Schwester Zofija

29 czerwca 2018 19:16 / 7 osobom podoba się ten post
Czwartek
 
Dzisiejszy dyżur przepracowałam tak, jak co dzień. Trochę byłam wkurzona na koleżankę, z którą pracowałam na odcinku. Jest to osoba, którą nie darzę sympatią i chyba mam ku temu powody. Skubana, tak lawirowała przy porannej turze, że dla mnie przypadły prawie wszystkie ciężkie stany do ogarnięcia. Nie chcę się już rozpisywać o niej, ale nie było to w porządku. Cóż, taki mały demotywator, aby nie żałować tego miejsca. Jakby nie cukrzyć, to ja tu ciężko pracuję. Po dyżurze znowu odczuwałam zakwasy w mięśniach i przeciążenie w kościach.
 
Po wczorajszym przemyśleniu postanowiłam nie przejmować się zmianami i nie dać poznać po sobie, że coś mi to zrobiło. Jasne, że jestem rozczarowana. Myślałam, że popracuję tutaj przynajmniej do połowy grudnia. Poznałam tu już Bewohner, wiem jak każdego obsługiwać, a teraz muszę się przestawić i uczyć wszystkiego od nowa. Koleżanki z załogi nic o tym nie wiedziały. Dopiero w połowie dyżuru przełożona zagadała do mnie o tych zmianach i potem już news poszedł w eter. Ja jednak spokojnie i z hardą obojętnością odpowiedziałam przełożonej, że wiem o tym, że domyślałam się powodów takiej decyzji, że nie przejmuję się tym, że takiej pracy jest pełno i to ja mogę sobie wybierać, gdzie chcę pracować. Przełożona potwierdziła, że właścicielka kieruje się Geldami, że ja jestem bardzo dobrym pracownikiem i ona bardzo żałuje tej decyzji kierownictwa, a przy tym oni potrzebują dobrych pracowników. No cóż, myślę że to jest ich strata, a nie moja. Tutaj pracuję do niedzieli, a w poniedziałek przenoszę się na nowy adres.
 
Po pracy wykąpałam się i pojechałam do centrum FTL. Zostawiłam samochód pod Lidlem i poszłam na spacer. Poszłam w kierunku najwyższej w tej okolicy góry. Oczywiście do szczytu nie miałam zamiaru dotrzeć, bo na to potrzeba więcej czasu, a ja miała niespełna 2 godziny do zmroku. Doszłam do takiego miejsca, że przede mną roztaczała się cała dolina FTL. Szkoda, że robiła się już szarówka. Z powodu zbliżającego się zmroku oraz listopadowej szaro-burej aury widoki były nieco ograniczone. Wieczorem odczuwałam bardzo mocno swoje ciało od fizycznego zmęczenia pracą i dzisiejszą wędrówką.
 
30 czerwca 2018 19:56
Plan dnia wykonany, więc chwilę zatrzymałam się tutaj. Jutro będę w drodze, więc do napisnia z DE.
30 czerwca 2018 20:03 / 6 osobom podoba się ten post
Piątek i sobota
 
W te ostanie dni pracuję na poranną zmianę. Roboty jest sporo, ale po zaakceptowaniu sytuacji, odzyskałam spokój i odprężenie. Robię co do mnie należy i nie przejmuję się zmianą. Może w nowym miejscu będzie mi lepiej. Przez ten kolejny miesiąc będę mogła rozeznać i upewnić się, czy nadal mam podążać tą ścieżką zawodową.
 
