Żabiennik czyli skok na DE

06 maja 2014 12:48 / 16 osobom podoba się ten post
Nie jestem sama
 
Jak tak się zastanawiam to nigdy nie byłam sama J. Pomimo częstych chwil, w których odczuwalam brak zrozumienia, uczucie osamotnienia w tym co mysle, o czym marzę. Zawsze jednak był i jest „Szef”, jak mawial ks. Witold. Codziennie niemal odczuwam Jego obecność. O działaniu nie wspomnę J Niekiedy mam wrażenie,że oddala się na chwile. Ale myslę , że to po to, żeby mnie postawic do pionu J Żebym się zatrzymała w gonitwie mysli „zrobie to sama”. Niemniej kiedy tylko zobacze że nie dam rady sama – wołam Go – i On przychodzi J Tak naprawdę to nigdy się nie oddalił. Tak naprawde to On czekał aż zawołam J
Ale….pomimo tego, w tym obcym kraju, tak po ludzku brakuje mi kogos z kim mogłabym usiąść na werandzie, czy gdziekolwiek, wypić kawe Ala Angela Merkel (Niemcy takiej nie pija) i najzwyczajniej w świecie pogadać o niczym. Pogadać w ludzkim języku, czyli po polsku. Nie domyślać się, nie plątać i wreszcie wyrzucic z siebie potok słów bez stresu . Oczywiście rozmawiam ze sobą ale na dluższą mete to może grozić chorobą przecież. Bynajmniej nie fizyczną.
I oto któregos dnia przyszedł Stefan. Jak zwykle wesoły, jak zwykle pokłócił się z pania Danke w łazienc i, jak zwykle ja nic nie zrozumiałam J
Kiedy wychodzil powiedział że dzis ktos do mnie zadzwoni.
- Kto? – pytam
- Niespodzianka – mówi ze smiechem – Do zobaczenia wieczorem.
I uciekł. I od tego momentu w mojej głowie przesuwaly się rózne scenariusze. Nie znam nikogo tu oprócz sąsiadów pani Danke i jej rodziny. No jeszcze pani w sklepie Edeka i ta Polka w Aldiku. Ale oni nie muszą do mnie dzwonić a poza tym co to by była za niespodzianka? Jak Stefan przydzie wieczorem to taką burę ode mnie dostanie,że hej. O serniku może zapomniec!
W południe, kiedy kończyłam obiad, usłyszałam dźwięk telefonu. Pani Danke odebrala mówiąc swoim słodkim glosem nr „tysiącpięćsetstodziewięćset” Jakąś chwilę rozmawiała po czym zawołala:
- Hallooo???
Po czym zawołała:
- Johaaaanaaa! Ktos do ciebie.
Zdziwiona i niezdziwiona odbieram słuchawke z rąk pani Danke i mówię niepewnym głosem
- Bitte.
Po drugiej stronie słysze w „ludzkim języku”:
- Witam. Nazywam się Ola. Pracuje i pani K. po drugiej stronie ulicy. Możemy się spotkać?.
W głowie mi zawirowało. Matko jedyna! Rodaczka na czubku góry! Po drugiej stronie ulicy! I chce się ze mną spotkać! Mój Boże! Jak Ty to robisz?! No dobra…nie pytam. Wiem. Ale…akurat na to zupełnie nie liczyłam J
Umowiłyśmy się na godzinę 15tą. Ola może się wyrwac w tym czasie na 20 min .Mogłaby wczesniej ale pani Danke kategorycznie zaprosiła ją na kawę.Ciekawska jedna J
O ustalonej godzinie wyszłam przed brame i zobaczyłam jak z Gorki na czubku góry, do dankowego lochu schodzi kobieta wesoło machając mi reką. Była mojego wzrostu, krótkie, bląd włosy i…poczulam….że się znamy od zawsze. Mało się nie rozpłakałam ze wzruszenia.
Zaprosiłam Olę na werande gdzie czekała już pani Danke, kawa i sernik.
Chociaz Ola przysmal do mnie to pani Danke sobie w jasyr Olę wzięła od samego początku. Ola bardzo dobrze mówi po niemiecku. Od 5 lat już pracuje w Niemczech. Dużo sobie nie pogadałyśmy ale umówiłyśmy się na następny dzień, kiedy obie nasze podopieczne będą spały. Pogoda jest piekna i można posiedzieć w ogrodzie. Żegnałyśmy się jak bardzo dobre znajome, chociaż niewiele o sobie wiemy jeszcze. Ola będzie tu do czerwca.. Mamy maj. Potem ma ją zmienić kolezanka.Jak pięknie!
Wieczorem, kiedy przyszedł Stefan, z uśmiechem podałam mu podwójna porcje sernika. Stefan o nic nie pytał. Nie musiał. Czułam się jakby ktos mnie unosił. I chyba na taka wyglądałam. Jak dodam do tego dzien bez biegunki to powiem że to był wspaniały dzien.
 
