Hawana i podopieczni

07 sierpnia 2017 17:33 / 2 osobom podoba się ten post
agryppina44

więc czekam na następną turę... także małżeństwo w planie?

Urlop do odwolania.Chwilo trwaj
16 września 2017 08:33 / 17 osobom podoba się ten post
DOLLY
Oferta last minute-krotkie zastępstwo, babunia chodzaca, samodzielna, 89 lat, 50 kg, 150 cm wzrostu, stwierdzone schorzenie-artroza, wies w Badenii -Wirtembergii, brak internetu. Decyduje się szybko, akceptacje dostaje następnego dnia, pakuje się i wyjezdzam, bo odpowiada mi krotki turnus i to, ze nie ma dzwigania.
Ciekawe czy siostra Demenz mieszka u mojej podopiecznej? Rodzina przecież nie zawsze informuje dokładnie…
Watpliwosci zostawiam w domu, bo gdybym się bala, to musiałabym zmienić robote i tyle. Nastawiam się na obserwacje socjologiczne, turystykę mniemcoznawcza(zawsze w bonusie),badania językowe, w tym doświadczenia organoleptyczne. Może uslysze szwabski dialekt? Na wsiach starzy ludzie uzywaja jeszcze…jezyka.To by było ciekawe. Regionalna kuchnia tez mnie neci , może będą odkrycia
Dotarlam na miejsce szybko i sprawnie, tuz przed burza. Zmienniczce wyslalam sms-a, wiec czekala na mnie z obiadem. Jak milo Wczesniej nie rozmawialysmy, bo po co. Wiem tyle, ile przekazala mi agencja, czyli babunia nieklopotliwa.
Po wciagnieciu walizki ide przywitać się z pdp. Siedzi w kuchni przy stole, taka kruszyna, ladne rysy twarzy, ale brak…uśmiechu .Laleczka i wiejskie klimaty. Country. Hm…Niech będzie Dolly. Byloby fajnie, gdyby nie ta rezygnacja i smutek wyplywajacy z oczodolow.
Siadam razem z nia przy kuchennym stole, rozmawiamy. Pyta mnie czy widziałam, jaki duzy jest dom. Hm… Zawiodlam ja, bo nie zwrocilam uwagi. Co się będę gapic na boki, ludzie sa ważniejsi, pochlonieta bylam przyglądaniem się zmienniczce.A było co ogladac. Tego jednak babuni nie oznajmiłam, bo seksowne inspiracje to mogę mieć ja, a w wieku babuni to zabronione
Tymczasem zmienniczka(ponetna blondynka z sympatycznym uśmiechem) odgrzala mi obiad. Skupilam się na jedzeniu, a babunia opowiadla wlasny zyciorys skrapiając go obficie lzami. Brrrrr…Miejmy nadzieje, ze te placze ustana. Obserwuje babunie znad talerza. Uslyszalam , ze w jej zylach plynie rumunska krew. Acha, mala Cyganeczka, nawet cos w tym może być. Moje zainteresowanie wzbudza opowieść o pracujących tutaj opiekunkach. Pierwsza ma wrocic, druga powiedziała, ze nie wroci „nigdy”.Przy tym slowie babunia placze. Podobno nie wroci, bo nie ma internetu.
-A po co mi internet? Ja nie potrzebuje internetu…-babunia ociera lzy w kawalek papierowego kuchennego recznika i chowa go do rękawa.
Milcze, chociaż komentarz nasuwa się sam. Robi mi się nieprzyjemnie, bo ja mam internetowy plan…
Zla jestem , bo zmienniczka powinna zalatwic to z corka, nie z podopieczna. W dodatku sam na sam. Dorosli nie powinni rozmawiać o wszystkim przy dzieciach, bo one nie wszystko rozumieją, podobnie jak Dolly. Jak ja mam teraz poruszyć smierdzacy temat? Chcialam prosić o zakup doładowania, stick z Aldika mam ze sobą , ale widze, ze internet to temat tabu. Jak nie, to kupie sama. Odkladam problem do przemyślenia.
Jeszcze jedna zagwozdka. Obecna opiekunka obywala się bez internetu, ale wyjezdza po dwóch tygodniach. Ma wytłumaczenie, niestety dla mnie mało sensowne.
Tymczasem przyjechala corka pdp, dokładnie w moim wieku, ladnie opalona, szczuplutka, czarnowlosa, nieco nerwowa, ale mogę się mylic .Zmienniczka zakrecila się kolo mikrofali i corka tez dostala obiadek. Co jest grane? Dyskretnie pytam kolezanke na ile osob tutaj się gotuje?
-To taka polska goscinnosc , tylko to co w garnku zostało-tlumaczy się Saskia, bo tak nazywa ja pdp. Corka rozprawia się z tymi resztkami błyskawicznie i rzuca mi pytanie:
-Co pijesz?
Kto podejrzewal ja o nieniemiecka goscinnosc, ten się pomylil. Amerykanska propozycja drinka to tez nie była. Domyslilam się o co biega, bo zmienniczka zdazyla mi powiedzieć, ze corka robi zaopatrzenie. Dalam jej odpowiedz satysfakcjonujaca. Trunki, które ja pije były na stanie, jedzenie tez, wiec szybko odjechala.
Zmienniczka zabrala mnie na pietro, do mieszkania, które kiedyś zajmowal syn babuni. Jest jeszcze strych mieszkalny, piwnica uzytkowa, garaze , dwa balkony i zabudowany taras z kanapami. Taki „maly” bialy domek w wersji „Dorf”, czyli niezla stodola. Wielkosc nie ma jednak dla mnie znaczenia a komfort jest, bo mam swoja lazienke z wanna i prysznicem. Na meblach nie ma zbędnych kurzolapek(bibelotów) i pajeczynomagnesow. To tez na plus.
Rozgoscilam się w jednej sypialni a kolezanka rzucila sie uskuteczniać pakowanie w drugim pokoju. Nie zdazyla wcześniej a odjazd ma za dwie godziny. Faktycznie, musi się ogarniać.
Upchnelam swoje ciuszki do szafy ekspresowo, jej pakowanie trwalo dluzej, ale usprawiedliwilam ja w duchu, bo trzeba więcej czasu, żeby spakować potezna walize, spora torbe podrozna, dwie torby na ramie i trzy reklamówki. Jeszcze tylko torebka , jedna foliowka z jedzeniem i dwie butelki z piciem na droge . Prawie Sniezka urosła pod drzwiami mieszkania na pietrze, ale Krolewna nie pozwala mi ruszac, mam nie dzwigac, bo kierowca busa jej pomoze. Ok.
