27 kwietnia 2014 14:27 / 6 osobom podoba się ten post
Kolejna sprawa w sądzie. Pani sędzina powiedziała, że ona już wie wszystko, tylko muszę to powiedzieć głośno. Mała stwierdziła, że psycholog nie dotrzymała danego jej słowa. Była wściekła... Ze łzami w oczach mała o wszystkim powiedziała.skoro oni już wiedzieli? Wtedy sędzina powiedziała, że nie może pozwolić, żeby była w tym domu i pójdzie do placówki.wtedy zaczęła się rozpacz. Kazali jej usiąść w pokoju z aktami. Nikogo nie interesowało to, że mała nie chciała iść do domu dziecka, zwłaszcza, że kiedy była niegrzeczna, ojciec mówił, że ją tam odda. Ale stało się. Kiedy mała czekała na nieznane, w drzwiach stanęła para: ona miała zimny wyraz twarzy, a on błekit w oczach, który przenikał wszystko. On widząc mnie powiedział, że dziewczyna płacze , a buty ma uśmiechnięte- bo właśnie na trampkach miała narysowane uśmiechy. Powiedzieli, że idzie z nimi, nie chciała, ale nie miała wyjścia. Ojciec czekał na korytarzu, ale kiedy mała i nowi opiekunowie wychodzili z 'akciarni' wtedy ojciec miał wejść na salę. W ten sposób się minęli. Całą drogę mała milczała, zapytali ją czy potzrebuje coś z domu, powiedziała, że nic nie ma ze sobą, bo co miała? To co na sobie, biała bluzka, fioletowe spodnie i "uśmechnięte buty". Weszli do jej domu, wzięli trochę rzeczy , a w tym czasie ojciec zdążył wbiedz do domu. Spojrzał na małą zimno, bez emocji, nie odezwał się słowem, minęli się w drzwiach. Mała szła do nowego domu. Okazało się , nowa rodzina mieszkała 15 minut od domu małej. Niby dobrze niby nie, kto wie... Stanęła w drzwiach 'nowego domu' i zamarła. Chyba uświadomiła sobie, że nie ma odwrotu, możliwości zmiany 'kursu' .