Zrozumieć Niemca

15 października 2016 21:38
ivanilia40

Każdy odbiera tak jak chce .

no to sobie wyjaśniłysmy jak różna może byc interpretacja... 
16 października 2016 09:55 / 11 osobom podoba się ten post
Osobiście dzielę Niemców na dwie kategorie w kontaktach: ci, z którymi pracuję i ci z którymi nie pracuję np sąsiedzi, sklepikarze itp. Pierwsza grupa choćby nie wiem jak przyjaźnie była nastawiona, to i tak przychodzi moment, gdy opiekunką staje się darmową siła roboczą (lub są robione próby w tym kierunku) oraz stoi hmmmm na najniższym szczeblu hierarchii. Druga grupa jest ok dopóki los nie skojarzy w pracy opiekunki i dotychczasowego tylko sąsiada. Wtedy historia się powtarza jak w pierwszej grupie.
Personalnie nic do nich nie mam, ani ich nie kocham ani nienawidzę.
16 października 2016 10:06 / 2 osobom podoba się ten post
Lena.Siedem

Osobiście dzielę Niemców na dwie kategorie w kontaktach: ci, z którymi pracuję i ci z którymi nie pracuję np sąsiedzi, sklepikarze itp. Pierwsza grupa choćby nie wiem jak przyjaźnie była nastawiona, to i tak przychodzi moment, gdy opiekunką staje się darmową siła roboczą (lub są robione próby w tym kierunku) oraz stoi hmmmm na najniższym szczeblu hierarchii. Druga grupa jest ok dopóki los nie skojarzy w pracy opiekunki i dotychczasowego tylko sąsiada. Wtedy historia się powtarza jak w pierwszej grupie.
Personalnie nic do nich nie mam, ani ich nie kocham ani nienawidzę.

Podzielam twoje zdanie! Dlatego nie przywiązuje się do tych, u których pracuję, przecież nie każdego pracodawcę muszę lubić. Wykonuje to co do mnie należy, jestem uprzejma i mila, ale wolę zachować dystans, pozostać na Pan-Pani. 
16 października 2016 10:30 / 14 osobom podoba się ten post
Alutka1

Podzielam twoje zdanie! Dlatego nie przywiązuje się do tych, u których pracuję, przecież nie każdego pracodawcę muszę lubić. Wykonuje to co do mnie należy, jestem uprzejma i mila, ale wolę zachować dystans, pozostać na Pan-Pani. 

Ze swoimi Niemcami jestem na ty.Zawsze byłam na ty,bo jeśli oni do mnie po imieniu to ja owszem też.Zeresztą zawsze przyzwolenie było z obu stron.Dystans zawsze jest ,żeby nie wiem jak rodzinnie byli nastawieni.To moja praca.A że żyjemy pośrednio ich życiem,to jednak rodzina nie jesteśmy,co niektórzy próbują sugerować.
I jak mówię ,jest dobrze dopóki jest dobrze.Bo tylko coś pójdzie w drugą stronę ,nie tak ,to szybko pokazują gdzie jest nasze miejsce w szeregu.Niemiec to Niemiec.
16 października 2016 11:53 / 16 osobom podoba się ten post
ivanilia40

Po pierwsze : mając takie wnioski oceniamy ludzi,a taka ocena jest subiektywna
Po drugie : może przeszkadzać w pracy
Po trzecie : to nie nasza sprawa jak dzieci traktują rodziców.

Ja te stosunki rodzinne z innej strony bym ugryzła? Powiedzmy zatrudniam z Ukrainy opiekunkę do ojca. Płacę jej np. 2000 zl.  Jestem bardzo zajętą osoba teoretycznie. Albo bardzo chorą ale tego nie widać. I ta Ukrainka mnie zaczyna ustawiać, że mam o tatusia dbać. Umyć go bo nie chce się myć. Odwiedzić, doradzić, No i wiele innych rzeczy, które tu wymieniacie a które niemieckie dzieci nie wykonują przy rodzicach. To ja się zapytowuje po co mi opiekunka za grube pięniądze? Kopa na zapęd i żegnaj Gienia. Szukam innej, która sobie z tym poradzi i nie bedzie mnie wołać jak tatuś  pierdnie czy  w gacie narobi albo to roszmaruje 
16 października 2016 11:58 / 4 osobom podoba się ten post
MeryKy