Moja kolezanka po fachu wlozyla szpilki(na moje oko 12-15 cm), chwycila pod pache poduszke busowa i poszlysmy do kuchni czekac razem z babcia.
Dolly obserwatorka dojrzala busa jako pierwsza , ale w tym samym czasie kierowca zadzwonil. Dostal polecenie zaparkowania pod drzwiami, wykonal, a potem ulegajac, zgrabnie i z uśmiechem wskoczyl na pieterko… po bagaże. Jak milo popatrzeć na mezczyzne , który pomaga kobiecie Atrakcyjnej kobiecie
16 września 2017 08:40 / 16 osobom podoba się ten post
Postanowilam pojsc na internetowy odwyk. Corka pdp nie wiadomo kiedy przyjedzie( chociaż liste zakupow kazala pisać), ja mam do dyspozycji rower, ale jeszcze nie wiem czy mi się chce jechać do miasteczka, które gdzies tam widnieje w oddali, bo Aldika może wcale w nim nie być i doładowania nie kupie. Czas mija mi szybko, jak to na nowym miejscu. Może zanim się obejrze, będę w domu.
Pocwicze niedostepnosc. Albo nie, poudaje sobie krolewne(trzeba się dostosować do tutejszych warunkow) na wiezy, to znaczy na pieterku. Może jaki rycerz zechce mnie uwolnic…
Z takich to myśli rozmamłanych wyrwal mnie dźwięk nie pasujący do epoki. Telefon.
Normalnie nie można się pobawić…
***
Przeprowadzilam lustracje ogrodka i doszłam do wniosku, ze tutaj to jednak z funkcjonalnoscia ktoś przesadzil. Zobaczyłam pustynie trawiasta ,otoczona zywoplotem, poprzecinana siecia sciezek z kostki brukowej , krzyzujacych się pod katem prostym.Beeee… W jednym miejscu korytko(tzn. rabata okolona krawężnikami) z rozami. Hm…W zasadzie rozumiem, bo i tak jest dużo roboty z koszeniem…
***
Jak wygląda mój dzień z Dolly?
Babunia wstaje sama, myje się sama, przygotowuje sobie kawe rozpuszczalna i chlebek drozdzowy z dżemem(bez masla), zjada. Kiedy przychodzę , to naczynia stoja już w zlewie(nie ma zmywarki). Wstaje później od niej, ale nie robie tego z lenistwa, tylko dlatego, ze moja pdp wyznaczyla mi godzine, o której mam być na dole i nie chce pomocy przy toalecie i ubieraniu. Przy kapieli tak. Ma lift w wannie. To pierwsza moja sztela, gdzie mam takie ustrojstwo, ale przecież … widziałam jak robi to facet
Dolly towarzyszy mi przy przygotowywaniu i spozywaniu sniadania, podpowiada co mam zjeść Potem przygląda się zmywaniu naczyń, instruuje mnie, co i gdzie mam polozyc. Po ogarnieciu kuchni zabieram się za sypialnie, wc, lazienke i musze wrocic do kuchni, bo jak nie, to Dolly zaczyna gotowac obiad sama. Kiedy raz wzielam się za mycie podlog, to po powrocie zobaczyłam babunie drazaca paprykę. Pochwalila się nawet, ze wszystkie nasionka usunela lyzeczka. Powiedzmy, bo uparcie nie używa okularow, ale nie to mnie przerazilo. Na kuchennych blatach brakowało miejsca, taka ilość naczyń wyciagnela, a ja tu nie gram roli Kopciuszka na zmywaku...
Kucharzymy wiec razem, czyli ja gotuje pod dyktando. Dolly twierdzi, ze nie lubi miesa. Faktycznie w zapasach nie ma. Sa paluszki rybne i nugetsy. Fuj. Przesadzam, ale nie przepadam, bo więcej tam panierki niż tego co ma być i jeszcze nie wiadomo na jakim tłuszczu smażone.
To nic, dopisałam do listy zakupowej to co trzeba, a Dolly powiedzialam, ze nie musi miesa jesc dużo, ale powinna, bo dlatego ma mało krwi(hihi, wykorzystałam to, co mi opowiadala) .
Babunia nie skomentowala, ale Currywurst domowila.Fuj. Jakos przezyje.
Widac już z Dolly prawdziwa Mniemka, bo narodowa potrawe jada.
Ta gwiazda Conchita, gdyby była Niemka a nie Austriaczka to chyba taki wlasnie pseudonim sceniczny by wybrala(to tak na marginesie ).
Majac pomoc podopiecznej uwijam się z obiadem szybko i czasem już przed 11-sta stawiam garnki na stol. Doslownie, a nie w przenosni, tyle ze na podkładkach z korka. To taki miejscowy tubylczy zwyczaj, a ja tylko tradycje kultywuje.
Babunia zaczyna jesc zanim ja dopadnę stolu, za to ja finiszuje pierwsza, bo ona dokłada i dokłada i dokłada. Ziemniakow . To jej ulubione danie. Mogą być z wody, z piekarnika, w postaci frytek i krokietow.
Potem zmywam, babunia mi patrzy na rece i dotrzymuje towarzystwa, ale po ukończeniu znikam jej z oczu .
O 15 –stej, po mojej pauzie robie kawe. Pijemy ogladajac telewizje , o 17-stej jemy kolacje. Potem jeszcze oglądamy, to znaczy ja wsluchuje się w słownictwo albo czytam ksiazke i czekam na program informacyjny. Dolly rzadzi pilotem, ale jej pozwalam, bo musi mieć jakies przyjemności. Co do czytania przeze mnie książki w trakcie oglądania uwag nie ma, wiec jest dobrze.
Dolly interesują w telewizornii superprodukcje dla dementykow w typie :”Dlaczego ja”, „Stop-drogowka”, „Ukryta prawda”, ”Trudne sprawy” „Detektywi”, ”Szpital” .Przytaczam polskie tytuly, ale wiadomo o co chodzi. Tam fabula jest banalna, a mimo to bohaterowie raz po raz objasniaja zawilosc akcji a po reklamach, które zdarzają się nader często, lektor jeszcze raz powtarza, co było, żeby widzowie zbyt skoncentrowani np. na mlaskaniu się nie zgubili. Same ulatwienia .
Dolly komentuje. Pewnych rzeczy nie rozumie, niektóre sprawy ja bulwersują, a ja udaje glupa. Nie objaśniam rzeczy niewytłumaczalnych misiom o bardzo małych rozumkach. Wlasciwie nie musze grac, bo ja przecież… nie znam niemieckiego
Słucham jak dziwi się , ze ktoś ma tatuaże albo dredy , a mnie jest to zupełnie obojętne, bo nie obchodzi mnie co robia inni, a czy mi się podobają te ozdóbki nikt mnie nie pyta .
