Na marginesie

01 maja 2014 16:59
carrie

Jeju Annika co Ty musialaś wtedy przeżywać:( Ja nie mogę tego nawet czytać bo płaczę jak dziecko a co dopiero być w takiej sytuacji:(:(:(

Ja też się poryczałam:((
01 maja 2014 17:09 / 6 osobom podoba się ten post
CD Póżniej był we mnie tylko strach. I nie łudźcie się, że może on urosnąć do określonych rozmiarów. On nie ma rozmiaru, zawsze może być większy i większy.... Przez wiele miesięcy w wyobrażni umierałam wiele razy na setki różnych sposobów, a każdy człowiek i przedmiot był realnym wrogiem, był realnym zagrożeniem.
Z czasem do przerażenia dołączyło poczucie krzywdy, żal i nienawiść do świata oraz ludzi. Winni i niewinni byli winni... Chciałam zarażać spojrzeniem i zabijać oddechem. Pragnęłam by ten świat konał ze mną i konał tak jak ja...
Kto tylko mógł opuścił mnie, bo ja nie tylko byłam nosicielką wirusa HIV. Zarażałam przede wszystkim lękiem, nienawiścią, poczuciem winy i krzywdy.
Około pół roku temu, na własnym ogródku zobaczyłam różę. Niby taka jak wiele, a inna niż wszystkie. Piękniejsza od wszystkich róż jakie kiedykolwiek w życiu widziałam... Do dziś nie wiem dlaczego ten widok tak mną wstrząsnął, ale właśnie w tym momencie zrozumiałam, że w świecie jest ukryte także piękno i sens, jakiś wyższy sens. Z dnia na dzień tego piękna zaczęłam dostrzegać coraz więcej. Na początku tylko w kwiatach, trawach, drzewach i krzewach. Póżniej w ptakach i zwierzętach. W ludziach piękno dostrzegłam na końcu. I wtedy przypomniał mi się krążący po moim domu wiersz bez tytułu ;
Zapytałam ja dlaczego w ten sposób umiera
Choć nie odpowiedziała zrozumiałam, że chciała..

Tak karała siebie za życie nieudane,
godziny zmarnowane i dzieci niechciane.

A wystarczyłoby powiesić lustro
Twarz zrobić na bóstwo
Drugą stronę samej siebie zobaczyć
i wybaczyć...
bo Bóg już wybaczył.

Ten wiersz dotyczył w jakiś sposób tez mnie. Ja także tez w jakiś sposób chciałam... Postanowiłam jednak drugą stronę samej siebie zobaczyć i wszystkiego co mnie otacza.
Teraz wiem, że nie ma tylko zła, tylko brudu, tylko głupoty, brzydoty czy nienawiści. Jedna skrajność determinuje byt przeciwieństwa, a więc zło - dobru, głupota - mądrości, nienawiść - miłości... Dziś jestem inna. Spokojna i radosna. Cieszę się każda chwilą. We wszystkim i we wszystkich umiem dostrzec ich druga stronę, to ukryte piękno. Jest go naprawdę wiele, a ja nie tracę już czasu na strach i beznadzieję , ale staram się dostrzec jak najwięcej. CDN