 
 
 
 
 
06 maja 2014 12:50 / 1 osobie podoba się ten post
romana

Asik, wstyd przyznać, ale dopiero teraz przeczytałam Żabiennik, za to hurtem, wszystko zusammen. Fenomenalne jest to co piszesz, styl, energia, dowcip i dobroć serca. Mieszanka rozrywająca każde serce! Twoje wspomnienia rzeczywiście powinny zostać wydane w formie książkowej i mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto pociągnie sprawę doprowadzając ją do sukcesu.

Napiszę do Aterimy, czy nie byliby zainteresowani, dla firmy wydany bestseller to świetna promocja...Oczywiście rozumiem, że nie masz nic przeciwko temu!

A poza tym - Wiwat Wrocław! Oby nie zabrakło mu nigdy fajnych ludzi takich jak Ty!

Romanko. Nie mam nic przeciwko temu. Ale z tym bestsellerem to przesadziłaś. Poza tym troche sie bałam że błedy cie odstraszą. To wymaga korekty a ja nie mam jakoś melodii do tego :) Jeszcze raz dziękuje.
06 maja 2014 13:07 / 3 osobom podoba się ten post
Asik, korektę robią poloniści, nie musisz. Problem jest w paru rzeczach, najpierw w kasie na druk, potem w dystrybucji. Podobno wyszły dwie powieści pisane o doświadczeniach pracy opiekunki - słyszeliście o nich? Ja nie, a to dlatego, że reklama i dystrybucja tutaj nawaliła. U Ciebie musi być inaczej. Dostałam radę, abyś prowadziła blog, ale nie na forum, bo tu wchodzą osoby tylko związane z tym tematem. Tak zrobiła kobieta pisząca o pracy wolontariuszki w hospicjum. Prowadzi ogólno dostępny, bardzo zgrzebny pod względem wyglądu blog, ale ile w nim treści!!! Zadzwoniło do niej wydawnictwo Znak i zaproponowali jej wydanie książki, już wyszła zresztą.  
 
Asik, zróbmy tak na początek - prześlij im parę stron, adres znajdziesz w necie i zobacz reakcję. To bardzo bogate wydawnictwo, bo mają wyłączność na druk pozycji jednego z ostatnich laureatów literackiej Nagrody Nobla. Stać ich na wydawanie debiutantów. Poza tym prestiżowe, z tradycjami, z Krakowa, zresztą jako zaangażowany katolik na pewno to wiesz. Jeśli Ci odmówią, pomyślimy co dalej.
 
