19 czerwca 2014 12:20 / 15 osobom podoba się ten post
Raz , dwa, trzy….rolatorek trzymasz ty.
O ile propozycja lekarza, a właściwie jego sugestia, w sprawie mojego pozostania była słuszna, to niemniej „podarowanie” mi kuli było kosmicznym nieporozumieniem. Nagle zdałam sobie sprawę, że aby moc się nimi posługiwac, najpierw trzeba się nauczyć chodzić. Ale po kolei…Otóż specjalnie napisałam „podarowane” w cudzysłowiu bo po trzech dniach listonosz przyniósł mi …UWAGA…rachunek za wypożyczenie kuli (szt.2). Całe 36 euro! Zapłacić w ciągu 14 dni. Dobra ale jak zapłacić skoro w „portmoni” tylko służbowe a prywatnych od Rozi za mało. Byłam bardzo zmartwiona. To zmartwienie musiało wymalować na mojej twarzy piękny meikap. Tak piękny że Edit, która właśnie wtym dniu przyjechała, od progu zapytała co się stało. W milczeniu podałam jej kopertę. Edit uważnie studiowała rachunek po czym schowała do kieszeni. Na mój zdziwiony wzrok odpowiedziała:
- Dziś jadę właśnie do diakonii -(Edit tam pracuje)- to po drodze wstąpię do szpitala i to załatwię. Nic się nie martw, nic nie będziesz płacic.
Po raz kolejny KTOŚ w odpowiednim czasie przysłał mi wsparcie :)
Oczywiście Edit zabrała kule ze sobą. Sprawiały więcej kłopotu niż były pomocne. Dwa razy chcąc się przemieścic zaliczyłam podłogę i przyprawiłm tym prawie o zawał panią Danke. Z przerażeniem patrzyła jak zbierałam się do pionu. A potem równie przerażona patrzyła jak zamierzam gdzieś pójść. Tak więc dla jej dobra i jej spokoju ducha kuśtykałam bez kuli. Druga sprawa to chcąc np. przynieśc pani Danke herbatę brakowalo mi trzeciej ręki. Jedyne dwie jakie posiadam „zajmowały się” kulami. Niemniej zauważyłam że jak prowadzę panią Dankę do toalety to idzie mi się nadzwyczaj dobrze. I nagle odkryłam! Ja się trzymałam kolatorka pani Danke. Tak więc kiedy pani Danke poleguje w magicznym fotelu ja śmigam z rolatorkiem niczym meserszmit :)
Problem zaczyna się wtedy kiedy pani Danke też chce meserszmitować. Wtedy zazwyczaj meserszmitujemy razem.
Tabletki od pana doktora (szt.3) zużyłam w ciągu trzech następujących po sobie nocy. Ale teraz już mogę spać bo ból pojawia się tylko przy poruszaniu. Niemniej opanowałam technikę chodzenia. Wprawdzie przyjmuję pozycję paragrafu i wyglądać to musi komicznie ale co tam. Ważne że nie boli.
Ola często do mnei zagląda i nawet wykonuje te czynności, których nawer jako chodzący paragraf nie jestem w stanie wykonać (np. podlewanie kwiatów w ogrodzie).
W sobotę jak zwykle przyjechała Rozi. Jako że już jest ciepło to od czasu mojego przyjazdu co sobotę po obiedzie i drzemce pani Danke, jedziemy na kawę i ciasto do kawiarni. Do tej kawiarni przez 30 lat pani Danke wraz z mężem co niedziela jeździli właśnie na kawę. Za pierwszym razem, kiedy miałyśmy jechac spytalam czy mogłabym zostac w domu. Rozi odparła że absolutnie nie gdyż ona sama nie da sobie rady z rolsztulem. No coż…w końcu ma rację…jestem tu do pracy.I własnie dlatego w ostatnią sobote nie zapytałam czy mogłabym zostać ze względu na moje wciąż bolące kolano. Mogłam usłyszeć , że skoro jestem niedysponowana to powinnam jechać do domu się leczyć. I to też byłaby racja. Ale mialam nadzieję że Rozi sama na to wpadnie że raczej marną pomocą dla niej będę w tym stanie. Niestety…święta naiwności…nie wpadła na to.
Zapakowałysmy się więc i ruszyłyśmy. Na parkingu Rozi pomaga al wysiąść swojej mamie z auta a ja miałam się zająć wyjęciem wózka inwalidzkiego. Więc się zajęłam. Z takim skutkiem że chwyciwszy wózek źle stanęłam i poczułam tak potworny ból że zwalił mnie z nóg. Upadając pociągnęłam wózek ze sobą…jakiś durny odruch…i leżac na ziemi byłam dokladnie przykryta tym wózkiem. Rozi, która wyciągnęła już mamę z auta została w potrzasku. Bo nie może mi pomóc gdyż trzyma mamę. Jak puści mamę to mi pomoże ale pani Danke opadnie na ziemię. Na szczęście na parkingu było paru ludzi. Podbiegli do mnie i pomogli wstać. Rozi czerwona ze wsydu przepraszała i dziękowała moim wybawcom. No własnie…przepraszała ich…za co się pytam? Za mnie? Że opiekunka jej mamy jest w takim stanie że nie może wyjąc wózka z auta? Na mnie Rozi nie patrzyła. Potem przy kawie spytala czy już się dobrze czuję. No co miałam powiedzieć? Że muszę się dobrze czuć? Czy mi się podoba czy nie?
Dobra, konczę…za dużo żalu i złości się zbiera we mnie. Jak będę dłużej pisać to suchej nitki na nikim nie zostawię. I na co mi to? Nikt i tak nie usłyszy a najwięcej szkody zrobię sobie…swoim nerwom i duszy. Idę się przejść po ogrodzie…popatrzeć w gwiazdy które są tu tak blisko że tylko rękę wyciągnąć…