Desperatka

02 kwietnia 2014 10:03 / 5 osobom podoba się ten post
Emilio,stwierdzam że skoczyłaś na głęboką wodę. Jak na pierwszą pracę miałaś bardzo ciężko,tym bardziej Cię podziwiam że sobie poradziłaś :)
02 kwietnia 2014 10:47 / 5 osobom podoba się ten post
ivanilia40

Emilio,stwierdzam że skoczyłaś na głęboką wodę. Jak na pierwszą pracę miałaś bardzo ciężko,tym bardziej Cię podziwiam że sobie poradziłaś :)

No wlasnie - dlatego taki tytul sobie wymyslilam ...
W dodatku praca z demencja, AL w krew mi weszla. "Naumialam sie" i tak jakos leci. Pozniej bylam dlugo w jednym miejscu, ale o tym pisalam gdzies tam. Teraz tez jestem dlugo i wlasciwie poza hmm, normalnymi objawami choroby - wiekszych problemow nie mam. 
02 kwietnia 2014 10:58 / 2 osobom podoba się ten post
ivanilia40

Emilio,stwierdzam że skoczyłaś na głęboką wodę. Jak na pierwszą pracę miałaś bardzo ciężko,tym bardziej Cię podziwiam że sobie poradziłaś :)

To prawda nie jedna opiekunka by stamtąd się szybko zawineła.
02 kwietnia 2014 11:00 / 1 osobie podoba się ten post
kasiachodziez

To prawda nie jedna opiekunka by stamtąd się szybko zawineła.

Właśnie, a weż pod uwagę,że Emilia nie miała nawet netu,dopiero potem jej załozyli,nie miała forum- prawdziwej encyklopedii :),musiała radzić sobie sama i poradziła sobie doskonale.
02 kwietnia 2014 11:01 / 3 osobom podoba się ten post
ivanilia40

Właśnie, a weż pod uwagę,że Emilia nie miała nawet netu,dopiero potem jej załozyli,nie miała forum- prawdziwej encyklopedii :),musiała radzić sobie sama i poradziła sobie doskonale.

