Ostatnie stadium raka - porady

15 grudnia 2013 19:23
anetta

Aniu1313 wszystko zależy od umowy rodziny z firmą, znam przypadki z 2 różnych firm gdy podopieczny umiera lub zostaje oddany do ośrodka to rodzina musi płacić firmie przez kolejne 14dni, opiekunka ma prawo ten czas zostać w domu podopiecznego i wtedy dostaje delegacyjne, jeśli zjeżdża wcześniej firma zgarnia kasę dla siebie

masz racje ja tez bylam u rodziny gdzie podopieczny zmarl i rodzina mi kazala zostac bo oni i tak musieli za moj pobyt jeszcze placic
15 grudnia 2013 19:26
Mój podopieczny też odszedł w trakcie mojego pobytu, żona mnie poprosiła czy nie zostane z nią trochę dłużej, no miałam dwutygodniowy , może trochę smutny urlop, ale fajnie mi sie z nią pracowało za życia Pdp, więc dlaczego nie.
15 grudnia 2013 19:30
dorotee

Mój podopieczny też odszedł w trakcie mojego pobytu, żona mnie poprosiła czy nie zostane z nią trochę dłużej, no miałam dwutygodniowy , może trochę smutny urlop, ale fajnie mi sie z nią pracowało za życia Pdp, więc dlaczego nie.

to wlasnie mialam na mysli ja tez dobrze wspominam pobyt z zona podopiecznego zarowno za jego zycia jak i po smierci  dlatego chetnie z nia zostalam tym bardziej ze corka wlasnie na urlop jechala i ona bylaby calkiem sama w duzym domu 
16 grudnia 2013 00:19 / 2 osobom podoba się ten post
Czuję, że muszę to komuś opowiedzieć, ale tak naprawdę nie mam komu. Więc piszę tutaj.
Opiekowałam się przez 3 miesiące babcią z bardzo ciężką demencją i bardzo niesprawną ruchowo. Było ciężko, ale jakoś sobie radziłam - miałam nawet kilka sukcesów na swoim koncie, bo udało mi się zmobilizować babcię do chodzenia i chęci uśmiechania się.
W ostatni dzień mojego pobytu babcia upadła z wózka - prosto do przodu, na twarz i rozbiła głowę. Nie wiem jak to się stało i dlaczego - czy straciła równowagę, czy źle siedziała. Głowę rozbiła, jest rana i sine oko.
Zabrali ją do szpitala, ale wróciła wieczorem do domu po zrobieniu opatrunku i badań.
Jestem zdruzgotana i czuję się okropnie - zaraz jadę do domu, ale nie wiem jak poradzę sobie z tym stresem.
16 grudnia 2013 06:26 / 1 osobie podoba się ten post
awew

Czuję, że muszę to komuś opowiedzieć, ale tak naprawdę nie mam komu. Więc piszę tutaj.
Opiekowałam się przez 3 miesiące babcią z bardzo ciężką demencją i bardzo niesprawną ruchowo. Było ciężko, ale jakoś sobie radziłam - miałam nawet kilka sukcesów na swoim koncie, bo udało mi się zmobilizować babcię do chodzenia i chęci uśmiechania się.
W ostatni dzień mojego pobytu babcia upadła z wózka - prosto do przodu, na twarz i rozbiła głowę. Nie wiem jak to się stało i dlaczego - czy straciła równowagę, czy źle siedziała. Głowę rozbiła, jest rana i sine oko.
Zabrali ją do szpitala, ale wróciła wieczorem do domu po zrobieniu opatrunku i badań.
Jestem zdruzgotana i czuję się okropnie - zaraz jadę do domu, ale nie wiem jak poradzę sobie z tym stresem.

