Psy, koty i inne nasze zwierzaki

28 grudnia 2012 10:07
Siostrzeniec mial psa, boxera moze ze dwa lata mial. Tak mi sie podobal bo to takie smieszne, sie patrzy smieje wariuje ;)))) Wtedy zauwazylam ze te psy maja niepowtarzalna osobowosc, nie wydawal mi sie psem tylko wrecz jakas postacia jedyna w swoim rodzaju heheh potem siostrzeniec emigrowal do norwegii to przekazal go mi, bo sie lubilismy z Oskarem (tak mial na imie boxer). Niestety po 2 tygodniach musialam dalej go oddac do rodziny partnerki siostrzenca :( A oskar mi sie wtrynial do lozka, chrapal, budzil i byl bardzo grzeczny i madry, zadzwial mnie swoim poczuciem humoru :) Do dzis za nim tesknie i jesli kiedykolwiek bede miala psa to na pewno boxera. Jak to sie cieszy oczami i pyskiem
28 grudnia 2012 10:14 / 1 osobie podoba się ten post
Napisałaś że kochasz konie . Czy miałaś z nimi bliżej do czynienia -tzn trochę hodowli czy jazda konna ,powożenie czy też taka ogólna sympatia do tych niezwykle inteligentnych zwierząt ? Chętnie bym pogadała z kimś kto siedzi w tym temacie albo czegoś więcej się chce dowiedzieć . Moja przygoda z końmi a właściwie kawałek życia trwa już około 20 lat - jeżdżę konno do dziś ,trochę sędziuję zawody gdy akurat jestem w domu , czytam i oglądam co się da w tym temacie . A moje dwie ulubione rasy to Hucuły i Araby i to w tej kolejności .
28 grudnia 2012 11:39
Witaj Mozah....

wejdz na profil Emili.... ona z konmi miala /ma(?)/ do czynienia...

Prowadzi blog.... dowiesz o niej wiecej... gdy go poczytasz....

Emila jest w Polsce wraca niebawem.... mysle... ze znajdziecie wspolny jezyk:))))
28 grudnia 2012 12:38
Witam,

ja wychowywałam się przez 10 lat z różnymi zwierzętami ( gospodarska córka). Konie zawsze miał mój tata. Zawsze były 2 albo i 3. Jak mi było źle, to szłam do stajni, czyściłam ich, karmiłam i przytulałam się do nich. Jeździłam no koniach (na oklep). Byłam najstarszym dzieckiem i "robiłam ojcu za chłopaka". Bardzo to lubiłam. Do dziś bardzo lubię nawet zapach koni. To mi przypomina dzieciństwo. Asystowałam w tajemnicy przed rodzicami przy porodach cielaczków, świnek, piesków. Często ratowałam im życie . ale o tym po tym.....
28 grudnia 2012 13:51
W moim rodzinnym domu też były różne zwierzęta gospodarskie i domowe ale koni nie było -te miał zawsze mój dziadek .Ale do mojego taty ,, lgnęło '' dosłownie wszystko .stąd w domu bywały jeże , puchacz który kilka lat mieszkał w stodole , gołębie które pojawiały się nie wiadomo skąd i zostawały ,psy , koty .Konie na poważnie to trochę późniejsza historia która została mi do dziś .A ,,na oklep '' to jeszcze parę lat temu jeździłam szczególnie zimą - ciepło w ,,siedzenie'' i jak się spadnie z konia w śnieg to jak w pierzynę ! Teraz to już grzeczniej ,tylko w siodle bo i lata nie te . Sama jazda konna to tylko część ,,końskiej '' pasji i tak jak mówisz zapachu stajni nigdy się nie zapomina .A obserwując konie w stadzie można wiele ciekawych zachowań zauważyć . Zresztą spotkałam w swoim życiu konie których nigdy nie zapomnę .
28 grudnia 2012 14:14
Dzięki! A wiecie że zwierzęta w wigilię mówią ludzkim głosem????