Tym bardziej czoła chylę za jej "wyczyn na medal"-brawo Emilio
02 kwietnia 2014 11:16 / 5 osobom podoba się ten post
Dzieki, dzieki !
Musze powiedziec, ze sie troche "zemscilam", calkiem niechcacy na rodzince.
Jakis czas po pogrzebie pojechali na tygodniowy urlop, zabrali mi wtedy netbooka. Ale mialam klucze do ich domu i pozwolenie korzystania z komputera corki. OK. Ziec polgebkiem wspomnial, ze on tak cos nie za kazdym razem chce sie wlaczyc, hmm, trudno, pomyslalam sobie.
Faktycznie, komp startowal raz na jakies 50 prob uruchomien, niezmiennie z komunikatem, ktory w XP jest dobrze znany, czarny ekran i "wybierz". Fajnie bylo do czasu, az zamilkl na wieki ... Szukalam plyty instalacyjnej, ni choroby, rozniste byly, ale tej nie. Coz, trudno, bez kontaktu z rodzina zyc nie idzie i forum przeciez tez !
Siadalam do kompa ziecia, ktory na szczescie dzialal.
Wrocili, z dusza na ramieniu opowiedzialam, nic, zero reakcji, tam nic waznego nie bylo, tam po prostu padl dysk. A ja juz czarne mysli mialam, co to bedzie, jak tam jakies wazne dokumenty sa !
Swoj sprzet nabylam duuuzo pozniej, dopiero po skonczeniu nastepnych 9 miesiecy pracy - ale tam mialam kompa normalnego i polaczenie na kablu, wlasne mieszkanie i ... demencyjno-AL PDP.
02 kwietnia 2014 16:27 / 2 osobom podoba się ten post
We wszystkich wspominkach jest tyle cennych informacji ;-)) Fajnie się czyta.  Dzięki. 
03 kwietnia 2014 00:12 / 1 osobie podoba się ten post
emilka.....ta akcja z samochodami bezcenna wyobraziłam sobie ich te miny.
06 kwietnia 2017 14:29 / 1 osobie podoba się ten post
Moje pierwsze miejsce było z jednej strony fajne, bo prawie nic nie robiłam przy podopoecznym. Sniadania, obiady, kolacje, ubieranie i rozbieranie robila jego żona ja w wyjątkowych sytuacjach jak jej nie było w domu. Facet sam chodzil po mieszkaniu dość swobodnie, także do wc etc. Wlasciwie czasem tylko poodkurzałam ale atmosfera była napięta bo cały czas były miedzy nimi kłótnie i ciężko to było wytrzymać choć niby mnie to nie tyczyło. Po 4 razach po 2 miesiące miałam dość i zrezygnowałam.
21 sierpnia 2017 14:33 / 21 osobom podoba się ten post
Dłuugo mniie nie było ...
Tytuł mojego bloga pasuje nadal do rzeczywistości, to pociągnę dalej.
Co się ze mną działo? No, sporo. Nasz polski dom od czerwca 2016 był wystawiony na sprzedaż, niestety, poważnych zainteresowanych było brak. Dopiero w tym roku, w maju, pojawiło się małżeństwo, które uległo czarowi tego miejsca. Dokładnie 8 czerwca poleciałam do Polski podpisać akt notarialny, bo ja cały czas jestem nadal w pracy, w Zurychu, ale to inny temat.
Zaczęło się gwałtowne poszukiwanie mieszkania w rejonie jez. Bodeńskiego, do wynajęcia. Okazało się szybko, a nawet jeszcze szybciej, że ta sztuka jest praktycznie niewykonalna. Nie powiem ile razy jeździłam na castingi. W pracy, na szczęście, mam taki układ, że jeśli potrzebuję - to mam wolny dzień, bo moje zajęcie obecne nijak się nie ma do pracy opiekuńczej, ale to innym razem.