Wiem, że co do błędów, to zrobiłam z siebie czepialskiego potwora, ale uwierz mi, że jedyne co mnie odstrasza w życiu, to moja własna głupota. Szczęśliwie robię co mogę, by nie przyjmowała zbyt dużych rozmiarów... Ale czasem zaliczam wpadki, jak z tą ortografią na forum...
06 maja 2014 13:18
romana

Asik, korektę robią poloniści, nie musisz. Problem jest w paru rzeczach, najpierw w kasie na druk, potem w dystrybucji. Podobno wyszły dwie powieści pisane o doświadczeniach pracy opiekunki - słyszeliście o nich? Ja nie, a to dlatego, że reklama i dystrybucja tutaj nawaliła. U Ciebie musi być inaczej. Dostałam radę, abyś prowadziła blog, ale nie na forum, bo tu wchodzą osoby tylko związane z tym tematem. Tak zrobiła kobieta pisząca o pracy wolontariuszki w hospicjum. Prowadzi ogólno dostępny, bardzo zgrzebny pod względem wyglądu blog, ale ile w nim treści!!! Zadzwoniło do niej wydawnictwo Znak i zaproponowali jej wydanie książki, już wyszła zresztą.  
 
Asik, zróbmy tak na początek - prześlij im parę stron, adres znajdziesz w necie i zobacz reakcję. To bardzo bogate wydawnictwo, bo mają wyłączność na druk pozycji jednego z ostatnich laureatów literackiej Nagrody Nobla. Stać ich na wydawanie debiutantów. Poza tym prestiżowe, z tradycjami, z Krakowa, zresztą jako zaangażowany katolik na pewno to wiesz. Jeśli Ci odmówią, pomyślimy co dalej.
 
Wiem, że co do błędów, to zrobiłam z siebie czepialskiego potwora, ale uwierz mi, że jedyne co mnie odstrasza w życiu, to moja własna głupota. Szczęśliwie robię co mogę, by nie przyjmowała zbyt dużych rozmiarów... Ale czasem zaliczam wpadki, jak z tą ortografią na forum...

Tak zrobie ale obawiam sie ze jak zobaczą te błedy to od razu do kosza wrzucą. Dostalam tez rade żeby do redakcji jakiejsc gazety napisac i tam odcinkami pisac. Niemniej...jakkolwiel wiele otuchy mi dajecie to nie wierze zbytnio w takie sczzescie :) To za wysokie progi dla mnie chyba :)
06 maja 2014 14:34 / 5 osobom podoba się ten post
Asik, pisanie to praca jak każda inna. London był odrzucany przez 90% redakcji, lecz w końcu zaskoczyło. Tylko nie pisz do jakiegoś pierdołka znanego paru osobom, idź od razu na szerokie wody. Prasa kobieca, Wyborcza, choc wiem że jej nie lubisz, lecz z gazet codziennych wyboru dużego nie ma. Ale zacznij od wysłania do Znaku, jeśli masz dość materiału na książkę, czyli minimum 50 stron. Na świecie jest dużo utalentowanych ludzi, patrz nasze forum, lecz tylko nieliczni mają determinację, by sięgnąć po sukces. Zresztą nie o niego chodzi, raczej o przekazanie czegoś dobrego z siebie drogą pisania, na szerszym świecie, a jak przynosi to sukces, to fajnie.
 
Błędy popraw przed wysłaniem, ja tam dużo nie widziałam, może masz znajoma polonistkę, niech Ci to zrobi, albo włacz program i on sam poprawi. Pomyśl jak wiele ludzi Ci kibicuje, niech to Ci doda sił do działania!
08 maja 2014 01:50 / 11 osobom podoba się ten post