Doceniam to, ze mam pozwolenie na wiercenie się na kanapie i wciąganie na nia stop, bo tak trzeba dla zdrowotności
I oprócz nog wyciągam korzyści, np. ucze się niemieckiego. Umiem już taki tekst:
-Chce ci o czyms powiedzieć, spalam z kobieta.
Nie wiem czy mi się przyda, ale od przybytku glowa nie boli.
O 20.00 dostaje skrzydel i frune do mojej wiezy, czyli na pieterko
Dolly kladzie się sama o 21.00.
W krolewne się już jednak nie bawie.
Na prosty rozum biorac to sredniowieczny rycerz zdobywal posag, a nie kobiete, bo tych grzejących mu lozko miał na peczki. A slubna malzonke mogl bic, a nawet odprawić bezkarnie, bo takie były zwyczaje. Fuj…Nie ma głupich…
***
Dzisiaj rano babunia opowiedziała mi z przestrachem jaki to atak duszności miała w nocy. Jadla przy tym spokojnie sniadanie(zaspala), wiec uznałam , ze jest po sprawie, zaleciłam tylko nie zamykac okna(przyznala się, ze domknela, bo zimno) .Czuje trochę takiego użalania się nad sobą w tych jej opowieściach i szukania okazji do popłakania . Jak jeczy, ze slaba i nie ma sily, to jej mowie, ze ma ze mna na dwor wyjść, ze to dlatego, ze się nie rusza. Od razu lezki wysychają i koniec gadki. Probuje tez kusic piekna pogoda ale jak na razie tylko na balkonie ze mna posiedziała.
Sprawa duszności jednak nie ucichla, bo po pracy zajrzała do nas corka. Przejela się, postanowila uruchomić babyfona.
Dobra, trochę mogę pocierpieć, przecież zle nie mam.
I zapowiedziała wizyte brata za kilka dni. Ok. Wydepiluje się
Hm…Ale najpierw zainteresuje się fotkami w ramkach na meblościance w pokoju telewizyjnym. Mignely mi jakies raczkujące chłopaczki, a babunia syneczkow ma dwóch…
***
Corka bardzo o mamusie dba, to znaczy lista zakupowa zrealizowana bez mrukniecia. Raz przywiozła nawet domowy serniczek, pychotka. Dzisiaj wyslala na zwiad własnego meza, sympatycznego, przystojnego misia. Zapowiedzial, ze w piątek przybędzie pokosić babcine trawiaste hektary. Super. Akurat ogladalam z Dolly pamiątkowy album z 50-tej rocznicy slubu( tam już synkowie stoja na nogach jak trzeba).
Fotki bardzo ladne, babunia jest na nich jeszcze usmiechnieta. Przyjecie było u corki, na stole krolowal tort marcepanowy, który Dolly potem kroila. To znaczy nozem , tylko później i w ubraniu, wiec miejsce występowania potu zakamuflowano.
Na stole blyszczala piekna, zlotem zdobiona zastawa( babunia zaznaczyla, ze sluzyla na wszystkich konfirmacjach),ale poczęstunek to może na torcie się skonczyl, albo fotograf dyskretnie konsumpcji licznych potraw nie uwiecznil, żeby nie było, ze goście to obżartuchy, albo(gdyby na stole nie teges)nie wyszlo na jaw, ze gospodarze to chytrusy.
Corka postarala się tez o taki sam bukiet slubny z białych gozdzikow i snopka asparagusa, jaki babunia trzymala pol wieku temu . Miala problem, bo on niemodny i nie było.(Pamietam jak mama hodowala ta zieleninę w doniczkach). W końcu zdobyla, ale kosztowalo to az 50 ojro.
Hm…Fiaciki 126p tez sa w cenie(to tak na marginesie)
Mysle, ze to wzruszający , wspanialy pomysl i jeszcze utrwalony, bo zdjęcia z pierwszej strony albumu to po jednej stronie slub (czarno-biale portretowe) a po drugiej zlote gody(w kolorze).Identyczne ustawienie, ten sam bukiet, te same osoby . Tylko czas nicpon nadgryzł tu zdjecie a tam osoby. Widocznie lubi urozmaicona diete
Ale mnie to nie przeszkadza, tym bardziej, ze synkowie tez posiwieli
***
Gotuje według wskazówek Dolly , chociaż czasem nie mam apetytu na te cudowności. Ale co mi tam… Ja mam sekretne sposoby , ziemniaki z sola i makaron z cukrem nie będą podstawa mojego wyżywienia.
A babunia niech się trochę zajmie kuchnia(chociaż to rządzenie denerwujące jak diabli), bo już innych zainteresowan nie ma. W telewizji głupoty, gazet nie czyta, koleżanek nie ma. Siostra , ktora mieszka na sąsiedniej ulicy nie gada z nia od wielu lat(moja misia oczywiście nie wie dlaczego). Totalne wyobcowanie, nikt oprócz corki i jej meza nie był jeszcze, nie zadzwonil nawet. Szkoda, bo tylko ja słucham placzu nostalgicznego i opowieści, ze tu jej strzyka a tam ja boli…
Dzisiaj wymyslila na obiad bratane kartofle.
Edytka uwielbiala kartofelki umundurowane. Twierdzila, ze długo zachowuja swiezosc i kazala gotowac duzo, żeby pozostalosc przeznaczyć wlasnie na bratanki . Smazylam ugotowane.
Dolly ma inna recepture. Po oskorowaniu i wyplukaniu kazala mi grubo poplasterkowac i wrzucić na maslo(ale nie za dużo!). Dobrze, ze do garnka z powloka teflonowa(ona decyduje który garnek), ale przecież i tak był problem dosmazyc je w malej ilości tłuszczu(nie przykrywaj!). Ponadto maslo nie znosi wysokiej temperatury(to było zwykle a nie klarowane).
Czarno je widziałam po tym brataniu. I tak było.
Podczas tej czynności zawsze mi chodzi po glowie”W kinie w Lublinie” albo „Czerwone korale”, ale nucic się nie osmielilam, bo tu już była taka jedna opiekunka , Lala, która ciagle la, la spiewala. Oj, oj, babuni się to nie podobalo.
Ale może ta opiekunka tak generalnie ma przerabane , bo to ona powiedziała, ze nie wroci.
