Nasze podróże, ulubione miejsca

07 maja 2017 15:27 / 1 osobie podoba się ten post
MeryKy

Na tablecie nie dałam rady tego przeczytać. Dopiero na laptopie. Stanęłam od tyłu i lekko przechyliłam :lol2:

Życie nie jest łatwe
07 maja 2017 15:33 / 4 osobom podoba się ten post
hawana

Życie nie jest łatwe:-)

Każdy z nas dźwiga swój krzyż 
07 maja 2017 15:35 / 1 osobie podoba się ten post
MeryKy

Te zestawy słuchawkowe to super wynalazek. Nie trzeba się tłoczyć koło przewodnika żeby wszystko słyszeć.

W bazylice św. Piotra zabrali nam "matki" a słuchawki nie, bo są uniwersalne. Wydali nam ichniejsze z ustawioną częstotliwością. Chodziło tylko o to, żeby nie było zakłóceń.
07 maja 2017 15:41 / 1 osobie podoba się ten post
hawana

W bazylice św. Piotra zabrali nam "matki" a słuchawki nie, bo są uniwersalne. Wydali nam ichniejsze z ustawioną częstotliwością. Chodziło tylko o to, żeby nie było zakłóceń.

Toś się na biegała km
07 maja 2017 15:44 / 2 osobom podoba się ten post
Anna27

Toś się na biegała km

W upale bywa to męczące,  w Wenecji było 20 a w Rzymie tylko 24 stopnie.
Trzeba mierzyc sily na zamiary.
Najstarsza uczestniczka byla pani lat 78, a potem malzenstwo z 54-letnim stazem(bardzo sympatyczni). Jezdza od lat. To trzeba lubic i trenowac.
22 maja 2017 15:13 / 9 osobom podoba się ten post
Coś tu zaczelam, ale nie skonczylam, a wiadomo, ze koniec jest najwazniejszy. Bez konca nie byloby poczatku, ani konca, ani Szymborskiej , ani mnie NA TROPIE BAZYLIKUM(F)
W Italii zakochalam sie od pierwszego wejrzenia, a pomiedzy mna a Wlochami iskrzy niesamowicie.Chyba za sprawa tego psikusnika, ktory kryje sie w slowie ROMA(czyt. od konca) To kraj w wiekszosci gorzysty, wiec nawet podrozujac autem mozna podziwiac piekne widoki. Na szczytach zielonych gorek gdzieniegdzie zameczek, albo kosciolek, a nizej pasa sie kozuszki.Bajka. W ogrodkach przydomowych srebrza sie drobne listka drzewek oliwnych i pna winorosla.A ja jak wiecie lubie wino. Dlaczego? Bo picie wina jest bardzo seksowne. Trzeba trzymac za nozke(oczywiscie kieliszek), zeby nie ogrzewac zawartosci... Jeszcze wspomne o pinii, czyli sosnie srodziemnomorskiej, ktora ksztaltuje korone w baldachim okrywajacy korzenie przed nadmiernym wysychaniem. Jej szyszki sa duzo wieksze od naszych i maja jadalne nasiona(orzeszki), ktore obok bazylii sa glownym skladnikiem zielonego, genuenskiego pesto, czyli sosu do makaronu. Niedawno odbyta przeze mnie wycieczka wiodla przez Padwe.To duze miasto uniwersyteckie, studiowal tam tez nasz Mikus Kopernik.Ale my tropilismy cos innego, wiec pomykajac na pieszo pod cedrami trafilismy do bazyliki sw. Antoniego.Byl czas na modlitwe, zwiedzanie i pierwsze zakupy.A potem na nocleg. Nastepnego dnia udalismy sie do Wenecji. Tylko jedna droga prowadzi przez lagune, a potem to trzeba skoczyc po lydki, tfu, na lydke albo waporetto, jak to tu zwa. Po doplynieciu spacerowalismy z przewodniczka od nabrzeza, obok Palacu Dodzow, bazyliki sw. Marka az do mostu Rialto. Karnawalu juz nie bylo, ale masek tysiace. A ten karnawal przez 6 miesiecy w roku to oczywiscie chlyt marketingowy, bo Wenecja to miasto kupcow. Z Wenecji udalismy sie do Asyzu, do bazyliki sw. Franciszka. W drodze obejrzelismy film o swietym Franciszku, wiec malowidla przedstawiajace sceny z jego zycia byly bardziej dla nas zrozumiale. I Asyz mnie zachwycil. Bo taki cudnie stary, a wiadomo, ze stare jest piekne.Marmury rzymskie klekaja przed sredniowiecznymi freskami(Wg mnie).I te uliczki, kamienne domki, ceglane daszki...Hm...I takie skromne. Wiem, ze przepych Rzymu to zupelnie inna historia, bo we Wloszech marmur byl