Upadła Żaba

Teraz, gdy poznałam Olę, dni biegna wprawdzie tym samym rytmem, przeplatane częstymi wizytami Durchwalla. Ale… Uodpornilam się już . To niesamowite jak człowiek jest w stanie przywyknąc do ekstremalnych warunków. Naprawde mnie nie rusza. Durchwall tez jakby zrozumiał, ze nie wytraci już mnie z równowagi i daje wyraźne sygnały, dzieki którym obywa się bez przykrych niespodzianek. Inna sprawa że zaczęłam panią Danke „wysadzać” na kibelek co trzy godziny. Ten „rytmus” mocno Durchwalla trzyma w ryzach. Efekt jest taki,że wprawdzie jest ale trafia tam gdzie trzeba i pieluchomajtki są czyste.
Uwielbiam wieczory bo wtedy zwykle odwiedza mnie Ola i gadamy sobie bez konca siedząc na werandzie albo w ogrodzie. Powiedziałam Rozi, że mam koleżankę i że mnie odwiedza. Wole ją uprzedzić niżby sąsiedzi donieśli że obce osoby wpuszczam do domu. Niestety ja nie mogę odwiedzac Oli, chociaż mieszka dosłownie za płotem.
Dziś wlasnie umówiłyśmy się z Ola na wieczór. Dzien zapowiadał się spokojnie, pomijając dwie godziny na zakupy, które musze wykonac jak zwykle w sprinterskim tempie. No cóż. Te zakupy to niezła gimnastyka i chyba nie powinnam narzekac, zważywszy że siedze całymi dniami w domu…albo „lauferuje” niczym pani Danke po ogrodzie. Nie mówie tylko za każdym krokiem „links, links, raz dwa trzy..”
Przed obiadem zadzwoniła nachbarina pani Danke i się zapowiedziała…na dziś. Ludkowie mili! Już nie mogla lepszej pory sobie znaleźć?!
Pani Danke rozgorączkowana, jak zwykle odmówiła spania po obiedzie i…uwaga…naprawde nie spała. Usiadła w swoim magicznym fotelu i…Zaczęło się tango milonga.
- Johanaaa! Otwórz brame! (nachbarina jest zmotoryzowana)
- Johanaaa! Wyjrzyj czy nie idzie!
-Johanaaa! Czy drzwi są otwarte?
-Johanaaa! Zamknij lepiej drzwi bo ktoś wejdzie!
- Johanaaa! Chce do toalety!
- Johaanaaa! Podaj mi lusterko!
- Johanaaa! Daj mi Imodium! (zielone kapsułki, chociaż Durchwall był sbie już „dzień dobry” dzis powiedział)
Może i by nie było to takie uciążliwe, aczkolwiek nieco denerwujące, gdyby nie fakt, że byłyśmy na dole a drzwi wejściowe na górze. Biegałam więc po schodach tam i nazat jak kot z pęcherzem. Pani Danke w tym wszystkim natomiast zapomniała o wizycie syna.
Dzwonek do drzwi. Pani Danke wlączyła motorek magicznego fotela i….ziiiuuut. Podjechała do pozycji siedzącej wołając:
- Johanaaa! Otwóż drzwi!
Biegnę po raz setny na górę, otwieram drzwi a tu? Listonosz sobie stoi z szerokim uśmiechem na twarzy, szczęsliwy że aż mnie skręciło z zazdrości. Resztką siły i chęci odwzajemniłam uśmiech i zbiegłam na dół.Tylko weszłam do pokoju a znowu dzwonek do drzwi.
