Żabiennik czyli skok na DE

02 marca 2014 09:10 / 2 osobom podoba się ten post
Asik,pisz kochana,pisz.Po pierwszej częsci,jak zywy, stanął mi przed oczami mój pierwszy raz.:)A Ty umiesz pisać:)
02 marca 2014 09:54 / 6 osobom podoba się ten post
Może zostawmy Asikowi miejsce na jej pisanie. Jak będziemy duużo komentowały to trzeba będzie "odszukiwać" jej tekst pomiędzy postami. Asik fajnie pisze i będzie się ją bardzo dobrze czytało. I co najważniejsze - korzyść będzie obustronna !!!!
Asik, do dzieła, czekamy ;-)))
To już przynajmniej nie kopiujmy jej postów, bo to tylko wprowadza bałagan. 
02 marca 2014 12:16 / 1 osobie podoba się ten post
Moi kochani :) Wpadlam na chwile bo obiad gotuję. Bardzo wam dziekuje :) Wieczorem bede miala wiecej czasu...
02 marca 2014 12:22 / 4 osobom podoba się ten post
Asik, swego czasu czytałem różne blogi.Sam próbowałem swoich sił ale zawsze czegoś brakowało a to czasu, a to koncentracji. Czytając to co napisałaś ,odnoszę wrażenie,że masz w sobie duży potencjał literacki. Opisujesz dzień a jednocześnie wstawiasz poboczne spostrzeżenia,myśli.Super. A może reszta opiekunowa również przyłaczy się do tematu...Pozdrawiam
02 marca 2014 12:31 / 2 osobom podoba się ten post
Asik

Moi kochani :) Wpadlam na chwile bo obiad gotuję. Bardzo wam dziekuje :) Wieczorem bede miala wiecej czasu...

Wiesz co,myślę że jestem poważną konkurencją dla Chmielewskiej :). Z przyjemnością przeczytałam dwie kartki z "Zabiennika":)
02 marca 2014 12:32
Asik

Długo sie zastanawialam gdzie ten temat umieścic...w koncu wyszlo na "Wygadaj sie" :) Dziękuję za propozycje tytułu...Powiem szczerze...pisalam ale zamiast dat wpisywałam tytuły...prowadzilam w swoim czasie blog...potem go usunęłam (po śmierci teściowej a szkoda) i znowu zaczełam blogować...W Ahnatal nie mialam internetu,  więc pisałam w zeszycie żeby potem zapisać na blogu....nigdy tego nie zrobiłam...
Chcę powiedziec że moje wpisy bedą korygowane...bede wycinac prywatne sprawy...chociaz czasem sie nie da bo stanowia częśc mojej pracy w DE :) Zdjęcia, które będe wstawiać do postów pierwszych czterech miesięcy pobytu w DE tak naprawde były robione póxniej...po urlopie :) Ale będziecie mieli jako taki obraz okolicy w której zaczęła sie moja przygoda...mój skok na DE :)
 
