Dziennik Zosi #1

29 października 2013 20:31 / 2 osobom podoba się ten post
Przekład na polski
 
Ja do Marty po obiedzie (wysłany też do wiadomości córkom):
Halo Marta, kiedy przyjedziesz do nas?
Ja chcę teraz pojechać na przejażdżkę rowerową, aby zaczerpnąć świeżego powietrza, ponieważ pani Greta dzisiaj znowu mi  dowaliła (psychicznie ale ciebie chętnie bym widziała u nas. Pani Greta ma dzisiaj bzika na punkcie „zimnego jedzenia” (chodzi o obiad) – powinnam podgrzać talerze……. Ona jest dla mnie koszmarem…………
Jeśli będzie cię pytała o tabletki, powiedz jej, że one były przygotowane w dozowniku do czwartku. Ja to zrobiłam potajemnie, gdyż Koni przyjedzie prawdopodobnie jutro po południu.
Poza tym ja wiem, słyszę i czuję, że ona m nie podejrzewa o to, że ją obżeram, kradnę jedzenie. Nie jestem głupia. Uwierz mi , to mi coś robi (jest dla mnie przykre) ……… aż rzygać mi się chce. Ja kupuje sobie od samego początku owoce, herbatę i czasem słodycze z własnych pieniędzy, gdyż widzę jaka ona jest chciwa i, i ………..
Serdeczne pozdrowienia, Zofia
 
od Marty:
Cześć Zofia, pozwól jej zrzędzić!! To że ty nic nie bierzesz (zabierasz) wszyscy o tym wiemy. Możesz jeść co chcesz. A wręcz powinnaś! Ona wcześniej często podgrzewała talerze. Wkładała talerze na 30 sek. Do mikrofalówki. Później trzeba uważać, aby one nie były za gorące.
Wpadnę później do was! Serdeczne pozdrowienia
30 października 2013 19:29 / 5 osobom podoba się ten post
 
15.08.2013 – czwartek
 
Matko Boża, dzisiaj jest Twoje wielkie święto, a ja siedzę tu jak w niewoli – udręczona, bez możliwości uświęcenia tego dnia. Rano Greta wstała w swym zwyczajnym, podłym humorze. Zanim wygramoliła się na śniadanie to była prawie 9.00. Chciałam pojechać do kościoła na 9.30. Musiałam dobrze się zwijać, żeby zdążyć. Moja pani oczywiście była naburmuszona i niezbyt zachwycona, że wyjeżdżam. Dzisiaj już żyła przyjazdem rodziny, która już dawno jej nie odwiedzała i zauważyłam, że ma pewne schizy w tym zakresie. Marudziła, że nie zdążę wrócić zanim jej Gäste kommen. Boże, jak mi jest smutno, ja chyba popadam tu w jakąś deprechę. W kościele było poświęcenie ziół, których ja niestety nie miałam. Przy wyjściu jedna kobieta dała mi pęczek ziół ze swojej większej wiązanki. Było to bardzoe miłe w tym moim smutnym nastroju.
Boże, staram Ci oddać to wszystko. Ty wiesz, jak mi jest ciężko. Proszę Cię, wspomóż mnie swoją łaskę, bo sama nie dam rady….. widzisz jak się rozpadam w udręczeniu psychicznym każdego dnia pobytu tutaj.
 
Po powrocie do domu zastałam Gretę w nerwowej krzątaninie sprzątania swojego pokoju i łazienki. Złościła się, że musi „sprzątać”, bo ja sobie pojechałam …. a przecież przyjadą goście.... Zignorowałam to i zajęłam się wszystkim jak należy. Przed 12.00 zaczęłam gotować obiad. Upiekłam Leberkäse (taka półgotowa pieczeń), zrobiłam sosik, pyzy z gotowej suchej mieszanki i sałatkę. Wszystko było jak zwykle smaczne. Greta coś tam marudziła, że to powinno być inaczej zrobione według Bayerischeart, ale jej powiedziałam, że zrobiłam to jak umiałam i jest również smaczne. W końcu popróbowała i już nie marudziła, tylko zjadła z apetytem. Przed tym jednak nie wytrzymałam, z nerwów potrąciłam miskę z sosem i wylałam trochę na stół. Wybuchłam płaczem – nie mogę, mam dość. Boże.......... No nie, zaczynam naprawdę myśleć, żeby przerwać tę gehennę. Dzisiaj w Polsce jest dzień świąteczny i moja firma nie pracuje, ale jutro chyba zadzwonię i poproszę o zmienniczkę, bo ja już nie daję rady. Ta kobieta wykończy mnie nerwowo.
 
Byłam tak umęczona, że po sprzątnięciu kuchni poszłam na dół i padłam, nie miałam siły jechać na rowerek. Około 15.00 przyjechała Koni. Od razu nie wychodziłam do nich, aby ona sama z matką pogadała. Później wyszłam i trochę z nią porozmawiałam. Dziwne to wszystko. Gorączkowo mi wyjaśniała, że nic z matką nie można zrobić, bo ona jest samodzielna i dorosła, nie można jej leków tak po prostu zabrać z pokoju i schować. Wyniki badań w klinice są też dobre. Tak więc nie ma specjalnych zaleceń poza tymi lekami, które przyjmuje. Błędne koło, Greta zachowuje się jak furiatka i kompletnie nie ma pamięci, ma urojenia. Jednocześnie do osób urzędowych i w rozmowach telefonicznych dostaje oświecenia, jest logiczna i przyjazna. No i została oceniona na osobę w początkowej fazie demencji. Leki, które przyjmuje, to w zasadzie żadne leki, tylko preparaty witaminowo-minerałowe uzupełniające niedobory pierwiastków w organizmie i lekkie leki kargiologiczne, no i jeszcze homeopaty. Nie mam już siły. Ja widzę, co się dzieje z Gretą, a oni wszyscy uważają, że jest w porządku. Widzę, że muszę sobie to wszystko odpuścić i dać na wstrzymanie, czyli dotrwać do końca kontraktu z przybraniem samoobronnej pozycji, czyli olewactwa. Jedynie co dzisiaj Koni zadziałała, to stanowczo matce uświadomiła, że ja będę rozkładać leki i ona ma to zaakceptować.
 
Potem obie panie Arkaz pojechały do laryngologa oraz na jakieś umówione spotkanie u znajomych. Powiedziała, że wrócą około 18.00. Miałam więc trochę czasu. Rozłożyłam spokojnie leki. Zadzwoniła Marta i porozmawiałyśmy sobie na spokojnie o problemach związanych z opieką nad Gretą. Naprawdę, to wszystko jest nie tak, jak powinno być i rodzinka wymiguje się z obowiązków w białych rękawiczkach, wszystko zwalając na opiekunki z Polski i Martę (ona też powoli ma już tego wszystkiego dosyć). Kiedyś to jednak się skończy niezbyt przyjemnie. Konkluzja jest taka, że nie ma co liczyć na współpracę i konkretną pomoc rodziny, a już na pewno nie na Koni. Puste słowa „tut mir leid…….. o du arme” itd. nic tu nie pomogą i są nędzną wymówką, wobec tak okropnych problemów z ich matką.
 
Boże, błagam przeprowadź mnie Twoją mocą przez tych kilkanaście pozostałych dni. Współczuję tylko następnym opiekunkom, bo jestem pewna, że każda będzie miała te same problemy. Ach, szkoda już dalej pisać............. Koni powiedziała, żebym spisywała patologiczne zachowania matki w formie raportu dla lekarza. Bzdura, przecież to wszystko, co im przekazuję i opisuję w mailach, jest już wystarczającym obrazem jej zachowań. Mam to gdzieś i już nie będą sobie zadawała tego trudu. To jest bez sensu. Może im przekaże moje codzienne zapiski. Jak będą zainteresowani, to niech dadzą to do tłumaczenia i będą mieli obraz mamusi w życiu codziennym.
 
Koni zostawiła swoje otwarte notatki na stole i zerknęłam na nie. To co zobaczyłam, rysuje tylko obraz jej niepoważnego podejścia do problemu opieki z matką. Jej notatki są raczej dowodem tego, że ona sama jest niedojrzała i nie radzi sobie ze sobą. Potwierdza to tylko, co już mi wiadome – umykanie przed konstruktywnym zatroszczeniem się o matkę.
No nic, nie ja będę rozwiązywała ich problemy – ja mam problem, aby wytrzymać tu do 1 września. Co mogłam, to próbowałam działać. Jak głębiej się zastanawiam, to dochodzi do mnie naga prawda, że popełniłam wielki błąd i nazbyt zaangażowałam się w tę opiekę nad Gretą.
 
Wyskoczyłam też jeszcze na rowerek na niecałą godzinkę, aby przewietrzyć głowę po dzisiejszych przeżyciach emocjonalnych. Jak wróciłam to akurat Koni przyjechała samochodem, ale sama. Matkę zostawiła u znajomych, którzy mają ją przywieść później. Mam więc jeszcze trochę wolnego czasu. Jeszcze porozmawiałam krótko z Koni, ale ona już była w wielkim pośpiechu. Widzę, że jak tu wpadnie, to tak jakby ją coś goniło. Dosłownie jej postawa to „uciekać stąd jak najszybciej”. Dziwne, bardzo dziwne jest to dla mnie. Z tego pośpiechu nie zostawiła mi dokumentów od samochodu babki. Wymykała się w popłochu przede mną, gdy próbowałam z nią porozmawiać i zagadałam ją w drodze odwrotu do samochodu. No cóż…………. przykre to jest, a jednocześnie jasne dla mnie.
 