Awew nie załamuj się, jakbys się źle opiekowała to babuszka wcześniej by Ci upadla albo coś innego. Doskonale Ciebie rozumiem, też miałam kiedyś sytuacje że babcia upadła i się połamała, dziadek spadł z wózka. I też strasznie przeżywałam i mialam moralniaka. Rodzina tak nie przeżywala jak ja. Każdy to przeżywa na swój sposób. Traz sie rozsypałaś ale szukaj miotełki i się pozamiataj. A napewno zbierzesz sie do kupy. Pozdrawiam.
16 grudnia 2013 07:39 / 2 osobom podoba się ten post
awew

Czuję, że muszę to komuś opowiedzieć, ale tak naprawdę nie mam komu. Więc piszę tutaj.
Opiekowałam się przez 3 miesiące babcią z bardzo ciężką demencją i bardzo niesprawną ruchowo. Było ciężko, ale jakoś sobie radziłam - miałam nawet kilka sukcesów na swoim koncie, bo udało mi się zmobilizować babcię do chodzenia i chęci uśmiechania się.
W ostatni dzień mojego pobytu babcia upadła z wózka - prosto do przodu, na twarz i rozbiła głowę. Nie wiem jak to się stało i dlaczego - czy straciła równowagę, czy źle siedziała. Głowę rozbiła, jest rana i sine oko.
Zabrali ją do szpitala, ale wróciła wieczorem do domu po zrobieniu opatrunku i badań.
Jestem zdruzgotana i czuję się okropnie - zaraz jadę do domu, ale nie wiem jak poradzę sobie z tym stresem.

Mnie moja mama tak spadła z wózka, tak bywa, a opiekunka to nie robot wieloczynnosciowy, który dopilnuje wszystkiego. Rozmawiałaś z rodziną? Trzeba wszystko wyjaśnić i kamień z serca. Babcia się na pewno przestraszyła, na pewno ją boli, to przykre, ale nie można się tak obciążać. Masz dzieci? Jak były małe, nigdy nie potłukły kolan? To jest na podobnej zasadzie.
16 grudnia 2013 08:01 / 1 osobie podoba się ten post
Awew, to naprawdę nie Twoja wina. Nie masz oczu wkoło głowy, takie rzeczy się zdarzają,
nie mogłaś tego przewidzieć.
To przykre, że tak sie tak sie stało, ale juz odpuść, to nie Twoja wina!!!!!

Moja 6 m-czną córke pilnowali mama z mężem, a i tak jakimś cudem wypadła z wózka i zawisła na puszorkach,
na szczęście.
16 grudnia 2013 08:10 / 2 osobom podoba się ten post
Również Awew uważam,że nie powinnaś się obwiniać,bo takie rzeczy po prostu się zdarzają,no przypadek.Przecież łańcuchem do babci się nie przykujesz,musisz wyjść chociażby do toalety,czy po to,aby wykonać obowiązki związane z prowadzeniem domu oddalić się od babci.Są pasy zabiezpieczające,którymi mozna przypiąc chorego w wózku,aby nie wypadł,jeśli chora już nie potrafi sama stabilnie w wózku siedziec,to może rodzina powinna o takie się postarać.Ale to ,co się stało,to na pewno nie jest twoja wina.
16 grudnia 2013 08:20 / 1 osobie podoba się ten post
awew

Czuję, że muszę to komuś opowiedzieć, ale tak naprawdę nie mam komu. Więc piszę tutaj.
Opiekowałam się przez 3 miesiące babcią z bardzo ciężką demencją i bardzo niesprawną ruchowo. Było ciężko, ale jakoś sobie radziłam - miałam nawet kilka sukcesów na swoim koncie, bo udało mi się zmobilizować babcię do chodzenia i chęci uśmiechania się.
W ostatni dzień mojego pobytu babcia upadła z wózka - prosto do przodu, na twarz i rozbiła głowę. Nie wiem jak to się stało i dlaczego - czy straciła równowagę, czy źle siedziała. Głowę rozbiła, jest rana i sine oko.
Zabrali ją do szpitala, ale wróciła wieczorem do domu po zrobieniu opatrunku i badań.
Jestem zdruzgotana i czuję się okropnie - zaraz jadę do domu, ale nie wiem jak poradzę sobie z tym stresem.