W piątek też pracowałam z M. ale tym razem nie urobiłam się tak, jak wczoraj. Chyba sama się zmitygowała, że wczoraj za dużo mi zostawiała do roboty. Na koniec dyżuru przyszła Anka. Porozmawiałam z nią o moim odejściu, o jej zakwaterowaniu i wszystkim, co dotyczy naszej pracy. Oczywiście, nie jest to jej wina, że właścicielka Heimu zrezygnowała ze mnie i nie mam do Anki żadnej pretensji. Ona jest tu zatrudniona na innych warunkach i mniej kosztuje, dlatego szefowa ją wybrała. Anka opowiedziała mi o swoim mieszkaniu i tak naprawdę nie mam czego jej zazdrościć. Jest to małe mieszkanko w bloku, niesamowicie mizernie wyposażone, bez telewizora, pralki i podstawowych mebli. Jest tylko łóżko i jakiś wieszak na garderobę. W aneksie kuchennym mała szafka, płyta 2-garnkowa i zlew. Szefowa jest po prostu wyrachowaną materialistką, bo przy takim biznesie mogła już sobie odpuścić zerwanie umowy z Dremo i pozostawić mnie do wcześniej umówionego czasu, czyli jeszcze 5 tygodni. Dziewczyny z zespołu cały dzień rozmawiały o moim odejściu. Bardzo żałują, że tak się stało, bo przypasowałam im, ale my wszyscy nie mamy nic do gadania i tyle. Po dyżurze wybrałam się znowu na 5km spacerek. Pewnie ostatni raz w tej okolicy.
 
W sobotę dostałam samodzielny odcinek, na którym jest mniej PDP, ale na jedną osobę i tak dużo. Wolę jednak tak pracować niż we dwójkę i być manipulowana przez Niemkę. Wiem co mam robić i działam samodzielnie. Akurat dzisiaj miałam tu sporo roboty, bo większość staruszków było zapaskudzonych. Trzeba było zrobić gruntowną toaletę i przebierać pościel. Ze wszystkim wyrobiłam się do 10.30, a potem to już luzik. Po południu nigdzie nie wychodziłam. Powoli zbieram się z tego miejsca, więc dzisiaj zafundowałam sobie troszkę odpoczynku.
01 lipca 2018 14:30
Zofija

Plan dnia wykonany, więc chwilę zatrzymałam się tutaj. Jutro będę w drodze, więc do napisnia z DE.

Dużo niemieckich rodzin odwiedza podopiecznych domu opieki? 
02 lipca 2018 15:40 / 1 osobie podoba się ten post
mikser

Dużo niemieckich rodzin odwiedza podopiecznych domu opieki? :rozmysla:

Tak, odwiedzają, nie mogę powiedzieć, że to rzadkość. Szczególnie w Wochende są Besuchy. Często też zdarza się, że seniorzy są zabierani przez rodzinę na pare godzin z Heimu. 
02 lipca 2018 15:48 / 4 osobom podoba się ten post
Niedziela
 
Cóż, nadszedł ten ostatni dzień. Jestem trochę refleksyjna, ale w sumie mam dobre przeczucia. Nie muszę się martwić o moją dalszą „karierę”. W tej branży pracy mi nie zabraknie. W taki niespodziewany sposób poznam jeszcze inne miejsce w tej turze. Szkoda mi tylko, że muszę odpuścić moje plany wyskoku do domu w tym tygodniu. Nowe miejsce i nowy grafik wiąże się z tym, że w najbliższym czasie nie mogę liczyć na kilkudniowy czas wolny. Z kolei pod koniec miesiąca nie opłaca mi się już jechać w odwiedziny do domu. W sumie to mam jeszcze miesiąc pracy i nie ma sensu robić takich wycieczek.
 
Dyżur taki, jak zwykle. Różnica tylko w tym, że wszystko w perspektywie pożegnalnej. Dwóm PDP, z którymi się dość zaprzyjaźniłam i są zdrowi na umyśle powiedziałam o tym, że odchodzę. Nie wiem czy dobrze zrobiłam, ale chciałam się z nimi pożegnać, a poza tym nie chciałam, aby moje zniknięcie było jakąś niewiadomą. Oczywiście dla tych staruszek była to smutna wiadomość, bo bardzo mnie polubiły.... cóż takie życie. Na koniec dyżuru pożegnałam się z załogą. Oni również bardzo ciepło i z żalem mnie pożegnali. Jedna z nich powiedziała mi „powodzenia, bądź zawsze i wszędzie taka, jaką jesteś”. Takie słowa niosą bardzo pozytywny przekaz i cieszę się, że pozostawiam tu po sobie dobre wspomnienia. Tak sobie myślę, że chyba ta moja różnorodna ścieżka, którą podążam ma również w tym sens, aby pokazywać spotkanym ludziom pewne wartości, w które oni już może zwątpili..... nie wiem, pozostawiam te sprawy Panu Bogu, niech on mnie dalej prowadzi i posługuje się mną tak, jak chce.
 
