjechał lekarz i stwierdził zgon, starsza pani leżała w swoim łóżku od 3 w nocy w niedzielę do 15 w południe . Ja siedziałam  w drugim pokoju kilka godzin sama , bo rodzina musiała dojechać bo mieszkali dość daleko od niej.
15 maja 2014 15:30 / 1 osobie podoba się ten post
joannagda

To jest straszne przeżycie jak umiera pdp. Moje pierwsze miejsce, 3 tygodnie pracy i podopieczna umiera w domu trzymana przeze mnie za rękę.Agonia zaczęła się w piątek a umarła w niedzielę rano. Zanim przyjechał lekarz i stwierdził zgon, starsza pani leżała w swoim łóżku od 3 w nocy w niedzielę do 15 w południe . Ja siedziałam  w drugim pokoju kilka godzin sama , bo rodzina musiała dojechać bo mieszkali dość daleko od niej.

Moja Klara zmarla  nagle wlasciwie mi narekach ,poprostu umarla w drodze do kibelka , . rodzina pomimo ze byli tacy super itd. Zostawili mnie sama z Klara w starym wielkim domu , od godziny  8 rano do wieczora gdzies do 20 nikt sie nie pojawil babci zabrac , niby taki ruch mieli ze sie nie wyrobili  wiecie ze tak mi bylo nie przyjemnie ze brak slow , siedzialam w pokoju obok  i myslalam sobie  co za narod !!! 
15 maja 2014 17:10 / 1 osobie podoba się ten post
Moja babusia nie je już nic od tygodnia. Wczoraj miała trochę lepszy dzień i sporo jak na nią wypiła, dwie szklanki płynów przez cały dzień. Gdy tak siedziałam u niej na łózku i próbowałam nakłonić do picia spojrzała tak jakoś na mnie inaczej, poklepała po ręce i powiedziała " Du bist eine kluge Frau". Prawie się popłakałam.