Dasz rade nie mozesz tak sie załamywac nasze zdrowie psychiczne jest bardzo wazne ,Opiekunka nie moze sie zadreczac  wszystko moze sie wydazyc co nie znaczy ze to nasza wina to sa osoby wiekowe i jak mowisz z demencja  nie jestes w stanie przewidziec co w danej chwili zroba. Nie bierz wszystkiego do serca nie przejmuj sie tak bo ty sie rozchorujesz!!!
16 grudnia 2013 08:38 / 2 osobom podoba się ten post
awew

Czuję, że muszę to komuś opowiedzieć, ale tak naprawdę nie mam komu. Więc piszę tutaj.
Opiekowałam się przez 3 miesiące babcią z bardzo ciężką demencją i bardzo niesprawną ruchowo. Było ciężko, ale jakoś sobie radziłam - miałam nawet kilka sukcesów na swoim koncie, bo udało mi się zmobilizować babcię do chodzenia i chęci uśmiechania się.
W ostatni dzień mojego pobytu babcia upadła z wózka - prosto do przodu, na twarz i rozbiła głowę. Nie wiem jak to się stało i dlaczego - czy straciła równowagę, czy źle siedziała. Głowę rozbiła, jest rana i sine oko.
Zabrali ją do szpitala, ale wróciła wieczorem do domu po zrobieniu opatrunku i badań.
Jestem zdruzgotana i czuję się okropnie - zaraz jadę do domu, ale nie wiem jak poradzę sobie z tym stresem.

Dziewczyny dobrze Ci napisały - t o   n i e   T w o j a  w i n a - pdp z cieżka demencja nie opanujesz nie zabezpieczysz jej w 100% jeśli nie masz ku temu warunkow znam to widzę jak moja pdp,ktorej muszę podac rękę jak wstaje z fotela a nie raz  uzyć siły. W czasie nasilenia sie choroby wstaje sama i biegnie bo ma jakiś zamysł w głowie,ktorego nie jest w stanie wykonać.Tez na pierwszej Stelii byłam gorliwa opiekunka zmobilizowałam do chodzenia ku mojej pozniejszej niedoli.Takie upadki trzeba wkalkulować w ryzyko naszej pracy.Ale ja wyciagnełam wnioski z tej lekcji.Teraz przy podjęciu pracy przy demencyjnej osobie proszę o przyszycie pasa zapinanego z tyłu wózaka(z przodu pomimo niesprawnych rąk odepnie)i mam spokojna glowe na spacerach i jeśli na dluzsza chwile musze pozostawić pdp samą nie myslę o tym, że leży na podłodzę albo z nożem spaceruje po mieszkaniu.
 
 
16 grudnia 2013 10:14 / 2 osobom podoba się ten post
Awew - nie jestes w stanie być zawsze i wszędzie!nie obwiniaj się,na to co sie stało nie miałas żadnego wpływu.Mnie też jeden z PDP na prostej drodze zaplatał się o własne nogi ,rąbnął na posadzke głowe rozwalił,7 szwów i mimo ,ze byłam blisko w tym momencie akurat byłam tyłwem odwrócona -jak sie ma coś stać to się po prostu stanie.TO NIE TWOJA WINA!!!!!
16 grudnia 2013 10:36 / 2 osobom podoba się ten post
awew

Czuję, że muszę to komuś opowiedzieć, ale tak naprawdę nie mam komu. Więc piszę tutaj.
Opiekowałam się przez 3 miesiące babcią z bardzo ciężką demencją i bardzo niesprawną ruchowo. Było ciężko, ale jakoś sobie radziłam - miałam nawet kilka sukcesów na swoim koncie, bo udało mi się zmobilizować babcię do chodzenia i chęci uśmiechania się.
W ostatni dzień mojego pobytu babcia upadła z wózka - prosto do przodu, na twarz i rozbiła głowę. Nie wiem jak to się stało i dlaczego - czy straciła równowagę, czy źle siedziała. Głowę rozbiła, jest rana i sine oko.
Zabrali ją do szpitala, ale wróciła wieczorem do domu po zrobieniu opatrunku i badań.
Jestem zdruzgotana i czuję się okropnie - zaraz jadę do domu, ale nie wiem jak poradzę sobie z tym stresem.

