Żabiennik czyli skok na DE

05 marca 2014 12:36 / 2 osobom podoba się ten post
zosia_samosia

Asik , noooooo..... "daj te zabawki"(tylko bez łopatki) :) , gdzie jestes?????????? .:) .Pomyslalam i ..........łopatke też bo chyba sie "okopalas"?? :) :) .

Bardzo przepraszam ale po wczorajszym nerwowym dniu, rozmowami do późna na forum m.in....dziś zaspałam :) Ups....
05 marca 2014 12:36 / 26 osobom podoba się ten post
Eldorado
- Wyjedziesz, zarobisz i odpoczniesz przy okazji.- Tak powiedzial Żabek gdy namawiał mnie na wyjazd. Bylam zła...poza tym po przejsciach z teściową, wiedzialam dokładnie jaki jest "odpoczynek" przy chorej osobie w dodatku po wylewie. Nie wierzyalm w te bajki ale co miałam zrobic? Prawda że tu inaczej sie pracuje...ale czy łatwiej? Plus że jest pewien rytm wg którego toczy sie życie. Jest pomoc pflege, jest taki podnośnik w wannie (teściowa we dwójkę wkladalismy do wanny, potem Żabek ją przytrzymywał a ja myłam), jest olbrzymia łazienka do której wjeżdza sie wózkiem...ale...co z tego? Minusy to obce dla mnie kąty, język z którym jest z każdym dniem lepiej ale ciągle niedoskonale. Jest brak kontaktu z domem...pisze listy...i czekam jak zbawienia na listonosza. Dzwonie z komórki ale nie mam na abonament i niedługo wyłaczą pewnie. Cięzko mi dzis...w dodatku... ...pierwsze dwa dni sam na sam z panią Emi były zwyczajne...śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacja. Kiedy podalam pierwszy tu ugotowany obiad pani Emi przyjęla go z piskiem radości. Dosłownie :) Przypominała dziecko i jego radość z nowej zabawki. I żeby to było coś ekstra...:) Zwykłe mielone z marchewka na gęsto. No ubawiła mnie bardzo. Ale kiedy zajrzałam do "piwnicy"...a potem rozmawiałam z Johanem...juz sie nie dziwilam. Pani Emi mieszkała po wylewie sama. 5 razy dziennie przychodzil ktos z firmy pielęgniarskiej. Jedni myli, ubierali, drudzy gotowali posilki, jeszcze inni sprzątali. Poza tym pani Emi była sama. Dopiero po operacji lekarz powiedział że nie może sama funkcjonować. Teraz juz wiem dlaczego i jestem przerażona. Tego sie nie spodziewałam...a powinnam? Skoro nikt mnie nie uprzedził?  Moje "Eldorado" zaczęło sie dwa dni temu...pani Emi zawołala mnie że chce do toalety. No to pomogłam jej wstac z fotela i idziemy a ona w krzyk że szybciej. No tak - mysle sobie- ja moge szybciej ale ona na pewno nie. Nie zdążyłyśmy...biegunka rozlała sie po całej łazience. Nie wiedziałam co najpierw łapać. Spodnie? Panią Emilie? Za każdym razem łapałam biegunkę. W dodatku pani Emilia nosie pieluchomajtki. Bardzo wygodne gdy ktoś nie ma problemu ale w takiej sytuacji bardzo niewygodne. Szybkim ruchem rozerwałam majtki ale cała zawartość sie wylała na podłogę. Musiałam wszystko zmienic bo podkoszulek tez byl brudny. Podczas kiedy pani Emi siedziała na kibelku ja tak z grubsza ogarnęłam bałagan na podlodze a potem zajęłam sie myciem i ubieraniem pani Emilii. Zdaza sie myślę...chyba cos jej zaszkodzilo trzeba wprowadzic diete. Jutro nic smażonego. Niestety..."wypadki" w ciągu tego dnia powtórzyły sie czterokrotnie. Bliska załamaniu powiedziaalm o tym Johanowi. On zaprowadził mnie do "piwnicy" gdzie były leki i podał zielone saszetki. Ten "pulwer" mam podawać...i jeszcze ważna wiadomość. Że po takiej operacji to jest normalne. NORMALNE!!! Mało nie zemdlałam. Drugi dzien "poinformował" mnie zapachem juz rano w sypialni. To co zastałam przeszlo moje wyobrażenie. Zakasałam rękawy i zaczęłam "porządki". Kiedy przyszedł Stefan nie było ani śladu po katastrofie... Dzis też jest to samo...wszędzie biegunka...juz nie mam siły...acha...mam uważać żeby sie nie odwodniła. Nie ma z tym problemu bo pani Emilia naprawde dużo pije. Zapisuje ilość wypitych kubków po 250ml...mam wtedy mniej więcej jako taki obraz. W kalendarzu zapisuje tez ilość "katastrof"...to juz dla Rozi jak przyjedzie. Póki co nie moge jesc...jest mi niedobrze....pani Emi płacze a ja razem z nią tylko tak żeby nie widziała. Co robic? Zadzwoniłam do siostry (jest pielęgniarką) Jabłko, sliwki...i żadnego ziarnistego chleba. Ok będziemy próbować. Pani Emi juz spi...to prawda co powiedział Johan...nie budzi mnie w nocy ale ja i tak nie śpię bo juz nerwy mam w strzępach. Jak tak dalej pójdzie to zejdę pierwsza...przed panią Emilią...A na grobie napiszą co? Ze zabila ją biegunka?! Boże mój...ja Cię bardzo, ale to bardzo proszę ..pomóż mi sobie z tym poradzic.Ja wiem że doświadczasz mnie...ale czy to musi byc takie "doświadczenie"? 
05 marca 2014 13:21 / 2 osobom podoba się ten post
czesc Asik cudownie piszesz masz prawdziwy talent!umiesz tak uroczo opisac nasza trudna prace-moze napisz i wydaj swoje dzienniki bylaby to swietna lektura pozdrawiam
 