tanszy od drewna, a w gorskiej krainie tego budulca pod dostatkiem, ale...Coz, to chyba moj gust. Wieczorem odpoczywalismy nad Adriatykiem, w okolicy Rimini i udalo nam sie ujrzec zachod slonca, a przy kolacji napic wina. Polecam. W hotelu z trzema gwiazdkami butelka kosztuje 5 euro, w pieciogwiazdkowym 12. Rano ruszylismy do San Marino, wloskojezycznej enklawy, oddzielnej republiki, ktorej stolica znajduje sie na wysokiej gorze.Byla wiec malownicza wspinaczka autokarem. I tej gory hitlerowcy nie zdobyli, a ja tak:) Do San Marino tak wlasciwie jezdzi sie na zakupy, bo tam strefa bezclowa i degustacje miejscowej specjalnosci, czyli migdalowego likieru amaretto.I tu poleglam. Mowilam, ze nie kupie, a kupilam.Ale nie likier.I nie nowszy model, tylko klasyka. Czyli juz sie nie zmienie. Pocieszam sie, ze do emerytury to juz wiecej tych moich ulubionych perfum nie kupie. CDN... bo pauza mi sie konczy. A klawiatura odmawia posluszenstwa.
23 maja 2017 14:19 / 13 osobom podoba się ten post
A potem były dwa dni w Rzymie i robiło się coraz fajniej i śmieszniej. Pierwszego dnia byliśmy na audiencji w Watykanie, o tym już pisałam. Tylko nie wspomniałam, ze w fontannie na placu św. Piotra kąpały się dwie kaczki krzyżówki, a właściwie kaczor i kaczuszka. I zaczęłyśmy z koleżanką podkarmiać tą gadzinę okruszkami bułeczki. Kaczuszka bystro skoczyła po jedzonko, a ten kaczor nic.Próbowałam go zmotywować: -Rusz się, bo kto ci będzie dzieci robił? Ale on nic.Tak to bywa z facetami. (To tak na marginesie...) Po audiencji było zwiedzanie Wzgórza Kapitolińskiego, rzut oka na Forum Romanum i spacer pod Colosseum,a potem wycieczka na Monte Cassino. I były maki kwitnące przy drodze, czyli skoro bitwa zakończyła się 18-stego maja to faktycznie mogły kwitnąć. I to był ten bardzo patriotyczny dzień, bo na cmentarzu zostawiliśmy kwiaty i flagę. Flaga już nam potrzebna nie była, bo pochód pierwszomajowy i śpiewanie "Międzynarodówki" mieliśmy odfajkowane. Co prawda trochę to uczyniliśmy niepoważnie, ale przy słowach"Bój to jest nasz ostatni" nie dało się po prostu nie śmiać. A wracając do tych maków. Tak się im przyglądałyśmy z koleżanką paląc papieroska, a ona w pewnym momencie mówi: -Takie ładne wszystko mają, a zobacz te stokrotki, jakie bździągwy A kto nie wie z czego się śmiałam, to niech napisze podanie, objaśnię. Drugiego dnia zaczęliśmy od bazyliki św. Piotra w Watykanie. Słynna Pieta Michała Anioła przepiękna, Matka Boska taka młoda, bo podobno święci się nie starzeją. Piotrusia oczywiście pogłaskałam po stopie. Drugą turę zwiedzania Rzymu zaczęliśmy od Placu Weneckiego i poszliśmy do Pantheonu, a potem na Piazza Navona pod najwyższą w Rzymie fontannę(Czterech Rzek) zbudowaną przez Berniniego, potem była fontanna di Trevi, pieniążek wrzuciłam, to znaczy, że jeszcze tam wrócę i schody na Placu Hiszpańskim. I koleżanka nam się zgubiła, ale my czujni byliśmy. Tłumaczyła się potem, że chciała butik z markową odzieżą odwiedzić, ale my dobrze wiemy jakie ona galerie odwiedza... Potem był czas na prawdziwą pizzę i podróż do Toskanii na nocleg. Wieczorem piliśmy chianti, polecam A we Florencji następnego dnia podróżowaliśmy koleją. Wysiedliśmy na stacji Santa Maria Novella i znaleźliśmy się w najstarszej części miasta. Florencja to miasto, gdzie tworzył Michał Anioł, Donatello,Caravaggio , Leonardo da Vinci.I bardzo ważny dla Włochów Dante Alighieri(od "Boskiej Komedii"), bo on jak Kochanowski jako pierwszy pisał poezję w języku ojczystym. Może i jakiś żółwie, wojownicze albo i nie też tam były, bo przez Florencję przepływa rzeka Arno, ale nie dojrzałam. Za to na Moście Złotników prawdziwego złotego Rolexa tak! Ale zachwycił mnie bardziej "Dawid" Michała Anioła, który stoi przed Pałacem Medyceuszy. I nie dlatego , że nagi( chociaż jest co podziwiać), że młody, że muskulaturę ma, ale dlatego, że nieprawdziwy i prawdziwy jednocześnie. Do tego oddany i wierny I jeszcze katedra była, i cztery godziny zwiedzania Wiednia następnego dnia, a teraz to fajnie powspominać i zaplanować coś na przyszłość