01 maja 2014 19:18 / 5 osobom podoba się ten post
Już nie jestem siewcą wszystkiego co najgorsze. I ludzie do mnie wrócili, choć nie zawsze ci sami... Staram się emanować odwagą, miłością i współczuciem. To teraz sieje i to teraz zbieram. Widzę inaczej, bo otworzyłam swoje wewnętrzne oczy i wiem, że niewiele brakowało, a przez życie przeszłabym ślepa.
Gdy byłam mała, bałam się śmierci. Moja mama mówiła, że śmierci nie ma .
- Wiesz - mówiła - gąsienica też myśli, że umiera, a przecież ulega tylko transformacji, przemienia się w coś piękniejszego, w motyla.
Tak bardzo dobrze rozumiem, co miała wtedy na myśli, co mi chciała powiedzieć. Mam już jakąś część tego procesu transformacji za sobą, wiem jednak, że nie wyfrunę z tego kokonu ani o sekundę za wcześnie. Wszystko zdarzy się w przeznaczonym dla mnie momencie...
Mam na imię Jagoda, mam szesnaście lat, a od dwóch lat wiem, że jestem nosicielką wirusa HIV.
Chce wam powiedzieć, że w tej , ani w żadnej innej chorobie nie ma ukrytego piękna. Jest to tylko lekcja , która uczy jak otworzyć swoje wewnętrzne oczy. Ale tego można dokonać na wiele sposobów. Spróbujcie zrobić to inaczej.
01 maja 2014 20:26 / 7 osobom podoba się ten post
Chyba nie tylko choroba motywuje do spojrzenia na siebie z innej perspektywy. Powiedziałabym,że też traumatyczne przeżycia ,które ma się za sobą pomagają lepiej poznać siebie. Wogóle myślę,że ludzie ,którzy przeżywają lub przeżyli życie bez większych problemów zdrowotnych,rodzinnych czy materialnych są mniej odporni na czynniki zewnętrzne,choć na pewno nie wszyscy,ale zakładam że większość. Trauma,jeśli nie zabije to zmobilizuje.
01 maja 2014 21:06 / 4 osobom podoba się ten post
Tekst ten popełniłam bardzo dawno temu, gdy moja córka była w II klasie LO. Przypomniał mi się po postach Nianty...
Służba Zdrowia ogłosiła konkurs na opowiadanie na temat AIDS, w którym brały udział wszystkie (?) szkoły średni. Córka dała mi to do napisania choć prawie nigdy nie korzystała z mojej pomocy - w tym czasie autorytet upatrywała gdzie indziej... W tej szkole ten tekst wygrał. "Dostałam" za niego 6-tkę. I przypomniała mi się moja osobista porażka (?) bo 5-ki i 6-stki otrzymywałam pisząc dla swoich koleżanek i kolegów z innych szkół. Potrafiłam pisać dla trzech różnych osób (z tej samej klasy) trzy różne prace na jeden temat i nigdy nie otrzymałam oceny niższej niż 4.
W swojej szkole z języka polskiego miałam dostateczny, maturę z tego języka zdawałam ze schodami i pomimo to próbowałam zdawać na filologie polską... To tak na marginesie... I jeszcze jedno... nie wiem czy umiałabym jeszcze tak pisać...))))
01 maja 2014 21:34 / 3 osobom podoba się ten post
nowadanuta

Tekst ten popełniłam bardzo dawno temu, gdy moja córka była w II klasie LO. Przypomniał mi się po postach Nianty...
Służba Zdrowia ogłosiła konkurs na opowiadanie na temat AIDS, w którym brały udział wszystkie (?) szkoły średni. Córka dała mi to do napisania choć prawie nigdy nie korzystała z mojej pomocy - w tym czasie autorytet upatrywała gdzie indziej... W tej szkole ten tekst wygrał. "Dostałam" za niego 6-tkę. I przypomniała mi się moja osobista porażka (?) bo 5-ki i 6-stki otrzymywałam pisząc dla swoich koleżanek i kolegów z innych szkół. Potrafiłam pisać dla trzech różnych osób (z tej samej klasy) trzy różne prace na jeden temat i nigdy nie otrzymałam oceny niższej niż 4.
W swojej szkole z języka polskiego miałam dostateczny, maturę z tego języka zdawałam ze schodami i pomimo to próbowałam zdawać na filologie polską... To tak na marginesie... I jeszcze jedno... nie wiem czy umiałabym jeszcze tak pisać...))))

