Witam w niedzielny, na razie pochmurny poranek!
Wczoraj wieczorem postanowiłam ukulturalnić się trochę i stanęłam wobec wyboru - teatr, film, czy opera, wszystko w jednym telewizorze, jak szampon Head and Shoulders w jednej butelce. Pierwsze dzieło było o niemieckim Domu Pomocy Społecznej, drugie to Gwiezdne wojny- Imperium kontratakuje a trzecie - opera Ryszarda Wagnera "Parsifal".
Pierwsza propozycja odpadła, kiedy okazało się z opisu, że ludzie będą się dręczyć i poniewierać. Po co mam oglądać coś, czego pod dostatkiem jest w codziennym życiu?
Lubiąc trudne wyzwania wybrałam zatem opcję muzyczną, aby się do Wagnera przekonać. Niestety! Słuchając jego tasiemców kobieta zdąży zajść w ciążę, urodzić dziecko, wysłać je na studia, wrócić do opery i stwierdzić:
-Ojej, to dopiero 3 akt?????!!!!!-
Wagnerem też wzgardziłam, podobnie jak teatrem - same sobie winne!
Zostały Gwiezdne wojny. I fajnie. Odtąd zawsze będę miała o czym pogadać z jakimś 12-letnim sąsiadem.
Miłego dnia i wcale nie nudnego wszystkim życzę!