kochana to naturalne w naszym zawodzie ze takie wypadki sie zdarzaja.nasi pdp sa nieprzewidywalni z racji choroby jeden mnie drugi wiecej.ja pracuje w wolontariacie w dps w Polsce i tam takie upadki tez sie zdarzaja.nie ma fizycznej mozliwosci aby calkowicie temu zapobiec.nastepnym razem zapnij pdp w wozku sa specjalne pasy. jak nie ma na wyposazeniu niech zakupia.siniec zejdzie glowa sie zagoi u pdp a stres spustoszy twoj organizm.odpusc sobie dostan grubej skory bo takie wypadki to ryzyko zawodowe.usmiechnij sie jutro bedzie mniej stresowo
17 grudnia 2013 17:53 / 1 osobie podoba się ten post
Dziękuję Wam moje kochane za słowa otuchy. Teraz wiem, że innym opiekunkom też zdarzają się takie sytuacje. To był mój ostatni dzień z tą babcią. Spędziłam z nią 3 długie miesiące - 90 dni. Wypadek wydarzył się w południe, kiedy chciałam położyć ją do łóżka spać. Bywało czasem bardzo ciężko, wiele razy przewracała się chodząc lub stojąc - zawsze udawało mi się ją złapać i uratować od bolesnego upadku. Rodzina życzyła sobie, żeby babcię mobilizować do chodzenia, ale nie zdają sobie sprawy jakie jest to ryzykowne i niebezpieczne. Codziennie zwoziłam liftem babcię dwa razy na dół, żeby siedziała przy stole. Nikt nie liczył się z tym ile kosztuje mnie to wysiłku i jak bardzo jest to dla mnie obciążające fizycznie i psychicznie. Najczęściej musiałam ją przenosić na własnych rękach - z wózka na lfit i z powrotem. Dziś dowiedziałam się od swojego szefa z agencji, że rodzina ma do mnie pretensję, że babcia nie została należycie dopilnowana przeze mnie. To przykre, ale tego właśnie się spodziewałam. Nigdy nie było z ich strony żadnej pomocy, ani zrozumienia. Wpadali raz w tygodniu na kilka minut, aby posłuchać o tym jak bardzo posunęła się niepełnosprawność cioci. Nie usłyszałam nigdy żadnych słów zrozumienia lub prób rozwiązania jakiegoś problemu- jedynie - yychm, yychm. Potem znikali na kolejny tydzień. Zimni, wyrachowani do ostatnich granic!!!! Jest jeszcze jedna kwestia, która moim zdaniem odgrywa dużą rolę w tym wypadku - mianowicie: akurat na tym piętrze babcia jest przewożona nie na typowym rolstul, tylko na klostul, który przecież nie posiada podpórek na nogi. Tego dnia była wyjątkowo słabiutka, głowę schylała bardzo nisko, jakby nie mogła jej utrzymać. Dlatego "opadła" niejako pod ciężarem własnej głowy i tułowia, który pociągnął ją do przodu. Gdyby stopy miała podparte na podporach, to wszystko wyglądałoby inaczej, bo opadałaby z mniejszą siłą. Na klostul nie ma pasa zabezpieczającego przed upadkiem. Mimo, że stałam tuż za nią, bo zamykałam hamulec, nie byłam w stanie jej złapać. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Po wypadku rodzina nie rozmawiała ze mną wcale, nikt nie rozumiał mojego zdenerwowania i stresu, a także starań, aby zminimalizować skutki upadku. Tamowałam krwawienie gołymi rękami, położyłam zimny kompres, podniosłam babcię i posadziłam na własnych kolanach, trzymając ją w objęciach. Wszystko to jest dla mnie strasznie trudne, a najgorszy jest brak zrozumienia ze strony rodziny. Chcieliby, żeby babcia żyła 120 lat, bo doją z niej kasę. Dziś poszłam na masaż, bo jestem okropnie spięta. Budzę się w nocy z niedobrymi snami i obrazami w oczach. Koszmar!!!!
17 grudnia 2013 18:33 / 1 osobie podoba się ten post
awew