Ja te stosunki rodzinne z innej strony bym ugryzła? Powiedzmy zatrudniam z Ukrainy opiekunkę do ojca. Płacę jej np. 2000 zl.  Jestem bardzo zajętą osoba teoretycznie. Albo bardzo chorą ale tego nie widać. I ta Ukrainka mnie zaczyna ustawiać, że mam o tatusia dbać. Umyć go bo nie chce się myć. Odwiedzić, doradzić, No i wiele innych rzeczy, które tu wymieniacie a które niemieckie dzieci nie wykonują przy rodzicach. To ja się zapytowuje po co mi opiekunka za grube pięniądze? Kopa na zapęd i żegnaj Gienia. Szukam innej, która sobie z tym poradzi i nie bedzie mnie wołać jak tatuś  pierdnie czy  w gacie narobi albo to roszmaruje :rozmysla:

Podzielam Twoje zdanie.....Empatia......!!!!
16 października 2016 12:06 / 1 osobie podoba się ten post
MeryKy

Ja te stosunki rodzinne z innej strony bym ugryzła? Powiedzmy zatrudniam z Ukrainy opiekunkę do ojca. Płacę jej np. 2000 zl.  Jestem bardzo zajętą osoba teoretycznie. Albo bardzo chorą ale tego nie widać. I ta Ukrainka mnie zaczyna ustawiać, że mam o tatusia dbać. Umyć go bo nie chce się myć. Odwiedzić, doradzić, No i wiele innych rzeczy, które tu wymieniacie a które niemieckie dzieci nie wykonują przy rodzicach. To ja się zapytowuje po co mi opiekunka za grube pięniądze? Kopa na zapęd i żegnaj Gienia. Szukam innej, która sobie z tym poradzi i nie bedzie mnie wołać jak tatuś  pierdnie czy  w gacie narobi albo to roszmaruje :rozmysla:

to powiedz skąd tyle poskarżajek na tematy o których piszesz? Chyba co druga musiałaby z pracy wylecieć
16 października 2016 12:39 / 11 osobom podoba się ten post
Alutka1

to powiedz skąd tyle poskarżajek na tematy o których piszesz? Chyba co druga musiałaby z pracy wylecieć :-)

Bo:
- lubimy się asekurowac, pisząc, telefonujac i tak dalej do rodzin - mówię nie o kwestiach wymagających konsultacji, 
- lubimy żeby wszystko było tak, jak my chcemy,
- lubimy narzekać, jak to ciężko się pracuje - nie mówię o ciężkich przypadkach. 
Dlaczego rodziny nas nie wyrzujaca? Może z obawy, że trafi im się jeszcze gorszy zandarm. 
Oczywiście to  (trochę, z przymrozeniem oka.
16 października 2016 12:49 / 1 osobie podoba się ten post
emilia

Bo:
- lubimy się asekurowac, pisząc, telefonujac i tak dalej do rodzin - mówię nie o kwestiach wymagających konsultacji, 
- lubimy żeby wszystko było tak, jak my chcemy,
- lubimy narzekać, jak to ciężko się pracuje - nie mówię o ciężkich przypadkach. 
Dlaczego rodziny nas nie wyrzujaca? Może z obawy, że trafi im się jeszcze gorszy zandarm. 
Oczywiście to  (trochę, z przymrozeniem oka.

a mnie sie wydaje, że oni to zawracanie przez nas doopy, odbierają jako wielkie, nasze zaangażowanie w prace 
16 października 2016 13:01 / 2 osobom podoba się ten post
Alutka1

a mnie sie wydaje, że oni to zawracanie przez nas doopy, odbierają jako wielkie, nasze zaangażowanie w prace :lol2:

He,he,he ....
16 października 2016 19:52 / 12 osobom podoba się ten post
MeryKy

Ja te stosunki rodzinne z innej strony bym ugryzła? Powiedzmy zatrudniam z Ukrainy opiekunkę do ojca. Płacę jej np. 2000 zl.  Jestem bardzo zajętą osoba teoretycznie. Albo bardzo chorą ale tego nie widać. I ta Ukrainka mnie zaczyna ustawiać, że mam o tatusia dbać. Umyć go bo nie chce się myć. Odwiedzić, doradzić, No i wiele innych rzeczy, które tu wymieniacie a które niemieckie dzieci nie wykonują przy rodzicach. To ja się zapytowuje po co mi opiekunka za grube pięniądze? Kopa na zapęd i żegnaj Gienia. Szukam innej, która sobie z tym poradzi i nie bedzie mnie wołać jak tatuś  pierdnie czy  w gacie narobi albo to roszmaruje :rozmysla:

Mam podobne zdanie. W takie rzeczy,ktore opisalas,w ogole nie potrzebuje zaangazowania rodziny. Wrecz sobie nie zycze. Oczekuje natomiast wspolpracy w sprawie lekow,wizyt lekarskich i temu podobnych. Z reszta sobie jakos radze,z roznym skutkiem bo trudno jest pracowac z osoba,ktora zapomina wszystko co do niej mowisz,doslownie co pol minuty. A jak sobie przestane radzic to zmienie miejsce. Bez sentymentow. Zresza wiesz,ze dystans trzymam twardo.Tak wole.
16 października 2016 20:08 / 21 osobom podoba się ten post
emilia

Bo:
- lubimy się asekurowac, pisząc, telefonujac i tak dalej do rodzin - mówię nie o kwestiach wymagających konsultacji, 
- lubimy żeby wszystko było tak, jak my chcemy,
- lubimy narzekać, jak to ciężko się pracuje - nie mówię o ciężkich przypadkach. 
Dlaczego rodziny nas nie wyrzujaca? Może z obawy, że trafi im się jeszcze gorszy zandarm. 
Oczywiście to  (trochę, z przymrozeniem oka.