05 marca 2014 13:53 / 3 osobom podoba się ten post
Asik jak wydasz dziennik to chętnie kupię:) szczególnie podoba mi się jak podchodzisz do "nowych, trudnych doświadczeń". Niewątpliwie pomaga Tobie w tym wielgachne poczucie humoru i zaufanie jakie pokładasz w swoje siły i w Bogu.
Jakże inaczej niż poprzedni dziennik. Powodzenia:)
05 marca 2014 14:17 / 3 osobom podoba się ten post
Asik -to było nowe ,cenne doświadczenie,"pachnące inaczej":):):)Pisz,musze i ja się dogrzebac do moich pierwszych doświadczeń,juz dawno miałam to zrobic ,ale jak to w domku ,ciągle coś.
05 marca 2014 14:22 / 3 osobom podoba się ten post
Kasia,Ty chyba o ile sie nie mylę,przy okazji powstawania "pamiętnika Zofii" tez obiecałaś:)))))
05 marca 2014 15:01 / 2 osobom podoba się ten post
wiewiorka

Kasia,Ty chyba o ile sie nie mylę,przy okazji powstawania "pamiętnika Zofii" tez obiecałaś:)))))

Wiem ,wiem,pamiętam ,dokopię się i wrzucę któregoś dnia:)
05 marca 2014 18:06 / 6 osobom podoba się ten post
Aneta 48 :) bardzo ci dziekuję...hihiii..uroczo opiesuje "uroki " naszej pracy :) Fajnie to ujęlaś.
Dorotee - Nic z tego. Nie sprzedam. Nikomu z tego forum. Jesli do tego dojdzie ( w to akurat nie wierze) to na kimś kto postawił mnie na nogi nie bede sie bogacic. :)) Podaruje ale nie sprzedam.
Kasiu63 - Wiesz, ja miałam juz takie doświadczenie ale od czasu do czasu. Nie było to trescią mego życia...naprawde byłam zdołowana. I czekam na twoje wspomnienia....ty i twoje podejście do życia zawsze mnie zachwycało i...czesto stawiało do pionu :) czekam :))
05 marca 2014 18:47 / 2 osobom podoba się ten post
Ja ,to już nawet nie komentuje.......Super się to czyta,jakby była książka -POŁKNEŁABYM ją:)
05 marca 2014 19:18
Asik, rewelacyjny jest Twój pamiętnik. Pokazuje Twoją pogodę ducha, z dystansem i humorem potrafiłaś podejść do rzeczy, mimo że nerwy na pewno napięte, trzymaj tak dalej:)
05 marca 2014 19:45 / 8 osobom podoba się ten post
Moi kochani...tak naprawde to te zapiski nie odzwierciedlaja stanu psychicznego w jakim bylam...i to problemy nie związane z pracą. Byłam na skraju depresji. Ale powiedziałam...to bedzie tylko o mojej pracy. Tylko desperacja mnie trzymala. Wiedzialam że nie moge rzucic tej pracy. To byłoby samobójstwo. Tym bardziej że firma kazala mi czekać na ten kontrakt całe półtora miesiąca. Skutek byl taki że zaciągnelismy jeszcze większe dlugi. Ale...wiem że w desperacji człowieka stac tak na czyny podłe co wzniosłe...I wtym zawodzie...bardzo łatwo się zeszmacic...za żadne skarby świata nie chciałam tego...dlatego wymyślałam sobie "światełka"...takie dobre strony w trudnych sytuacjach. Hmmm...czasem pomagały czasem nie. Efka66 - ja dystansowałam sie pisząc...w akcji róznie bywało :))
05 marca 2014 19:56 / 4 osobom podoba się ten post
Brawo, brawo Asik, cieszę sie, że podjęłaś trud publikacji swoich wspomnień na forum. Do mnie to trafia, ponieważ ja jestem tak samo pisata, chociaż może mam inny styl pisania. Nie jest to jednak istotne i nie należy porównywać sie do innych. Tak jak w życiu każdy z nas jest inny, inaczej przeżywa i radzi sobie z trudniościami. Najważniesze, że sobie radzi, a dzieląc się swoim doświadczeniem może wspierać innych. Naprawdę cieszę się z Twojego Żabiennika i dziękuję Ci za to. Ściskam
05 marca 2014 22:55 / 13 osobom podoba się ten post
Bonanza,