03 czerwca 2017 22:31 / 8 osobom podoba się ten post
Ciekawostkę wyczytałam wczoraj dotyczącą Kolonii.
W tym miejscu przyszła na świat Agrypina,żona rzymskiego cesarza Klaudiusza.Z nostalgii za miejscem urodzenia przekonałą męża by wypromował je na pełnoprawne miasto.nazwane na jej cześć Colonia Clauidia Ara Agryppinensium.Potem nazwe uproszczono na Colonia Agryppina ,aż ostatecznie pozostała nazwa Kolonia.
07 czerwca 2017 20:23 / 15 osobom podoba się ten post
Nie tylko Hawanę wywiało do Włoch. Mnie udało się zrealizować swoje młodzieńcze marzenie i zobaczyć Wenecję. Przy okazji była Werona i Padwa ale to tak zupełnie przy okazji. Wybrałam sobie program, który uwzględniał takich jak ja tj. lubiących chodzić swoimi ścieżkami, a nie biegać cały czas za przewodnikiem. Trochę się bałam czy przy moim talencie do gubienia się czy trafię z Lido di Jesolo, w którym byliśmy zakwaterowani do Wenecji i z powrotem. Okazało się, że nie jest ze mną tak źle i jak muszę to potrafię się skoncentrować ale za to zgubiłam się w Padwie. Standard. Nie chcę rozpisywać się o Weronie i Padwie, zwłaszcza, że o tej ostatniej pisała powyżej Hawana. Wenecja mnie zachwyciła. Była dokładnie taka, a nawet piękniejsza niż to sobie wyobrażałam. Cudnie jest zejść z utartych szlaków turystycznych i spacerować wąskimi uliczkami miasta. Miasta szczególnego bo nie uświadczy się tam ani jednego samochodu. Aż dziwne w dzisiejszych czasach prawda? Cały ruch odbywa się po wodzie vaporetto czyli tramwajami wodnymi, taksówkami ewentualnie gondolami. Gondolierzy zaczepiają co krok oferując swoje usługi. Nie ma to jednak nic wspólnego z tym jak zaczepiają turystów handlarze w państwach arabskich. Nie potrafię opisać atmosfery tego miasta. Chciałam zobaczyć tak dużo jak się tylko dało, a i tak mam wrażenie, że tylko liznęłam pobieżnie. Myślę, że gdybym spędziła dwa tygodnie zwiedzając od rana do wieczora to może udałoby mi się powiedzieć, że coś widziałam. Polecam wszystkim Wenecję do samodzielnego zwiedzania. Najlepiej chyba mieć zakwaterowanie właśnie w Lido di Jesolo bo hotele w samym mieście są drogie. Wenecja ma opinię najdroższego miasta w całych Włoszech. Gdy jest się w Bazylice Św. Marka lub Pałacu Dożów dopiero wówczas dociera do człowieka bogactwo i potęga dawnej republiki. Nie wypiłam co prawda kawy w kawiarni Florian tej, w której gościł lord Byron i to nie z oszczędności ( o dziwo) tylko dlatego, że było mi szkoda czasu. Tyle pozostało przecież do zwiedzenia. Gdy człowiek oddali się od Placu Św. Marka to robi się luźniej i czuć ducha miasta. Napływałam się vaporetto co nie miara. Polecam wszystkim, którzy kiedykolwiek zahaczyliby o Wenecję ten środek lokomocji. Przystanki są zlokalizowane przy najważniejszych atrakcjach turystycznych. Przy każdym przystanku znajdują się rozkłady jazdy poszczególnych linii. Najważniejsza to linia nr 1 pływająca po Canale Grande. Moje najcudniejsze wspomnienie z Wenecji to gdy siedziałam na schodach przed Santa Maria di Salute z mapą na kolanach zastanawiając się jak przedostać się na drugą stronę, świeciło słońce, woda w Canale Grnde odbijała jego promienie, a przede mną płynęła gondola, w której gondolier śpiewał "Volare