A cos w tym jest. Gdy przyszlam pracowac do mojej pdp to rodzina popadla w szok ,ze przez trzy dni nie zadzwonilam ani razu. Nawet pomyslalam,ze maja pretensje o brak meldunkow,czy cos,ale nie...Oni byli naprawde zdziwieni,ze nie absorbuje ich pierdolami typu - a wasza mama zrobila 6 razy kupe,zjadla to i tamto a pozniej siedziala na balkonie. Docenili to od razu. Przyjezdzaja dwa razy w tygodniu na kawe (jakas godzinka do dwoch),w tym czasie omawiam z nimi stan matki i tyle. Kazdy ma inna mentalnosc ale osobiscie nie przepadam za miejscami,gdzie rodzina kazdego dnia przesiaduje po kilka godzin. Meczy mnie to i dezorganizuje plan dnia. Nie widze tez powodu by angazowac rodzine do obcinania pazurow. Sa od tego odpowiednie osoby. Nie wiem..Moze jestem dziwna ale naprawde nie cierpie takich miejsc gdzie co chwila drzwi otworem stoja , jakies grzebanie w szafkach sie wyczynia,wyzeranie zapasow z lodowki. Nie lubie tez spedzac dnia z rodzina pdp,jezdzenia na wycieczki,imprezy...No raz na jakis czas (co 6 tygodni np.) bedzie ok,ale nie tydzien w tydzien. 
Tak dla pewnosci,ze dobrze zrozumiana zostalam,podkresle,ze mam na mysli duperele a nie powazne problemy zdrowtne. Bo w tym przypadku jestem jak najbardziej za tym,zeby rodzina byla blisko i dzialala.
16 października 2016 23:25 / 11 osobom podoba się ten post
Fioletowa, nie cytuję, oszczędna jestem. Jesteś całkiem normalna, często nadajemy na tych samych falach, co prawda ja nie jestem aż tak dowcipna, ale nie każdemu wszelkie talenty dane, trudno. Dziś mam znowu zdalną imprezkę, mój mąż kończy ileś tam lat, nie napiszę ile, bo nie chcę się na jakieś żarty wystawiać. Siedzę sobie, sączę amarone i klepię, nie bardzo wiem, gdzie post przypiąć, niech se będzie tutaj, choć w części beðzie dotyczyć "zrozumieć Szwajcara".
W częsci niemieckiej mojego blekotania:
Wszelkie referencje, jakie posiadam, jako główną moją zaletę wymieniają tak zwaną szumnie samodzielność, czyli nie zawracanie rodzinie, zwykle mieszkającej w znacznym oddaleniu, dooopy. Dotyczy to czasów, kiedy pracowałam przez agencje, nie na własnej działalności. Rodziny są zmęczone, nie potrafią, nie chcą (z tysiąca powodów), sprawować opieki, albo zwyczajnie na tą opiekę muszą zarobić, więc czasu nie mają. Byłam 9 miesięcy z pewną PDP, trochę o niej gdzieś tam pisałam. Jedna córka - psycholog - pracuje w pogotowiu, ma dyżury psychologiczne (jak ktoś tam sobie chce życie skrócić, to jest taki numer telefonu, gdzie, no sama wiesz), do tego prywatna praktyka. Ona do mamy ma 40 km, jej mąż dyrektor w szkole technicznej, dwoje dzieci nastoletnich wówczas. Druga córka - interna, pracuje gdzieś tam w prywatnej klinice w okolicach Monachium, do mamy ma "set" kilometrów, w dodatku pociągiem, bo prowadzić nie może. Obydwie bardzo zaangażowane i świetnie zorientowane jak i co można czynić w przypadku ich mamy. I teraz, czy byłoby fajnie, gdybym każdego dnia pisała raporty, albo dzwoniła ze sprawozdaniem, że mama to dzisiaj ble, bla, ble .. No nie. Raz było lepiej, raz gorzej, w tym czasie, kiedy byłam, raz musiałam wezwać rodzinę, byli w przeciągu 40 minut.
Szwajcaria:
Własna działalność i w niej stoi, że to ja ustalam, co kiedy i jak czynię. To samo  było w umowie z pośrednikiem, ja mam być osobą samodzielną no i jestem. W pierwszej rozmowie z moim szefem (jest nim do dziś, choć pacjentki już nie ma), przy szklance piwa powiedziane jasno i wyraźnie - na pierwszym miejscu jego żona, a reszta - jak wyjdzie. I tak było.
Przyjechała tu pewna pani, na 4 tygodnie, na zastępstwo za mnie, ja w tym czasie też byłam, ale chodziłam na kurs i nie interesowało mnie, co się dzieje piętro niżej. A owa błyskotliwa pani miała w nosie potrzeby PDP, natomiast wpadła w jakiś szał sprzątania i wywalania różnych rzeczy. Mój szef nie jest kryształem, "kocha" papierki, ma ich wszędzie tysiące, ale one są potrzebne. Po dwóch tygodniach miał serdecznie dość, nic nie mógł znaleźć, i stwierdził, że wyrzucił by kobietę po pierwszym tygodniu, tylko sensu to nie miało. Osobiście ze śmieci odzyskałam dwie akwarelki, nie wiem, czy jej się nie podobały, czy co? Na moje uwagi była jedna odpowiedź:" ona wie lepiej, nie będę jej uczyła, jak ma pracować". Ale to nie jest nasza rola - układanie wszystkiego po naszemu, już też gdzieś mówiłam, mamy się "wpasować" w życie PDP, a nie przewracać wszystko do góry nogami. Tu, gdzie jestem wcale nie było łatwo, zdażało sie, że PDP wstawała w nocy, nie usłyszeliśmy (my też ludzie), a rano był piękny klocek postawiony na środku dywanu w holu, bo moją PDP rządził Alzheimer.