Z rana zadzwonila moja siostra z pytaniem czy podalam sliwki. Nie - odpowiadam bo dopiero dzis przyjeżdza Hos i ide po zakupy.
- Siostra, nie podawaj sliwek to na rozluźnienie. Miałam na myśli jagody...czarne jagody.
No w końcu listopada nie dostane nawet zielonych...więc stanęło na jabłkach. Ten "pulwer" tez jest jabłkowy. Z "Durchfallem" (nowe słowo którego sie nauczyłam) jest jak było. I tak siedząc wieczorem w swoim pokoju mysle że jesli czegoś nie można ominąc, pokonać...to trzeba negocjować. No i zawarłam ugodę że dwa razy dziennie "Durchfall" ma prawo bytu ale nie więcej. Jesli ktos złamie te zasady będzie musiał odejść. Pewno...umowa została tak sprytnie sformułowana że za kazdym razem musiałabym odejsc ja a nie Durchfall. Co do łamania zasad to tez ja będe winna...jesli np nie zauwaze pierwszych oznak zblizającej sie katastrofy.
Ale nie stoje na przegranej pozycji...coraz to wymyślam nowe metody zatrzymania następnego ataku.
Po 15tej słysze skrobanie do drzwi. Po chwili drzwi sie otwierają i wkracza mężczyzna wieeelkich rozmiarów...syn pani Emi Hos. Matko! Prawdziwy Hos...rózni go tylko nakrycie głowy. Hos miał taki wielki kowbojski kapelusz a ten Hos ma śmieszna czapeczkę z daszkiem, która pasuje jak kwiatek do korzucha Wita sie ze mną a potem ze swoją mamą...Przypatruję sie i...pierwszy raz widze zeby syn tak sie witał z matka. Sztywny, wyprostowany podał reke, powiedział Hallo! i potrząsnał kruchą ręka pani Emi. Przy tym powitaniu pani Emi podskoczyla pare razy na fotelu bo Hos potrząsał z siła adekfatną do swoich rozmiarów. Hmmm...ja tylko patrząc bałam sie że jak bedzie dłużej tak trzepal pania Eni to Durchfall obudzi.
Hos wreszcie zakonczyl przywitanie, zwróciła sie w moją stronę, wyciągnał reke zginając w łokciu, puknął palcem w tarcze zegarka i powiedzial że mam 2 godziny czasu na zakupy.
Jawol! odpowiedziałm w duchu i wymaszerowałam z pokoju. Za drzwiami chciało mi sie wykrzyczec cała radość z powodu 2 godzin dla siebie. Wyszlam na główną drogę i...siiiuuuu...zjechałam na sam dół. Szkoda że nie ma śniegu i sanek. Ale byłaby jazda! W Edece zakupy poszły mi łatwiej niz sadziłam...no były dwie wpadki ale jak na pierwszy raz to uważam że było bardzo dobrze. Jakie wpadki? Otóz chciałam kupic drożdże. Wczesniej w slowniku znalazlam ten wyraz "Hefe" ale nie mogłam znaleźc. Podeszłam do pani i pytam gdzie sa te Hefe. A ona pokazuje mi regał...z płatkami owsianymi. No nie - myślę- kobieta nie zna sie czy co? Znowu robie runde po sklepie i nie znajdując Hefe pytam inną pania. A ona, jak ta pierwsza kieruje mnie do tego samego regału z płatkami. Ludzie!!! Mówie ze ja chce ciasto upiec. A pani:"ja, ja." I palcem pokazuje płatki. No żesz...myślę... pogański narodzie...zaraz wam pokaze. Ide do chlodziarki i przynoszę "pampuchy" drożdżowe takie do ugotowania na parze i pokazuję pani. "Takie ciasto chce upiec.- mówie.