Po dyżurze ogarnęłam się, zrobiłam obiad i pojechałam do DD do kościoła. Po mszy poszłam do domu parafialnego, gdzie PKM (Polska Misja Katolicka) przygotowała przedstawienie związane z uroczystością 11.listopada (Święto Odzyskania Niepodległości Polski). Tutejsza PKM funkcjonuje dość prężnie i skupia spore środowisko polonijne. Działa tu też niedzielna polska szkoła. Tę akademię przygotowały nauczycielki z polskiej szkółki. Przyszło sporo rodzin z małymi dziećmi. Program zawierał śpiewy patriotyczne i wiersze recytowane przez dzieciaków. Chociaż nikogo tu nie znałam i w sumie nie wchodziłam z nikim w bliższe kontakty, to i tak było miło i swojsko.
 
Po zakończeniu występów od razu wycofałam się stąd. Śpieszno mi było do domu, bo byłam zmęczona i chciałam się jeszcze dzisiaj częściowo spakować. Troszkę się martwię, że z nowego miejsca będę miała dalej na niedzielne nabożeństwa (20km), ale nie jest to też jakiś ogromny dystans. Gorzej, że ma się ku zimie, a tu drogi są górzyste i w tym jest pewne ryzyko przy jeździe samochodem. Tym bardziej, że nie mam jeszcze zimowych opon.
03 lipca 2018 14:40 / 1 osobie podoba się ten post
Zofija

Tak, odwiedzają, nie mogę powiedzieć, że to rzadkość. Szczególnie w Wochende są Besuchy. Często też zdarza się, że seniorzy są zabierani przez rodzinę na pare godzin z Heimu. 

Taką postawę trzeba pochwalić. Spodziewałem się, że będzie inaczej.
03 lipca 2018 15:05 / 4 osobom podoba się ten post
7. tydzień (13.-19.11.2017)
 
Poniedziałek
 
Wstałam po 7.00 i na spokojnie przygotowałam się do wyjazdu. Ze wszystkim wyrobiłam się do 10.00. Do nowego miejsca nie mam daleko, a powinnam tam dotrzeć około południa, bo o 14.30 zaczynam już pracę. Niewiadoma co mnie tam czeka, jest trochę rajcująca, ale ja już jestem taka flexibel, że nie robię sobie wielkich rozterek w takich sytuacjach. Jezu ufam Tobie, Alleluja i do przodu …....
 
Ostatnie pożegnanie w dyżurce, oddanie kluczy i selavi. W drodze zrobiłam zakupy żywnościowe w Lidlu. Miejscowość, do której zostałam wysłana to małe osiedle wypoczynkowe, usytuowane na wzgórzach jury drezdeńskiej na pograniczu sporego obszaru leśnego. Niezbyt odpowiada mi takie zadu..ie, ale cóż, jeden miesiąc przetrzymam. Co mnie dalej czeka, to kolejna niewiadoma. Po dotarciu do Heimu, poszłam do biura. Zostałam tam miło powitana i przyjęta w poczet załogi. Po wstępnych formalnościach zostałam zaprowadzona przez Hausmeistra do przygotowanej kwatery. Pojechaliśmy tam samochodami (on jechał pierwszy), gdyż jest to dystans około 1,5km. Przywitałam się z gospodynią, która mieszka w tym samym domu, tylko wejście ma z drugiej strony. Frau D. zaprosiła mnie do środka i oprowadziła po moim nowym mieszkaniu. Pierwsze wrażenie było bardzo dobre, byłam wręcz miło zaskoczona. Mianowicie jest to kwatera w prywatnym domu. Mój apartament składa się z pokoju dziennego, sypialni, kuchni i łazienki. Jest wyposażony we wszystko (poza pralką) co potrzebne do życia i jest nawet elegancko urządzony. Mogę powiedzieć, że jak na moje oczekiwania wręcz luksusowo..... super.
 