Zrobiłam sobie kolację, trochę posiedziałam przy kompie. Greta wróciła przed 20.00. Niestety jeszcze miałam z nią dzisiaj ekscesy. Zapytałam czy chce jeść kolację. Odpowiedziała, że nie, że coś tam jadła, tylko Jankę musi nakarmić. Więc ja siadłam do kompa i połączyłam się z Krzyśkiem. Po kilkunastu minutach zauważyłam, że wścieka się w kuchni. Zapytałam, czy wszystko w porządku, a ona ze złością warknęła, że jest głodna, a ja nie zrobiłam kolacji. Wzięła sobie kromkę chleba i posmarowała masłem. Zamknęłam laptopa i zrobiłam jej tę kolację. Zjadła tylko jedną kanapkę i zażyczyła sobie herbaty. Brawo, już dzisiaj nie będzie piła wina. Zapewne coś wypiła na tym spotkaniu i wystarczy jej na dzisiaj……….
Ten incydent z kolacją jednak już spłynął po mnie obojętnie. Jakoś dostałam przypływu odporności psychicznej i łatwiej sobie z tym poradziłam. Później jeszcze długo kręciła się za psem – schiza na punkcie jego karmienia. Przy okazji przyłapałam ją na dolewaniu wódki (albo jakiegoś mocniejszego trunku) do herbaty. Tak więc przedwczesna była moja radośc z jej dzisiejszej wstrzemięźliwości alkoholowej. 
 
Dzisiaj obejrzałam z nią jakiś wieczorny film i dopiero ewakuowałam się na dół, co nie znaczy, że już miałam spokój. Jeszcze musiałam parę razy wchodzić na górę – szukać torebki, szukać psa …..
No ale matka jest w dobrej formie, ma tylko trudną osobowość......... według Koni. Zobaczymy dokąd to doprowadzi i kiedy ich złudzenia zostaną rozwiane.
 
31 października 2013 19:16 / 5 osobom podoba się ten post
16.08.2013 – piątek
 
Po okropnym dniu miałam jakieś paskudne sny. Wstałam zmęczona i z goryczą, że znowu będę musiała borykać się z moją podopieczną. Poranek był jednak względny. Tylko raz po śniadaniu Greta próbowała mnie atakować swoimi złośliwościami, ale przeciwsatwiłam się jej stanowczo i wycofałam z pola zasięgu. A więc to działa, co mi Marta radzi – muszę być twarda do niej i ostro przeciwstawiać się jej destrukcyjnym zachowaniom (ich muss mich durchsetzen). Takie postępowanie z ludźmi nie jest jednak zgodne z moją naturą i dlatego jest to dla mnie trudne. No nic, ale muszę się bronić. Tyle co ja się tu wycierpiałam to wystarczy, dość tego. Przed południem zawiozłam Gretę do fryzjera do sąsiedniej miejscowości. Trochę się bałam policji, bo nie miałam dokumentów od samochodu. Koni zapewniła mnie przez telefon, że nie ma się czego bać, bo nic mi nie grozi z tego powodu. Czekając u fryzjera na Gretę połaziłam sobie po tej miejscowości, właściwie to wiocha, Zaszłam pod kościół - ewangelicki, zresztą był zamknięty. Przysiadłam sobie na ławce pod olbrzymią lipą i trochę rozmyślałam. Niemcy to niestety naród zupełnie bezbożny. Na sobotniej Mszy św.  najbliższym kościele bywa tylko kilkanaście starszych osób, nawet ławki nie są zajęte. Szkoda, nie zdają sobie sprawy, co tracą i co im grozi. Boże powierzam ci ten naród i proszę o nawrócenie........
 
Bezpośrednio po powrocie do domu Greta miała wizytę fizjoterapeuty, a ja zajęłam się gotowaniem obiadu. Zrobiłam leczo z warzyw i pieczarek, ziemniaki, pieczeń z ryby. Trudi starała się być grzeczna, więc względnie spokojnie zjadłyśmy posiłek. Po obiedzie wyskoczyłam na rower. Pojechałam dzisiaj w innym kierunku - nieznaną mi drogą przez las. Przejechałam około 4 km i zawróciłam. Nie było ludzi i ten las jest bardzo ciemny, trochę nieprzyjemnie. W drodze powrotnej spotkałam Marię spacerującą z psem. Zatrzymałam się i trochę z nią pogadałam. Powiedziała mi, że z Gretą od dawna jest już niedobrze i są z nią problemy. Diagnozę, że to jest początek demencji też uważa za jakąś kpinę lub pomyłkę. Jak wróciłam do domu to Maria już była u Grety na poobiednim drinku. Zrobiłam sobie kawę i trochę z nimi posiedziałam w ogrodzie. Widziałam, że Greta jest zmęczona i w złej formie myśleniowej. Dałam sobie więc spokój z wyjazdem na zakupy. Jutro to jakoś załatwię. Nie będzie tylko jej ulubionego sera pleśniowego na śniadanie i może złościć się rano, ale nic na to nie poradzę.
 
Po wyjściu koleżanki Greta plątała się po domu i ogrodzie, a ja czytałam sobie książkę. W końcu zaproponowałam jej grę w chińczyka, na co chętnie przystała. Dzisiaj ona miała dobrą passę i 2 razy wygrała, co poprawiło jej humor. Przyjechała Marta, która z mojej strony jest niezmiernie mile witana. Posiedziałyśmy z godzinę w dobrej atmosferze. Ja w tym czasie zrobiłam sałatkę na kolację i miałam zamiar podpiec zapiekankę – gotowca z jakiegoś ciasta, które wczoraj kupiła Koni.
 
Wszystko było ok, po 20.00 usiadłam sobie przy laptopie, a Greta zaczęła szukać coś do oglądania w TV. Po pewnym czasie dostała jednak odlotu demencyjnego, stała się niespokojna, zaczęła mówić nielogiczne rzeczy itd. Czym prędzej ją udobruchałam, aby się nie rozszalała. Oczywiście zaraz były „bóle”, chciała krople przeciwbólowe, które jej dałam, aby tylko się uspokoiła. Była zapewne zmęczona. Przecież przy jej stanie zdrowia i wieku (84 lata) funkcjonować cały dzień na wysokich obrotach emocjonalnych, to jest naprawdę duże obciążenie dla organizmu. Z takich momentach widać, jak jej psychika i mózg są już zniszczone przez demencję. Szkoda, że tego nie widzi rodzina i lekarze.
 
No cóż, po 22.00 zawinęłam się do swojego pokoju na noc i mam nadzieję, że to już wszystko na dzisiaj. Minął kolejny dzień, który mogę zaliczyć do jednego z lepszych pod względem obciążeń psychicznych, zadawanych mi przez moją podopieczna.
Dzisiejsza korespondencja mailowa:
Karen do Marty:
Liebe Marta,
ich hebe mit Muter besprochen, dass ich es für sehr wichtig halte, dass ich die Medikamente aus ihrem schalfzimmer rausnehme, weil sie sich gelegentlich noch zusätzlich Med. rausgenommen hat und ihr ausdrücklich erklärt, dass das sehr gefährlich für sie sein kann. Sie verneinte dies und möchte die Box in ihrem zimmer behalten.
Unsere Mutter ist noch mündig, darf somit machen was sie will. Zudem ist ihr Blutdruck in den letzten Tagen u. Wochen gut gelegentlich mal eher zu hoch! und außer den Blutdrucksenkenden Mitteln ist ein Mehrdosis de anderen Tbl. recht harmlos. Vllt etwas Durchfall....Aber ich habe ihr gesagt, dass Zofia die Medikamente richtet und das hat sie dann auch akzeptiert.
Ich Danke Dir sehr, dass Du Dich so einsetzt, die Mediation zwischen beiden so super managst.
Da noch keine richtige neue Betreuerin in sicht ist, bete ich, dass Zofia ncoh bis  2ten September durchhält.
Gute Nacht, Lieben Gruß, Koni
 
Tak więc nie mam absolutnie co liczyć na współpracę i pomoc rodziny na podjęcie kroków w zakresie ustawienia leczenia Grety w kierunku jej wyciszenia. Ja, a potem moje następczynie dalej muszą zmagać się z objawami demencji pure. Ciekawa jestem kiedy to się eskaluje do jakiejś katastrofy. Myślę, że długo to nie potrwa. Ale to już nie moja sprawa. Ja muszę wytrzymać tylko jeszcze do 2 września i zmywam się stąd. Marta przesłała mi powyższego maila, żebym zobaczyła, że nic się nie da zmienić.
 
Odpisałam jej tylko:
Liebe Marta
Ja, ja, du hast recht, nur qutsch.........

Heute versuchte Frau Greta mir ärger zumachen, aber ich kamm bisschen hart an ihr und sie lass das schnell los, also du hast recht, dass muss man zu ihr bisschen streng sein........... nur für mich ist das schwer, ich habe nicht so eine Natur.
Mit dem Frisieur klappt gut und sie ist zufreiden. Hat mich auch kein Polizist nicht zu Kontrole angehalten. Frau Greta weiss nicht dass die Papiere Koni mitgenohmen hat.
Jetzt möchte ich Fahrad faren zu meinen Lieblingsplatz am Rande der Wald...
Tschusi, Zofia

 
31 października 2013 19:45 / 2 osobom podoba się ten post
Przekład na polski:
 
Karen do Marty (dla mnie do wiadomości):
 
Droga Marto,
Rozmawiałam z mamą o tym, że uważam za istotne, aby zabrać z jej pokoju leki, gdyż ona czasami (okazjonalnie) bierze je dodatkowo i wyraźnie wyjaśniłam, że to może być dla niej bardzo niebezpieczne. Ona zaprzecza temu i chce to pudełko zatrzymać w swoim pokoju. Nasza mama jest jeszcze przytomna (świadoma), może z tym zrobic jak chce. Przy tym jej ciśnienie krwi w ostatnich dniach i tygodniach jest dobre, a tylko raz było za wysokie! Poza tym spadek ciśnienia krwi z przedawkowania przy tych tabletkach jest nieszkodliwy (łagodny). Ewentualnie może mieć biegunkę………. Ale ja jej powiedziałam, że Zofia będzie rozkładała leki i ona to też zaakceptowała.
DziękujęCi bardzo, że Ty tak postępujesz, że pełnisz rolę mediatora między nimi obiema (mną i Gretą) w tak wspaniały sposób.
Ponieważ nie ma jeszcze odpowiedniej opiekunki, modlę się, aby Zofia jeszcze wytrzymała do 2 września.
Dobranoc, serdeczne pozdrowienia, Koni
 