- Johanaaa! – zawołała pani Danke i tylko palcem wskazującym pokazala mi schody.
Jasne – myslę- teraz będziemy się komunikować na migi. Panią Danke boli gardło od tych wołąń a mnie nogi.
Nim dotarłam na góre drzwi się otworzyły i wszedł Hos. Zbiegłam więc na dół mając nadzieje że chwycę torbe i znikne nim pojawi się nachbarina. Hos tym razem będzie musiał się wszystkim zająć. Ubierając kurtke powiedziałam że przyjdzie pani X i już byłam w drzwiach, kiedy dzwonek znów zaryczał.
Ja to mam pecha, no! Nachbarina!
Jak pani Danke usłyszała to już nie mialam życia. Kawa, choc zrobiona, musiała być przeze mnie podana. Zdjęłam kurtke i pędzę na dół.
Nagle…W głowie słysze chrupot. Trzask! W oczach ciemność. I ból.Zrobiło mi się słabo. Chwytając się poręczy osunęłam się na ostani stopien schodów, którego w tej bieganinie nie zauważyłam, i usiadlam. Jak przez mgłę słyszę woalnia pani Danke. Nie mama siły odpowiedzieć. Na korytarz wyszedł Hos zaniepokojony moim milczeniem. A ja siedze na schodach i trzymam się za kolano. Probuje wstać. Nie da rady. Klapie chudym tyłeczkiem na stopień.
„chyba złamana, mój Boże” – mysle.
Poruszam palcami nogi…no ruszam czyli nie złamana. Wiec co jest? Ból powoli ustępuje. No dobra – mówie do siebie- koniec tego teatru. Ide po zakupy.
Stanęłam na nogi. Hos głośno odetchnął ale zaraz jęknął ze zmartwienia. Kiedy wstałam i próbowałam zrobic krok, ból mało mnie nie zwalił z nóg. Znowu trzymając się poręczy osunęłam się na stopien.
Jestem upadła Żaba – myślę – i tak chyba tu zostanę…poczekam na Stefana albo Johana (nie wiem który przyjdzie) a pani Danke ma Hosa i nachbarine to jakoś będzie. A jutro zobaczymy.
Niemniej Hos trwał przy mnie jak osobisty ochroniarz i powiedział że trzeba zawiadomic Rozi.
„Fajnie – mysle – przeciez oni ze sobą rozmawiają korespondencyjnie. Już chciałam mu poradzic żeby pocztą lotniczą wiadomośc wysłal, kiedy zobaczyłam że Hos chwyta za słuchawkę telefonu.
Normalny szok. Mimo bólu byłam bardzo ciekawa tej pierwszej, rejestrowanej przeze mnie rozmowy. Pomimo bólu śmiac mi się chciało…i chyba trochę z nerwów.
Hos faktycznie ZAWIADOMIŁ Rozi:
- Johana złamała noge. Co robić?
Ja? Złamałam? Jeszcze bardziej słabo mi się zrobilo. Ja chcę do domu! Ja chce ale wiem że nie mogę do domu! To jakiś koszmarny sen. Zaraz się obudzę i będzie dobrze. Ale się nie obudziłąm. Tkwię w tym śnie w dodatku coraz bardziej kolano boli. Co robic?.