Przez te utyskiwania babuni to ja nastroju wesołego tutaj nie mam (to taka dygresja), a jeszcze nie cierpie kuchni zapryskanej tłuszczem, smierdzacej spalenizna, ze o jedzeniu takich pyszności nie wspomnę.
Dolly odwrotnie, lubi wszystko przypalone i przesolone(ale bez sosu!), wiec zjadla z apetytem. Podziubala tylko salate, ale to dobrze, bo ja miałam więcej. Oddalam jej moje kartofle.
Sa jednak na tej szteli przyjemnoci. Mam do dyspozycji prawdziwie meski , rozowy rower i uskuteczniam poobiednia przejazdzke 
***
Skubany babyfon nie daje mi spac. Nie schodzę, bo babunia mnie nie wola , ale ja slysze i się budze . Chyba wylacze drania a zostawię uchylone drzwi.
Dolly i tak robi to samo. Zamyka okno, bo zimno a potem w nocy wstaje i otwiera, bo duszno. Jak ma nie być, jak w dzień ponad 30 a w nocy 20 stopni ciepla ???
Wredna jestem, bo mi się z „Luftsznupy” smiac chce(to z porannej opowieści Dolly).
***
Mimo wszystko te duszności babuni nie dawaly mi spokoju. Kiedy przyjechala corka, poszlam za nia do piwnicy z zakupami i porozmawiałam. Uparte dziecko to żarty, ale zycie i zdrowie staruszki to powazna sprawa. Powiedzialam, ze może mieć problemy z sercem.
Corka ze spokojem odpowiedziala mi, ze Dolly jest pod opieka kardiologa, bierze leki, jeżeli sytuacja będzie się pogarszać, to ja zabierze do szpitala, bo dzwonila do lekarza i on nic więcej nie jest w stanie zrobić. Ze szpitala może już jednak do domu nie wrocic. Jej ojciec tez był sercowy, miał zawal 3 lata temu, upadl w domu i już go nie odratowali.
No masz. Chcialoby się zapytać, dlaczego moja agencja nie wie o chorobie serca podopiecznej. Dobrze, ze corka zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji.
***
Misiowaty, czyli ulubiony ziec babuni przybyl zajac się ogrodem, dokładniej trawnikiem. Za chwile sasiad tez ruszyl do boju z kosiarka, chyba dlatego, ze jutro zielone kubly biora. Szkoda tylko, ze pracowail rownoczesnie , bo porozbierali się pięknie z powodu upalu a ja nie wiedziałam, w która strone spogladac. Zeza nabawić się nie mam zamiaru, wiec poszlam kawe pic z babunia.
A sąsiada i tak widuje codziennie rano , bo o tej porze ja odsłaniam okno, a on idzie do garażu i wyjezdza do pracy. W białej koszuli i garniturku wygląda może nawet apetyczniej.
Misiowatego musiałam sledzic z rozkazu pdp, bo np. zapytala czy przyjechal z przyczepka. A skad niby miałam wiedzieć? Trzeba było luknac.
Po skończonej pracy dal się zaprosić na mala filizanke. I dobrze, bo posiedział, pogadal z moja Dolly, a mnie w dotrzymywaniu towarzystwa wyreczyl. Troche tez szprechnac musiałam, ale w zasadzie to wsluchiwalam się jak mowia. Szukam tego szwabskiego dialektu, ale ciężko mi idzie, bo z nikim prawie nie rozmawiam. Corka posluguje się takim niemieckim telewizyjnym. Zieciunio i Dolly mowia tak szemrzaco, ale czy to jest ten szwabski, tego nie wiem. Moze maja wade wymowy? Gloski syczące po prostu zastepuja szumiącymi np. s-sz i dlatego tak szeleszczy. A Dolly jeszcze tam gdzie dzwiecznie, mowi bezdźwięcznie i np. „Gurken” brzmia „kurken” . I jeszcze „Jahr” brzmi jak „jor”.Juz to rozgryzłam, domyślam się, ale nie mogę powiedzieć , ze wszystko rozumiem, bo ja nadal nie znam niemieckiego
Dialekt to jednak nie tylko pomieszanie szeregow spolgloskowych czy inne zjawiska językowe, to tez specyficzne, regionalne słownictwo, a tego to już nie skojarze.
Ciesze się jednak, ze nie mowia tak jak na Bawarii , w Alpach, bo tam to sluchalam tego jak chińskiego. Chociaz, warto było slyszec
***
Wspominalam dzisiaj moje poprzednie podopieczne. Pania Mydelkowa az dwukrotnie. Raz jedząc pierożki ze szpinakiem „z metra”, czyli krojone( podobno to szwabska specjalność i przyjaciel od serca przywozil jej z Badenii do Saksonii, bo tam nie bylo) a drugi raz, kiedy Dolly zapytala co mam napisane na bluzeczce. Eh…Prawie lezka mi się zakrecila w oku.
Wieczorkiem jadac rowerkiem myslalam o Edytce. U niej tez kursowałam na męskim rowerze, tylko nie chwaliłam się(ze meski) , żeby mi nie zazdraszczano. Bo to prawdziwa przyjemność zawiesić się czasem na rurze. Dzisiaj kursowałam w krótkich spodenkach, wiec poglebiam doznania:)
16 września 2017 08:44
Fajna relacja...prawie tak jak mi się kiedyś przydarzyło przy zmianie...
16 września 2017 08:44 / 15 osobom podoba się ten post
Ufff, jak goraco. Obcielam rękawki od koszulek, powiekszylam dekolt, dol objechałam nożyczkami na polokraglo. Nareszcie poczułam ulge, czyli przeciąg. Babunia zniesmaczona, nie rozumie mnie, bo jej ciagle zimno.U mnie odwrotnie. W dodatku temperatur powyżej 34 stopnie nie przewidziałam i superletnich ciuchow nie wzielam. Wszystko popralam i schowałam w domowej szafie z mysla o przyszłym lecie. Jedna pare spodenek wrzuciłam do walizki na wszelki wypadek i klapki, bo można w nich chodzic tez po domu. I to mnie uratowalo, a reszta? Poradziłam sobie. Koszulki znoszone, majątku nie kosztowaly, do Polski wrocic nie musza. Gdybym jakiś sklep w okolicy spotkala, to zalatwilabym to inaczej (z internetem tez), ale u mnie tylko dwie knajpy i rzeznik. W jednej wsi obok tylko knajpa, w innej nic. Reszta jeszcze nieogarnieta przeze mnie, ale chyba poza zasiegiem. Do Stuttgartu mam 100km, nie wybieram się.