Wracałam 8 lipca z kolejnego castingu (bo jak nazwać inaczej spęd 12 zainteresowanych rodzin w jednym dniu i na jedną godzinę?), dość późnym wieczorem z Konstanz do Zurychu. Pogoda była upalna,ale w Konstanz przyszła gwałtowna burza, autokar niemiecki spóźnił się ponad 2 godziny, zmokłam, zmarzłam, padał deszcz, grad i pioruny waliły. Na dworcu w Zurychu poczułam, że coś jest nie tak ze mną. Doczłapałam się do apteki dworcowej, która jest zawsze czynna i to do późna, usiadłam i poprosiłam o pomoc. Zeby  nie nudzić szczegółami, przybyło pogotowie, stwerdzono, że mam zawał i z wszelkimi szykanami, na sygnale zawieziono mnie do kliniki przy UNI. Tu szybciutkie badania, wywiad i pytanie, czy zgadzam się na zabieg. A co ja miałam powiedzieć, że nie? Spytałam tylko, czy mam już bankructwo ogłaszać, czym rozbawiłam setnie ekipę medyczną. EKUZ okazał się być wystarczający. W każdym razie gdzieś tak około 1 w nocy już miałam 3 stenty wstawione, czemu mogłam się przyglądać, ale ze zmęczenia i radości, że już nie boli - usnęłam sobie. To była noc z soboty na niedzielę, w poniedziałek już byłam w pokoju prawie normalnym, tyle, że z monitorami, ale mogłam wstawać, chodzić i tak dalej, nawet mi kazano się ruszać. Ze szpitala wyszłam w środę.
W czwartek mój szef o mało mnie o nowy zawał nie przyprawił ... Pokazał mi dwa ogłoszenia, jedno o wynajmie za 900 euro kalt, drugie o sprzedaży mieszkania i spytał z podstępnym uśmieszkiem, co wybieram. Powiedziałam, że gdybym mogła, no to pewnie, że kupno ! I sprawy się potoczyły szybko, w tej chwili jestem właścicielką mieszkania w super dla nas lokalizacji, co prawda metraż nie poraża (68 mkw.), ale trzy pokoje, kuchnia z wyposażeniem, ładna łazienka, balkon, na skraju pieszej strefy, a wszystko, co potrzeba jest pod ręką. Do Konstanz 18 minut pociągiem, do Zurychu 55 minut.
Nasze graty z Polski już są na miejscu, tylko jeszcze mój Ślubny i Córcia koczują w PL w hotelu, wraz z piesem. Nie miało sensu dla nich jechanie teraz do DE, bo Córcia 29 sierpnia raniutko musi w szpitalu w Warszawie się zameldować, a 30 sierpnia ma operację. Pojadą do DE dopiero po.
Jutro jadę do naszego mieszkania coś tam porobić i zacząć brnięcie przez niemiecką biurokrację, począwszy od znalezienia kasy chorych, która łaskawie obejmie mnie i rodzinkę ubezpieczeniem. Papierów z PL mam tony, wszystko przetłumaczone, a i tak obawiam się, że jeszcze coś będzie potrzebne.
Później "tylko" parę wizyt w ratuszu, ustalenie dostawców wody, prądu, internetu, zdobycie karty parkingowej, przeniesienie mojej działalności i tak dalej.
A, w tak zwanym międzyczasie zmieniliśmy autko, bo nasza lancia, chociaż w dobrym stanie, to jednak pełnoletnia się zrobiła i wiem, że mogłaby niebawem problemy nam sprawiać, teraz mamy coś, co nigdy w normalnych warunkach nie przyszłoby mi do głowy, BMW  350 xd, kombi i w dodatku silnik Diesla. Ale polubiłam, jak przyszło do auta zapakować "same potrzebne rzeczy" i psa, no i jest różnica, to aucisko potrzebuje tylko 7 - 8 l na 100 km, a lancia, niestety, 12 lubiła łykać.