Jeśli nie wiesz to możesz to sprawdzić,ale na pierwszy rzut oka widać,ze pisać umiesz. Bardzo chętnie poczytałabym Twoje wspomnienia z pierwszego wyjazdu. Pomyśl o tym :)
07 maja 2014 22:06
Ja też, blog Emilii Desperatka przeczytałam za jednym zamachem, toz to prawdziwa szkoła przetrwania dla może nie najmlodszej ale  jednak młodej duchem , dzielnej osoby i cenna lekcja dla przyszłej opiekunki, wiele refleksji i gonitwa myśli w mojej głowie po tej lekturze, szacunek i podziw dla Opiekunek, nie mam pojecia czy bede sobie umiała choćby w części tak poradzić, no i ten mój słaby wciąż niemiecki:(
09 listopada 2014 12:55 / 6 osobom podoba się ten post
Na marginesie... We wrześniu spięło mi się trzy lata pracy w naszym zawodzie... Nie jestem w stanie ocenić zmian, które zaszły w tym czasie w moim życiu i w środowisku , w którym się poruszam... Różne zmiany, ale głównie na lepsze... Jestem mało już podobna do siebie z przed tych trzech lat. I to nie tylko inaczej ubrana i inaczej uczesana... Lecz credo we mnie to samo - rób wszystko co mozesz aby życie nie bolało. Przez okres mojej niebytności myślałam o Was - na dowód przytoczę tekst (ratami), który popełniłam tęskniąc za Wami. Muszę się śpieszyć bo wpadłam tylko na chwilę...))))
09 listopada 2014 13:22 / 7 osobom podoba się ten post
Niechciane zlecenie....

Mam telefon z propozycją pracy... Zawsze pełno tych telefonów kiedy akurat jestem w pracy, a umowa obowiązuje do.... Jak siedzę w domu to cisza albo propozycje tylko do odrzucenia... Na tyle znam realia, w których się poruszam, że umiem nie wejść na "minę"... Frycowe już zapłaciłam i to nie raz... Teraz jestem w domu, ale w głowie mam inny termin powrotu na tamtą stronę... Pani nalega, wręcz kusi... Jestem nieugięta, proponuję nawet kogoś z rodziny, a wreszcie odsyłam do naszego Forum. Jednak Pani nalega, nie chce nikogo nieznanego, a ja dla niej zrobiłam dwa trudne zlecenia... Pani proponuje, że wyśle moje CV niezobowiązująco i kusi dalej. Postanawiam skonsultować się z moim bratem bo lepiej ode mnie zna realia niemieckie i proszę o dwa dni na odpowiedź ... Co mam zrobić, że we mnie jest tylko NIE bo tak nie chcę dać się okraść z godzin spędzonych w Polsce. Dzwonie do brata. wyłuszczam problem, a brat (jak to starszy brat) oburzony tylko spytał:
- i ty się jeszcze zastanawiasz ?
Telefonuję do córki (ona wie, że mam inne plany), ale mimo to mówi - może warto spróbować...?
Po dwóch dniach powiadamiam Panią, że jeżeli moje CV nie zostanie odrzucone to przyjmę to zlecenie...
Nie odrzucili....
Nie wyjadę na urlop, nie połażę z kijkami z kumpelą, nie rozwinę świeżo nawiązanej znajomości z przesympatyczną grupą ludzi, w śród których czułam się jak u siebie...
Pakuję walizkę i ślę żal.... Niczego jeszcze nie zdążyłam.... Nie mam nawet stresu przedwyjazdowego... Jest we mnie tylko rezygnacja... Czuje się pokonana... CDN
09 listopada 2014 13:37 / 7 osobom podoba się ten post
Nowadanuta, mnie też się smutno zrobiło. Opisałaś dokładnie na czym ta nasza robota stoi. Niestety wyjeżdżamy do pracy i bezpowrotnie tracimy w tym czasie nasze osobiste życie, a czasem tracimy dobrych znajomych, no bo trudno na dłuższą metę podtrzymywać znajomość, jak więcej nas nie ma niż jesteśmy przy naszych bliskich. To jast wielki minus tej roboty.
09 listopada 2014 14:49 / 7 osobom podoba się ten post
CD.... Jadę... W busie siedzę obok kierowcy, który tydzień zaczął "szewskim poniedziałkiem" (zaspał, zapłacił mandat, na granicę przybędziemy z dwugodzinnym opóżnieniem). Próbuję złapać sen żeby skrócić godziny podróży. Na granicy szybka przesiadka (czekali tylko n mnie) i znowu jadę, śpię, a tak jestem zrezygnowana, że nie korzystam nawet z przerwy na papierosa...
Godziny tej podróży mijają mi w milczeniu i nagle : - "jest pani na miejscu..." Patrzę na kierowcę i nie wierzę... Nie dość, że wysiadam jako pierwsza to najwyraźniej przywiózł mnie do cudzego nieba... Przede mną ogrom i ... luksus.
- Oj, za wysokie progi jak na moje nogi... - przemyka mi przez myśl i naciskam dzwonek. CDN
09 listopada 2014 14:52 / 3 osobom podoba się ten post
Tak czytam Nowadanusiu to, co napisałaś i przypominają mi się czasy jak ja pozwalałam na sobie presję wywierać. Teraz to już nie ma miejsca.Jeżeli zaplanuję urlop,to nawet najcudowniejsze zlecenie mnie nie skusi,tak jak spędzenie BN w domu jest dla mnie absolutnym priorytetem.Dlaczego stawiam moje priorytety ponad interesy innych.Ponieważ bywa tak,że jak coś się nie wiedzie,a wiadomo jak to może być z cudownymi opisami sztel przez firmy,to potem mogą nam powiedzieć,że przecież nikt nas na zlecenie na siłę nie ciągnął.Dlatego nie daję sobie niczego wciskać,sama decyduję kiedy mam jechać i w jakie miejsce.Są oczywiście inne powody takich, a nie innych wyborów, ale ten wydał mi się dość istotny.
09 listopada 2014 15:02 / 3 osobom podoba się ten post
tina 100%