Widok z wieży San Giorgio Magiore na Pałac Dożów oraz Plac Św. Marka

07 czerwca 2017 20:58 / 10 osobom podoba się ten post
Tak jak pisałam zakwaterowanie mieliśmy w Lido di Jesolo, lekko sennym o tej porze roku. W małym rodzinnie prowadzonym hoteliku na samej plaży. W recepcji straż pełniły dwa małe urocze psiaki, które każdego witały przyjaznym merdaniem ogona. Prawie na przeciw hotelu znajdowała się pizzeria. Nie wykupiłam obiadów aby właśnie chodzić do restauracji i próbować lokalnego jedzenia. We wszystkich hotelach jedzenie jest podobne. Dopiero gdy się je na mieście to czuje się smak danego kraju. Uwielbiam pizzę więc pizzeria na przeciw hotelu to miód na moją duszę. Klientów o tej porze roku mało więc gdy właściciel zobaczył mnie na drugi dzień w drzwiach to od progu przywitał gromkim " buongiorno seniora !" Nie muszę mówić, że byłam zachwycona. Pizza przepyszna. Do tego lampka chianti i moje szczęście było pełne. Niestety nie było ono takie tanie jak opisuje Hawana bo lampka kosztowała 3,50 euro ale i tak było warte swojej ceny. Nie piłam trzymając kieliszek za nóżkę tylko ogrzewając rękoma bo chciałam poczuć bukiet.