11 maja 2014 20:26 / 11 osobom podoba się ten post
 
Pierwsza myśl to Ola. Dzwonie do pani K Szczęściem odbiera Ola.
- Olu , skreciłam nogę. Hos mówi ze złamana. Palcami ruszam, ale spuchła i puchnie nadal. Boję się.
Ola powiedziała że natychmiast przyjdzie. Faktycznie. Po niecałych 2-3 min zdyszana wpadła do domu (drzwi werandy były otwarte). Obejrzała noge i stwierdziła że chyba zwichnięcie ale trzeba do lekarza.
Fajnie – myslę- z górki to na wózek od zakupów wsiądę i jakoś zjadę. Ale 12 km do Kassel to na tym rozbiegu nie dociągnę!
Kiedy tak medytowałyśmy czy może pogotowie wezwać, przed dom z piskiem opon zajechał samochód. Ola wyszła zobaczyc a tu pan R. Mój osobisty, niemiecki koordynator zajechał. Rozi po dramatycznej informacji Hosa, natychmiast zadzwoniła do pana R.
Komiczna sytuacja. Ja leże na łóżku, pani Danke w swoim magicznym fotelu, Hos (szczęśliwy że tyle ludzi do pomocy dłubie grabkami w ogródku) a nachbarina w niezbyt komfortowej sytuacji, bo nie wie co ma robic. Uciekać czy zostać i pomóc.
A Ola i pan R. Nade mną debatują co robić…ze mną. Pan R. w koncu mówi:
- Johana. Albo jedziesz do domu, albo do szpitala.
Fajnie! Ja do domu! Z nogą bezfunkcyjną! Niespakowana bo nie mam siły się spakować!
- Do szpitala! – wołam- Nim pojade do domu muszę wiedzieć co sobie uszkodzilam!
Pan R. pakuje mnie do samochodu i jedziemy na ostry dyżur.
Przed szpitalem każe mi siedzieć a sam wbiega do szpitala. Za chwile wylatują pielęgniarze z wózkiem inwalidzkim. Normalnie czuję się jak prezydentowa. Zostaję wwieziona do środka. Tam już wszystko wiedzą bo pan R. opowiedział Wjeżdżam do gabinetu lekarza. On mnie wypytuje co się stało. Ja opowiadam, jak potrafię, troche na migi co się wydarzyło. Lekarz kieruje mnie na RG. A tam baaardzo niesympatyczna pani prawie wrzeszcząć na mnie kazała się położyć na łóżku, potem usiąść a potem….Matko! Tak mi zgięła nogę w kolanie że gwiazdy zobaczyłam. Jak nie ryknę z bólu, jak nie zawyję. Nagle…Drzwi się otwierają i wpada lekarz.
- Co się dzieje?! – krzyczy
- Pacjentka nie rozumie – mówi pigulara jedna
A ja w tej samej pozycji co mnie „pigulara” zgięła płaczę i nie mam siły zrobić żadnego ruchu.
Lekarza wściekły kazał „pigule” się wynosić. Sam zrobil zdjęcia. Był bardzo delikatny ale mnie już było wszystko jedno. Ból był tak ogromny,że zawładnął nie tylko moim ciałem ale i duszą. Lekarza słyszałam jak przez ścianę…widziałam jak przez mgłę.
Potem 15 min czekania na zdjęcia. Lekarz wychodzi z gabinetu i prosi mnie do środka.
- Niech się pani nie martwi, to tylko skręcenie kolana.
Oddycham z ulgą ale boli strasznie.
- Czy mam zostać w szpitalu? – pytam
Nie wiem jak wyglądałam ale lekarz spojrzał na mnie współczującym wzrokiem i spytał:
- A chiałaby pani?
Pewno że bym chciała…poleżeć sobie, odpocząć…Spuściąłm głowe i odpowiedziałam:
- Nie.
Ja nie wiem co lekarz wiedział. Nie mówiłam mu że pracuję jako opiekunka. Może się domyślił. Dał mi trzy tabletki Venonutonu (tylko na recepte bo bardzo silna dawka) zabandażował kolano dając okład z jakieś maści i powiedział żebym przez dwa tygodnie oszczędzała lewą nogę. Dał dwie kule.
Pięknie – myślę. Jak ja chodząc o dwoch kulach będę się opiekować panią Danke!
W drodze powrotnej pan R. cały czas mowił jakie mam szczęście że pracuję w firmie a nie „na czarno” , że taka super opieka itd.
Zgadzam się z nim ale ….
Po powrocie Hos przywitał mnie tak wylewnie że mnie zatkalo. Prawie ze łzami w oczach cieszył się że wrociłam cała. I na ten tychmiast wylecial z domu jakby się paliło. I tak jestem mu wdzięczna, bo został ze swoją mamą do mojego powrotu. Nachbarina była się ewakuowała wcześniej. Ola zadzwoniła dopytując o moje zdrowie i czy może pomoc. Przeciez ona też pracuje. Powiedziałam że daję na razie radę.
Teraz jest 2ga w nocy. Ból kolana doprowadza mnie do szału. Chyba wezmę tę tabletkę. Pani Danke śpi spokojnie. Stefan był mocno zaniepokojony ale powiedział że w razie gdybym czuła się źle to mam zadzwonić. Przyjedzie „priwat” tak z serca, jak powiedział. Kochany Stefan. Wieczorem zadzwonił Johan.
- Stefan mi powiedział o twoim wypadku – mówi – Kiedy będziesz potrzebowała pomocy możesz na mnie liczyć. O każdej porze.
Boże! Po raz kolejny dziękuję. Za Twoją pomoc. Za tych ludzi, których stawiasz na mojej drodze.
A ta pani z rentgena…może miała zły dzień…może problemy…nie jestem na nią zła. I Ty chyba też, prawda?
 
