Właśnie dlatego że masz zezowate szczęście teraz niczego nie zapłacisz:))
Właśnie dlatego że masz zezowate szczęście teraz niczego nie zapłacisz:))
wiesz co znajac moje zezowate szczescie kurcze to napewno zaplace:(
Udało mi się kupić tanio torbę, taka z materiału na zamki. Nie ma bata, bez niej się nie zabiorę. Że też ja muszę na te promocje ciągle włazić !!
oni w sinbadzie ważą jak jest duża gabarytami torba ,nie lubią tych dużych ile razy jechałam tak robili ja miałam 2 mniejsze i nigdy nie płaciłam
do wielkich bardzo nie nalezy hahaha ale dosc duza zobaczymy:)
ja nie lubie sie z dwoma tachac laptop torebka itd
zalezy od kierwcy tez....
do wielkich bardzo nie nalezy hahaha ale dosc duza zobaczymy:)
ja nie lubie sie z dwoma tachac laptop torebka itd
zalezy od kierwcy tez....
Fajna babka jesteś ładnie się uśmiechaj ,jakiś żarcik i napewno nie zapłacisz :)
Ja z dopłatą to też miałam małą przygodę.
Torbę miałam ciężką - to fakt - i kierowca wkładając ją do luku zaczął się jakoś podśmiechiwać i coś jakby żartować, że chyba dopłata będzie. Ale jakoś dziwnie to powiedział - nic konkretnego, tylko takie śmichy-chichy. I w końcu nie wiedziałam, czy mam dopłacać, czy nie, więc zapytałam. A on jak na mnie nie fuknie - już nie pamiętam jakimi słowami, ale bardzo grubiańsko - w każdym razie, że mam dopłacać - 5 euro. Więc mówię, że ok - ale poproszę rachunek. No to się rozindorzył jeszcze bardziej i odparł, że rachunek może mi na papierze toaletowym wystawić... Więc skoro tak, to mówię, że nie płacę - bo skoro mam zapłacić, to mam prawo oczekiwać rachunku, pokwitowania, czy jakiegoś innego dowodu zapłaty. Zaczął mi grozić, że mnie w ogóle nie weźmie, ja na to, że mam bilet i mam prawo jechać, a zapłacić za nadbagaż chcę, ale oczekuję pokwitowania (zaznaczę, że cały autobus już czekał, bo ostatnia byłam)
Odesłał mnie do biura na dworcu. Tam mi powiedziano, że pokwitowanie kierowca wystawia. Wracam więc i przekazuję wieści, a on że wracamy do biura. Wróciliśmy - pani zaczęła gdzieś dzwonić i w końcu stwierdziła, że kierowca na bilecie ma mi pokwitować, a jak wrócę to mogę w siedzibie firmy rachunku żądać. No ale nie miałam biletu wydrukowanego:) Ostatecznie jednak mi go wydrukowali i kierowca na nim pokwitował.
Wiem - upierdliwa byłam, ale chamskie odzywki kierowcy mnie do tego doprowadziły i jako, że jestem pewna, że te 5 euro za nadbagaż to by do własnej kieszeni wziął, więc się uparłam. I jak dostałam pokwitowanie, to mogłam się o rachunek ubiegać, a więc on te pieniądze też musiał firmie oddać.
Ja z dopłatą to też miałam małą przygodę.
Torbę miałam ciężką - to fakt - i kierowca wkładając ją do luku zaczął się jakoś podśmiechiwać i coś jakby żartować, że chyba dopłata będzie. Ale jakoś dziwnie to powiedział - nic konkretnego, tylko takie śmichy-chichy. I w końcu nie wiedziałam, czy mam dopłacać, czy nie, więc zapytałam. A on jak na mnie nie fuknie - już nie pamiętam jakimi słowami, ale bardzo grubiańsko - w każdym razie, że mam dopłacać - 5 euro. Więc mówię, że ok - ale poproszę rachunek. No to się rozindorzył jeszcze bardziej i odparł, że rachunek może mi na papierze toaletowym wystawić... Więc skoro tak, to mówię, że nie płacę - bo skoro mam zapłacić, to mam prawo oczekiwać rachunku, pokwitowania, czy jakiegoś innego dowodu zapłaty. Zaczął mi grozić, że mnie w ogóle nie weźmie, ja na to, że mam bilet i mam prawo jechać, a zapłacić za nadbagaż chcę, ale oczekuję pokwitowania (zaznaczę, że cały autobus już czekał, bo ostatnia byłam)
Odesłał mnie do biura na dworcu. Tam mi powiedziano, że pokwitowanie kierowca wystawia. Wracam więc i przekazuję wieści, a on że wracamy do biura. Wróciliśmy - pani zaczęła gdzieś dzwonić i w końcu stwierdziła, że kierowca na bilecie ma mi pokwitować, a jak wrócę to mogę w siedzibie firmy rachunku żądać. No ale nie miałam biletu wydrukowanego:) Ostatecznie jednak mi go wydrukowali i kierowca na nim pokwitował.