Zaraz zajęłam się rozpakowaniem, a mam sporo klamotów, więc zajęło mi to trochę czasu. Jeśli tu mam spędzić następne 5 tygodni, to mogę śmiało się rozlokować ze wszystkimi moimi rzeczami. Te parę wolnych godzin błysnęło mi bardzo szybko. Byłam zmęczona, a jednocześnie podekscytowana nowościami i zadowolona z kwatery. Na dodatek otrzymałam jeszcze jeden pozytywnie zaskakujący mnie telefon. Co pewien czas wysyłam swoje Bewerbung (ofertę pracy) do firm, które znajdę w sieci i wydają mi się w porządku. W sierpniu wysłałam moje Bewerbung do pewnej szwajcarskiej firmy i dzisiaj zadzwonił do mnie ktoś od nich z propozycją pracy. Porozmawiałam z nim w tym temacie, powiedziałam, że obecnie jestem zajęta do końca roku, ale od połowy stycznia mogę podjąć z nimi współpracę. Na moje pytanie o gażę odpowiedział mi, że to zależy od stopnia ciężkości zlecenia, ale średnio jest to 3200 CHF na miesiąc (netto) z umową szwajcarską, wiążącą się ze wszystkimi ichniejszymi przywilejami pracowniczymi........ uuuuu.......... kosząca propozycja, bo w przeliczeniu na złotówki wychodzi to około 11000zł.
 
Punktualnie o 14.30 stawiłam się do dyspozycji moich nowych pracodawców. Pierwsze dni w nowym miejscu zawsze są trudne i dziwne. Zanim poznam dom, obyczaje, mieszkańców (PDP) oraz załogę, muszę wykazać się cierpliwością i dobrą pamięcią, a jednocześnie kreatywnością. Pierwsze wrażenie jakie zrobię na pracodawcach będzie oddziaływać na dalszą współpracę. Po wstępnych kartuzjach szefowa pielęgniarek oprowadziła mnie po domu, pokazując i opowiadając miliony spraw (weź to spamiętaj). Przy okazji dowiedziałam się, że mówimy do siebie per pani (wow). Niech tak będzie, mnie to rybka, ale byłam trochę zaskoczona. Być może ta kobieta ma wyższe aspiracje. Do wszystkich też tak się zwracała. Będę obserwować, jakie stosunki międzyludzkie tu panują. Skupiłam się w sobie i wszystko rejestrowałam. Wiem, że i tak większość przekazywanych mi informacji zapomnę i dopiero podczas kolejnych dni pracy wszystko będę przyswajać w praktyce. Dobrze, że mój niemiecki jest na tyle dobry, że wszystko rozumiem i szybciutko mogę zapytać i reagować na bieżące sytuacje. Mogę napisać, że ośrodek robi dobre wrażenie. Podczas całego dyżuru wszystko bacznie obserwowałam i porównywałam z poprzednim Heimem. Jest to miejsce o dużo wyższej klasie, zarówno pod względem organizacji pracy, higieny, jak i obsługi PDP. Super, wynika z tego że trafiłam do lepszego miejsca. Odchodząc z FTL miałam takie przeczucia, że może być lepiej i chyba to się sprawdziło, ale póki co, to nadal nie wiem, co mnie tu czeka.
 
Na całe popołudnie zostałam przydzielona do obsługi staruszków w jadalni, czyli podwieczorek, kolacja i podpajanie ich między tymi posiłkami. Po kolacji pracowałam razem z inną Pflegehelferin przy układaniu PDP do spoczynku nocnego. Schemat niby ten sam, co w poprzednim miejscu, ale sposób działania, procedury obchodzenia się ze staruszkami i ich higiena w mojej ocenie jest tu na lepszym poziomie. Mogę napisać, że personel pielęgniarski obsługuje tych starych i schorowanych ludzi z większą delikatnością i poszanowaniem ich godności. Koleżanka pokazywała mi, co i jak mam robić przy poszczególnych osobach. Ja jej tylko pomagałam. W najbliższym czasie będę pracowała samodzielnie na tym odcinku i muszę wszystko zapamiętać. Nie jest to takie proste, bo przy kilku osobach znowu nazbiera się cała masa różnych informacji. No nic, mam nadzieję, że na początku będę miała przywilej pobłażania mi przy jakichś drobnych pomyłkach. Tak było i poprzednio. Po kilku dniach już będzie łatwiej.
 