Tak czytam Nowadanusiu to, co napisałaś i przypominają mi się czasy jak ja pozwalałam na sobie presję wywierać. Teraz to już nie ma miejsca.Jeżeli zaplanuję urlop,to nawet najcudowniejsze zlecenie mnie nie skusi,tak jak spędzenie BN w domu jest dla mnie absolutnym priorytetem.Dlaczego stawiam moje priorytety ponad interesy innych.Ponieważ bywa tak,że jak coś się nie wiedzie,a wiadomo jak to może być z cudownymi opisami sztel przez firmy,to potem mogą nam powiedzieć,że przecież nikt nas na zlecenie na siłę nie ciągnął.Dlatego nie daję sobie niczego wciskać,sama decyduję kiedy mam jechać i w jakie miejsce.Są oczywiście inne powody takich, a nie innych wyborów, ale ten wydał mi się dość istotny.

Mam nadzieję tino40, że też kiedyś tak będę miała... Stałam się osobą samofinansujacą to może stanę sie też samodecydujcą...(to z takim małym hihihi)))))
09 listopada 2014 15:33 / 8 osobom podoba się ten post
CD... Luksus zaczyna się tym, że do swojej dyspozycji dostajesz mieszkanie trzypokojowe z kuchnią, łazienką i przedpokojem tak dużym, że do wbudowanych w nim szaf mogłabym przewieźć wszystkie moje rzeczy i jeszcze zostałoby sporo przestrzeni. Nie umiem się rozpakować, za dużo miejsca... niczego nie będę miała pod ręką...
Przy oglądaniu mojego mieszkania od razu pytam o rolety. Kiedy i jak zasłaniać ?. Właścicielka tego nieba lekko unosi brwi i demonstruje mi, że z roletami mogę robić co chcę i kiedy chcę....
Tak, luksus to także to, że z roletami można robić co się chce, lub nic z nimi nie robić... No cóż kmiotek już zapytał...
Przy oglądaniu kuchni i łazienki nie pada ani jedno słowo na temat zużycia (w domyśle oszczędności) wody. Nie ma najdrobniejszej sugestii. Luksus to także to, ze wody nie trzeba oszczędzać, a to nie takie proste bo Niemcy już wpoili we mnie taką potrzebę... W kuchni Właścicielka Nieba pokazuje mi jej wyposażenie i informuje, że w najbliższym czasie dokupi wszystko czego brakuje...
Uśmiecham się ... Mam dwa komplety do kawy, komplet sztućców, kieliszki do wszystkiego i ani jednego swojskiego, przytulnego kubka. Jak ja mam ją poprosić o kubek? Bo przecież tej całej reszty (prócz łyżeczki) nie potrzebuję... Czyżby luksus to także to, że nie ma się swojskiego kubka? W czym ja będę piła moja ulubioną Earl Grey, której 240 szt. mam w walizce. CDN
09 listopada 2014 15:45 / 1 osobie podoba się ten post
no i mnie wciagnelo- twoja opowiesc danusiu-pisz dalej prosze;-;-;-;-