16 września 2013 08:42 / 21 osobom podoba się ten post
3.dzień - 3.07.2013 – środa Wstałam po 8.00 zupełnie niewyspana i wypompowana fizycznie, ale to chyba jest spowodowane stresem. Naprawdę zastanawiam się czy podołam tej pracy przez 2 miesiące. Niestety zaraz przy śniadaniu było znowu wariactwo związane z chorym zachowaniem Gertrudy. Zaczęła fiksować ze zmywarką. Znowu wydzwaniała do znajomych, aby przyjechali i pomogli jej z tym urządzeniem, bo „Ta” nie nadaje się do tego, a ona nie może się schylać. Prawdziwe wariactwo. Nie pozwoli sobie nic powiedzieć, nie da mi normalnie cokolwiek zrobić i poniża mnie totalnie na każdym kroku. Muszę naprawdę być mocna. Jest to dla mnie ekstremalna lekcja (kurs) pokory. Przerwała śniadanie i zaczęła kotłować sprawę zmywarki. Próbowałam jej pomóc, ale ona w ogóle nie chciała mnie dopuścić do tego….. chore, chore, naprawdę chore……… Było zwariowane poszukiwanie instrukcji od zmywarki we wszystkich szafkach i papierach, bo ona „robi to już od 20 lat”. Jednak bez instrukcji nie wie, jaki program włączyć do tego zadania...ha,ha. Wreszcie powoli, powoli…. podeszłam ją i dała mi zrobić to odkalkowanie. Jak ustawiłyśmy należycie maszynę, to wreszcie mogłyśmy dokończyć śniadania. Jednak po śniadaniu zaczęło się od nowa. Tym razem uczepiła się ekspresu do kawy. Zapaliła się kontrolka do wypróżnienia fusów od kawy. Jak zaczęła dłubać przy tym urządzeniu, to jeszcze coś innego się zapaliło…. I od nowa ta sama historia, co ze zmywarką. Chore, chore.…. Zostawiłam ją samą przy tym i zajęłam się sprzątaniem. Jakoś tam sama wreszcie poskładała ekspres i trochę się uspokoiła. Poszła się myć. Ja natomiast odkurzyłam graty w salonie i jej „cenne” dywany. Oczywiście nie obyło się bez ataku. Wyleciała nago z łazienki, aby wydrzeć się na mnie, że za mocno odkurzam dywany….. Jak uporałam się z odkurzaniem, to była już 12.00. Dzisiaj pada deszcz, więc nie możemy wyjść na spacer. Poza tym muszę już brać się za gotowanie obiadu. Gertrud trochę się uspokoiła, bo z jej z gratami wszystko udało się dobrze ustawić. Zadzwoniła też córka Anna, że jej mąż Christof dzisiaj przyjedzie, bo niby jest zawodowo gdzieś w pobliżu. On jest prokuratorem i ma jakąś sprawę sądową w okolicy. Trudi ucieszyła się na jego wizytę.
Na obiad ugotowałam kopytka, sos z pieczarkami i sałatkę z pomidorów. Niby jej smakowało, szczególnie sos. Natomiast na kopytka coś mruczała „langweilig”. Ale znowu zjadła dużo. Myślę, że to jest jej zwyczajne, aczkolwiek negatywne zachowanie. Posprzątałam po obiedzie i poszłam na dół, na odpoczynek. Niedługo jednak przyjechał zapowiedziany gość. Wyszłam na chwilę przywitać się z nim i zostawiłam ich samych. Miałam trochę spokoju, bo zięć zajął się mamuśką. Po pewnym czasie weszłam na górę, zaproszona na wspólną kawę i ciasto. Przy kawie pogadałam z Christofem o problemach z babcią. Powiedziałam mu wszystko, cotu szokuje mnie i jest trudnością, aby nie było jakichś nieporozumień. Rodzina wie dokładnie, jaka jest babka i przynajmniej z ich strony mam jakieś zrozumienie i wsparcie. Wpadła też Marta i tak wszyscy razem pogadaliśmy o tej rzeczywistości z Gertrud. Porozmawiałam też o samochodzie, że mogę nim jeździć, ale na początku tylko sama, bez Gertrud. Ponieważ ona będzie mnie denerwowała, a ja muszę przyzwyczaić się do jazdy tym innym samochodem (automatyczna skrzynia biegów).
Następnie Gertrud pojechała z zięciem po zakupy, a ja jeszcze pogadałam z Martą. Powiedziała mi, że powinnam teraz wziąć samochód i przejechać się. Tak też zrobiłam. Przejechałam się do śmietnika i dokoła osiedla. Właściwie nie źle się prowadzi. Muszę tylko pamiętać, aby nie używać lewej nogi do pedału hamulca. Jak wróciłam gospodarze przyjechali już z zakupów i czekali na mnie przed domem. Zapomnieli klucza i Gertrud już zaczynała się złościć, ale zięć ją uspokoił. Potem posiedzieli sobie jeszcze trochę, pogadali, a ja poszłam na dół do swojego pokoju, wykorzystać ten czas dla siebie. Z powodu jej okropnego zachowania przez cały dzień nie mam czasu dla siebie. Gertrud jest bardzo absorbująca. Jest to jednak najmniejsza z wad u tej kobiety. Gdy zięć pojechał pokręciłam się trochę na górze, tak aby mnie widziała. Zjadłyśmy kolację, no i wieczór przed telewizorem. Po wizycie zięcia była już spokojna, a nawet próbowała być miła (ha, ha, ha). No nic przyjmuję wszystko. Zdaję sobie sprawę, że to jest praca. Trudna podopieczna jest dla mnie pewnego rodzaju próbą i mam nadzieję że zdam ten „egzamin”. Przed samym spaniem Gertrud chciała pójść z psem na maleńki spacer. Wybierała się sama, ale powiedziałam jej, że „ich gehe mit”. Ucieszyła się z tego i poszłyśmy trochę dalej. Bardzo miło mnie pożegnała na noc i spokojnie poszłam do siebie. Siedziałam znowu do późna.