18.08. 2013 – niedziela
Dzisiaj bardzo dobrze mi się spało, bez budzenia w nocy. Po 6.00 już się obudziłam i wstałam, bo byłam fit. Napisałam maila do Marty:
Hallo Marta,
Du sagst dass du vermisst meine Mails........ also (dies Mal nicht schlimmes)..........
Freitag und Samstag waren etwas bessere Tage wegen psychische Terror von F.Greta. Natürlich sie versuchte mich angreifen, aber ich versuchte die Taktik, die du mir emfpohlen hast. Das hat funktioniert....
Und noch eine Nachricht. Gestern als ich geputzt habe, fand ich in einem Schrank (Büroziemmer) versteckte Lawenda. Sie hat die Kräuter ins Plasticktüte gepackt und in dieser Schrank gebracht. Aber die Lawenda war nicht trocken und es ist einfach verschimmelt und total kaput. Ich habe das rausgezogen und F.Greta gezeigt, aber sie will nun jetzt das noch abtrocknen lassen und behalten. Ich glaube das gehört jetzt nur zum Mül. Wenn du mal kommst ich zeige dir das und vielleicht du kannst sie überzuegen, dass ist Schön total kaput.
Sonst wünsche ich dir einen schönen Sonntag und wird mich froheuen Dich bei uns zu sehen
Tschüss, Zofia
Około 8.00 poszłam na górę. Załatwiałam podanie leków mojej podopiecznej do łóżka i naszykowałam śniadanie. No i niestety Greta nie chciała jeść. Powiedziała, że całą noc miała problemy gastryczne, że coś jej zaszkodziło, że się źle czuje i musi powstrzymać się na razie od jedzenia.
Napisałam więc znowu krótkiego maila do Marty:
hi, Gute Zeiten abgesagt,F.Greta heute füllt sich schlecht. Sie sagt dass sie hat Was mit ihrem Verdauung. Sie lief am Nacht auf Klo und hat Was mit ihrem Magen. Sie hat auf dem Früstuck verzichtet.Ich glaube sie müsste vielleicht gestern an die Wiese was Ungutes gegessen haben....... oder ist das wieder ihre SchauspielereiLG, Zofia,
Potem było smędzenie po domu i spacerek. Próbowałam obejrzeć Mszę św. w internecie, ale ta kobieta jest tak upierdliwa, że nie udało mi się to. Zajęłam się obiadem: sos grzybowy, sznycel, ziemniaki, sałatka z pomidorów. Gretai zjadła to ze smakiem i była spokojna. Poszłam na dół odpocząć. Trochę poserfowałam w necie i zdrzemnęłam się. Około 15.30 przyjechała córka Koni z mężem. Porozmawiałam z nią krótko o problemach z matką. Powiedziała mi, że wynalazła nowy lek homeopatyczny dla matki na uspokojenie. Normalnie ręce opadają na to ich leczenie. Nie ma co się już więcej angażować, bo nie zmienię ich poglądów. Musi się widocznie jeszcze bardziej eskalować problem z opieką nad matką, aby naprawdę poważnie zostały zweryfikowane medykamenty serwowane tej staruszce. Koni chce, żebym napisała informacje dla lekarza na temat zachowania i objawów chorobowych matki zaobserwowanych przeze mnie w ciągu kolejnych dni. Przecież ja już chyba wszystko im przekazałam – ustnie i mailowo. Co tu jeszcze dodawać. Ona to sama powinna omówić z lekarzem. Przecież to nie są błahostki i oni wszyscy wiedzą, jak matka się zachowuje. Po prostu widzę bezsens moich starań i wysiłków. Muszę sobie dać na przeczekanie. Zostało mi jeszcze 2 tygodnie – 2 długie tygodnie. Wykorzystując odwiedziny córeczki wybrałam się na przejażdżkę rowerem. Jest to czynność, która mnie uspakaja i dodaje siły. W drodze powrotnej zatrzymałam się koło Marty i trochę pogadałyśmy o naszych wspólnych problemach... Greta. Boże, gdyby nie ta Marta, to nie wiem, jakbym sobie poradziła z tym wszystkim. Jest to jedyna osoba, która faktycznie działa i pomaga mi w opiece nad tym trudnym przypadkiem.
Po wyjeździe Koni zrobiłam kolację - melon z szynką, był niezbyt smaczny - zjadłyśmy go w towarzystwie Marty, która akurat nas odwiedziła. Wszystko było w porządku, ale Greta narzekała, że boli ją głowa. Myślę jednak, że ją psyche boli, a nie główa, bo nastrój miała jak zwykle podły.
