06 sierpnia 2013 09:40 / 6 osobom podoba się ten post
Ja pewnej sprawy nie rozumiem. Jest tu kilka tekstow, ktore mowia o "poswieceniu". Nie traktuje tak swoich wyjazdow, ja po prostu PRACUJE. Byl czas, kiedy moj slubny utrzymywal mnie i dzieci, teraz role sie odwrocily. Jest to nasza wspolna decyzja, nieco wymuszona sytuacja finansowa, ale nie robimy z tego tragedii. Moja mlodsza zakonczyla gimnazjum z czerwonym paskiem w "miedzyczasie". Tesknota - juz mnie az tak bardzo nie dosiega, jak rowniez nie jestem pazerna - wiem, jakie minimum musze zarobic. Bylam na dlugich kontraktach, teraz mam 3 miesiace, ale tylko ok. 10 dni i nowy wyjazd, zeby na swieta byc w domu. Umartwianie sie nic tu nie wnosi, po prostu trzeba sobie rodzine tak zorganizowac, zeby na wyjezdzie nie siedziec i nie obgryzac palcow "a co sie tam dzieje". Swiat do gory nogami nie stanie, to jest pewne.
Staram sie tu jak najwiecej zobaczyc, zwiedzic, zyje prawie "normalnie", przyjelam wyjazdy jako nastepna kolej losu, skoro inaczej sie nie da. I prosze nikogo nie osadzac zdalnie, czy mamy instynkt rodzinny, czy nie - po prostu nie mam ochoty na siedzenie i zalamywanie rak, pomimo wszystkich problemow ja i moja rodzina chcemy korzystac z zycia w miare normalnego. Ale - decyzja byla wspolna i to, wedlug mnie jest podstawa.