Jezdze rowerkiem po pięknej okolicy, wdycham swiezy zapach kiszonki i gnojówki, zaglądam w oczy wołowinie. Takie uroki. Teren pagórkowaty, strumyczki, buraki, kukurydza, w oddali już gorki porosniete lasem. W jednym miejscu nagie skalki nawet dostrzeglam.
Ich wuerde gerne ins Gebirge fahren!
I pojade sobie, w polskie . Taka patriotka ze mnie.
***
Babunia to ma pomysly. W wannie glowy myc nie chce, a dzisiaj umyla, z moja pomocą w kuchennym zlewie. Już miałam naskarzyc corce, chyba wyczula i mnie ubiegla.
A corka wpadla w czasie mojej przerwy poobiedniej. Nie chciało mi się schodzić, chociaż byłam w domu. W końcu przerwa to przerwa. Znowu ciasto przywiozła. Sama piecze i misiowatego sobie wypasła. Teraz próbuje mnie. A mamusi funduje zaparcia.
Babunia kiedyś też dużo piekła. Nawet bauerkom na zamówienie(ona gospodarstwa nie miała). Na jedną konfirmację nakrecila ciast aż z dwustu jaj. Na zamówienie. Niezła specjalistka . Dobrze, ze ja popisywac się przed nia talentem cukierniczym nie musze.Tylko jeszcze przy tym gotowac powinna, bo polskie kucharko-piekarki komunijne to cuda potrafią.Takie prawdziwe a nie z tytki.
Babci menu obiadowe mnie delikatnie mowiac wkurza. Kartofle, kartofle , kartofle ,miesa nie, warzyw niewiele. Zaczynam dla siebie gotowac co innego.
Kuchni regionalnej raczej tu nie poznam, chociaż probowalam, wypytywałam. Babunia nie bardzo wie. Jak się pochwaliłam , ze na Bawarii taki dobry Zwiebelkuchen jadlam, to powiedziała, ze lubi Flammkuchen i napisala na kartce, żeby corka zakupila. Ale to nie jest chyba tubylcze danie regionalne. Probowalam to cos w Nadrenii Palatynacie, ale skad pochodzi tego nie wiem. Chociaż…Kiedys w Pizza Hut była pizza alpejska z sosem smietanowym. Smakowala podobnie. A tu do Alp blisko…
***
Obijam sobie nogi na rowerze nieustanie, ale mnie to cieszy. I mam już z gorki
A Dolly jest niegrzeczna. Po pierwsze primo kombinuje, żeby się nie myc(paluszek i glowka to w szkole , a tutaj wymowka jest brzuszek).Posiedzialam przy niej niewzruszona, poczekałam, poszla. Jeden zero dla mnie.
Po drugie jest uzalezniona od białej substancji, której domaga się nieustannie. I ja musze cpac. Ta substancje. Na stol oczywiscie, bo inaczej nie chce jesc. Tak uzalezniona. To się porobilo
A ten proszek jest z przemytu. Przywiozla go polska opiekunka. Wyprodukowany w Klodawie, dla Biedronki. Biala smierc. Strach uzywac.
Ciekawe a jednocześnie niezrozumiale sa dla mnie motywy przemytniczki…Trucicielka?
Ja przywoziłam sol morska z Bulgarii, Chorwacji, bo u nas nie było, ale żeby polska, zwykla , jodowana była wywozona do Niemiec ?
A może opiekunka się w tej soli kapala? Wanny sa dwie, jakby kto pytal.
Dobra, dokupie ze dwie paczki, niech się zmienniczka cieszy.
***
Zrobilam male bum.
Podczas odkurzania przegoniłam prad z gniazdka. Sama nie wiem jak to się stało, bo w innym gniazdku był, wiec się nie przejelam i odkurzałam dalej. Nastepnego dnia corka odkryla, ze lody się rozplynely w zamrażalniku lodowki, która stoi w pokoju dziecinnym(Dolly go tak nazywa). Wlaczyla bezpiecznik, lody wyrzucila, nawet nie mialknela, wiec spoko. Ale Dolly zapobiegawczo podkrecila chłodzenie na maxa i nastepnego dnia miałam zamrozona salate i ogorki z lodem w słoiku. Ocet balsamiczny ocalal.
Wspolpraca z corka zaczela się ukladac po mojej myśli .Na początku sztywny dystans. Zawsze jednak pytala, co potrzebuje, wiec dbałam, zebym ZAWSZE cos potrzebowala , a jeszcze Dolly się dokladala do niekonczacej się listy. Po dwóch tygodniach zabrala mnie na zakupy, stwierdzając, ze ja gotuje, ja wiem co potrzebuje i ona by chciała raz w tygodniu zawieźć mnie do sklepu. Brawo.
I o to chodzi.
Zakupy raz w tygodniu to nie do końca najlepsze rozwiązanie, ale konieczność, kiedy nie ma sklepu w poblizu. Można wtedy zaplanować posiłki na tydzień, sporzadzic liste i koniec. A to dowozenie na zamówienie wcale mi się nie podobalo, bo ani nie wiedziałam ile jedzenia zamowic, ani kiedy będzie dostawa, bo nie zawsze przyjechala tak jak powiedziała. Wiadomo, cos wypadnie.
Uwinelysmy się szybko, az corka była zdziwiona. Po powrocie od razu zakomunikowałam Dolly czego nie było, ale kupiłam co innego w zamian. Buzie jej zamknelam zanim otworzyla. A corka chyba pierwszy raz sie do mnie usmiechnela . I wiem dlaczego.
Dziecko (Dolly)zobaczylo w telewizorku salatke z tuńczyka, chciało, wiec na drugi dzień przywiozła. Co uslyszala? Ze niedobra i tam prawie tuńczyka nie było, tylko same warzywa.
Potem Dolly ujrzała w reklamie grillowana makrele, wiec corka latala po sklepach , ale nie kupila, bo nie znalazła. Dolly obrazona.
Tak to coreczka stawala na glowie ale mamusi nie zadowalala, bo Dolly już nic nie cieszy, a wszystko smuci. U mnie jak czegos nie ma , to musi czekac, jak kazde dziecko. Jak jej cos nie smakuje to dostaje cos innego, co jest. I nie przejmuje się tym, ze marnuje jedzenie. Tu Dolly pilnuje, zebysmy pozjadaly resztki.
Opowiadala mi(niejeden raz, z placzem) o swoim krótkim pobycie w Altersheimie. Widziala ludzi wpatrzonych nieruchomo w wylaczony telewizor. To faktycznie moglo być dla niej trudne, ale jej placze kilka razy dziennie wcale nie sa z jakiegoś powodu. Nie panuje nad tym.
W Altersheimie był na obiad niedobry ryz. I placze.