07 czerwca 2017 21:13 / 10 osobom podoba się ten post
W trakcie wycieczki poznałam urocze małżeństwo z Bytomia, z którym razem włóczyliśmy się zwiedzając Wenecję. Dla nich tak jak i dla mnie była to realizacja młodzieńczego marzenia. Chcieli pojechać w podróż poślubną. Nie wyjechali. Wiadomo, wówczas było to prawie, że nie możliwe. W każdym bądź razie bardzo utrudnione. W podróż poślubną pojechali do Zakopanego, a tę wycieczkę kupiły im dzieci na 40-stą rocznicę ślubu. Obydwoje tak jak ja łaziki i tacy swojscy. Zabieraliśmy ze sobą kanapki, które konsumowaliśmy siedząc na stopniach jakiejś zapomnianej studni, równie zapomnianego placyku uzgadniając dalszy plan zwiedzania.

Gondolierzy, najbardziej charakterystyczne postaci Wenecji.





07 czerwca 2017 21:37 / 9 osobom podoba się ten post
Nie chcę Was zanudzać moimi zachwytami nad Wenecją i Włochami ale jeszcze tylko to opiszę. Gdy byliśmy w Padwie, wychodząc z Bazyliki Św. Antoniego rzuciła mi się w uszy znajoma melodia. Uliczny grajek grał na akordeonie zapomnianą ale za to bardzo znaną z pierwszego  polskiego powojennego filmu piosenkę. Z wrażenia rzuciłam mu do kubeczka 2 euro i chętnie bym przystanęła ale zwiedzanie z grupą ma swoje prawa. Przy okazji dowiedziałam się, że to co od zawsze uważałam za naszą piosenkę ma rodowód meksykański. No cóż, podróże kształcą. A jaka to melodia? Ano ta.

07 czerwca 2017 22:26 / 3 osobom podoba się ten post
Jak się czyta te opowieści Alina, to aż chce się ruszyć w świat. Wciągająco piszesz. Tak samo ,jak wtedy Doda opisywała podróż do Dubaju. Jest to niezła inspiracja.
07 czerwca 2017 22:37 / 4 osobom podoba się ten post
Alina

Nie chcę Was zanudzać moimi zachwytami nad Wenecją i Włochami ale jeszcze tylko to opiszę. Gdy byliśmy w Padwie, wychodząc z Bazyliki Św. Antoniego rzuciła mi się w uszy znajoma melodia. Uliczny grajek grał na akordeonie zapomnianą ale za to bardzo znaną z pierwszego  polskiego powojennego filmu piosenkę. Z wrażenia rzuciłam mu do kubeczka 2 euro i chętnie bym przystanęła ale zwiedzanie z grupą ma swoje prawa. Przy okazji dowiedziałam się, że to co od zawsze uważałam za naszą piosenkę ma rodowód meksykański. No cóż, podróże kształcą. A jaka to melodia? Ano ta.

Piękna relacja Alinko.
Ja piję kawę we Włoszech z oszczędności...hihi...w miejscach turystycznie przeludnionych.
Espresso w barze na stojąco kosztuje 1,5 euro i nie trzeba czekać na ubikację, która jest za darmo.Ubikacja  od 1 do 2 euro.
Kawa  odrobiną procentów jest ciut droższa, ale od razu jest ochota na dalsze zwiedzanie, takiego daje kopa
07 czerwca 2017 22:43 / 5 osobom podoba się ten post
kasia63

Ciekawostkę wyczytałam wczoraj dotyczącą Kolonii.
W tym miejscu przyszła na świat Agrypina,żona rzymskiego cesarza Klaudiusza.Z nostalgii za miejscem urodzenia przekonałą męża by wypromował je na pełnoprawne miasto.nazwane na jej cześć Colonia Clauidia Ara Agryppinensium.Potem nazwe uproszczono na Colonia Agryppina ,aż ostatecznie pozostała nazwa Kolonia.

Jedna ciekawostka związana z tym miastem dotyczy mnie. Od dawien dawna pracowałam na koloniach. Ustawiłam wyszukiwarkę i szukała mi ofert pracy na kolonii.
Tylko, że ona czytać nie umie, więc  wysłała mi ofertę pracy w Kolonii. I tak to się zaczęło...