DZIEN DRUGI
 
Obudziłam sie z bólem głowy. Źle spałam...Pierwsze wrazenie spawilo że wpadłam w panikę. :Jezu! Nic nie widzę! Otwieram oczy szeroko i widzę ciemnosc! Ciemność widze!" Ręka namacałam komórkę...błekitby blask oświetlil pomieszczenie..."Gdzie ja jestem?" Po chwili przychodzi przytomność...no tak...w obcym domu...mieście...kraju...Ale czemu tak ciemno? Zapomniałam że tu są żaluzje. Juz więcej ich nie zasunę. Poczulam sie jak w klatce. Godzina? Szósta...Po cichu ide do łazienki i myje sie i ubieram. Zschodze do kuchni...Kawa jest mi w tej chwili niezbędna...i fajka. Wychodze na werandę...Zaciągam sie i przypominam wczorajszą wieczorną rozmowe z Rozi. Właściwie korespondencję :) Rozi odkryla że lepiej rozumiem jak ona pisze :) Dla mnei to tez było zaskoczenie. No więc była mowa o papierosach. I jak zaczęła mówić to ja zrozumiałam że dlatego że pale musze jechac do domu. Stres, zmęczenie spowodowały że sie rozpłakałam. Rozi z przerażeniem na mnie popatrzyła i spytala o co chodzi. A ja tylko że nie moge do domu. Ze musze pracowac. I tu na ratunek mój słownik przyszedł. Rozi szybko znalazła potrzebne slowa i napisala, że pierwsza jest jej mama. Że jeśli u mnie będzie pierwszy papieros a nie pomoc jej mamie to będziemy sie musialy pożegnac. PO czym przytuliła i powiedziała "Du bist libt." No to zrozumiałam akurat. 
Teraz myslę sobie że Żabek miał rację....że ma wątpliwości że sobie poradzę...Niemniej nie mam wyjscia....najwyżej wróce w pudełku...
Z kubkiem kawy w ręku weszlam do pokoju obok kuchni. Na ścianach oprawione zdjęcia...Pergola? Katedra na Ostrowie Tumskim? No Wrocław! Acha...myslę sobie...pani Emi (tak ma na imie) jest chyba z tych wygnanych. No to mam przerąbane....Ale nie martwmy sie na zapas...
 
Po sniadaniu Rozi powiedziala ze jedziemy. No dobrze...Po drodze...tu Edeka, tu Aldi...tu kwiaciarnia...tu kościół. "Pestka myslę sobie. Trzy domy na krzyz żadna filozofia :)
Weszłysmy do kwiaciarni. Rozi zakupiła bukiet kwiatów (ode mnie dla pani Emi) po czym powiedziała że tu będzie koncert jutro i jedzenie za darmo i picie i mam tu przyjsc o 20tej. No fajnie , tylko Rozi dziś jedzie do Hanoweru a ja na trzy dni sama zostaję....Ale pójde...co mam innego do roboty?
Przed szpitalem Rozi podała mi okulary swojej mamy i napisała zdanie które mam powiedziec. Po polsku "Przyniosłam pani okulary". Dobra...idziemy, ja powtarzam to zdanie. Na korytarzu Rozi kazala mi zostać a sama weszla do sali chorych. Oj...czerwone światelko mi sie zapaliło...chyba pani Emi nie ma pojecia że zamieszka z obcą babą....Zaczynam sie bać.Kiedy czekałam na korytarzu, z sąsiedniej sali dobiegały krzyki."Hilfe!" Czekalam na Rozi 15 min i nikt w tym czasie nie udzielil pomocy temu choremu. Mój Boże...jak u nas...niemożliwe.
Rozi powiedziala że mam wejsc. Wchodze...na łożku pod oknem w pozycji półleżacej usmiecha sie drobna, siwiutka staruszka...jest jak słoneczko z mocno pomarszczona twarzą...Ale ja mam gulaję w gardle. Z trudem mówię wyuczone zdanie i podaje okulary. Oczy pani Emi robia sie wieeeelkie...i ze zdziwieniem patrzy na córkę. Rozi sie śmieje i coś mówi...chyba tłumaczy. Nie wiem o co chodzi....Trochę jeszcze porozmawiały i poszłyśmy.
W samochodzie pytam co sie stało....Rozi ze śmiechem że potem pogadamy. Pojechgalyśmy do restauracji na obiad. Wyciągnęłam słownik, kartki i długopis...Co sie stało? 
Rozi napisala" Powiedziałaś "przynioslam pani gazetę". 
No fajnie...zrobiłam sobie reklamę na calą Polskę. 
Po południu wypiłysmy z Rozi kawę...ona rozpuszczalna a ja ala Angela Merkel.
- Jaka to kawa - pyta Rozi
Pokazałam jej i powiedziałam ze w PL czytałam wywiad z Angelą i ona o tej kawie mówiła. Bo Angela jest z DDR.
 
