Dzień minął, no właśnie, jak?
Nawet nie umiem określić. Nie był to dzień zły, ale jakiś taki...taki sobie.
Smętny, można powiedzieć.
Dla babci, pewnie normalny, bo każdy u niej taki sam, a dla mnie ciągnący się bardzo.
Od rana szaro,nawet na chwilkę słońce się dzisiaj nie pokazało i praktycznie bez przerwy pada, teraz właśnie przestało.
Po obiedzie czekałyśmy na Hausärtzta, który przychodzi co 2 tygodnie, ot po prostu zobaczyć, czy wszystko ok .
Dzisiaj, jak na złość się spóźnił ,więc obie o mało żeśmy nie zasnęły czekając na niego. Z tego wszystkiego babcia o 1,5 godz później udała się na drzemkę, a ja razem z nią. Nie to,żeby do jednego łóżka, my jak Paweł i Gaweł, ja na górze, babcia na dole,

mój pokój jest dokładnie nad jej pokojem .
Zaglądałam do Was kilka razy, nawet obiecany przepis miałam zamieścić, ale nawet pisać mi się nie chciało.
Trzy rundki Rummikubika (znacie pewnie,moje wszystkie babcie lubiły w to grać)żeśmy zaliczyły i to jedyne dzisiaj urozmaicenie było.
Miłego wieczoru jeszcze życzę