Odpisałam jej tylko:
Tak, tak miałaś rację, to tylko gadanie…………
Dzisiaj pani Greta próbowała mnie wkurzyć, więc postąpiłam z nią trochę ostro i ona szybko się wycofała z tego. A więć miałaś rację, że musowo do niej być trochę twardym …….. tylko dla mnie jest to trudne, ja nie mam takiej natury.
Z fryzjerem wszystko się udało i ona była zadowolona. Nie zatrzymała mnie też policja do kontroli. Pani Greta nie wie o tym, że Koni zabrała ze sobą dokumenty.
Teraz chcę przejechać się rowerem do mojego ulubionego miejsca na skraju lasu……..
Cześć, Zofia
01 listopada 2013 15:47 / 4 osobom podoba się ten post
17.08.2013 – sobota
 
Poranek jak zwykle – nieciekawy i nieprzyjemny ze względu na humory mojej podopiecznej. Większych animozji jednak nie było. Dzisiaj miałam sporo roboty przed południem. Zanim moja pani się wyguzdrała, zaczęłam sprzątać. Ogarnęłam trochę jej pokój, zmieniłam pościel, wyrzuciłam do prania wszystko co się dało, bo zaczyna bardzo nieprzyjemnie śmierdzieć. Jej popuszczanie na dywanową wykładzinę niestety zaczyna być odczuwalne. Musiałam też zrobić zakupy.
 
Do Lidla pojechałam z Gretą i niestety w sklepie wstrętnie mnie wkurzyła. Od początku marudziła, że nie ma pieniędzy i tylko parę koniecznych rzeczy możemy kupić. Wkładałam więc bardzo oszczędnie produkty do wózka (zawsze tak robię). Ale jej zrzędzenie przybierało na sile. W końcu ostro i głośno powiedziałam, że jak dla mnie, to w ogóle nie musimy nic kupować. Ja dla siebie kupię jedzenie i jakoś dam sobie radę. Jest mi wstyd i przykro (peinlich) robić w ten sposób zakupy. Trochę się zawstydziła, no i bała się, że inni usłyszą naszą sprzeczkę. Zamknęła się i już spokojnie dokończyliśmy zakupów. Potem po powrocie i przez cały dzień starała się być uprzejma. Nawet mięso na obiad, które według niej było zbyt przypieczone, nie sprowokowało jej do atakowania mnie. Widziałam, że jej się nie podoba, ale opanowała swoje niezadowolenie. Czyli znowu zadziałała metoda „postawienia się jej”
 
Po obiedzie dokończyłam sprzątania. Musiałam odkurzyć podłogi, co jest nie lada wyzwaniem przy Grecie. Jednak zgodziła się na to, a nawet wyszła do ogrodu, aby nie napastować mnie swoim zrzędzeniem. Super, od razu inaczej się pracuje i oddycha. Potem przerwa, ale nigdzie nie wyjeżdżałam. Byłam zmęczona i chciałam odpocząć w swoim pokoju. Krzysiek zadzwonił z problemem złożenia odpowiedniego dokumentu do Urzędu Skarbowego. Musiałam wyjaśnić to z nim i napisać odpowiednie pisemko, co zajęło mi trochę czasu.
 
Dzisiaj w Wilder jest festyn dla mieszkańców tej osady. Greta ma być zabrana na tę imprezę przez jedną ze swych znajomych o 17.00. Będę więc miała parę godzin wolnego. Wypiłam kawę, posiedziałam trochę w ogrodzie z książką, a Greta już plątała się po domu w gorączce przygotowań do wyjścia. Odpowiada mi to, bo nie szuka dziury w całym. A co do dziur, to nareperowałam jej dwa sweterki, w których już ząb czasu zrobił swoje. Była z tego bardzo zadowolona.
 
Jak moja pani wyjechała, to ja wyszykowałam się do wyjścia do kościoła. Postanowiłam zrobić sobie duży spacer na tę okoliczność. Poszłam pieszo do kościoła, a z powrotem inną drogą, aby zahaczyć o Wiese, gdzie odbywał się ten festyn. Była to impreza grilowo-piwkowa z muzyką. Oczywiście wszystkich mieszkańców tu nie było - Może 50 do 70 osób. Greta i jej koleżanki (które już też znam), siedziały przy stole pod namiotem. Przysiadłam się do nich i posiedziałam niecałą godzinę. Moja pani denerwowała się jednak, że pies został sam w domu, więc zawinęłam się stąd, bo nic tu ciekawego nie było. Zanim doszłam do domu, to ona też została przywieziona samochodem. Tak więc, już nie mogłam cieszyć się wolnością. Moja dama była trochę zmęczona, ale i rozbiegana emocjonalnie, lekko na rauszu. Potowarzyszyłam jej jeszcze w bardzo chaotycznym zachowaniu (karmienie psa, szukanie różnych rzeczy, wielokrotne potwierdzanie różnych drobiazgów i krótki spacerek), aby się nie rozbujała nerwowo na koniec dnia. Około 21.30 ułagodzoną pożegnałam na noc.
 
Mimo, że nie miałam luzu cały dzień, to zaliczam ten dzień też do jednego z lepszych. Udało mi się okiełznać wybuchy mojej podopiecznej i przeżyć we względnym spokoju. Nie rozdrabniam się nad różnymi niuansami i opryskliwymi uwagami, których nie da się wyeliminować z zachowania Grety. Widzę jednak, że kierunek postępowania, jaki wskazała Marta jest odpowiedni dla mojej chorej demencjuszki. Nie zmienię jej i nie mam co liczyć na poprawę, czy pomoc rodziny lub lekarza, więc w ten sposób może poradzę sobie z jej chorymi zachowaniami, aby dalej tak nie cierpieć jak dotychczas.
Niemniej fizycznie byłam bardzo zmęczona i nie mogłam długo siedzieć przy laptopie. Pogadałam trochę z Krzyśkiem i zaraz po 23.00 poszłam spać.
01 listopada 2013 19:40
Hej przyjaciele, ponieważ jutro rano wyjeżdżam na 2 dni na groby rodziców (dzisiaj byłam przy grobie mojego synka), to jeszcze teraz zamieszczam kolejny odcinek mojej opowieści  z życia w DE u p.Grety
01 listopada 2013 19:41 / 4 osobom podoba się ten post
18.08. 2013 – niedziela
 
Dzisiaj bardzo dobrze mi się spało, bez budzenia w nocy. Po 6.00 już się obudziłam i wstałam, bo byłam fit. Napisałam maila do Marty:
Hallo Marta,
Du sagst dass du vermisst meine Mails........ also (dies Mal nicht schlimmes)..........
Freitag und Samstag waren etwas bessere Tage wegen psychische Terror von F.Greta. Natürlich sie versuchte mich angreifen, aber ich versuchte die Taktik, die du mir emfpohlen hast. Das hat funktioniert....
Und noch eine Nachricht. Gestern als ich geputzt habe, fand ich in einem Schrank (Büroziemmer) versteckte Lawenda. Sie hat die Kräuter ins Plasticktüte gepackt und in dieser Schrank gebracht. Aber die Lawenda war nicht trocken und es ist einfach verschimmelt und total kaput. Ich habe das rausgezogen und F.Greta gezeigt, aber sie will nun jetzt das noch abtrocknen lassen und behalten. Ich glaube das gehört jetzt nur zum Mül. Wenn du mal kommst ich zeige dir das und vielleicht du kannst sie überzuegen, dass ist Schön total kaput.
Sonst wünsche ich dir einen schönen Sonntag und wird mich froheuen Dich bei uns zu sehen
Tschüss, Zofia
 
Około 8.00 poszłam na górę. Załatwiałam podanie leków mojej podopiecznej do łóżka i naszykowałam śniadanie. No i niestety Greta nie chciała jeść. Powiedziała, że całą noc miała problemy gastryczne, że coś jej zaszkodziło, że się źle czuje i musi powstrzymać się na razie od jedzenia.
 
Napisałam więc znowu krótkiego maila do Marty:
hi, Gute Zeiten abgesagt,F.Greta heute füllt sich schlecht. Sie sagt dass sie hat Was mit ihrem Verdauung. Sie lief am Nacht auf Klo und hat Was mit ihrem Magen. Sie hat auf dem Früstuck verzichtet.Ich glaube sie müsste vielleicht gestern an die Wiese was Ungutes gegessen haben....... oder ist das wieder ihre SchauspielereiLG, Zofia,
 
Potem było smędzenie po domu i spacerek. Próbowałam obejrzeć Mszę św. w internecie, ale ta kobieta jest tak upierdliwa, że nie udało mi się to. Zajęłam się obiadem: sos grzybowy, sznycel, ziemniaki, sałatka z pomidorów. Gretai zjadła to ze smakiem i była spokojna. Poszłam na dół odpocząć. Trochę poserfowałam w necie i zdrzemnęłam się. Około 15.30 przyjechała córka Koni z mężem. Porozmawiałam z nią krótko o problemach z matką. Powiedziała mi, że wynalazła nowy lek homeopatyczny dla matki na uspokojenie. Normalnie ręce opadają na to ich leczenie. Nie ma co się już więcej angażować, bo nie zmienię ich poglądów. Musi się widocznie jeszcze bardziej eskalować problem z opieką nad matką, aby naprawdę poważnie zostały zweryfikowane medykamenty serwowane tej staruszce. Koni chce, żebym napisała informacje dla lekarza na temat zachowania i objawów chorobowych matki zaobserwowanych przeze mnie w ciągu kolejnych dni. Przecież ja już chyba wszystko im przekazałam – ustnie i mailowo. Co tu jeszcze dodawać. Ona to sama powinna omówić z lekarzem. Przecież to nie są błahostki i oni wszyscy wiedzą, jak matka się zachowuje. Po prostu widzę bezsens moich starań i wysiłków. Muszę sobie dać na przeczekanie. Zostało mi jeszcze 2 tygodnie – 2 długie tygodnie. Wykorzystując odwiedziny córeczki wybrałam się na przejażdżkę rowerem. Jest to czynność, która mnie uspakaja i dodaje siły. W drodze powrotnej zatrzymałam się koło Marty i trochę pogadałyśmy o naszych wspólnych problemach... Greta. Boże, gdyby nie ta Marta, to nie wiem, jakbym sobie poradziła z tym wszystkim. Jest to jedyna osoba, która faktycznie działa i pomaga mi w opiece nad tym trudnym przypadkiem.
 
