15 maja 2013 22:40 / 5 osobom podoba się ten post
Wlacze sie w temat. Gdzies tam ktos pisal, dlaczego nie wysylamy swoich drugich polowek do DE, tylko same jezdzimy. No to tak od mojej strony, moj slubny nie nadaje sie do tego, zeby jechac za chlebem, stan zdrowia juz nie ten, jest bardziej zreszta potrzebny w domu, faktycznie - nie dalabym rady walczyc ze sniegiem, walczyc z pila do drewna, wchodzic na dach i czyscic komin i tysiace innych takich. Za to moj slubny nauczyl sie bardzo szybko gotowac i przejal sprawnie wszystkie inne obowiazki.
Ja tez nie pojechalam dla przyjemnosci, tylko "z musu", nasze kochane panstwo zapewnilo nam tak dostatnie emerytury, ze nie bylo innego wyjscia. A zeby nie bylo - obydwoje przepracowalismy solidnie wiele lat, moj slubny w tak zwanych trudnych warunkach, tyle, ze nasze lata pracy przypadly na zly czas przed przemianami ... Pozniej doszly problemy z bankami i tak kolko sie zamknelo. Czas byl trudny, wyjechalismy z miasta z uwagi na alergiczna corke zabierajac ze soba moja mame, ktora juz przestawala wstawac z lozka, wlasciwie bez widokow na to, co bedziemy tu na wsi robic. Jakis czas mielismy konski hotel. Narobilismy sie jak dzikie osly, zeby z ruiny tanio zrobic stajnie. No, jakis czas bylo jako tako, tyle, ze wlascicielowi koni przestalo sie powodzic, w zwiazku z czym nie mial kasy na placenie, a ze zwierzetom jesc trzeba bylo dawac, no to mielismy dlugi wszedzie we wsi. W koncu, po wielkiej awanturze konie zniknely. Pozniej starsza corka wpadla na pomysl, ze moze jakis program UE dla mlodych rolnikow by wykorzystac. OK, przepisalismy dzierzawe ziemi na nia, przezornie nie przepisujac domu i budynkow. Udalo sie dostac dotacje na kozy. Mielismy dosc szybko stado ok. 40 sztuk - tylko nikt nie chcial kupowac sera, o mleku nie wspominajac. Zeby do sklepow mozna wstawiac - no to w PL trzeba miec linie produkcyjna ... Zla krew mnie zalewa, jak ogladam reportaze ze wsi niemieckich, francuskich - gdzie kazdy chlop moze cos tam produkowac i sprzedawac. W Polsce - nie, jak nie masz tysiaca papierkow i super-hiper mleczarni i maszyn - NIE WOLNO.
Kozy - na tych terenach kozy byly - do konca wojny. Pozniej byla akcja UE - rozdawali kozy i kozly dobrej, francuskiej rasy wierzac, ze "gospodarze" cos z tego zrobia, ze sie skrzykna i ruszy hodowla. G...o, zostaly zjedzone, a mala lokalna mleczarnia zostala zamknieta ...
Nastepny pomysl pomocowy: byli ludzie bodajze z Danii celem nauczenia tuziemcow plecenia roznosci z wikliny, jako, ze te tereny maja tego pod dostatkiem. A jakze, ze 3 osoby nauczyly sie plesc male koszyczki. Gmina dala pomieszczenia, z darow byl jeszcze komputer. Tyle ze pomijajac fakt, iz komputer nie mial polskiego oprogramowania, ani polaczenia ze swiatem, to jeszcze nikt nawet nie sprobowal nauczyc tych ludzi czegos takiego jak "reklama, marketing, wzornictwo" i pare innych zagadnien. Ale program zostal zaliczony ...
Szkola podstawowa, do ktorej chodzila moja mlodsza posiada kilkanascie komputerow, wszystkie z darow kosciola ewangelickiego. Tylko ze oprogramowanie jakies kosztuje, nawet dla szkol dosc sporo, maszyny sie psuja, bo sa wiekowe, skutek - dzieci zamiast poslugiwac sie tym urzadzeniem jako pomoca w nauce - graly w idiotyczne gierki. Moja mlodsza byla ewenementem, bo u mnie w domu od lat pracuja dwa komputery, obydwa na Linuksie. W szkole pan od informatyki wiele sie od mojej mlodszej nauczyl, nawet pozwolil jej zainstalowac na jednej maszynie to cudactwo ...
I takich przykladow moglabym napisac tysiace, tu naprawde praca od podstaw potrzebna i to w zasadzie orka, a nie praca, lata mijaja i nic nie jest lepiej. Kiedys pisalam na swoim blogu jak "zalatwilam" internet, do tej pory nic wiecej nie zrobiono, tyle domow ile ladnych pare lat temu mozna bylo przylaczyc - tyle ma internet. A taki "z powietrza" - niestety, zerowy zasieg ... Komorek tez ...