Opiekunka, która powiedziała, ze nie wroci tu nigdy, bo nie ma internetu, jest oplakiwana regularnie. A wlasciwie Dolly placze nad sobą, bo jak ona mogla…
Patrzac na to z drugiej strony, to jeśli pracujaca tu opiekunka nie miała ze sobą ksiazek, to nudzila się jak mops, bo telewizora do góry tez nie ma, a rower nastal dopiero za panowania mojej poprzedniczki.
W epoce przedblogowej pracowałam u podopiecznej, która miała stwierdzona demencje i depresje. Stella prawie idealna, bo babunia spala grzecznie cala noc(od 20.00), przed obiadem godzine, po obiedzie dwie i jeszcze przed kolacja podsypiala  Zadnych placzow nie urzadzala.
To na skutek lekow. Zdecydowanie wole pdp leczonych.
Usmiechala się tez codziennie, nawet kilka razy, na sam widok jedzenia, obojętnie jakiego. Kochala jesc
***
Dolly codziennie(jak mnie nie było na dole) robila przegląd lodówki . Potem marudzila, ze sery pleśniowe smierdza i kazala mi zjesc. Ignor. Ona ich nie je, ale ja tak, wiec zamowilam. Uzywam specjalnego, „zapinanego” pojemnika, bo jest szczelniejszy, ale co z tego. Ona otwierala go, sprawdzala , co tam jest i nie domykala . Nie wytrzymałam i jej powiedziałam. Wysluchala spokojnie, nie klocila się. Otwieranie się skonczylo, ale teraz...
Otrząsa się z obrzydzeniem i mowi , ze smierdzi podczas kolacji, wtedy gdy ja sery jem
Z Dolly zrobil się taki lobuz, który grzecznej dziewczynce daje do zrozumienia: jesz goowno, fuj.
***
Dolly drugie imie. Brzmi Nenene.
Siedzi mi w kuchni podczas gotowania i gada sama do siebie, bo ja jak jestem zla, to milcze.
Ja wyjmuje garnek, a ona już mruczy: ne, ne, ne, za maly, weź większy.(Do czterech pyrek???)
Otwieram szuflade, siegam po nożyk i slysze : ne, ne , ne, do kartofli musi być obierak.(Kto tu będzie obieral???)
Przymierzam się do pokrojenia tych ziemniaczanych odrapancow i już dolatuje do mnie: ne,ne,ne, pokrojone sa niedobre. Wsciec się można, wiec bawie się w swieta Hawane od rzeczy przemilczanych. Dosłownie robie kamienna twarz , chociaż czuje, ze gdybym te kartofle polknela na surowo, to ugotowalyby się u mnie w srodku.
Wesole jest zycie opiekunki
***
Zwiedzam sobie okolice i dowiedziałam się, ze ja jednak w gorach jestem. W sąsiednim Dorfie napotkałam Gasthof” Zum Lamm”, do tego tablica przed polecala gorskie ciasta. Nie skusiłam się, bo bylam sama, a na tym podwórzu , przy stoliczkach, podejrzane stado baranow siedziało.
Zdjecia jednak zrobiłam. Mam zagladajke , wino tez(nawet oryginalne balkanskie suveniry z wakacji) , wiec już zawiadomiłam koleżanki, żeby zawitaly z zakaska i uczcimy koniec prohibicji. Zaraz po moim powrocie.
Corka Dolly tez pare dni urlopu wziela i pojechala na wycieczke do Berlina z koleżankami z pracy. Takie miała szczęście, ze w tym samym hotelu zobaczyla…opiekunke swojej mamci. Gdyby osobka owa nie była atrakcyjna , dlugowlosa blondynka w szpilkach , to pewnie nie rzucalaby się w oczy. Tylko, ze nie tak miało być. Opiekunka przedstawila swoje plany na przyszlosc(powod wcześniejszego zjazdu). Mnie wydaly się podejrzane od samego początku, ale nie moja sprawa.
I żeby nie było, ze plotkuje, albo cos tam. Mam gdzies co robia opiekunki, uważam ze każdy ma prawo zyc po swojemu.
To zdarzenie jest dla mnie zabawne (ale trzeba mieć pecha, żeby nie ukryc się w Berlinie) i daje do myslenia. Wnioski wyciagnelam. Mysle, ze na szteli były problemy z akceptacja . Zjawisko to przecież wystepuje bardzo często i sama tego doswiadczylam. Przyczyna często(moim prywatnym zdaniem) lezy po stronie PODOPIECZNYCH, bo to starzy ludzie i boja się po prostu wszystkiego, a potem wymyslaja cuda, żeby nie było na nich. Dzieci tez tak kombinują
Dolly mowila , co jej się nie podobalo w opiekunkach(i plakala), corka jest dyskretna( ma u mnie plusa), ale na początku była nerwowa i traktowala mnie z rezerwa( dopiero na ostatnich zakupach wypalilysmy fajke pokoju na parkingu przy REWE i jest bardziej na luzie). No i ten wyjazd blondyny po dwóch tygodniach. Wszystko jasne.
Skoro jednak mam intuicje, to ja wykorzystam. Rozwiaze ta kryminalna zagadke z sola. Wezme zmienniczke na przesłuchanie. Przybedzie niebawem.
Ciekawe czy tajemniczy syn Dolly zdazy się zalapac na widzenie ze mna, bo jakos ciagle przekłada termin przyjazdu.
***
Jestem sobie w tym Malym Cichym(tyle ze nie kolo Murzasihla), oddycham wspaniałym wiejskim powietrzem, które jeszcze mnie na nogi nie powalilo, chociaż zapachy natury sa tu bardzo intensywne, bo co rusz jest dostawa swiezonki w beczkowozie, a tu Dolly wyskoczyla z wiadomoscia , ze niedaleko, u dziadka Wolfganga jest opiekun z Polski.
Do czorta, dlaczego dopiero teraz mi to mowi?
Ja już walizke pakuje. Musze szybko zacząć poszukiwania. Zaraz mu zaproponuje randke, a jak ma rower, to w krzaczory pojedziemy.
Wypytalam Dolly, gdzie ten dziadzio mieszka i po obiadku pojechałam szukac Wolfganga i Amadeusza. Czasu mało, wiec chłopinie dam tylko 5 minut na makijaż i startujemy
***
Reszte opowiem już z domu, musze jeszcze obciac paznokcie, bo niepotrzebnych ciezarow do Polski nie woze…
16 września 2017 08:45 / 5 osobom podoba się ten post
Smacznego sniadania
16 września 2017 10:52 / 2 osobom podoba się ten post
hawana