Dziękuję Wam moje kochane za słowa otuchy. Teraz wiem, że innym opiekunkom też zdarzają się takie sytuacje. To był mój ostatni dzień z tą babcią. Spędziłam z nią 3 długie miesiące - 90 dni. Wypadek wydarzył się w południe, kiedy chciałam położyć ją do łóżka spać. Bywało czasem bardzo ciężko, wiele razy przewracała się chodząc lub stojąc - zawsze udawało mi się ją złapać i uratować od bolesnego upadku. Rodzina życzyła sobie, żeby babcię mobilizować do chodzenia, ale nie zdają sobie sprawy jakie jest to ryzykowne i niebezpieczne. Codziennie zwoziłam liftem babcię dwa razy na dół, żeby siedziała przy stole. Nikt nie liczył się z tym ile kosztuje mnie to wysiłku i jak bardzo jest to dla mnie obciążające fizycznie i psychicznie. Najczęściej musiałam ją przenosić na własnych rękach - z wózka na lfit i z powrotem. Dziś dowiedziałam się od swojego szefa z agencji, że rodzina ma do mnie pretensję, że babcia nie została należycie dopilnowana przeze mnie. To przykre, ale tego właśnie się spodziewałam. Nigdy nie było z ich strony żadnej pomocy, ani zrozumienia. Wpadali raz w tygodniu na kilka minut, aby posłuchać o tym jak bardzo posunęła się niepełnosprawność cioci. Nie usłyszałam nigdy żadnych słów zrozumienia lub prób rozwiązania jakiegoś problemu- jedynie - yychm, yychm. Potem znikali na kolejny tydzień. Zimni, wyrachowani do ostatnich granic!!!! Jest jeszcze jedna kwestia, która moim zdaniem odgrywa dużą rolę w tym wypadku - mianowicie: akurat na tym piętrze babcia jest przewożona nie na typowym rolstul, tylko na klostul, który przecież nie posiada podpórek na nogi. Tego dnia była wyjątkowo słabiutka, głowę schylała bardzo nisko, jakby nie mogła jej utrzymać. Dlatego "opadła" niejako pod ciężarem własnej głowy i tułowia, który pociągnął ją do przodu. Gdyby stopy miała podparte na podporach, to wszystko wyglądałoby inaczej, bo opadałaby z mniejszą siłą. Na klostul nie ma pasa zabezpieczającego przed upadkiem. Mimo, że stałam tuż za nią, bo zamykałam hamulec, nie byłam w stanie jej złapać. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Po wypadku rodzina nie rozmawiała ze mną wcale, nikt nie rozumiał mojego zdenerwowania i stresu, a także starań, aby zminimalizować skutki upadku. Tamowałam krwawienie gołymi rękami, położyłam zimny kompres, podniosłam babcię i posadziłam na własnych kolanach, trzymając ją w objęciach. Wszystko to jest dla mnie strasznie trudne, a najgorszy jest brak zrozumienia ze strony rodziny. Chcieliby, żeby babcia żyła 120 lat, bo doją z niej kasę. Dziś poszłam na masaż, bo jestem okropnie spięta. Budzę się w nocy z niedobrymi snami i obrazami w oczach. Koszmar!!!!

Współczuję ci szczerze,ale się nie dołuj.....To nie twoja wina......Nie myśl,bo sie wykończysz....Zapomnij o babci i to jest rada dla ciebie....
 
Nie ma 'złotych ' Niemców,to wyrachowani zimni ludzie i tyle...
17 grudnia 2013 18:40
awew