Dyżur trwał do 21.15. Byłam zmęczona po tym ekscytującym długim dniu i cieszyłam się na odpoczynek w miłym zaciszu mojego nowego „domu”. Po posiłku i toalecie, rozsiadłam się na wczesno-nocne bumelowanie przed telewizorem i komputerem. Lubie siedzieć co najmniej do północy. Niestety jeden mankament zaburzył mi ten miły wypoczynek. Mianowicie kaloryfery były zimne i w mieszkaniu również się wychłodziło, a z upływem czasu zrobiło się wręcz lodowato. Posiedziałam ze 2 godzinki okręcona w koc. Do łóżko poszłam w polarze, przykryłam się kołdrą i kocami po czubek nosa, a i tak przez całą noc nie mogłam się rozgrzać. Niemcy mają zwyczaj wyłączania ogrzewania na noc, już nie raz się z tym spotkałam, ale taka zimnica, jak tu się zrobiła jest dla mnie nie do zaakceptowania. Jeśli się to nie zmieni, to muszę porozmawiać z gospodynią i zażądać przestawienia ich pieca.
03 lipca 2018 15:32 / 1 osobie podoba się ten post
Z tym ogrzewaniem to też się zetknęłam. Nie lubię tego. Ciekawi mnie to, co piszesz- to jest coś innego, Nie, żebym zamierzała coś zmieniać (nie w tym kierunku), ale chętnie czytam.
04 lipca 2018 14:27 / 6 osobom podoba się ten post
Wtorek
 
Rano było mi nadal zimno, ale około 8.00 kaloryfery powoli zaczęły się się rozgrzewać. Po pewnym czasie temperatura podniosła się do przyzwoitego poziomu. Poczekam parę dni i jeśli tak będzie co dzień, to zaprotestuję. Nie jestem przyzwyczajona do takiej zimnicy i nie chcę tak mieszkać. Całe przedpołudnie spędziłam w mieszkaniu, mimo że niebo wyglądało wspaniale - słońce i błękit. Chciałam jednak odpocząć na nic nie robieniu, a raczej krzątaniu się przy swoich ulubionych zajęciach. Poza tym nie znam jeszcze tej okolicy i nie mam dzisiaj ochoty na zwiedzanie. Wiem tylko, że ta miejscowość od strony zachodniej przylega do ogromnego obszaru leśnego, co oznacza, że tam nie będę się zapuszczać na swoje samotne wycieczki krajoznawcze. Byłoby to zbyt ryzykowne. Moja kwatera znajduje się na takim miejscu (wzgórze), skąd roztacza się szeroka panorama na całą okolicę. Szczególnie z okna mojej sypialni widok jest przepiękny. Samo to napawa oczy i umysł pozytywną energią. Dzisiaj więc ograniczyłam się tylko do wyglądania i podziwiania okolicy z tej perspektywy.
 
Dyżur upłynął mi znowu w poznawczym napięciu. Koleżanka z którą pracowałam jest bardzo miła, uczynna i pomocna. Wszytko mi pokazuje, objaśnia i tłumaczy. Moim zadaniem jest to wszystko spamiętać. Co mogę to rejestruję w swoim umyśle, a niektóre rzeczy notuję w małym kajeciku. Wiem jednak, że praktyczne umiejętności przyswoję w ciągu najbliższych dni, kiedy parę razy będę obsługiwała poszczególnych seniorów.
 