Pewnie, tam, gdzie sa szanse na polepszenie bytu i samopoczucia PDP, trzeba walczyć, tylko czasami zdaża się nam zapomnieć, że nasz PDP to stary, chory człowiek ze swoimi wadami, przyzwyczajeniami. No i to tyle. Jak zwykle, nic nowego, nic odkrywczego i bez krzty humoru, mam dziś chyba zły nastrój, przejdzie !
16 października 2016 23:30 / 14 osobom podoba się ten post
Emilia płakać mi się chce, jak czytam Twój komentarz.
Obudziłaś we mnie pewne wspomnienia, które tu opiszę (bardzo krótko).
Kiedy mój tato nagle miał wylew, a to zmieniło życie całej rodziny (nagle i nieodwracalnie) to pamiętam to uczucie bezradności.
Właściwie każdy z nas był bezradny bo tak zadziałał na nas stres.
Życie toczy się latami, człowiek nie martwi się tym, że przecież lata mijają i w końcu przyjdzie ten czas, który odmieni wszystko - choroba rodzica, starość rodzica.
Na początku było nam przykro, stawaliśmy na rzęsach, by sprawy związane z tatą i on sam - mieli się jak najlepiej.
Z czasem zauważyłam (możliwe, że tylko ja), że ja już nie mam siły tak się starać bo czuję straszny ból jak widzę, jak mój tato się męczy (albo jak nie jest już sobą). Zwyczajnie nie mogłam już na to patrzeć, nie chciałam tego doświadczać bo mnie to wykańczało.
Do tego życie rodzinne i praca zawodowa.
Nie zaprzeczę, że było mi lżej, jak wiedziałam, że jest pod dobrą opieką szpitala.
Czuliśmy wtedy ulgę, że jest Ktoś, komu możemy powierzyć tatę pod opiekę.
Biegaliśmy do pracy i do niego i tak ciągle.. i mimo, że w mojej rodzinie panuje pedanteria i fix na punkcie czystości.. to pamiętam, że wtedy to nie miało dla nas żadnego znaczenia.
Ten stres tak nas paraliżował, że nie mieliśmy siły na nic, a praca powodowała, że chociaż na te kilka lub kilkanaście godzin w ciągu dnia mogliśmy "zapomnieć" - nie o tacie, ale o tym bólu.
.. bo to boli, jak się patrzy na kogoś bliskiego, który jest chory, niedołężny a tym bardziej coraz bardziej nieświadomy.
Może nie każda rodzina tak przeżywa, ale może też to w jakimś procencie jest powodem tego, że te niemieckie rodziny tak się zachowują?
Nie wiem, może zwyczajnie "starość rodzica, choroba" całkowicie zmienia człowieka (teraz na gorąco tak analizuję).
Jedno jest pewne, jako opiekunowie osób starszych jesteście jak Anioły  i nie tylko dla tych starszych osób, ale też dla tych rodzin.
Nie każda rodzina otworzy się na tyle, by to przyznać.
Każdy może mieć swój punkt widzenia, ale podopieczni są najważniejsi i oni pewnie też tracą chęć do życia lub zdają sobie sprawę, że te sprawy przyziemnie nie są już tak ważne.. Są zwyczajnie bezradni (również emocjonalnie).
Oczywiście nie piszę o tych pdp, co celowo " negatywnie umilają życie" opiekunom.
Jako opiekunowie, którzy właściwie nie powinni angażować się w sytuację rodzin, możecie bardziej na zimno podejść do pracy i to Wam pomaga widzieć te wszystkie niedociągnięcia.
17 października 2016 00:41 / 7 osobom podoba się ten post
Elfinko- nie powinnaś sobie robić wyrzutów.Postąpiliście rozsądnie kierując się dobrem Waszego taty i własnym.Wcale to nie świadczy o wyrachowaniu, czy oziębłości-wręcz przeciwnie. Rodziny niemieckie to też ludzie, różni, co wsród rodzaju ludzkiego jest czymś normalnym, dlatego jestem przeciwna uogólnieniom, ponieważ może to być krzywdzące. Dodam też, że Niemcy cenią sobie opiekunki, których są pewni, że należycie zajmą się rodzicem i potrafią się takiej opiekunce odwdzięczyć. Oczywiście zdarzają się osoby, którym los rodzica jest obojętny, ale to marginalne przypadki. Tę emocjonalną bezradność czasem też można zauważyć u rodzin pacjentów.Bywają często bezradni i zmęczeni opieką nad rodzicem i w tej sytuacji lepiej jest powierzyć opiekę komuś, kto umiejętnie to zrobi i zachowa potrzebny dystans.