Witajcie kochane moje:)
Mówiłam Wam już ,że kocham weekendy w De? Kolejny własnie zleciał szybciutko i rozrywkowo. Chyba jednak tu wrócę,jakoś przezyję niejadalne obiady,z Pl przywiozę sobie coś zastępczego:).
Zaraz po obiedzie pobieglam do koleżanek,a potem z wnuczka babci pojechałam do Ludwigsburga na kawę i ciacho,pooglądałyśmy centrum,rynek i dopiero co wróciłam do domku.
Bąknęłam im ,że zaraz na początku stycznia będę wolna ,no i podłapali temat,może się troszkę postarają zebym chciała wrócić :)
Wczoraj byliśmy u babcinej córki na wystawnej kolacji,mój zołądek przeżył lekki szok,że dostał wresczie normalną zupę i nietłuste jedzenie hihi.
Na kolację zjedliśmy zupę krem Maroni ( jadalne kasztany),była po prostu fantastyczna,potem były knedle i sarnina w sosie warzywnym,na deser lody własnej roboty z owocami,też przepyszne. Do tego było dużo śmiechu,bo to wesoła rodzina,jak wrócilyśmy do domku około 22-j to od razu spać poszłam,wreszcie syta :))