Dziękuję Wam moje kochane za słowa otuchy. Teraz wiem, że innym opiekunkom też zdarzają się takie sytuacje. To był mój ostatni dzień z tą babcią. Spędziłam z nią 3 długie miesiące - 90 dni. Wypadek wydarzył się w południe, kiedy chciałam położyć ją do łóżka spać. Bywało czasem bardzo ciężko, wiele razy przewracała się chodząc lub stojąc - zawsze udawało mi się ją złapać i uratować od bolesnego upadku. Rodzina życzyła sobie, żeby babcię mobilizować do chodzenia, ale nie zdają sobie sprawy jakie jest to ryzykowne i niebezpieczne. Codziennie zwoziłam liftem babcię dwa razy na dół, żeby siedziała przy stole. Nikt nie liczył się z tym ile kosztuje mnie to wysiłku i jak bardzo jest to dla mnie obciążające fizycznie i psychicznie. Najczęściej musiałam ją przenosić na własnych rękach - z wózka na lfit i z powrotem. Dziś dowiedziałam się od swojego szefa z agencji, że rodzina ma do mnie pretensję, że babcia nie została należycie dopilnowana przeze mnie. To przykre, ale tego właśnie się spodziewałam. Nigdy nie było z ich strony żadnej pomocy, ani zrozumienia. Wpadali raz w tygodniu na kilka minut, aby posłuchać o tym jak bardzo posunęła się niepełnosprawność cioci. Nie usłyszałam nigdy żadnych słów zrozumienia lub prób rozwiązania jakiegoś problemu- jedynie - yychm, yychm. Potem znikali na kolejny tydzień. Zimni, wyrachowani do ostatnich granic!!!! Jest jeszcze jedna kwestia, która moim zdaniem odgrywa dużą rolę w tym wypadku - mianowicie: akurat na tym piętrze babcia jest przewożona nie na typowym rolstul, tylko na klostul, który przecież nie posiada podpórek na nogi. Tego dnia była wyjątkowo słabiutka, głowę schylała bardzo nisko, jakby nie mogła jej utrzymać. Dlatego "opadła" niejako pod ciężarem własnej głowy i tułowia, który pociągnął ją do przodu. Gdyby stopy miała podparte na podporach, to wszystko wyglądałoby inaczej, bo opadałaby z mniejszą siłą. Na klostul nie ma pasa zabezpieczającego przed upadkiem. Mimo, że stałam tuż za nią, bo zamykałam hamulec, nie byłam w stanie jej złapać. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Po wypadku rodzina nie rozmawiała ze mną wcale, nikt nie rozumiał mojego zdenerwowania i stresu, a także starań, aby zminimalizować skutki upadku. Tamowałam krwawienie gołymi rękami, położyłam zimny kompres, podniosłam babcię i posadziłam na własnych kolanach, trzymając ją w objęciach. Wszystko to jest dla mnie strasznie trudne, a najgorszy jest brak zrozumienia ze strony rodziny. Chcieliby, żeby babcia żyła 120 lat, bo doją z niej kasę. Dziś poszłam na masaż, bo jestem okropnie spięta. Budzę się w nocy z niedobrymi snami i obrazami w oczach. Koszmar!!!!

Hmmm. to jest moja pierwsza stella i nie mam wilkiego doswiadczenia, mam pod opieka malzenstwo, chodz w mial byc tylko pan. W pierwszych dniach mojego pobytu dwa razy moj podopieczny upadl. Raz w toalecie gdy ja bylam w piwnicy i wstawialam pranie, a drugi raz w piwnicy gdy bylam na spacerze z jego zona. Oczywiscie w pierwszej chwili rodzina zrobila wielkie oczy, od razu powiedzialam ze nie moge caly czas stac przy nim a po drugim razie glosnow powiedzialam ze zgodnie z prosba poszlam na spacer z babcia, a dziadek mial wszystko przygotowane na stole (kawa, picie, ciasto), niestety pomimo problemow z chodzeniem wybral sie na wycieczke do piwnicy w poszukiwaniu rumu :( Stanowczo ale delikatnie powiedzialam ze jest mi barddzo przykro i zal pacjenta, ale niestety to sa wypadki :) Rodzina zmienila podejscie, widze ze oni szanuja ludzi z charakterem i swoim zdaniem, wiec nie bede sie kajac i podlizywac. Nie wiem czy wszyscy tacy sa ale bynajmnie ja mam taka rodzine tutaj. I tak ja  jestem podpora dla ich bliskich, to sobie powtarzam i jest lepiej :) Kochana pamietaj oni Ciebie potrzebuja nie Ty ich. Pdp jest o wiele wiecej jak opiekunek.
Trzymaj sie cieplutko i nie lam sie :)  A tego masazu to zazdroszcze :)