 
 
 
 
11 maja 2014 22:03 / 2 osobom podoba się ten post
Asik Ty naprawdę fajnie piszesz ;-)))) Masz lekką rękę do tego.
11 maja 2014 22:32 / 1 osobie podoba się ten post
Asik! Uwielbiam Cię czytać. Wiesz, ja się tak bardzo na wydawaniu książek nie zam ale wydaje mi się, że to może być trochę trudne. Uważam jednak, że nie powinnaś tak zupełnie rezygnować.Spróbuj nawiązać współpracę z jakimś czasopismem. Zobaczysz z jakim to spotka się zainteresowaniem i wtedy zadecydujesz co zrobić z tym dalej. W każdym bądź razie ja czekam jak zwykle na ciąg dalszy. Buziaki Asik.
11 maja 2014 22:41 / 2 osobom podoba się ten post
romana

Asik, pisanie to praca jak każda inna. London był odrzucany przez 90% redakcji, lecz w końcu zaskoczyło. Tylko nie pisz do jakiegoś pierdołka znanego paru osobom, idź od razu na szerokie wody. Prasa kobieca, Wyborcza, choc wiem że jej nie lubisz, lecz z gazet codziennych wyboru dużego nie ma. Ale zacznij od wysłania do Znaku, jeśli masz dość materiału na książkę, czyli minimum 50 stron. Na świecie jest dużo utalentowanych ludzi, patrz nasze forum, lecz tylko nieliczni mają determinację, by sięgnąć po sukces. Zresztą nie o niego chodzi, raczej o przekazanie czegoś dobrego z siebie drogą pisania, na szerszym świecie, a jak przynosi to sukces, to fajnie.
 
Błędy popraw przed wysłaniem, ja tam dużo nie widziałam, może masz znajoma polonistkę, niech Ci to zrobi, albo włacz program i on sam poprawi. Pomyśl jak wiele ludzi Ci kibicuje, niech to Ci doda sił do działania!

Romana-Ty tak duzo czytasz i jesteś ortograficznym guru forumowym -może sama bys sie pokusiła i opisała swoje przygody na opiekunkowej niwie a nie tylko innych namawiasz:):):)
11 maja 2014 23:43
effka66-:):):):)bardzo przydatny link!
11 maja 2014 23:43 / 1 osobie podoba się ten post
Właśnie przeczytałam od deski do deski za jednym zamachem calego bloga i z podziwu wyjść nie mogę jakim dobrym jesteś czlowiekiem, pracowitym, skromnym a do tego TAK piszesz, ze oderwać sie nie idzie od lektury, a ile się z tego człowiek dowie, chyba mnie coś natchnelo , ze znalazlam to forum, chyle czoła przed kolejną z waszego pisarskiego grona, , dziekuje Ci Asik bardzo za te emocje!
11 maja 2014 23:47
kasia63

effka66-:):):):)bardzo przydatny link!

Bo ja mam naprawdę nadzieję, że Asik tak tego nie zostawi tylko tu na forum:)
12 maja 2014 08:01 / 1 osobie podoba się ten post
ziolkowa

Właśnie przeczytałam od deski do deski za jednym zamachem calego bloga i z podziwu wyjść nie mogę jakim dobrym jesteś czlowiekiem, pracowitym, skromnym a do tego TAK piszesz, ze oderwać sie nie idzie od lektury, a ile się z tego człowiek dowie, chyba mnie coś natchnelo , ze znalazlam to forum, chyle czoła przed kolejną z waszego pisarskiego grona, , dziekuje Ci Asik bardzo za te emocje!

Bardzo ci dziękuję :) Wszystkim dziękuję za tak ciepłe przyjęcie moich wspomnien. Ale...nie. Te wszystkie zalety to za wiele powiedziane :) Doprawdy...nie zawstydzajcie mnie :) Bo się zaczerwienie. A widzieliście kiedyś pąsową żabę?!