28 czerwca 2016 14:27 / 10 osobom podoba się ten post
BenitaTrzymam kciuki za powodzenie misji.
Jak pierwsze wrażenie ok. - to intuicja kobieca nie zawodzi. Będzie dobrze.
Powodzenia.
Nie jest źle, ale... ? Dzieje się wszystko co wiecie o tym... Rodzina jakby olewa co naprawdę dzieje się z ich członkiem rodziny... Przede wszystkim pdp był dializowany (ma nawet takie stałe wkłucie - oplastrowane), ale ponieważ bardzo już źle znosił te dializy oficjalnie i gremialnie postanowiono z nich zrezygnować... I stał się jednak cud - nerki podjęły pracę i pdp zamiast umrzeć został wypisany do domu... Bardzo go boli dyży paluch u nogi (podagra ?) i staw nadgarstkowy - co podobno jest związane z nieprawidłową pracą wątroby... I nie wiem czemu rodzina zgodziła się na mnie bo ja mam mert pięćdziesiąt w kapeluszu i 50 kg, a moja poprzedniczka (dużo większa i po szkole i praktyce medycznej) jednak wsadzała go na wózek i karmiła w pozycji siędzącej... Na początku robiła to trzy razy diennie, a później raz... Poza tym pdp ma podłączony tlen... Ja przejęłam wszystkie obowiązki, ale grzecznie powiedziałam, że nie ma we mnie takich możliwości żebym mogła pdp przełożyć na wózek (pdp - zero wspołpracy). Ze wszystkim sobie daję radę: z myciem, przebieraniem, podciąganiem, karmieniem, ale na wóżek go nie przeniosę... Szczerze powiedziawszy to sama nie wiem skąd we mnie tyle cierpliwości i spokoju bo jakiś czas temu pewnie panika by mnie zeżarła. Pdp jest (jak nie śpi) w ciągłym ruchu... bez przerwy przewraca sie z boku na bok... Wygląda to jak jakaś transformacja, np z gąsienicy w motyla tylko, że wszystko zatrzymało się nie wiedzieć czemu... Suma sumarum zafundowałam sobie doświadczenie, działajace na wszystkie zmysły... A co będzie dalej... zobaczymy... Nie jest to jednak powód, który mógłby zaburzyć mi mój sen ... Robię swoje, a noc jest do tego do czego jest... czego i Wam w tej pracy życzę .))))