-Aaaa... - pani sie szeroko uśmiecha i przynosi to co chciałam.
Żle mi czy tej pani? Wieczorem powiedzialam Johanowi o tej scenie i on...pokładał sie ze śmiechu. Bo ja źle ten wyraz powiedziałam. Drobna , jak dla mnie, różnica ale dla pan to byla juz wieeelka jak Hos. Hefe to drożdże a ja mówilam (fonetycznie bedzie) Hafe (Hafer)...i to wystarczyło żeby panie z uporem maniaka (tak mówila zawsze do mnie chemica w liceum) kierowały mnie do regału z płatkami.
Druga wpadka przy kasie była. Mam ja placic a pani do mnie 82 euro i cos. Zrobiłam wielkie oczy. Patrze na koszyk i na panią. Jakie 82 euro? -pytam - Za te parę sztuk?
Teraz pani kasjerka robi wieelkie oczy...i tak wymieniamy sie tymi oczami jakąś chwilę. Jeszcze raz pani powtarza kwote do zapłaty a ja dalej nie wierze. W koncu zdenerwowana odwraca w moją strone wyświetlacz a tam stoi 28 euro i cos. No tak...zapomniałam że Niemcy od tyłu licza...I tylko oni jedni w Europie Zjednoczonej. Nie mogą norrrmalnie? Ok, płace i wychodzę.
W opisie mojego miejsca pracy firma napisala że do sklepu jest 20 min ...jest ale jak sie schodzi, zjeżdza ześlizguje w dół. I to z pustą torbą.Jak sie człowiek postara to może i w 10 min zbiec...o skutkach ubocznych tego ślizgu nie wspomnę. Ale wraca sie pół godziny...wczołguje sie, prawie na czworakach z pełnym wózkiem. Jak na moją posture to miałam nadwagę. Po raz pierwszy w życiu. Ledwo się doczłapałam, z językiem na wierzchu dotarłam do domu....a w domu? Bonanza! Hos siedzi przy stole i czyta gazete nie zważając na charakterystyczny zapach. Durchfall przywitał mnie ze złośliwym śmiechem: "A było tak długo te Hefe kupowac?"
Najpierw wziął mnie nerw, ale...usmiech pani Emi...radość ze wrócilam...tego nerwa przegnał.
05 marca 2014 23:12 / 5 osobom podoba się ten post
O jejuśku i po co ,to ksiażki targać?
Tutaj Ty,tam Helli,,Zofija,jeszcze Kasia skrobnie rymowankę,noż czuję się jak w bibliotece:)
05 marca 2014 23:18 / 2 osobom podoba się ten post
hogata76

O jejuśku i po co ,to ksiażki targać?
Tutaj Ty,tam Helli,,Zofija,jeszcze Kasia skrobnie rymowankę,noż czuję się jak w bibliotece:)

To jak Hogatka? Na pohybel e- booki?