Tytuł mojego bloga to desperatka. Tak, ja taka byłam i niczego nie żałuję. Byłam desperatką ucząc się, co to znaczy być opiekunką przez 24 godziny na dobę, ale profity z tej nauki mam do dziś i dzięki tej właśnie zdesperowanej pracy udało mi się przy pomocy człowieka o wielkim sercu przejść suchą nogą przez wszystko. A co będzie dalej - już się niczego nie boję. 
21 sierpnia 2017 14:44 / 3 osobom podoba się ten post
emilia

Dłuugo mniie nie było ...
Tytuł mojego bloga pasuje nadal do rzeczywistości, to pociągnę dalej.
Co się ze mną działo? No, sporo. Nasz polski dom od czerwca 2016 był wystawiony na sprzedaż, niestety, poważnych zainteresowanych było brak. Dopiero w tym roku, w maju, pojawiło się małżeństwo, które uległo czarowi tego miejsca. Dokładnie 8 czerwca poleciałam do Polski podpisać akt notarialny, bo ja cały czas jestem nadal w pracy, w Zurychu, ale to inny temat.
Zaczęło się gwałtowne poszukiwanie mieszkania w rejonie jez. Bodeńskiego, do wynajęcia. Okazało się szybko, a nawet jeszcze szybciej, że ta sztuka jest praktycznie niewykonalna. Nie powiem ile razy jeździłam na castingi. W pracy, na szczęście, mam taki układ, że jeśli potrzebuję - to mam wolny dzień, bo moje zajęcie obecne nijak się nie ma do pracy opiekuńczej, ale to innym razem.
Wracałam 8 lipca z kolejnego castingu (bo jak nazwać inaczej spęd 12 zainteresowanych rodzin w jednym dniu i na jedną godzinę?), dość późnym wieczorem z Konstanz do Zurychu. Pogoda była upalna,ale w Konstanz przyszła gwałtowna burza, autokar niemiecki spóźnił się ponad 2 godziny, zmokłam, zmarzłam, padał deszcz, grad i pioruny waliły. Na dworcu w Zurychu poczułam, że coś jest nie tak ze mną. Doczłapałam się do apteki dworcowej, która jest zawsze czynna i to do późna, usiadłam i poprosiłam o pomoc. Zeby  nie nudzić szczegółami, przybyło pogotowie, stwerdzono, że mam zawał i z wszelkimi szykanami, na sygnale zawieziono mnie do kliniki przy UNI. Tu szybciutkie badania, wywiad i pytanie, czy zgadzam się na zabieg. A co ja miałam powiedzieć, że nie? Spytałam tylko, czy mam już bankructwo ogłaszać, czym rozbawiłam setnie ekipę medyczną. EKUZ okazał się być wystarczający. W każdym razie gdzieś tak około 1 w nocy już miałam 3 stenty wstawione, czemu mogłam się przyglądać, ale ze zmęczenia i radości, że już nie boli - usnęłam sobie. To była noc z soboty na niedzielę, w poniedziałek już byłam w pokoju prawie normalnym, tyle, że z monitorami, ale mogłam wstawać, chodzić i tak dalej, nawet mi kazano się ruszać. Ze szpitala wyszłam w środę.
W czwartek mój szef o mało mnie o nowy zawał nie przyprawił ... Pokazał mi dwa ogłoszenia, jedno o wynajmie za 900 euro kalt, drugie o sprzedaży mieszkania i spytał z podstępnym uśmieszkiem, co wybieram. Powiedziałam, że gdybym mogła, no to pewnie, że kupno ! I sprawy się potoczyły szybko, w tej chwili jestem właścicielką mieszkania w super dla nas lokalizacji, co prawda metraż nie poraża (68 mkw.), ale trzy pokoje, kuchnia z wyposażeniem, ładna łazienka, balkon, na skraju pieszej strefy, a wszystko, co potrzeba jest pod ręką. Do Konstanz 18 minut pociągiem, do Zurychu 55 minut.
Nasze graty z Polski już są na miejscu, tylko jeszcze mój Ślubny i Córcia koczują w PL w hotelu, wraz z piesem. Nie miało sensu dla nich jechanie teraz do DE, bo Córcia 29 sierpnia raniutko musi w szpitalu w Warszawie się zameldować, a 30 sierpnia ma operację. Pojadą do DE dopiero po.
Jutro jadę do naszego mieszkania coś tam porobić i zacząć brnięcie przez niemiecką biurokrację, począwszy od znalezienia kasy chorych, która łaskawie obejmie mnie i rodzinkę ubezpieczeniem. Papierów z PL mam tony, wszystko przetłumaczone, a i tak obawiam się, że jeszcze coś będzie potrzebne.
Później "tylko" parę wizyt w ratuszu, ustalenie dostawców wody, prądu, internetu, zdobycie karty parkingowej, przeniesienie mojej działalności i tak dalej.
A, w tak zwanym międzyczasie zmieniliśmy autko, bo nasza lancia, chociaż w dobrym stanie, to jednak pełnoletnia się zrobiła i wiem, że mogłaby niebawem problemy nam sprawiać, teraz mamy coś, co nigdy w normalnych warunkach nie przyszłoby mi do głowy, BMW  350 xd, kombi i w dodatku silnik Diesla. Ale polubiłam, jak przyszło do auta zapakować "same potrzebne rzeczy" i psa, no i jest różnica, to aucisko potrzebuje tylko 7 - 8 l na 100 km, a lancia, niestety, 12 lubiła łykać.

Tytuł mojego bloga to desperatka. Tak, ja taka byłam i niczego nie żałuję. Byłam desperatką ucząc się, co to znaczy być opiekunką przez 24 godziny na dobę, ale profity z tej nauki mam do dziś i dzięki tej właśnie zdesperowanej pracy udało mi się przy pomocy człowieka o wielkim sercu przejść suchą nogą przez wszystko. A co będzie dalej - już się niczego nie boję. 

Powodzenia.
21 sierpnia 2017 15:01 / 5 osobom podoba się ten post
MUSI być dobrze ! Tylko teraz czekam na 30 sierpnia, nie polecę do W-wy, sensu wielkiego by to nie miało, będę czekać na nasłuchu.
21 sierpnia 2017 15:07 / 4 osobom podoba się ten post
Emilio.Zdrówka życzę i dobrego ,spokojnego życia w nowym miejscu.
21 sierpnia 2017 15:08 / 3 osobom podoba się ten post
emilia

MUSI być dobrze ! Tylko teraz czekam na 30 sierpnia, nie polecę do W-wy, sensu wielkiego by to nie miało, będę czekać na nasłuchu.

Powodzenia i dużo zdrowia dla Ciebie i córki 
21 sierpnia 2017 15:20 / 7 osobom podoba się ten post
Uważaj Emilko na siebie. W tym całym nieszczęściu miałaś ogromne szczęście, że wydarzyło się to wszystko w tym, a nie innym miejscu. Życzę Ci aby był to tylko jednorazowy, nieprzemyślany wyskok Twojego serduszka.