Po wyjeździe Koni zrobiłam kolację - melon z szynką, był niezbyt smaczny - zjadłyśmy go w towarzystwie Marty, która akurat nas odwiedziła. Wszystko było w porządku, ale Greta narzekała, że boli ją głowa. Myślę jednak, że ją psyche boli, a nie główa, bo nastrój miała jak zwykle podły.
 
Po odjeździe naszej przyjaciółki Greta zajęła się TV, a ja swoim laptopem w jadalni. Porozmawiałam z Krzyśkiem i serfowałam w necie. Po jakimś czasie zauważyłam, że moja złośnica ostro się aktywuje. No cóż, nie będę jej ulegać i pilnie z nią oglądać czegoś, co mnie nie interesuje. Oczywiście zaatakowała mnie po skończeniu filmu. Ja jednak ostro się postawiłam i nie pozwoliłam się poniżyć. Ona się ciskała, a ja jej stanowczo (ale spokojnie) powiedziałam swoje racje. Nie popadłam w nerwy i płacz, tylko przełknęłam tę gorzką pigułkę, wychodząc bez doła z tej sytuacji. Oczywiście chciała jeszcze wyjść z psem na krótki spacer, więc wyszłam z nią chociaż już było po 22.00. Ale co tam, niech wie, że nie olewam swoich obowiązków. Rąbnięta jest ta kobieta i to jest dość zaawansowane.
Tak więc dzisiaj niestety idę spać już ze smutnym nastrojem zaaplikowanym przez tę chorą kobietę.
 
Napisałam też na forum Opiekunki24 posta:
A ja też chciałam się poskarżyć, a może już nie.
Po prostu potrzebowałam aż 7 tygodni, żeby zrozumieć, że nie ma sensu angażować się zbyt w opiekę i poprawę bytu dla naszych podopiecznych. Tylko można nabawić się nerwicy. Jakieś 2 tyg. temu opisywałam moją podłą Stellę i potem miałam nadzieję, że rodzinka mojej demencyjnej babci coś podejmie. Owszem, córka załatwiła, że matka była 4 dni na dziennym pobycie w klinice na badaniach. Te wyjazdy kosztowały mnie wiele nerwowych sytuacji, bo babka nie chciała jeździć i strasznie fiksowała. Testy psychologiczne ponoć pięknie wypełniła i diagnoza jest - początki demencji. Natomiast na jej wariactwa i agresję, że ma trudną osobowość - ha,ha. Wniosek nie potrzeba zmieniać jej leków, a leki uspakajające nie są dobre, bo mogą ją osłabiać.... A więc córcia stwierdziła, że nadal leczenie matki może ograniczyć się tylko do Calcium, witamin i homeopatii... Normalnie ręce mi opadają. Babka cały czas jest nie do wytrzymania... miałam już taki kryzys, że na poważnie się pakowałam.  W końcu w ubiegłym tygodniu zastosowałam taktykę postawienia się - wydarłam się na moją wściekłą dementkę i obraziłam się. O dziwo (dla mnie) skutek prima. Babka odpuściła i stara się nie denerwować mnie. Wczoraj na zakupach też zaczęła fiksować, o to co kupujemy i że nie ma pieniędzy. Głośno powiedziałam, że jak dla mnie to w ogóle nie musimy robić zakupów, ja sobie poradzę i że jest mi wstyd jak ona tak sknerzy w sklepie. Przestraszyła się i do końca dnia była grzeczna. Dziewczyny, dość delikatnego i serdecznego nadskakiwania tym terrorystycznym zdemencjałym staruszkom, których rodziny wszystko zwalają na polskie opiekunki. Wszystko ma swoje granice. Ja rozmawiałam z rodziną, opisywałam w mailach zachowania matki, a córcia tylko "tut mir leid" o du arme' itd. a nic konkretnego nie działają. Mnie się już na szczęście niedługo kończy to piekło (do 2 września) i dałam sobie tylko na przetrwanie, ale współczuję wszystkim moim następczyniom, które tu trafią. To jest po prostu horror i paranoja pure.
 
Po awanturze przed dobranocą napisałam jeszcze jednego posta:
No właśnie pozwoliłam sobie dzisiaj wieczorem poserfować po necie, podczas gdy moja terrorystka (jest na pół włoszką) oglądała Fernsehen i przed chwilą miałam z nią starcie. Strasznie jej się nie podoba, że nie towarzyszę jej pilnie przy oglądaniu TV, tylko zajmuję się moim Dingem, a siedzę 3 m od niej. Obrzydliwy człowiek, strasznie egocentryczna i zazdrosna (oprócz swej demencji). Nie dałam się jednak poniżyć. Dobranoc dziewczyny i dzięki za słowa wsparcia  
 
Kończąc pisanie wysłałam jeszcze poranne maile adresowane do Marty, wszystkim córkom, aby wiedziały co u nas się dzieje.
 
Koni mi odpisała:
Hi, unsere Mutter hat von dem Durchfall erzählt und gesagt ihr sei das Essen wohl nicht bekommen, aber dadurch, dass sie erst nichts und dann wenig gegessen hätte, sei wieder alles in Ordnung.. Ich glaube sie hat vllt auch einfach zuviel gegessen, weil Maria, die wir auf dem zur Mutter getroffen und gesprochen haben erzählt hat, dass sie sich gewundert hat, was für ein großes stück Fleisch sie gegessen hat.
Zofia bitte schreibe mir die Medikamente nochmal auf, ich habe den Zettel verlegt. Du kannst die Medikamente aber auch bei www.aponeo.de/‎ googeln. Ich bestelle dort viel und es ist alles bis zu 40% billiger als in der
Apotheke.
LG, Koni
01 listopada 2013 19:59 / 2 osobom podoba się ten post
Przekład na polski:
 
Mój poranny mail do Marty:
Hallo Marta,
Mówisz, że brakuje ci moich  maili ………tak więc (tym razem nic złego) ………..
Piątek i sobota były trochę lepszymi dniami pod względem terroru od pani Grety. Naturalnie ona próbowała mnie zaatakować, ale ja wypróbowałam taktykę, którą ty mi zaleciłaś. To funkcjonuje ..........
I jeszcze jedna wiadomośc. Wczoraj jak sprzątałam, to znalazłam w jedenj szafce (w biurze) schowaną lawendę. Ona zapakowała te zioła w plastikowy worek i wetknęła do tej szafki. Ale lawenda nie była wysuszona i po prostu  zapleśniała i całkowicie zepsuła się. Wyciągnęłam to i pokazałam p.Grecie, ale ona chce to jeszcze wysuszyć i zatrzymać sobie. Ja uważam, że to nadaje się tylko do śmieci. Jak przyjedziesz do nas, to ci to pokaże i może ty ja przekonasz, że to jest całkowicie zepsute.
Poza tym życzę ci miłej niedzieli i będziesz mile widziana u nas.
Cześć, Zofia
 
Napisałam więc znowu krótkiego maila do Marty:
Hej, dobre czasy odwołane,
p.Greta dzisiaj czuje się źle. Ona mówi, że ma coś z trawieniem. Biegała w nocy do kibelka i miała coś z żołądkiem. Zrezygnowała ze śniadania. Ja sądzę, że musiała zjeść coś niedobrego wczoraj na festynie…….. albo to jest znowu jej przedstawienie.
Serdeczne pozdrowienia, Zofia
 
Koni mi odpisała:
Hej, nasza mam mówiła o biegunce i mówiła, że jedzenie jej zaszkodziło, ale przez to, że najpierw nic nie zjadła, a potem tylko trochę, to jest już wszystko w porządku. Ja myślę, że ona po prostu za dużo zjadła, gdyż Maria, którą spotkaliśmy mówiła, że była zaskoczona, że ona (Greta) zjadła taki duży kawał mięsa.
Zofia napisz mi jeszcze raz nazwę tego leku, przełożyłam gdzieś tę karteczkę. Możesz też te leki poszukać na stronie internetowej www.aponeo.de/‎ googeln. Ja tu zamawiam dużo i wszystko jest tańsze do 40% niż w aptece.
Serdeczne pozdrowienia, Koni
03 listopada 2013 20:21 / 3 osobom podoba się ten post
19.08.2013 – poniedziałek
 
Uff, nie chce mi się już niczego, kolejny podły dzień. Boże daj mi siłę i wytrwałość. Oczywiście od samego rana paranoja. Niby trzymałam swoje emocje na wodzy, ale jest mi gorzko, ulewa mi się już od tego wszystkiego. Jak oporządziłam Gretę z podaniem leków, to wyszła z łóżka i rozpoczęła wariatkowo z poszukiwaniem ulotki z firmy dostarczającej mrożonki, na której wczoraj zaznaczała co chce kupić. Starałam się spokojnie to przetrwać, chociaż nieźle fiksowała. Potem śniadanie, ubieranie.... Po śniadaniu zawinęłam z jej łazienki wszystkie brudne (zas…ne) rzeczy, w tym dywanik podłogowy, poplamiony jej odchodami. Jak to zobaczyła, to znowu awantura. Nie ustąpiłam jednak i pokazałam jej dlaczego biorę to do prania. Ona na to, udając głupią mówi do psa „ach masz szczęście, że ciebie też nie wrzuci do pralki” - niby to pies zrobił te plamy – ha, ha ha.
 