Jak żył mój tata jeszcze w gospodarstwie, to mieliśmy piękną tradycję. Pod koniec wieczerzy wigilijnej zbieraliśmy ze stołu niedojedzone "makiełki" (kluski z makiem), chleb, ciasto (szczególnie drożdżowe) i inne przysmaki, dodawaliśmy opłatek, którego musiało być sporo aby starczyło dla wszystkich. Mieszaliśmy to wszystko w jednej misce i szliśmy do stajni i obory i dawaliśmy każdemu zwierzakowi do pyska uformowaną kulkę wieczerzy wigilijnej. Och !!!1 bardzo to lubiłam i do dziś wspominam te wieczory z rozrzewnieniem!!!!!
28 grudnia 2012 14:19
Ja także miałam owczarka - Arisa. Był wspaniały , znaleziony w lesie. Przywiązany do drzewa, w listopadzie, jako 10 - cio miesięczny szczenior, przeżył u nas wraz z pudliczką i 4 kotami 12 lat. niestety choroba zmusiła nas do eutanazji. Nie mógł chodzić(zwyrodnienie stawów i nowotwór). Płakaliśmy jak bobry. Moja podopieczna ma wspaniałą kotkę i 12 letniego papuga.

Jestem w domu, kotka schudnie, ptak zapomni sztuczek.

W domku też mam pieska, Tofika, za nim też bardzo tęsknię będąc na wyjeździe.
28 grudnia 2012 14:44
Kochani,jakie piękne posty mogę poczytać...ile miłości i troski do naszych kochanych zwierzaków znajduję w nich...Andrea bardzo trafnie stwierdziła,że wrażliwi jesteśmy również do ludzi, jeśli jesteśmy wrażliwi dla zwierząt...

Opowiem Wam jak uczył mnie miłości do ludzi mój Fidula ( to większe,czarne;-) )....gdy do zgarnęłam z ulicy był w wieku około miesiąca,malutki ,na dłoni go przyniosłam, a to był najczarniejszy okres w życiu mojej rodziny....bezrobocie długi...depresyjne stany.,nie zbyt uprzejmie dość często odzywałam się do mojej rodziny,bo miałam zszargane nerwy kłopotami...ale do pieska zawsze czule się odzywałam,niuńkałam, całowałam,pieszczot nie żałowałam...aż kiedyś nagle mnie olśniło i zrobiło mi się strasznie przykro,że lepiej traktuję psa niż rodzinę.Naprawdę szybko zmieniłam swoje zachowanie wobec mojej kochanej rodziny...tak,zwierzaki wyzwalają w nas ukryte pokłady miłości
29 grudnia 2012 08:06
jak Was czytam, to coraz bardziej żałuję, że nie możemy mieć zwierzaka, bo mieszkam w domu z teściami, którzy są porządniccy, a kot albo pies nie zamienią przecież obuwia na kapcie, poza tym szczekają, albo miauczą i biegają po domu, robiąc hałas.

Mozah, napisz o koniach, "których nigdy nie zapomnisz!"
29 grudnia 2012 11:01 / 2 osobom podoba się ten post
Nie mam literackich zdolności ale spróbuję napisać o kilku koniach których nie zapomnę .A swoją pierwszą opowiastkę zatytułowałabym :

Jaśmin - koń który za życia stał się legendą .

To była zima-taka jaką tylko w Beskidach można przeżyć , zasypana śniegiem wioska a w niej duża stadnina organizująca kuligi .Przyjechałam z moimi uczniami i po przejażdżce saniami dzieci chciały wsiąść na konia i porobić zdjęcia . I wtedy pierwszy raz go zobaczyłam- niewysoki jak każdy hucuł , srokaty czyli ,,w łaty'' , zrównoważony , przyjazny . Powiedziano nam że to czołowy ogier stadniny . Dla ,,nie koniarzy'' dodam że ogiery nie są dawane początkującym gdyż są zbyt pobudliwe -on jednak był wyjątkiem .Pozwalał dzieciom na wszystko , nie buntował się a nawet jakby pozował do zdjęć . Wtedy był już starszym koniem-miał prawie 20 lat i w jego spojrzeniu była jakaś mądrość , rozwaga i zaufanie w stosunku do ludzi .Wróciłam tam już prywatnie z kilkuletnim wówczas synem i tak się zaczęła nasza przygoda z hucułami . Okazało się że Jaśmin jest koniem niezwykłym .Na wystawach ogólnopolskich wygrał wszystko co było można i to z maksymalną notą , nauczył jeździć wielu początkujących ,potrafił pracować nawet w polu przy radleniu kartofli . przy wozie no a przede wszystkim przekazywał źrebakom swój charakter i srokate umaszczenie.Jak każdy inteligentny hucuł był mistrzem w rozwiązywaniu uwiązów a nawet potrafił uwolnić się z uprzęży choć do dziś nikt nie wie jak Ludziom których znał ufał bezgranicznie co niektórzy wykorzystywali w celach ,,zarobkowych''. Otóż czasem podczas imprez zakładali się z niczego nieświadomymi klientami o ,,flaszkę '' że koń wejdzie na imprezę przez ganek i po schodach - Jaśmin robił to ze stoickim spokojem a potem grzecznie czekał na cukier .Ostatnie lata spędził w stadninie , mógł sobie chodzić gdzie chciał ,miał dobrą opiekę.Padł w wieku prawie 30 lat - bez cierpień ,po powrocie z pastwiska przed własnym boksem .Może na taki koniec sobie zasłużył .Na wiadomość o tym - a byliśmy wtedy na zawodach wyjazdowych niejednemu oczy zwilgotnialy i humor już był nie ten . Do dziś niewiele jest hucułów w Polsce które w swoim rodowodzie nie mają dziadka Jaśmina .