Pracuje tu też inna nowa osoba, z innej firmy pracy czasowej, ale jest Niemką (nazwę ją Kora). Zaczęła tydzień przede mną i porusza się już pewniej po ośrodku, chociaż w zawodzie jest też nowicjuszką. Dzisiaj pracowała samodzielnie na przydzielonym odcinku. Nie ma jednak problemu z tą samodzielnością, bo jeśli potrzeba, to każda inna Pfleger jej pomaga. Ja też załatwiłam jedną pensjonariuszkę z jej rewiru. W zasadzie dzisiaj samodzielnie ułożyłam do łóżka 8 osób. Uważam, że jest to już dobry wynik. Praktyka z FTL daje mi już pewne umiejętności.
 
Na koniec dyżuru robi się dokumentację. Jest taki program komputerowy, gdzie wszystko trzeba nanieść i odhaczyć. Ja mam już konto dostępu do tej aplikacji i też będę musiała to robić. Na dzisiaj jednak miałam tylko przyglądać się jak to robi Kora. Ona sama też porusza się po aplikacji niepewnie i zeszło się nam z tym dość dużo czasu. Sama obsługa programu nie będzie dla mnie jednak problemem. Trudniejszą sprawą jest to, że wszystko, co dotyczy przydzielonych PDP trzeba zapisywać. Każda wymiana pieluchy z określeniem jej rodzaju, oddanie moczu na kibelku, stolec, ilości spożytych pokarmów i płynów oraz wszystko inne działania muszą być zarejestrowane. Muszę więc nosić przy sobie notesik i wszystko szrajbować, bo nie sposób wszystkiego zapamiętać. Mam naprawdę dobrą szkołę, ale w sumie lubię takie wyzwania.
 
Po powrocie do domu byłam miło zaskoczona, bo kaloryfery jeszcze grzały i w mieszkaniu było ciepło. Jednak około 23.00 wystygły, ale ja już byłam gotowa wskoczyć w bety, więc dzisiaj nie przemarzłam, Ponadto dzisiaj wyprysznicowałam się w pracy. W szatni mamy łazienkę i możemy się tam kąpać po dyżurze. Wiedziona wczorajszym doświadczeniem zimnicy, wzięłam do pracy klamoty toaletowe i skorzystałam z tej możliwości.
05 lipca 2018 15:07 / 4 osobom podoba się ten post
Środa
 
Dzisiaj również nigdzie nie wychodziłam. Jakoś nie mam ochoty wychodzić tutaj w plener, bo zniechęca mnie trochę ta wiejsko – leśna okolica. Poza tym typowo listopadowa pogoda też jest demotywująca. Mieszkanko mam takie milutkie, dobrze się tu czuję, więc jest mi tutaj najlepiej i nie chce mi się nigdzie ruszać...hihhi.
 
W pracy miałam większy zachrzan, bo brakowało jednej osoby do kompletnej obsady dyżuru. Dopiero około 19.00 przyjechała dodatkowa dziewczyna do wsparcia akcji dobranockowej. Mimo wszystko nie urobiłam się tak, jak było to we Freital. Na razie najgorszą trudnością jest nieznajomość pensjonariuszy. Kiedy sobie to już obcykam, to będzie tylko lepiej.
 
Czwartek
 
W końcu wybrałam się na spacer po najbliższej okolicy. Najpierw jednak zapukałam do gospodyni. Pogadałam z nią trochę i zapytałam o ważne dla mnie rzeczy. Mianowicie o wyrzucanie śmieci oraz o możliwość prania w jej pralce. Śmieci oczywiście pokazała mi bez problemu. Natomiast z praniem troszkę się skrzywiła. Ok, powiedziałam, że nie ma problemu, coś wymyślę. Zapytałam się też o atrakcje turystyczne w tej okolicy tzn. gdzie tutaj najlepiej spacerować. Przy okazji wypowiedziałam się, że jestem fanką aktywności rowerowej. Wcześniej przeczytałam w pokoju informację o ich usługach i wiedziałam, że mają bezpłatne wypożyczanie rowerów dla swoich gości (lokatorów). Mój fortel udał się, bo gospodyni od razu zaoferowała użyczenie mi tego wehikułu. Super, bardzo się tym ucieszyłam. Wystawi mi go do dyspozycji kiedy wróci jej mąż, bo on ma klucz do szopy, w której jest ten rower. Ogólnie dość miło mi się rozmawia z tą kobietą i mam nadzieję, że nie będę miała z nią żadnych zgrzytów.
 