Byłam okropnie wkurzona i napisałam maila do jej bliskich:
Hi euch Allenich bombardiere euch wieder, denn ich will machen das was ich kann Gutes für Frau Greta. Koni, du sagst dass ich soll so was, wie ein Berchit für Doktor K. schreiben über Behnemung und Krankheitsignale deiner Mutter. Aber ich glaube ihr weisst schon alles und könnt entweder dem Artzt erzählen oder meine mails nachschicken. Denn ich habe schön Alles euch mitgeteilt.Meine Betreuung hier ist eintlich ein schwieriger Kampf um Normlität. Psyschisch ich bin so am Grenze, als ob dass ist ein ....... braucht man nicht mehr darüber zuschreiben.Letzte 2.Tage waren bisschen leichter, aber gestern Abend feng alles Whnnsin von vorne an. Sie hat mich gestern vor 22.00 eine richtige ärger gemacht, deswegen dass ich sie nicht allein am TV gelassen habe, nur im Essziemmer gesessen habe und  sie spionire. Dann macht sie viele unlogische Tätichkeiten und um 22.30 Uhr gehen wir noch spazieren....Heute morgen macht sie Krach um ihre Bofrostzeitungen, die sie irgednwo verloren hat (ich schmiesse keine Papiere und Zeitngen nicht weg, die liegen überall herum).Dann habe ich ein Kampf über waschen ihren bescheissenen Badetepich (sie klekert überall Braun)..........und so enlich sieht jeden Tag mit Frau GretaNächte hat sie auch sehr unruhing. Sie steht ganz oft Mitte in der Nacht auf, leuchtet im Haus, 1/2 Studne, macht irgedwas und dann schlieft sie wieder ein. Am schlimmstem sind die Morgensstunde. Da sie ist Total böse und ...
Dann Abends oft hat sie irgendwelche Vorstellungen (ich glaube das ist auch am Nacht). Am besten Zustand ist sie in der Mitte der Tag (11.00 - 19.00 Uhr.)Das ist doch kein Anfang der Demenz, das ist schön sehr vortgeschrittene Krenkheit. Dass sie so gut die Test in der Klinik gemacht hat und dass sie so freundlich zu euch am Telefon oder beim 1, 2 Stunde Besuch ist, das ist leider nicht ihre Normale Benehmung nur solche Blitze von frueren noramlen Leben. Gleube mir! Meine Meinung nach, die Behandlug vom "Medikamente" wie Erzatzlebensmitell, Vitamine oder Homeopatieprodukte, das ist keine richtige Terapie in solchen Zustand wie Frau Greta ist.Got sei Dank meine Leiden hier kommen gleich zu Ende, aber Jeder der bei ihr angestellt wird, müsste mit dieselben Problemmen Kämpfen (ja, da ist schon ein Kampf), und das ist nicht gut für alle Seite.Ich bitte euch tut ihr was Richtiges in diese Siene, die ich beschrieben habe.Entschulige für meine Bitterkeit und Wahrheitkeit, aber das ist kein Spiel und ich nahm meine Arbeit sehr Ernst.Grüsse, Zofia
 
Całe przedpołudnie byłyśmy na wojennej ścieżce. Nie dałam się upodlić, ale było mi tak przykro i smutno. Ach najchętniej rzuciłabym to już w tej chwili. Przed gotowaniem poszłam z nią jeszcze na spacer. Na obiad zrobiłam karkówkę (tym razem krótko smażyłam), wczorajszy sos, ziemniaki i makaron (dla siebie) oraz sałatkę. Greta sceptycznie podeszła do mięsa, ale wiedziała, że zrobiłam tak, jak sobie tego życzyła i w końcu zjadła. Na koniec z nieszczerością w głosie powiedziała (ona nie potrafi kogoś pochwalić), że było smaczne.
 
Niby chciałam przejechać rowerem się w czasie przerwy, ale byłam tak zmęczona, że sobie darowałam. Siadłam do komputera i napisałam maila do mojej firmy, a w załączeniu przesłałam im maila wysłanego dzisiaj do córek Grety. Chcę, żeby wiedzieli dokładnie jaka tu jest sytuacja i jak ja sobie z tym radzę:
 
Witam Państwa, tu zapomniana opiekunka pani Grety ….Poniżej mail, który wysłałam dzisiaj do córek mojej podopiecznej. Przesyłam to Wam, abyście mieli świadomość, jakie jest to miejsce i jak tu jest ciężko. Ja jestem po prostu wykończona. Próbowałam coś wywalczyć z rodziną, aby podjęli działania na rzecz wyciszenia podopiecznej, ale to jest walka z wiatrakami. Córka, która uprawia psychologię w oparciu o azjatyckie metody uważa, że "leki" tj. suplementy diety uzupełniające minerałowo organizm oraz homeopaty wystarczą w zupełności. Lekarz rodzinny też niejako bagatelizuje sytuację.Podopieczna jest bardzo trudna, agresywna, nieobliczalna, a oni nie biorą na poważnie tych symptomów. Twierdzą, że matka ma trudny charakter i nic się nie da zrobić. Przeżywam tu koszmar i współczuję każdej następczyni. To jest jeden z wielu maili do rodziny, gdyż inaczej nie mogę się z nimi spokojnie skontaktować, bo podopieczna ma fobie na punkcie telefonów i kontrolowania moich kontaktów z jej bliskimi.Podam tylko taki przykład:Pewnego razu przyłapałam podopieczną, jak sobie naszykowała garść leków (dodatkowych) ponieważ uważała, że nie dostała ich tego dnia, a w ogóle to musi wziąć mocniejsze, bo te co dostaje to nie działają. Na moją kategoryczną prośbę adresowaną do córek, żeby zabrać wszystkie leki z zasięgu p.Grety stwierdzili, że matka jest przy zdrowych zmysłach i nie można jej tego zabronić, jeśli chce to może sobie brać dodatkowe leki................ dramat, ręce opadają.
Jeśli Państwo macie jakiś wpływ na tę sytuację, to proszę o wsparcie, no i proszę o kontakt, bo czuję się pozostawiona samej sobieZofia
 
Po tej korespondencji trochę mi ulżyło, bo od wczorajszego wieczoru miałam znowu ciśnienie podniesione. W zasadzie już nie wiąże żadnej nadziei na poprawę, ale przynajmniej wypisałam do zainteresowanych stron, wszystko, co tu jest patologią. Może moje następczynie będą miały łatwiej, bo ja tego miejsca nie chcę znać i nie ma mowy, że tu wrócę.  
 
Przerwa skończyła się i poszłam na górę. Nie wiem co się ze mną porobiło, ale mam totalny odrzut od tej kobiety. Jak spojrzę na jej złą twarz i usłyszę jej nieprzyjazny głos, to ogarnia mnie awersja i smutek. Nigdy nie miałam takich negatywnych odczuć do innych ludzi...... smutne, naprawdę smutne doświadczenie.
 
Siedziałam sobie w jadalni, a Greta plątała się po mieszkaniu, trochę też zdrzemnęła się. W końcu zaczęła oglądać i segregować gazety i ulotki reklamowe. Była tym tak pochłonięta, jakby załatwiała bardzo ważne sprawy życiowe. Wszystko to było poplątane z domieszką demencji. Gdy tak ją obserwowałam, jak ważne są dla niej takie głupoty, to zobaczyłam, jak ona jest pusta i próżna, a w zasadzie chora. To wszystko spotęgowane demencją obnaża jej wartości życiowe. Pustynia, totalna pustynia duchowa i uczuciowa, żadnych wyższych wartości nie przedstawia swoją osobą. Aż mi się wierzyć nie chce, że mimo tak bogatego życia - książki, podróże, rodzina, dostatnie życie - w tej kobiecie nie ma nic poza złością i pustką. To jest chyba to dno, które zagraża potępieniem na skutek bezbożnego życia. Tak ………… to jest obraz starości osoby, która żyła bez wartości duchowych i bez nadziei pokładanej w Bogu. Smutne, bardzo smutne. Takie są bynajmniej moje refleksje wynikające z przyglądania się mojej podopiecznej.
 
Następnie odwiedziła nas Marta, z czego bardzo się cieszę i to nie tylko ze względu na pomoc przy Grecie, ale po prostu lubię tę kobietę. Jest naprawdę wspaniałą osobą. Siedziałyśmy dość długo, bo jakoś zeszliśmy na rozmowy o wierze i kościele katolickim. Marta jest w zasadzie niepraktykująca, aczkolwiek katoliczka. Ma jednak bardzo liberalne poglądy życiowe i krytyczny stosunek do kościoła. Nie chciałam nazbyt wkręcać się w dyskusje, bo mój niemiecki jest zbyt słaby, aby prowadzić konstruktywne dyskusje na ten temat. Jak umiałam tak przedstawiłam swoje zdanie. Polecam Martę i wszystkich tych, których tu mi Panie postawiłeś na drodze, Twojej opiece. Boże, oni też są Twoimi dziećmi, zlituj się nad nimi, ratuj ich od zguby wiecznej.
 
