02 lipca 2020 06:58 / 1 osobie podoba się ten post
Zawsze sobie mówiłam,że kiedyś jak ojciec będzie wymagał opieki,to nawet mu ręki nie podam... Dużo rzeczy przepracowałam jeśli chodzi o jego osobę, nawet powiem,że bardzo dużo... Uwierzcie, kiedy już trzeba było go przebierać, myć itd. byłam obok... Zaraz po nockach jechałam do domu wyprowadzić psa, i później do ojca... Spałam po 2 h na dobę. Nie powiem,że było to najlepsze co mnie w życiu spotkało,bo jasne że nie było, natomiast traktuję to jako doświadczenie ,gdzie nabyłam jeszcze więcej pokory i dystansu. I wbrew pozorom nie czułam władzy , a w głowie nie miałam myślenia "teraz to ty jesteś zależny ode mnie". Widzialam po nim że spokorniał, że zrozumiał,że tym razem to on musiał liczyć na innych i nie było fochów i że po prostu jest słaby.
Współczułam mu... Ale byłam też zła,bo po prostu zmęczona :(
Dzień przed był wręcz nieprzytomny,pytał czy przyjdę następnego dnia, odpowiedziałam ,że nie, bo mama miała mieć wolne,więc trochę dychnę. Ale nagle poczułam ten charakterystyczny zapach... Ten który czuć jak człowiek umiera... Położył się , a że koło łóżka miał tabletki na sen,to jakoś sobie skojarzyłam właśnie z nimi te jego nieprzytomność.
Usiadłam na schodach przed domem koło mamy, zaczęłam trudny temat. Że musimy się przygotować na to,że ojciec niedługo odejdzie...myślę że może tydzień...
Chyba nie przyswoiła.
Pojechałam do siebie, przespałam się. Mama po wizycie u lekarza przyszła do mnie na kawę, dosłownie pół godziny i mówiła,że musi wracać,bo też nie spała całą noc, ponieważ ojciec coś majaczył, chciał wychodzić itd...
Pojechała, ja później do pracy. Koło 21:00 chciałam dodzwonić się do Blondyna, ale nie odbierał. Zaczęłam wyć,ale nie dlatego,że nie mogłam z nim pogadać,tylko tak "o!". Coś się działo...
Nad ranem moja grupa miała spotkanie z menago takie jakieś pierdoły organizacyjne . Poprosiłam go o rozmowę 1 na 1. Przedstawiłam w dużym skrócie co się dzieje,i że jak któregoś dnia nie przyjdę a zgłoszę urlop,to prawdopodobnie to już się stało.
Koniec zmiany.
Dzwoni Blondyn ... Na bani,więc się rozlaczylam. Oddzwania. Odebrałam chyba za piątym razem. Zapytał czy już wracam,czy siedze już w autobusie i czy jest koło mnie Krzychu ( mój przyszywany brat z rodziny zastępczej,bo też tam pracuje) ... A później powiedział,że ojciec nie żyje,że zmarł wieczorem i nie chciał mi tego mówić jak byłam w pracy.
Jesoo, jaka ja byłam wściekła, że nikt nawet mnie nie poinformował...
Teraz to nawet rozumiem,bo i bez tej wiadomości byłam rozbita..
Ciężko było.