Smacznego sniadania:-)

No, no ,jak zwykle cudnie opisałaś ,te " zwykłe" " przygody" opiekunek...z pazurem ,ironią i sarkazmem...kocham taki styl! .Napisz mi szybciutko nazwę tej wioski i najbliższych miast,może to gdzieś blisko mojej poprzedniej miejscówki? Ponad dwa lata " siedziałam" w Badeni , w uroczej ,dość sporej wiosce... pięknie
16 września 2017 13:08 / 2 osobom podoba się ten post
Alaska

No, no ,jak zwykle cudnie opisałaś ,te " zwykłe" " przygody" opiekunek...z pazurem ,ironią i sarkazmem...kocham taki styl! :buziaki:.Napisz mi szybciutko nazwę tej wioski i najbliższych miast,może to gdzieś blisko mojej poprzedniej miejscówki? Ponad dwa lata " siedziałam" w Badeni , w uroczej ,dość sporej wiosce...:-):oklaski1: pięknie

Laseczko, Twoj blog tez bylby swietny Jestem tego pewna
16 września 2017 13:13 / 12 osobom podoba się ten post

EPILOG

Czy poznałam Amadeusza?
Pierwszego dnia klapa. Trzy razy dzwoniłam i nic, zywego ducha, tylko popierdulki patrzyly na mnie smetnie spod krzaczkow.
Drugiego dnia to samo. Zrobilam dluzsze odstępy, nasluchiwalam i nic. Przyjrzalam się krasnalom ogrodowym, wywalkowanego zadnego nie było, żeby się posmiac, sztuk zaledwie cztery, a to do zadnej bajki nie pasuje. Lipa. Phi. Sniezke mam w Polsce, w sierotke się nie bawie, krasnale zostawiłam w spokoju.
A jak sobie ta Maryske przypomniałam to…krew mi zaczela szybciej krazyc ze zlosci…
Ne, ne, ne, zadnej sierotki Marysi.
Postanowilam , ze następnego dnia udam się pod te drzwi ostatni raz, ale nazajutrz padalo przez caly dzień.
Ne, ne, ne, moknac to ja nie będę. Siedzialam w domu i już.
Kolejny dzień i nowa szansa. Musialam jednak czekac na gości, bo zapowiedziała się corka z mezem . Przybyli dopiero po 17-stej(!), kiedy jadlam z Dolly kolacje. Przyjelam ich iscie po niemiecku tzn. niczym, bo na kawe było za pozno. A oni rozgadali się jak nigdy.
Zaczelo się od tego, ze Dolly naskarzyla na moje smierdzace sery. Ona smiala zepsuc mój wizerunek, wiec ja wyjasnilam , dlaczego zapach przeniknal do lodówki . Przeciez to ona otwierala nieszczęsny pojemnik i nie domykala. A co się będę pikolic. Zaznaczylam, ze lodowke umylam.
Wobec takiego obrotu sprawy Dolly zaatakowala z innej strony. Zapytala co jutro będę gotowac.
(Nie ze mna te numery Bruner!)
-To co pani chce;-)
Sek w tym, ze ona sama nie wie, co by chciała, bo wiele rzeczy nie je. Aby pokazac corce rozmiar problemu zaczelam babuni podpowiadac zestawy obiadowe. Na wszystkie moje propozycje odpowiadala ne, ne, ne.
Cholerne ne, ne, ne.
Dollynie tylko nie je miesa, nie jada sosow. Ani z ziemniakami, ani z makaronem, ani z ryzem. Nie lubi zup. Nie lubi warzyw gotowanych z masłem. Odpada nawet zapiekanka, bo nie może być sera. Dramat.
Przy okazji dowiedziałam się, ze Misiowaty naprawdę zna się na kuchni i lubi to co ja…jadam. Od początku wiedziałam, ze to jest moja bratnia dusza. Zezarlby nawet ze mna malze i popil winem! Pokazalam mu zdjęcia z wycieczki na platformę, pod która się je hoduje. To znaczy normalnie hoduje się je pod takimi bojkami przypominającymi beczki, ale pod platforma tez, a bedac tam można zobaczyć te zyjatka z bliska, bo hodowcy wyjmują deske w podłodze i wyciagaja sznur z malzami. A potem jest degustacja gotowanych malzy z sosem, białym pieczywem i winem . Pychotka. To naprawdę zdrowe jedzenie, bo te zwierzątka zyja tylko w czystych wodach(filtrują ja, bo odzywiaja się tym co w wodzie) i sa bardzo wrażliwe na zanieczyszczenia. Nigdzie tak nie smakują , jak na otwartym morzu morzu, swiezutkie, prosto z wody. Na koniec wycieczki sa jeszcze skoki do wody. To tygryski lubia najbardziej. Bardzo bezpieczne, bo pod platforma jest 20 metrow wody i nikt sobie nogi nie rozwali np. o jakiegoś jeżowca , cha, cha, cha.
Odbieglam od tematu, wybaczcie.
Zapytałam Misiowatego o specjaly regionalne. Odpowiedzial , ze oczywiście ” pierogi z metra” , czyli Maltauchen z mięsem albo warzywami, Spaetzle i potrawy z soczewicy. Nawet sa szpecle z soczewica. Proszę, jak Misiowaty wie. Babunia obstawiala kielbase i Kartofelsalat, ale on jej powiedział, ze nie.
Gotowalam tutaj Linsensuppe dla siebie, Dolly jadla wtedy placki ziemniaczane z cukrem. Zrobilam podobnie jak polska grochowke( warzywa, wkladka z wędzonki, lisc laurowy). Misiowaty powiedział, ze do tej zupy dodaje się tez trochę octu. Tego nie wiedziałam. Za octem nie przepadam(używam cytryny, gdzie tylko się da), ale warto wiedzieć.