Jeśli takie opowiastki o koniach i jeźdźcach się wam spodobają to mogę znowu coś ,,naskrobać''
29 grudnia 2012 11:46 / 2 osobom podoba się ten post
"mozah" masz "+" za wzruszająca opowieść. Ja jak pisałam miałam do czynienia z końmi gospodarskimi.

To co wam postaram się w skrócie opowiedzieć wydarzyło się chyba 50 lat temu. Mój tata posiadał konie, które na nas pracowały. Wówczas były modne targi końskie. Jechali więc gospodarze handlować końmi. Jak były pieniądze trzeba było kupić konia młodego, silnego, zdolnego pracować na 30- 40 ha gruntu. Traktory nie byłe wówczas dostępne. Pojechał więc mój ojciec na taki targ około 60 km. 2 kare konie i wóz i wiooo! Chłopina za kołnierz nie wylewał, a więc przy takim handlu była okazja " do wypitki". Targ był, ale handlu nie było. Była natomiast okazja to wzniesienia toastu. No bo jakże by nie? jak spotkało sie dawno nie widzianych ( np. 2 tygodnie) kolegów po fachu. Nie było tam do dyspozycji miarowych kielonków, więc trzeba było użyć kubeczka od termosu. No przyznacie że łatwo było przebrać miarkę. Zmęczenie wówczas dało znać o sobie. No więc co robić ? a no położyć się na wozie (w tzw. deskach) i odpocząć. Tatulo , obudził się po kilku godzinach pod domem. Nie wierzył sam sobie, że jego 2 kare koniki przywiozły go 60 km do jego własnego domku............

No i nie były mądrzejsze w tej sytuacji od swojego Pana????????
29 grudnia 2012 12:13
Ja mam wlasnie z moim psiakiem ktorego wzielam 9 lat temu ze schroniska. Mieszkam z babcia i do tej pory razem opiekowalysmy sie psiakie, teraz kiedy zaczelam wyjezdzac do DE to powstal problem. Babcia sama juz wymaga opieki, mama zabrala ja do siebie i tam juz chyba zostanie,wziela tez psiaka ale zaznaczyla ze to pierwszy i ostatni raz,dla nie osoby ktora nienawidzi zwierzat jest to tragedia. Jestem w kropce bo nie mam co z nim zrobic, a przeciez nie oddam go do schroniska. Nosze sie z zamiarem zapytania sie synow mojej podopiecznej czy bylby to jakis problem gdybym przyjezdzala do DE z psiakiem. Tylko nie wiem czy to jest dobry pomysl. Moze Wy macie jakis pomysl?
29 grudnia 2012 12:49
Moja babcia nie lubi jak przyjdzie na chwilkę pies syna. Przeszkadza jej szczekanie psa. Staje się wtedy lękliwa.
29 grudnia 2012 14:40
Moja babcia uwielbia zwierzeta, jak tylko wychodzimy na spacer to wszystkie psy do niej przyjatuja i ona jest wtedy cala szczesliwa. Jak byla zdrowa to miala w domu koty i psa ktory byl u niej 14 lat. Mieszkamy tutaj same,ale musze o zgode zapytac syna, jak nie zgodzi sie to bede dalej kombinowac co zrobic. Tutaj jest idealna sytuacja na psa, domek jednorodzinny, babcia uwielbia zwierzeta, ogrod. Wiem ze babcia chciala kota bo nie trzeba go wyprowadzac,ale syn jej nie pozwolil ze wzgledu na to ze babcia miala otwarte odlezyny, a wiadomo ze kot to wszedzie wskoczy : )
29 grudnia 2012 18:39
Ewelina77-ja przez rok jeździłam z tą białą króliczką do Kolonii...zapytaj,przecież nawet jeżeli się nie zgodzi babcia ,to ujmy żadnej Ci to nie przyniesie,powodzenia w negocjacjach