Po odjeździe naszej przyjaciółki Greta zajęła się TV, a ja swoim laptopem w jadalni. Porozmawiałam z Krzyśkiem i serfowałam w necie. Po jakimś czasie zauważyłam, że moja złośnica ostro się aktywuje. No cóż, nie będę jej ulegać i pilnie z nią oglądać czegoś, co mnie nie interesuje. Oczywiście zaatakowała mnie po skończeniu filmu. Ja jednak ostro się postawiłam i nie pozwoliłam się poniżyć. Ona się ciskała, a ja jej stanowczo (ale spokojnie) powiedziałam swoje racje. Nie popadłam w nerwy i płacz, tylko przełknęłam tę gorzką pigułkę, wychodząc bez doła z tej sytuacji. Oczywiście chciała jeszcze wyjść z psem na krótki spacer, więc wyszłam z nią chociaż już było po 22.00. Ale co tam, niech wie, że nie olewam swoich obowiązków. Rąbnięta jest ta kobieta i to jest dość zaawansowane.
Tak więc dzisiaj niestety idę spać już ze smutnym nastrojem zaaplikowanym przez tę chorą kobietę.
Napisałam też na forum Opiekunki24 posta:
A ja też chciałam się poskarżyć, a może już nie.
Po prostu potrzebowałam aż 7 tygodni, żeby zrozumieć, że nie ma sensu angażować się zbyt w opiekę i poprawę bytu dla naszych podopiecznych. Tylko można nabawić się nerwicy. Jakieś 2 tyg. temu opisywałam moją podłą Stellę i potem miałam nadzieję, że rodzinka mojej demencyjnej babci coś podejmie. Owszem, córka załatwiła, że matka była 4 dni na dziennym pobycie w klinice na badaniach. Te wyjazdy kosztowały mnie wiele nerwowych sytuacji, bo babka nie chciała jeździć i strasznie fiksowała. Testy psychologiczne ponoć pięknie wypełniła i diagnoza jest - początki demencji. Natomiast na jej wariactwa i agresję, że ma trudną osobowość - ha,ha. Wniosek nie potrzeba zmieniać jej leków, a leki uspakajające nie są dobre, bo mogą ją osłabiać.... A więc córcia stwierdziła, że nadal leczenie matki może ograniczyć się tylko do Calcium, witamin i homeopatii... Normalnie ręce mi opadają. Babka cały czas jest nie do wytrzymania... miałam już taki kryzys, że na poważnie się pakowałam. W końcu w ubiegłym tygodniu zastosowałam taktykę postawienia się - wydarłam się na moją wściekłą dementkę i obraziłam się. O dziwo (dla mnie) skutek prima. Babka odpuściła i stara się nie denerwować mnie. Wczoraj na zakupach też zaczęła fiksować, o to co kupujemy i że nie ma pieniędzy. Głośno powiedziałam, że jak dla mnie to w ogóle nie musimy robić zakupów, ja sobie poradzę i że jest mi wstyd jak ona tak sknerzy w sklepie. Przestraszyła się i do końca dnia była grzeczna. Dziewczyny, dość delikatnego i serdecznego nadskakiwania tym terrorystycznym zdemencjałym staruszkom, których rodziny wszystko zwalają na polskie opiekunki. Wszystko ma swoje granice. Ja rozmawiałam z rodziną, opisywałam w mailach zachowania matki, a córcia tylko "tut mir leid" o du arme' itd. a nic konkretnego nie działają. Mnie się już na szczęście niedługo kończy to piekło (do 2 września) i dałam sobie tylko na przetrwanie, ale współczuję wszystkim moim następczyniom, które tu trafią. To jest po prostu horror i paranoja pure.
Po awanturze przed dobranocą napisałam jeszcze jednego posta:
No właśnie pozwoliłam sobie dzisiaj wieczorem poserfować po necie, podczas gdy moja terrorystka (jest na pół włoszką) oglądała Fernsehen i przed chwilą miałam z nią starcie. Strasznie jej się nie podoba, że nie towarzyszę jej pilnie przy oglądaniu TV, tylko zajmuję się moim Dingem, a siedzę 3 m od niej. Obrzydliwy człowiek, strasznie egocentryczna i zazdrosna (oprócz swej demencji). Nie dałam się jednak poniżyć. Dobranoc dziewczyny i dzięki za słowa wsparcia
Kończąc pisanie wysłałam jeszcze poranne maile adresowane do Marty, wszystkim córkom, aby wiedziały co u nas się dzieje.
Koni mi odpisała:
Hi, unsere Mutter hat von dem Durchfall erzählt und gesagt ihr sei das Essen wohl nicht bekommen, aber dadurch, dass sie erst nichts und dann wenig gegessen hätte, sei wieder alles in Ordnung.. Ich glaube sie hat vllt auch einfach zuviel gegessen, weil Maria, die wir auf dem zur Mutter getroffen und gesprochen haben erzählt hat, dass sie sich gewundert hat, was für ein großes stück Fleisch sie gegessen hat.
Zofia bitte schreibe mir die Medikamente nochmal auf, ich habe den Zettel verlegt. Du kannst die Medikamente aber auch bei www.aponeo.de/ googeln. Ich bestelle dort viel und es ist alles bis zu 40% billiger als in der
Apotheke.
LG, Koni