A kapuste kiszona do Kaslera trzeba poslodzic , posolić, zasmazyc z cebula i liściem laurowym. Jak facet wie takie szczegoly, to musi dobrym kucharzem być i kropka.
Nasza Michasia daje do kapuchy miod, chyba nawet lepiej, musze wyprobowac.
A Dolly tak mi rzadzi w kuchni ,a guzik wie, na szczęście nie wtraca się do tego, co ja gotuje dla siebie.
Zrobiłam Kasslera(corka kupila schab wedzony, gotowany) tak jak pieczen z zasmazana kapusta, kopytka, sos z tytki i gut. Sos wiadomo, był fuj, ale z głodu to nawet pies muchy lapie.
Wizyta trwala nadspodziewanie długo, wiec na odwiedziny u kolegi opiekuna było za pozno.
Nastepnego dnia w przerwie poobiedniej lalo jak z cebra. Pomyslalam, ze niebo chyba nie chce, zebym tego opiekuna poznala. Jednak kiedy zjadlysmy kolacje, wiatr ucichl, zrobilo się cieplo i wyszlo piękne slonce. Cudnie. Pogoda marzenie. Wyprowadzilam rowerek i znana mi już trasa ruszyłam na poszukiwanie Amadeusza. Dojezdzajac zauwazylam blysk wlaczonego telewizora.Mam farta-pomyslalam. I rzeczywiście, po pierwszym dzwonku drzwi mi otworzyl niczego sobie facet, w rozchlestanej seksownie do pepka koszuli. To musial być on(Dolly opowiadala, ze zona Wolfganga nie zyje, a dziadek porusza się na wozku), wiec na pewniaka zagadałam po polsku. Zaskoczylam go kompletnie i wcale nie tym, ze mu wycieczke w krzaczory zaproponowałam.Tak na poważnie to kulturalna jestem . Powiedzialam, ze tez tu pracuje i chętnie w przerwę się z nim spotkam, jak ma rower to możemy gdzies pojechać, a jak nie to pojsc na spacer. On z przykroscia niewypowiedziana oznajmil mi, ze nie ma przerwy i nie może dziadka samego zostawić. Jak wychodzi to tylko z nim.
-A o której twoja babcia chodzi spac?
-Roznie, zależy co oglada w telewizji, wczoraj poszla o 23.
-Kiepsko, ale ja mogę cie wpuscic jak poloze dziadka spac.
Taki mnie pusty smiech ogarnal, po prostu nie do opanowania. Facet przyjal to za dobry znak, bo za chwile dodał tez chichocząc :
-Wodki bym się napil. Jak ty jeździsz rowerem, to może wiesz co tam jest? Bylas tam? Jest tam jakiś sklep?- i pokazal domki na wzgórzu .
-Bylam, jest gospoda, czy sklep to nie wiem , bo całej miejscowości nie objechałam , a zakupy robie gdzie indziej.
-Acha. To jedz, zobacz, kup cos , ja ci pieniądze oddam.
No to pojechałam. Smialam się po drodze jak wariatka, sama z siebie. Gdyby nie ta dziwna paralizujaca mój jezyk wesolosc, to może bym mu powiedziała, ze jutro przyjezdza zmienniczka a pojutrze już mnie tu nie będzie
16 września 2017 15:47 / 3 osobom podoba się ten post
hawana

Laseczko, Twoj blog tez bylby swietny:-) Jestem tego pewna:-)

Laseczki oba blogi są świetne 
16 września 2017 15:47 / 5 osobom podoba się ten post
Wreszcie jestes!!!! Beda czytac ino se nowa kawe zrobie 
16 września 2017 15:48 / 5 osobom podoba się ten post
MeryKy

Laseczki oba blogi są świetne :oklaski1:

A to chyba w radiu było? 
Coś mi się pogmatwało w główce 
16 września 2017 16:50 / 4 osobom podoba się ten post
Hawana!!! Padłam !!! Ale Ci się Amadeus trafił,no takie też " pracują", zupełnie nieskomplikowane i inteligentne inaczej
16 września 2017 17:40 / 12 osobom podoba się ten post
Alaska

Hawana!!! Padłam !!!:smiech2::smiech2::smiech2: Ale Ci się Amadeus trafił,no takie też " pracują", zupełnie nieskomplikowane i inteligentne inaczej

Laseczko kochana, ten facet mial same zalety: konkretny, prosty w obsludze, a jaki porzadny...On mnie od razu spytal czy jestem wolna i przyklepal: ja tez.
O zdjecie nie musial prosic, bo widzial mnie przeciez.Pasowalo mu nawet to, ze mam rower!
Jak prawdziwy macho przejal inicjatywe i po pieciu minutach wiedzial wszystko , co bylo mu potrzebne.Jak on to rozegral...
Po prostu mistrz slowa skondensowanego,albo lepiej- wirtuoz etiudy slownej 
16 września 2017 19:33 / 3 osobom podoba się ten post
Dzięki Hawano za te dowcipne , po ludzku , szczerze i poruszające serce i wyobrażnie opowieści. A tak na marginesie pifko mnie ostygło , piana opadła i tak się zaczytałam ,że nawet o pipi zapomniałam i boję się wstać bo mogę nie donieść. Czekam na ciąg dalszy Twoich perypeti.