Następnie zrobiłam kolacje i Greta chciała coś oglądać w TV. Przysiadłam na chwilę przy niej, ale Krzyś zadzwonił, abym włączyła skypa. Poszłam więc na dół, żeby z nim pogadać, bo przecież moja pani strasznie się uskarżała po wczorajszej awanturze, że jej zakłócam oglądanie TV, jak rozmawiam w jadalni z mężem. Jak skończyłam z nim rozmowę i poszłam na górę, to oczywiście Greta była niezadowolona (jakby inaczej). Powiedziała, że chce jeszcze oglądać TV, więc ją zostawiłam i poszłam na dół. Mam już tego dość, jest 22.00, to chyba wystarczy na dzisiaj.
03 listopada 2013 20:31 / 2 osobom podoba się ten post
Przekład przedpołudniowego maila wysłanego do bliskich:
Cześć wszystkim,
Bombarduje was znowu, ponieważ chcę robić wszystko dla pani Grety tak jak potrafię najlepiej. Koni ty mówisz, że powinnam napisać taki raport dla lekarza o zachowaniach i objawach chorobowych twojej matki. Ja jednak sądzę, że wy już wszystko wiecie i możecie albo opowiedzieć lekarzowi o tym, albo przesłać moje maile. Ponieważ ja już wszystko wam przekazałam.
Moja opieka tutaj jest właściwie taką ciężką walką o normalność. Pod względem psychicznym jestem na granicy, jakbym już ……… nie potrzeba już więcej o tym pisać.
Ostatnie 2 dni były troche lżejsze, ale wczoraj wieczorem całe wariactwo zaczęło się na nowo. Wczoraj wieczorem zrobiła mi okropną awanturę o to, że nie zostawiłam jej samej przed TV, tylko siedziałam w jadalni i ją szpiegowałam. Następnie robiła dużo nielogicznych rzeczy (zachowywała się nie normalnie) i o 22.30 poszliśmy jeszcze na spacer……
Dzisiaj rano zrobiła awanturę o swoje gazetki reklamowe z Bofroster, które gdzieś zawieruszyła (ja nie wyrzucam żadnych papierów i gazet, one leżą wszędzie – na całym domu)
Następnie miałam przeprawę (walkę) o pranie jej zasfajdanego dywanika łazienkowego (ona plami wszędzie na „brązowo”)………. i podobnie wygląda każdy dzień z panią Gretą.
Noce też są niespokojne. Bardzo często wstaje w środku nocy, zapala światła, ½ godziny robi coś tam i znowu zasypia. Najgorsze są godziny poranne. Wtedy ona jest totalnie wściekła i  …….
A wieczorami ma często jakieś urojenia (myślę, że tak jest też w nocy).
W najlepszej formie jest w środku dnia (11.00 – 19.00).
To przecież nie jest początek demencji, to jest już bardzo zaawansowana choroba.
To, że ona napisała dobrze testy w klinice i to, że jest taka miła do was przez telefon lub podczas 1, 2 godzin odwiedzin, to niestety nie jest jej normalne zachowanie, tylko takie przebłyski z poprzedniego życia. Uwierzcie mi!
Moim zdaniem przyjmowanie „leków” takich jak preparaty uzupełniające, witaminy i homeopaty, to nie jest właściwe leczenie w stanie w jakim jest pani Greta.
Dzięki Bogu moja męczarnia (cierpienia) niedługo tu się skończą, ale każdy kto tu będzie pracował, będzie musiał zmagać się (walczyć) z takim samymi problemami (tak, to jest walka), i to nie jest dobre dla wszystkich.
Proszę was zróbcie coś w tym kierunku, co ja opisałam. Przepraszam za moją gorycz i prawdę, ale to nie jest zabawa i ja podchodzę do mojej pracy bardzo serio (poważnie).
Pozdrawiam, Zofia
04 listopada 2013 19:44 / 4 osobom podoba się ten post
20.08.2013 – wtorek
 
Po wczorajszym hardcorowym dniu dzisiaj miałam lekkie odprężenie. Rano normalnie, ale dało się zaakceptować zachowanie Grety. Przed południem miałam telefon z agencji. Skontaktowali się ze mną po moim wczorajszym mailu. Porozmawiałam trochę, dopowiedziałam jeszcze, to co mi leżało na sercu, aby nie było jakichś nieścisłości. Powiedziałam, że już jakoś przetrzymam do końca kontraktu, tylko byłam tak wykończona, że ten mail był po prostu moją deską ratunkową, aby nie załamać się. Powiedziałam też, że powinni przysłać tu osobę doświadczoną i z mocnym charakterem, że ktoś wrażliwy nie poradzi sobie. Dość długo rozmawiałam z nimi, a Greta przysłuchiwała się temu z niepokojem. Jak skończyłam, to jej powiedziałam, że rozmawiałam z moją firmą i że pytali, jak mi tu jest i czy dalej tu zostaję. Widziałam jej zmieszanie i zaniepokojenie. Zachowała się i zagadywała mnie, tak jak dziecko, które nabroiło i boi się, że dostanie za to lanie.
 
Dzisiaj udał mi się pyszny obiadek: pokrojona pierś kurczaka, usmażona z cebulką i do tego dodana marchewka i groszek oraz ryż przyprawiony curry, mizeria z ogórka – pychotka. Greta powiedziała, że ma uczulenie na ryż, ale jak spróbowała, to parę razy sobie dokładała. Bardzo jej smakowało i na koniec powściągliwie, ale powiedziała, że było dobre.
Na przerwę pojechałam rowerem w moje ulubione miejsce. Jak zawsze wspaniale tu wypoczywam: pomodliłam się, podrzemałam, poczytałam, normalnie bajeczka. Jest to super miejsce do zresetowania się i wypuszczenia złej energii, która mnie osacza w domu Grety.
Wróciłam przed 16.00 i zastałam moją panią z koleżanką przy kieliszku sekta. To jest prawie codzienny rytuał, tak jak i to że do kolacji Greta wypija lampkę wina, potem przed TV jeszcze jedną, a może później jeszcze jedną......
 
Zrobiłam sobie kawy i chcąc jej towarzyszyć w popołudniowym leniuchowaniu wzięłam książkę i przysiadłam w jadalni. Po wyjściu przyjaciółki szanowna pani plątała się bez sensu po domu, ciągle czegoś szukając i przekładając z miejsca na miejsce. Widziałam, że wzrasta w niej nerwowość, ale nie wchodziłam w to. Za jakiś czas zresztą wybuchła. Miała atak psychozy demencyjnej. Schowała swój „bezcenny” zielony notes z adresami i numerami telefonów. Zapomniała oczywiście, gdzie to utknęła i przyszła do mnie z prośbą o pomoc. Podczas szukania zaczęła się wściekać na mnie, że ja ją prześladuję, szpieguję, że czuje się osaczona..... totalne bzdury, paranoja i urojenia. Kategorycznie i adekwatnie do sytuacji przemówiłam do niej i odczepiła się ode mnie. Zadzwoniła do Marty i znowu naskarżyła się, że musiała ukryć swój notes przede mną, że jest w niebezpieczeństwie...... Marta ją odpowiednio jednak uspokoiła i po skończonej rozmowie, sama znalazła notes. Do mnie powiedziała skruszona ”ja wiem, że masz ze mną ciężko, przykro mi”. Normalnie aż mnie to wzruszyło. Pierwszy raz usłyszałam od niej takie słowa. Aż ją uścisnęłam i poczułam jak ona się z tego szczerze ucieszyła. W tej sytuacji dokładnie zobaczyłam mechanizmy demencji, która ją wyniszcza. A córcie i lekarze twierdzą, że to początki demencji, że ona ma po prostu trudny charakter i nic nie da się zrobić. Bzdura, jej są potrzebne odpowiednie leki, żeby nie złościła się tak. Ta nerwowość wyniszcza nie tylko opiekunki, ale również ją samą. No cóż ……… widocznie musi dojść do większego krachu i rabanu, niż to się dzieje przy mnie. Zobaczymy, co będzie dalej.
 
Później zrobiłam dobrą kolację – sałatkę i pieczone kiełbaski. greta zajadała z wielkim apetytem. Bardzo lubi moje sałatki. Boże, jak to dobrze, że umiem względnie dobrze gotować i że wszystko tu wychodzi mi smacznie. Inaczej, miałabym wielki problem przy tak kapryśnej podopiecznej. Po kolacji jeszcze rozmawiałam sobie trochę z Krzyśkiem. Następnie przysiadłam na niecałą godzinkę przy TV, aby moja gwiazda nie zjechała znowu w jakiś amok demencyjny. No i już spokojnie dotrwałam do dobranocki. Zaglądałam dzisiaj na skrzynkę mailową i pusto – nie mam żadnego sygnału od córek po moim wczorajszym liście. Nabrały wody w usta (?), a szkoda, bo to nie tak powinna przebiegać współpraca z rodziną. Do matki dzisiaj też w zasadzie nie dzwoniły, tylko Greta wisiała cały dzień na telefonie i nagrywała się na sekretarki. Widzę, że jak nie ma dłuższego kontaktu z rodziną, to bardziej fiksuje. Dobranoc.
05 listopada 2013 18:16 / 4 osobom podoba się ten post
21.08.2013 – środa
 
Jak zwykle kolejny dzień pełen wyzwań. Rano podałam mojej podopiecznej leki do łóżka i długo czekałam aż się wygramoli na śniadanie. Przyszła o 9.30. Była słaba i blada, Powiedziała, że źle się czuje, bo boli ją strasznie głowa i nie ma ochoty cokolwiek jeść. Oczywiście była też w podłym nastroju, ale to już standard. Z wielkim wysiłkiem zjadła jednak jedną kromkę z masłem i dżemem i wypiła kawę. Na moje oko i wyczucie ona dzisiaj miała po prostu kaca. Wczoraj wypiła 2 kieliszki sekta, a wieczorem do kolacji lampkę wina i do Fernsehen 2 lampki wina ……. to co ja widziałam.
 
Po śniadaniu postanowiłam zrobić porządek z lodówką, czyli rozmrozić ją i umyć, bo było tyle lodu z zamrażalce, że drzwi już się nie domykały. Przymierzałam się do tego już kilka dni i trochę zwlekałam, aby zrobić to pod nieobecność Grety. Dzisiaj jednak pomyślałam sobie, że dość tego kombinowania i zrobię to otwarcie, czy jej się to podoba, czy nie. Jak Greta to zobaczyła, to oczywiście wpadła w furię i zaczęła się wytrząsać nade mną, że zepsuję lodówkę. Ja jednak ze stanowczością i kategorycznie powiedziałam jej, co myślę i robiłam swoje. Łatwo nie odpuściła, biegała po domu, darła się, wydzwaniała do wszystkich bliskich. Ja jednak robiłam swoje, bez dalszego wdawania się w dyskusję. Sama nie wiem skąd dostałam takiej energii i stanowczości. W końcu zadzwoniła do Koni, też jej się uskarżała na mnie. Koni dla świętego spokoju zgodziła się ze mną porozmawiać. Wzięłam słuchawkę, trzymając pojemnik z jedzeniem w drugiej ręce, Greta stała obok i wydzierała się. Przy tym wyśliznął mi się pojemnik i rozsypałam jedzenie na podłogę. Wkurzyłam się i też wydarłam się na Gretę, że mi przeszkadza. To wszystko oczywiście słyszała Koni i tylko mówiła do mnie „o Du arme...”. . Naturalnie, że była po mojej stronie, ale też była bezsilna wobec fantasmagorii swojej matki. Koni jeszcze rozmawiała jakiś czas z matkąi słyszałam, że próbuje ją uspokoić ……..
 