Pogoda piękna, więc poszłam na dłuższy spacer do lasu w kierunku, którym wskazała mi gospodyni. Powiedziała, że ścieżki spacerowe są dobrze oznaczone i nie powinnam się zgubić. HTA jest miejscowością wypoczynkową związaną ze zdrowym powietrzem, coś w rodzaju naszej polskiej podgórskiej Rabki. Po kilku dniach zastoju z wielką werwą pomaszerowałam w las, aby pooddychać tym kurortowym powietrzem i odkrywać nowe tereny. Obrałam kierunek miejscowości THR, położonej w takim jakby wąwozie. Po 3km doszłam na skraj lasu, a jednocześnie brzeg urwiska tego wzgórza. Znalazłam platformę widokową, z której roztaczał się przepiękny widok na parokilometrowy szlak naturalnego wąwozu oraz szerokie przestrzenie Landschaftu, aż po widnokrąg. Po dnie wąwozu płynie rzeczka, a obok prowadzi drogowy i kolejowy szlak komunikacyjny. Po obu stronach zbocza są rozlokowane budynki miejscowości THR. Naprawdę piękny to widok, szczególnie w dzisiejszym słonecznym świetle, które dodatkowo podkreśla barwy jesieni. Zatrzymałam się w tym miejscu na dłużej, aby napoić się tymi urokami natury....cudnie. Dzięki tej swojej pracy mam możliwość poznawania wielu pięknych miejsc, gdzie normalnie nigdy bym nie dotarła. To jest taka mała rekompensata, za wszystkie trudy tej szczególnej pracy i rozłąkę z rodziną.
 
Aby zdążyć do pracy, nie mogłam długo zatrzymać się w tym musiałam urokliwym miejscu. Szkoda, że mamy taką porę roku, która będzie ograniczać możliwość moich turystycznych zapędów. Teraz, kiedy mam rower do dyspozycji, mogłabym robić dłuższe wycieczki poznawcze. Jednak w miarę możliwości będę korzystać z uroków turystycznych tego miejsca. W drodze powrotnej spotkałam swoją gospodynię, która maszerowała z kijkami w towarzystwie drugiej kobiety. Zatrzymałyśmy się na parę minut uprzejmego bla, bla, bla. Powiedziała mi, że codziennie po obiedzie wychodzi na taki godzinny spacer. Dobrze, tylko pochwalić taką aktywność. Kobieta ma na oko 65-70 lat, więc dobrze, że dba o swoje zdrowie. Przy okazji powiedziała, że rower jest już wystawiony na zewnątrz i mogę z niego korzystać kiedy zechcę.... supi, supi. Chociaż dzisiaj nie miałam już czasu, to po dotarciu do domu wsiadłam na ten dwukołowy wehikuł i przejechałam się kawałeczek, aby sprawdzić jego stan techniczny. Jest to zwykły, stary rower, ale da się nim jeździć. Dobre i to, cieszę się na przyszłe wycieczki.
 
W pracy idzie mi coraz lepiej i naprawdę dostrzegam różnicę tego Heimu w stosunku do poprzedniego na duży plus. Koleżanki są w porządku, nie ma chaosu i wariactwa, tylko wszystko wykonuje się w miarę spokojnie i we wzajemnej współpracy. W każdym razie do domu wracam mniej uchytana, niż w poprzednim Heimie. O ile nie trafi mi się coś lepszego (np. Szwajcaria) i będzie możliwość, to chętnie tutaj wrócę po świątecznej przerwie.
 
