O matko, ja myślałam, że jestem odosobniona w swoich problemach ze snem a tu się okazuje, że bezsenność to niejako nasza "choroba zawodowa" :)
Nie biorę żadnych leków (kiedyś brałam w Polsce b. silne, Zolsanę, ale odstawiłam dość szybko i jakiś czas spalam normalnie), ale pomimo, ze teraz mam spokojnego pacjenta, samodzielnego i przesypiającego noce (bo w poprzednim miejscu zdarzało mi się wstawać do dziesięciu razy, żeby niepokornego dziadka zaprowadzić do łózka i każde drgnienie w jego pokoju wyrywało mnie z i tak lekkiego snu), to śpię zaledwie 4-5 godzin, w dodatku budzę się średnio co dwie godziny. A potem w dzień chodzę półprzytomna. Próbowałam melisy, nawet ostatnio skorzystałam z propozycji Profesora, kiedy poczęstował mnie piwem, w nadziei, ze może uda mi się normalnie zasnąć, lecz nic z tego, proszę, 23.17, a ja się czuję, jakby była 9 rano i wole nie myśleć, jak się będę czuła o 9 ...
A teraz anegdotka dla osób o mocnych nerwach :)
Ostatniej nocy na poprzedniej stelli nie zapomnę. Byłam już spakowana i miałam reklamówkę z rzeczami do wywalenia kolo walizki. Zapaliłam lampkę nocna, a tu na ścianie obok łóżka, gigantyczny pająk, z tych z takimi paskudnymi grubymi nogami. Wstrząsnęło mną, ale poczwara wlazła za szafkę. Położyłam się zatem w poczuciu głębokiego niepokoju i nagle słyszę po podłodze coś jakby: "Szur szur szur", a chwilę później "tup tup tup" po nylonie. Boże, ohydztwo było wielkości paznokcia (bez nóg!) i normalnie słyszałam, jak mi łazi po pokoju! To już prawdę mówiąc wolę 10 razy wstawać w nocy do pacjenta niż przeżywać takie niespodzianki.
Dobrej nocy wszystkim opiekunkom i wszystkim podopiecznym :)