W końcu Greta musiała ustąpić, ale oczywiście takie miała nerwy, tak była wściekła, że gdyby mogła, to by mnie pobiła. Ja natomiast dostałam przypływu jakiejś niesamowitej siły psychicznej, że nie dałam się wkręcić w te jej wariactwa, tylko stanowczo i spokojnie robiłam swoje. Oczywiście jeszcze długo dreptała po domu i mamrotałana na temat tego incydentu, ale ja milcząco to przetrwałam. Następnie ugotowałam obiad. Spokojnie nakryłam do stołu i uprzejmie zaprosiłam ją do jedzenia. Przyszła z obrażoną miną, ale zjadła i nawet nie marudziła, bo wszystko było pyszne: wczorajszy ryż i potrawkę zmieszałam i podgrzałam na patelni, do tego sznycel i sałatka.
 
Po obiedzie zawinęłam się na wypad rowerowy do mojego ulubionego miejsca. Dobrze mi tu tak, że wraca mi chęć do życia. Jest to taka mała regeneracja po udręczeniach z moją podopieczną. Szkoda, że nie przyjeżdżam tu codziennie. Przed wyjazdem na przerwę odebrałam maila od Marty, która pytała co się u nas dzieje, bo Greta naskarżyła się, że wyrzuciłam dużo jedzenie z zamrażalnika, mówiąc że tam są bakterie:
 
Marta pisze:
Hallo lb. Zofia, was war heute Morgen los? Ich habe wieder tolle Sachen erzählt bekommen von Essenswaren, die aus dem Tiefkühlfach genommen worden wären weil angeblich so viele Bakterien darin wären.  Schreib mal bitte was los war!  Liebe Grüsse  -Marta
 
Ja jej odpisałam:
Hallo Marta, na was war,
ich habe Kühloschrank ausgestelt und gründlich saber gemacht, denn es war sehr nötig, wegen Dreck und viel Eis im unteren Teil. Aber wie du kannst dich vorstellen F.Greta geriet sofort in Wahn....
Ich habe mich durchgesetzt und gemacht was soll gemacht werden. Dabei war ach Koni am Telefon und hat das alles mitbekomen. 
Danach habe ich gute Mittagessen gekocht und F.Greta hat's gegessen. Meine ich mit vergnugen, denn sie meckerte nicht darauf, sogor sie nimmt auch ein mit Glas Wien dazu. Jetzt rüth sie sich aus.
Morgens sie hatte verscheinlich Kater, denn ihre Kopf schmertzte und hat keine Lust Frustücken (gestern sie hat Sekt und Wein getrunken).
 Also es ist wie immer  - Normal / Unnormal.
Jetzt ich spiringe auf den Fahrrad um böse Energie los zuwerden.
Grüsse und ich bitte dich zeige dich später. Zofia
 
Następnie Marta odpisała:
Hi Zofia, danke für die mail. Mir hat Greta gesagt, Du hättest so viel weggeschmissen weil Bakterien drin waren. Na ja, wenn Koni das mitgehört hat ist es ja gut!! Ha ha, nützen wird es nichts.
Liebe Grüsse -Marta
 
Jak wróciłam z przejażdżki to Greta siedziała w ogrodzie z grobową miną, ale już nie jęczała o lodówkę. Ja byłam zadowolona, że udało mi się przeprowadzić tę akcję i pokazać zdecydowanie i stanowczość wobec niej oraz że nie dałam się sprowokować do wybuchu emocji.
Teraz Greta chciała wypić ze mną kawę, więc zrobiłam ją i posiedziałyśmy w ogrodzie. Później zrobiło mi się chłodno, poszłam do do domu i towarzyszyłam mojej pani czytając książkę. Ona cały czas uprawiała telefonoholizm. Właściwie całymi dniami chodzi w obłędzie telefonu i zielonego notesu z namiarami tel. Oczywiście te przedmioty są zostawiane w różnych miejscach i co chwilę musze ich szukać. To jest jedno z podstawowych moich zadań tutaj. Greta wykonuje telefony też na zasadzie: miałam zadzwonić i zapomniałam, albo dzwoni kilka razy, bo nie pamięta czy dzwoniła. Przypomina mi to film o demencji, który oglądałam na You Tube pt. „Dzień zagubiony w torebce”. Greta ma właśnie takie dni zagubione w telefonie i zielonym notesie. To są właśnie ewidentne objawy zaawansowanej demencji.
 
Przed kolacją wyszłyśmy na krótki spacer. Widzę, że jest ciągle na mnie obrażona za poranną akcję, ale gwiżdżę na to. W końcu muszę też pokazać jej swoją godność i to, że nie dam się więcej poniewierać. Dobre i te kilka dni przetrwać bez pomiatania.
Na kolację zrobiłam znowu wyśmienitą sałatkę i obsmażyłam małe kiełbaski, bo mijał termin ich ważności. Greta zajadała się moją sałatkę, aż jej się uszy trzęsły. Cieszę się, że udaje mi się tak dobrze z posiłkami. Nie może przynajmniej na to narzekać, chociaż czasami i tak fuka, ale to tak raczej z czystej przekory.
 
Miałam jeszcze dzisiaj jedną trudną sprawę do załatwienia – rozłożenie leków w pojemniczkach na cały tydzień. Do tej pory były z tym niezłe kombinacje. Robiłam to potajemnie, a Grecie wciskałam, że to Koni, albo Marta zrobiła. Wkurzało mnie to też. Ostatnio Koni kategorycznie oświadczyła matce, że ja to muszę robić. Dzisiaj postanowiłam zrobić to całkiem otwarcie. No i miłe zaskoczenie. Po kolacji przyniosłam leki z jej pokoju i ją poinformowałam o moim zamiarze. Ona na to tylko spokojnie zapytała, czy ma mi w tym pomóc. Nie wtrącała się do tej czynności i bez przeszkód rozłożyłam leki do dozownika jak należy……. uff…….... co za ulga. A więc może moja przedpołudniowa postawa jest właściwym zachowaniem wobec takiej osoby. Może w ten sposób należy sobie radzić z demecyjnymi terrorystami. No cóż, to jest moje nowe doświadczenie życiowe. Ciężko zdobyte, ale widocznie po coś to jest mi potrzebne.
 
Następnie Greta krzątała się z TV, rozpoczynając od rytualnego, około godzinnego wertowania gazety z programem. Ja natomiast poszłam z laptopem na schody aby połączyć się z Krzyśkiem. Nie chcę rozmawiać w jadalni, żeby jej nie przeszkadzać w oglądaniu TV i nie szpiegować ……. jak dolewa sobie alkoholu – bo to chyba o to złościła się odnośnie szpiegowania,
 
Około 21.00 dołączyłam jeszcze na krótko do mojej podopiecznej bei Fernsehen, ale ona właściwie niczego sensownego nie oglądała, a raczej krzątała się przy przekładaniu gazet. Uprzejmie więc zakomunikowałam jej, że chcę iść do swojego pokoju, bo jestem zmęczona. Ona powiedziała, że również idzie wcześniej spać.
 
Na dole jeszcze trochę mailowałam z bliskimi Grety:
 
Koni:
Liebe Zofia, hast du souverän gemacht!
Die Telefonkonferenz mit der neuen Betreuerin wurde gestern spontan abgesagt und auf heute verschoben, aber da war Frau Katarina auch nicht da. ???
Lieben Gruß, Koni
 
Moja odpowiedź:
Hi, no ja, wie ich schon geschrieben habe und du bekomst am Telefon vormittag, ich habe mich durchgesetzt mit um den Kühloschrank saber zumachen.
Abends ich müsste noch eine Action machen - Tablette in der Schachtel vorbereiten. Ich hatte Angst dass wieder schwierig wurde, aber übereschendeweise F.Greta hat sich nicht gemischt und ruhig das akceptiert. Vielleicht doch müsse ich für sie bisschen Strenger sein??
 Mit die Betreuerin hofe ich wird alles klapen. Die Agentur einmal hat mich angerufen und gefragt ob ich lenger bleiben möchte oder mindestens bis zum 2.09 (Montag), denn die neue ew. kommt dieser Tag. Ich habe ihm gesagt dass kann ich hier bleiben max. bis 02.09.
Bitte, bespreche doch noch mit Artzte ew. Medikamenteüberprüfung. Wenn jemand neu kommt könnte noch schlimer sein, als bei mir. Das was euch alles mitgeteilt habe über Benehmung F.Greta, das ist echt schon fortgeschritene Krankheit. Das ist so z.B. als Jeman der Lungenenzuendung hat und ist nur mit Vitamine C behandelt.
Ich warte auf neukeiten.
Grüsse, Zofia
 
Odpowiedź Koni:
...Ich habe jedesmal, wenn ich mit meiner Mutter gesprochen habe, auch heute morgen, ihr gesagt, dass Du die Medikamente richtest. Aber es ist auch gut, dass Du bestimmter bist
BIn mit Hausarzt im Kontakt
Gut Nacht
 
Jeszcze wysłałam maila do Marty z prośbą o sprawdzenie czy można kupić i ile kosztują leki z witaminą B17, o które mnie prosiła Aga.
No i na dzisiaj wystarczy. Dobranoc.
 