Wiem - upierdliwa byłam, ale chamskie odzywki kierowcy mnie do tego doprowadziły i jako, że jestem pewna, że te 5 euro za nadbagaż to by do własnej kieszeni wziął, więc się uparłam. I jak dostałam pokwitowanie, to mogłam się o rachunek ubiegać, a więc on te pieniądze też musiał firmie oddać.
Ja z dopłatą to też miałam małą przygodę.
Torbę miałam ciężką - to fakt - i kierowca wkładając ją do luku zaczął się jakoś podśmiechiwać i coś jakby żartować, że chyba dopłata będzie. Ale jakoś dziwnie to powiedział - nic konkretnego, tylko takie śmichy-chichy. I w końcu nie wiedziałam, czy mam dopłacać, czy nie, więc zapytałam. A on jak na mnie nie fuknie - już nie pamiętam jakimi słowami, ale bardzo grubiańsko - w każdym razie, że mam dopłacać - 5 euro. Więc mówię, że ok - ale poproszę rachunek. No to się rozindorzył jeszcze bardziej i odparł, że rachunek może mi na papierze toaletowym wystawić... Więc skoro tak, to mówię, że nie płacę - bo skoro mam zapłacić, to mam prawo oczekiwać rachunku, pokwitowania, czy jakiegoś innego dowodu zapłaty. Zaczął mi grozić, że mnie w ogóle nie weźmie, ja na to, że mam bilet i mam prawo jechać, a zapłacić za nadbagaż chcę, ale oczekuję pokwitowania (zaznaczę, że cały autobus już czekał, bo ostatnia byłam)
Odesłał mnie do biura na dworcu. Tam mi powiedziano, że pokwitowanie kierowca wystawia. Wracam więc i przekazuję wieści, a on że wracamy do biura. Wróciliśmy - pani zaczęła gdzieś dzwonić i w końcu stwierdziła, że kierowca na bilecie ma mi pokwitować, a jak wrócę to mogę w siedzibie firmy rachunku żądać. No ale nie miałam biletu wydrukowanego:) Ostatecznie jednak mi go wydrukowali i kierowca na nim pokwitował.
Wiem - upierdliwa byłam, ale chamskie odzywki kierowcy mnie do tego doprowadziły i jako, że jestem pewna, że te 5 euro za nadbagaż to by do własnej kieszeni wziął, więc się uparłam. I jak dostałam pokwitowanie, to mogłam się o rachunek ubiegać, a więc on te pieniądze też musiał firmie oddać.
Przez dwa lata jeżdżenia Sindbadem nie miałam dopłaty za nadbagaż, ale zawsze na wszelki wypadek miałam w portfelu 40zł, tudzież 10 euro, z przeznaczeniem na ten cel. Teraz, jak wracałam do Polski, tak się złożyło, że nie miałam w ogóle gotówki. Zajeżdżamy z dziadkiem i jego córką na dworzec i jak na złość okazuje się, że pan kierowca waży ludziom bagaże. Ludzie trochę się buntują, ale on odpowiada im, że w weekendy (akurat sobota była) i święta takich ciężkich pakunków się nie wozi, jak się nie chce dopłacać. Ustawiłam się na końcu kolejki i myślę, no trudno, najwyżej jak mi zważy (co było dla mnie bardziej niż pewne, bo walizę miałam naprawdę wielką i ciężką), to pożyczę od dziadka na dopłatę... W końcu moja kolej, podchodzę do kierowcy a on nawet nie założył mi tego paska od wagi, tylko chwycił bagaż i wrzucił do luku. Stoję deczko skonsternowana i patrzę na niego a on: "Tylko się nie chwalić w autoakrze".
Dziadka córka dopytywała się, o co chodziło z tym zamieszaniem z bagażami, więc tłumaczę jej, że niby trzeba płacić czasami za nadbagaż, ale że mnie nie skasowali a ona: "Pfffff, jak w samolocie!"
Później w autokarze jednak widziałam, że wystawiali ludziom pokwitowania za te dopłaty bez żadnego ale.