06 lipca 2018 11:03 / 2 osobom podoba się ten post
Wklejam kolejny odcinek opowieści o mojej opiekunkowej przygodzie. Dotychczas robiłam konsekwentnie i na bieżąco te moje zapiski . W tym turnusie ociągam się z ruszeniem w mojej dzienniki. Zastanawiam się czy to ma sens, bo tak jakby zahaczyłam się tutaj na dłużej, nawet od wczoraj jestem tu zameldowana, czyli jestem oficjalnie mieszkańcem tego miejsca. Jest mi tu wszystko znane, powtarzalne i nie chcę przynudzać. Z drugiej strony życie jest nieprzewidywalne, a u mnie zawsze coś się dzieje. Poza tym nie wiadomo, jak długo tutaj osiądę. Co zapisane, to nie umknie w odmętach ułomnej pamięci życiowej.
06 lipca 2018 11:03 / 3 osobom podoba się ten post
Piątek
 
Dzisiaj pogoda typowo listopadowa, czyli szaro, buro i ponuro, do tego deszcz i zimnica. Do 11.00 krzątałam się w domu, ale w końcu wybrałam się do FTL na zakupy. Wprawdzie nie mam jeszcze wypłaty, ale parę eurasków jeszcze mam na swoje potrzeby. Pojechałam do Lidla i zaszalałam do 43€. Zajechałam też na stację benzynową Aral (to był główny powód wyjazdu), aby zatankować samochód i wreszcie zrealizować kartę benzynową, którą otrzymałam od pracodawcy. Limit karty wynosił 44€. Wystarczyło mi to praktycznie na pełny zbiornik. Do tej pory jeździłam na paliwie zatankowanym w drodze powrotnej z Polski. Cały ten okres jeździłam tyko po najbliższej okolicy. Myślę, że ten tank wystarczy mi do końca pobytu, bo poza wyjazdami do kościoła do DD oraz po zakupy i 1,5-km dystanse do pracy nie planuję żadnych większych podróży.
 
W pracy wszystko było w jak najlepszym porządku. Jest coraz lepiej, koleżanki są OK, pensjonariusze również nie sprawiają problemu. Także mam tutaj dobry komfort pracy, oby tak dalej.
 
Dzisiaj pierwszy raz skrobałam szyby w samochodzie. Nieubłaganie zbliża się do nas zima, a na najbliższe dni zapowiadana jest iście zimowa aura z opadami śniegu. Trochę się tego obawiam, bo nie mam zimowych opon, a tu teren jest górzysty. Wkurza mnie też trochę wyłączanie ogrzewania na noc w mojej kwaterze. Niby grzejniki wychładzają się po 22.00, ale ten domek nie ma dobrej izolacji i po godzinie robi się bardzo zimno. Kiedy wstaję w nocy, a tak mam 2-3 razy, to spod kołdry wychodzę na kompletną zimnicę. Termometr pokojowy wskazuje 17 stopni, ale mi jest strasznie zimno, jakby to było na 5 stponi. Nie jestem przyzwyczajona do takich temperatur. Miałam porozmawiać o tym z gospodynią, ale codziennie rano złość mi przechodzi i tak z dnia na dzień odwlekam tę konfrontację. Nie chcę być zbyt upierdliwa, bo i tak mam tu dobrze.
 
06 lipca 2018 18:25
Zofija

Wklejam kolejny odcinek opowieści o mojej opiekunkowej przygodzie. Dotychczas robiłam konsekwentnie i na bieżąco te moje zapiski . W tym turnusie ociągam się z ruszeniem w mojej dzienniki. Zastanawiam się czy to ma sens, bo tak jakby zahaczyłam się tutaj na dłużej, nawet od wczoraj jestem tu zameldowana, czyli jestem oficjalnie mieszkańcem tego miejsca. Jest mi tu wszystko znane, powtarzalne i nie chcę przynudzać. Z drugiej strony życie jest nieprzewidywalne, a u mnie zawsze coś się dzieje. Poza tym nie wiadomo, jak długo tutaj osiądę. Co zapisane, to nie umknie w odmętach ułomnej pamięci życiowej.

Czyli dalej jesteś w tym miejscu, które opisujesz?
06 lipca 2018 19:28 / 1 osobie podoba się ten post
Werska

Czyli dalej jesteś w tym miejscu, które opisujesz?

Tak, dokładnie. Dostałam dobry Angebot od szefowej, która koniecznie chciała mnie zatrzymać i po przemyśleniu zdecydowałam się tutaj zatrzymać na (może) dłużej.