05 listopada 2013 18:51 / 4 osobom podoba się ten post
Maile poobiednie:
 
Marta pisze:
Halo droga Zofio, co się dzisiaj rano u was stało? Otrzymałam dzisiaj ciekawą opowieść o żywności, które były wyrzucone z zamrażalki, gdyż przypuszczalnie miały bakterie. Napisz mi proszę co to było! Serdeczne pozdrowienia, Marta
 
Ja jej odpisałam:
Halo Marta, jak to co,
Rozmroziłam lodówkę i gruntownie umyłam,gdyż było to konieczne ze względu nabrudź i dużo lodu w dolnej części. Ale jak się możesz domyślasz (wyobrażasz) p.Greta natychmiast wpadła w złość….
Ja się przeciwstawiłam I zrobiłam to co powinno być zrobione. Przy tym była Koni na linii telefonicznej i wszystko słyszała (brała udział).
Potem ugotowałam dobry obiad i p.Greta zjadła. Myślę, że z przyjemnością, gdyż nie marudziła na to, a nawet wzięła sobie jeszcze do tego lampkę wina. Teraz odpoczywa.
Rano miała prawdopodobnie kaca, bo bolała ja błowa i nie miała ochoty na śniadanie (wczoraj piła sekt i wino).
A więc jest jak zawsze – normalnie / nienormalnie.
Teraz wskakuję na rower, aby pozbyć się złej energii.
Pozdrawiam i proszę pokaż się później, Zofia
 
Następnie Marta odpisała:
Cześć Zofia,
Dziękuję za maila. Grata mi mówiła, że ty dużo wyrzuciłaś, bo w środku były bakterie. No tak, jeśli Koni to słyszała, to świetnie!! Ha, ha, nie zaszkodzi to
Serdeczne pozdrowienia, Marta
 
Liebe Grüsse -Marta
 
Późniejsza korespondencja – nocna:
 
Koni napisała:
Droga Zofia, załatwiłaś porządki!
Telekonferencja z nową opiekunką została spontanicznie (bez uzasadnienia) odwołana i na dzisiaj przełożona, ale dziś też nie było p. Katarzyny???
Serdeczne pozdrowienia, Koni
 
Moja odpowiedź:
Część, no tak, jak już pisałam i to co słyszałaś przez telefon, ja postawiłam się co do tej lodówki i ją umyłam.
Ale wieczorem musiałam jeszcze jedną akcję przeprowadzić – rozłożyć tabletki do pojemniczków. Bałam się, że znowu będzie ciężko, ale niespodziewanie p.Greta nie mieszała się w to i przyjęła to ze spokojem. Być może ja muszę być dla niej trochę harda??
 Mam nadzieję,  że z ta opiekunką wszystko się uda załatwić. Dzwoniki raz do mnie z agencji i pytali mnie, czy chcę zostać tutaj dłużej, albo przynajmniej do 2.09 (poniedziałek), ponieważ ta nowa przyjedzie ewentualnie w tym dniu. Odpowiedziałam im, że mogę tu zostać max. do 2.09.
Proszę uzgodnijcie (porozmawiajcie) jeszcze z lekarzami o ewntualnym zmianie leków.Gdy przyjedzie ktoś nowy, może być jeszcze gorzej, jak przy mnie. To wszystko o czym was informowałam o zachowaniu p.Grety, to wskazuje naprawdę na zaawansowaną chorobę. To jest tak, jak np. leczyć kogoś chorego na zapalenie płuc tylko witaminą C. Czekam na wiadomości (nowości). Pozdrowienia, Zofia
 
Odpowiedź Koni:
… ja za każdym razem, jak rozmawiałam z mamą, również dzisiaj rano, mówiłam jej, że ty przygotowujesz leki. Ale to tobrze, że ty jesteś stanowcza.
Jestem w kontakcie z lekarzem rodzinnym. Dobranoc
06 listopada 2013 18:33 / 5 osobom podoba się ten post
22.08.2013 – czwartek
 
Blisko, coraz bliżej ………. do mojego wyzwolenia, ale jednocześnie tak daleko. Jeszcze 11 długich dni. Jeśli każdy dzień to wyzwanie, obciążenie psychiczne na maksa, to tyle dni wydaje się straszszszsz……..nie odległym terminem.
Dzisiaj od rana znowu miałam Schwierigkeiten z moją podopieczną. Jak wstała do toalety, to podałam jej wszystko tak, jak zawsze (kęs chleba z masłem, kawę i leki). Po czym chciała jeszcze trochę poleżeć w łóżku. Ja poszłam do kuchni, przygotowałam śniadanie i czekałam na nią czytając gazetę i nasłuchując czy wstaje. Długo nie wychodziła i była cicho w swojej sypialni. Myślałam więc, że śpi. Wyszła po 9.00 już ubrana i wściekła, jakby mnie chciała zabić. Zaczęła się wydzierać, że ją zostawiłam samą, że ona musiała sama się ubrać, że się przewróciła i potłukła, że mnie wołała, a ja nie przyszłam...... wariactwo i oczywiście kłamstwo. Nic się u niej w pokoju nie działo, bo coś byłoby słychać. Ubrała się po cichu i po prostu chciała mi dokuczyć, więc wyskoczyła z taką historyjką. Zaraz też były telefony do wszystkich bliskich z tą „radosną nowiną”. Jak Koni zapytała, czy coś sobie złamała i czy potrzeba lekarza, od razu zmiękła i zaprzeczyła, że nie, tak źle na szczęście, to nie jest. Normalnie tragikomedia. Myślę, że chciała się odgryźć za wczorajszy dzień, że ją „pokonałam”. Tylko że teraz już te jej ataki nie zrobiły mi kuku, po prostu przeczekałam i olałam to. Moja reakcja chyba jeszcze bardziej ją zabolała, bo długo użalała się nad swoim losem.
 
Napisałam tylko maila do jej bliskich:
Hi,
also wie Jeden Tag F.Greta ist am schlimmsten Morgens. Heute ist so, als ob sie mit mir rechnen will für gesternIch habe sie zum Bet kleines Brot, Tablette und Kaffe gebracht. Dann wolte sie noch ins Bet bleiben. Ich gehe in die Küche das Frühstück vorbereiten. In ihrem Zimmer war still, aber in eine halbe Stunde kommt sie angezogen und schimmft mit mir, dass sie mich angerufen hat...., dass sie umgefahlen war und, und, und. .... Aber doch, das ist eine Lüge, denn sie war ganz stil in ihrem Ziemmer.Ich brauche noch heute Einkaufen, aber mit dieser Sache feng alles wieder von vorne an......Alptraum....Grüsse, Zofia
 
No właśnie, dzisiaj przede mną jeszcze jedna trudna przeprawa. Muszę zrobić zakupy, a Greta będzie na pewno się złościć, że nie ma pieniędzy, że za dużo kupiłam..... paranoja, ale cóż, nic nie mogę na to poradzić. Powiedziałam jej o tym i dałam listę produktów. Oczywiście było, jak się spodziewałam. Ona była tak „wykończona” i musi czekać na majstrów do szafy, którzy niby mają przyjechać o 12.00, że kazała mi samej jechać na zakupy. Z wielkim sknerowaniem dała mi 63 euro i przestrzegała, abym nie przekroczyła tej sumy. Tak też zrobiłam. Wiem co potrzebne jest do domu, do lodówki, do gotowania. Kupiłam wszystko co należy i wydałam 58 euro. Naturalnie, jak wróciłam, to było to czego się obawiałam. Tym razem jednak, nie przeżywałam już takiego stresu, tylko ostro się odcięłam, mówiąc, że to wszystko jest potrzebne, jeśli mam prowadzić jej Haushalt. Miałam w nosie jej zrzędzenie i zajęłam się gotowaniem. Greta cały czas kręciła się w pobliżu i marudziła, ale nie wyprowadziła mnie z równowagi, chociaż nie sprawiało mi to też przyjemności. Zrobiłam jej luksusową potrawę - Rindersteck. Obawiałam się, żeby to mięso było odpowiednio obsmażone, bo ona ma szczególne wymagania w tym względzie. Udało mi się zrobić to dobrze. Jeden kawałek mięsa zjadła z zadowoleniem. Wzięła drugi tak samo wysmażony (razem smażone) i już jej się odmieniło – było nazbyt przesmażone (????). Pod koniec obiadu przyszedł do nas ogrodnik, więc przerwała swoje zrzędzenie. Zrobiłam jeszcze deser dla nas wszystkich i na dzisiaj wystarczy tej fantasmagorii.
 
Ogarnęłam kuchnię i wyjechałam rowerem w moje ukochane miejsce, aby odpocząć. Niby nie dałam się upodlić, ale mimo wszystko jest mi ciężko na duszy. Na mojej ławeczce starałam się odpocząć tak, jak wczoraj. Jest mi tu naprawdę dobrze. Jedyne co mnie tu dobrego spotkało, to ta ławeczka ……… no i znajomość z Martą.
 
Po powrocie już był spokój. Jakoś przetrwałam do końca dnia bez większych emocji. Coś tam wieczorem obejrzałam z nią w telewizji, aby mieć już dzisiaj do końca spokój. Jak poszłam na noc do pokoju, to byłam tak zmęczona, że nie mogłam dłużej posiedzieć przy laptopie. Po prostu padałam z nóg, jakbym była po strasznie ciężkiej pracy fizycznej. Zostawiłam wszystko i poszłam spać dość wcześnie, jak na moje zwyczaje.
06 listopada 2013 18:43 / 2 osobom podoba się ten post
Przekład na polski
:
Cześć, a więc jak każdego dnia, p.Greta jest najgorsza z rana. Dzisiaj jest tak, jakby chciała się odegrać (zemścić) za wczoraj.
Zaniosłam jej doróżka, kęsek chleba, tabletki i kawę. Po tym chciała zostać jeszcze trochę w łóżku. Poszłam do kuchni przygotować śniadanie. W jej pokoju było cicho, ale po pół godzinie wyszła z sypialni już ubrana i złościła się na mnie, że ona mnie wołała…….. że się przewróciła, ż, że ……… ale to jest kłamstwo, ponieważ w jej pokoju było cicho.
Dzisiaj potrzebuję jeszcze zrobić zakupy. Ale z tą sprawą zaczęło się znowu wszystko od początku……… koszmar ……….pozdrawiam, Zofia