Pożegnałam sie z Rozi. Zostawiła mi kartke przy telefonie jak mam mówić jak będzie ktoś dzwonił (oby nie dzwonił nikt) i dyspozycje co mam zrobic. Umyc okna i zrobic porządek na werandzie. No a jutro mam isc na te impreze w kwiaciarni....Pojdę.A co. :)
 

Cudownie to opisałaś Asik,pomimo tego,że jestem w domu(dołączę do De 22 marca)czytałam Twój wpis z zapartym tchem.Czekam na kolejny,bo wydaje się,że będzie to niezły poradnik dla "zielonych" i czas wspomnień dla tych które swoje przeżyły w De.
Czekam na cd-jeszcze "zielona":):):):):)
02 marca 2014 13:30 / 3 osobom podoba się ten post
PROSZĘ ,nie wklejacie calego cytatu."Gubimy "..........Asik.
02 marca 2014 13:43
Witam rzadko tutaj piszę ale jestem cały czas droga Asik cudownie napisane z humorem czyta sie po prostu wspaniale tylko troche mało bardzo prosze o jeszcze Pozdrawiam
02 marca 2014 15:02 / 3 osobom podoba się ten post
Prosze nie kopiować/cytować tego, co Asik pisze. Będzie czyściej, przestronniej, itp. Swoje opinie możemy pisać bez cytatu Asik. Proszę nie róbmy tutaj bałaganu. Jak Czytałam Wichurrę to myślałam, że mnie szlag trafi przez to kopiowanie !!!
02 marca 2014 15:19 / 1 osobie podoba się ten post
Mycha

Prosze nie kopiować/cytować tego, co Asik pisze. Będzie czyściej, przestronniej, itp. Swoje opinie możemy pisać bez cytatu Asik. Proszę nie róbmy tutaj bałaganu. Jak Czytałam Wichurrę to myślałam, że mnie szlag trafi przez to kopiowanie !!!

Co prawda,to prawda.Ale wszystkich "świerzbia rączki" i kazdy chce ,jak umie zachęcic Asik do pisania:))))
02 marca 2014 15:25 / 2 osobom podoba się ten post
To przecież wystarczy jak jej to napiszą ;-))) i nawet będą wtedy bardziej "czytelni" a nie gdzieś "zaplątan"i w kopiowany tekst. Asik dostała tyle plusów, że wie komu się podoba jej pisanie.
02 marca 2014 15:35 / 1 osobie podoba się ten post
Mycha

To przecież wystarczy jak jej to napiszą ;-))) i nawet będą wtedy bardziej "czytelni" a nie gdzieś "zaplątan"i w kopiowany tekst. Asik dostała tyle plusów, że wie komu się podoba jej pisanie.

Nie denerwuj sie Myszka,przyznaje Ci całkowita racje,też tak myslę:)))))))))))))
02 marca 2014 18:36 / 19 osobom podoba się ten post
DZIEŃ TRZECI...myslałam że ostatni
 
Rano nie chciało mi sie wstac...Dobrze było poleżeć bez zobowiązan. Pogoda w miarę znośna chociaż zimno...cóz listopad. Postanowilam że zacznę od zwiedzania. Najpierw domu a potem okolicy. Na 18ta ide do kościoła a potem na imprezę. Oknami i weranda zajme sie jutro.
A więc dom...8 pokoi, 3 łazienki kuchnia i piwnica. No to ostatnie pomieszczenie trudno nazwac piwnicą. To taka komórka na parterze. Ale gdzie tu jest parter? Bo dom zudowano na zboczu...zresztą wszystkie domy tu takie są. I od ulicy wchodzisz do domu i jest parter ale sa schody w dół do pokoi które wychodzą na ogród i tam też jest parter.
Jeszcze raz patrze na zdjęcia starego Wrocławia...czarno-białe i juz nieco pożółkłe. W salonie na górze niespodzianka. Autentyczne organy elektryczne. Ciekawe kto gra? Pani Emilia? Nie mogę sie powstrzymac. Otwieram i...zonk...karteczka że nie wolno ruszać. Dla mnie ta kartka? No to nie ruszam. Z westchnieniem ruszam na dół. 
Własciwie to jeszcze sie nie rozpakowałam. Właczyłam radio i zajęłam sie układaniem na półkach swojego dobytku. Kiedy dotarłam do nici i tamborka moje ropakowywanie sie skonczyło :) Usiadłam w fotelu na dole, w TV cos grali i tak wyszywałam swoją Charity. Nawet sie nie spostrzegłam że powinnam wychodzic.O 17,30 wyszłam z domu. I tu zaczyna sie początek mojego horroru.
Niemal zbiegłam na dół trzymając sie poreczy przy chodniku, tak jest stromo. Zatrzymałam sie na dole i teraz w którą strone mam iść? Wieża kościoła była po prawej więc ide. 10....15...20 min a kościoła nie widać. Za to droga zaczyna sie piąc w górę. Co jest? Kościol jest na dole. Zawracam. Znowu ide dłuższą chwile i teraz kieruję sie na lewo. Znowu 10...15...20 min ide a tu zamiast kościoła Aldi i Edeka. No dobra nasza chociaz wiem jak do sklepu dojsc. Ide wiec dalej...wchodze do miasteczka. A w tym miasteczku znowu ulice w prawo i w lewo, w góre i w dół. Patrze na zegarek...no tak...ksiądz juz daje błogosławienstwo...juz prawie półtorej godziny chodze...na domiar złego zrobilo sie ciemno. Kwiaciarni tez nie znalazłam. Wracam do domu. Tylko...Matko jedyna jak do tego domu trafie. Kreciłam sie w kółko i nie wiem skąd przyszłam. Decyduję sie na odwrót...po jakims czasie dostrzegam Edekę. No to teraz juz wiem, oddycham z ulgą. Na krótko. Za sklepami rozwidlenie. No i znowu proble w która stronę. Byle w górę. Ide...juz godzine i ciągle nie mogę trafic. W akcie rozpaczy chwytam, komórke i dzwonie...do Żabka. No idiotyczne zachowanie bo on tym bardziej mi nie pomoże. Żabek przerażony zaczyna mi mówic zebym zapytała kogoś. Kogo?! Przecież tu nikogo nie ma. Pusto. No to mam policję wzywać. Nie znam nr telefonu. Postraszył mnie że mnie ktos napadnie. Rozłaczyłam sie mówiąc ze jak bede w domu to sie odezwe, a jak nie to niech Interpol wzywa. I na co ja liczyłam?
Dochodze do jakiejs ulicy która biegnie niemal pionowo. Na koncu ....tylko niebo. Boże...ja chce do nieba ale nie teraz. Chcę do domuuu!!!
Nic to...zaczynam sie wspinac. Juz płuca mam na wierzchu ale ide...jak na koncu nic nie bedzie to sie położe na ulicy i tak zostanę. Najwyżej na d ranem ktoś mnie znajdzie.
Kiedy wreszcie sie wdrapalam zobaczyłam drogowskaz z nazwą mojej ulicy. Musiałam przykucnąc tak sie wzruszyłam...płakać mi sie chciało ze szczęścia. Byłam wyczerpana, zziebnięta i głodna.Błakałam sie 4 godziny.
W domu wypiłam gorącą herbatę...ochlapałam w łazience i ległam jak nieżywa na łóżku. Miałam dość. Ostatkiem sił wysłałam sms do Żabka ze jestem bezpieczna. 
Dzis wstałam polamana...jak ja sobie poradze z tymi oknami? Bylo wczoraj to zrobic...ech życie
 
02 marca 2014 18:40 / 1 osobie podoba się ten post
Boże...ja dostałabym juz zawału.
02 marca 2014 18:42 / 3 osobom podoba się ten post
Asik,prawie się popłakałam ze śmiechu,choć wcale smiesznie nie było:):)