Na wyjeździe #4

06 grudnia 2013 20:27 / 1 osobie podoba się ten post
ANULA62

tak zrob, poniewaz dla opiekunki jest to ogromne obciazenie psychiczne, tak tylko byc, tzn rekami opiekunki zaglodzic czlowieka!?!?! to jest strasznie trudno opisac,

Mój PDp który umarł. Też prawie nic nie jadł i wszyscy wkoło podchodzili z obojętnością do tego. Byłam tańsza niż miejsce w Heimie. Przeżyłam to wszystko tylko dzięki forum. Już mam do tego dystans. Najlepiej nie angażować się zbyt emocjonalnie. Bo sami widzicie że rodziny to mają w 4 literach. I po co to sobie brać na barki?
 
06 grudnia 2013 20:29
Ja powiedziałabym,że w Polsce też dzieci zostawiają swoich staruszków-rodziców w szpitalach na umarcie,albo w hospicjach.Często czekają tylko na wiadomość o zgonie.
06 grudnia 2013 20:29
Jest to dla mnie szokująco nowe i powiem szczerze - niepojęte, gdyż przez lata wychowałam się w nastawieniu, że człowiek nie powinien sam odbierać sobie życia, gdyż jest ono nam dane nie przez nas samych, lecz Istotę Najwyższą. A cierpienie ma wartość jako udział w cierpieniach odkupieńczych Chrystusa. To wersja dla katolików, bo dla ludzi obojętnych religijnie nie ma ono tego rodzaju znaczenia. Chyba chodzi też o to, że nie chcę być współwinna odejścia tego człowieka, mam gdzieś w głowie imperatyw ratowania życia za wszelką cenę. Wiem, temat-rzeka, nie najlepszy na mikołajkowy wieczór...
06 grudnia 2013 20:33
ivanilia40

Ja powiedziałabym,że w Polsce też dzieci zostawiają swoich staruszków-rodziców w szpitalach na umarcie,albo w hospicjach.Często czekają tylko na wiadomość o zgonie.

Hospicjum to jest co innego. Miałam wujka chorego na raka płuc i czekał na miejsce w hospicjum nie dlatego że nikt nie chciał się nim zająć, ale dlatego że zapewnienie mu opieki w domu stawało się niemożliwe. Dlatego, że nie umiał oddychać i musiał być pod aparaturą. Umarł wcześniej zanim znalazło się miejsce.
06 grudnia 2013 20:37 / 2 osobom podoba się ten post
romana

Barbarella, Ty twarda sztuka jesteś, wierzę w Ciebie.
Dobrzy ludzie, porady Waszej potrzebuję jako Miś o Małym Rozumku. Jestem od 4 dni u dziadzia lat 101, który nic prawie nie je oprócz paru kesów tosta na dzień, co regularnie melduję jego synowi. Oczywiście efekt jest taki, ze człowiek robi się coraz słabszy, a życ nie chce dalej z powodu braku ochoty. Nie ma poważnych chorób, mózg jak żyleta, cierpi tylko na bóle w całym ciele i problemy ze skórą. Ani syn, ani lekarz nie chcą go oddać do szpitala i tam karmić na siłę. Pozwalają mu spokojnie umrzeć na jego własne życzenie w domu. Słowem mam eutanazję czystej wody, czy tylko mi się tak wydaje?

Romana to jest tak zwana eutanazja bierna i tu w Niemczech się na to godzą... 
Akurat dzisiaj  moje Szefowe były na pogrzebie Babci 104 lata, która też zdecydowała się świadomie na śmierć głodową... porozmawiam z Szefową i dopytam dokładnie, jak to było i co ewentualnie możesz zrobić... 
Dziadunio jest wiekowy, boli go i nie ma ochoty dalej żyć... na Twoim miejscu dopominałabym się o opiekę stacji paliatywnej, oni pomogą mu złagodzić ból, aby odszedł spokojnie, a Ty przejdziesz przez to łatwiej, bo oni o każdej godzinie są osiągalni w razie jakichkolwiek problemów czy Twoich wątpliwości...
 
Życzę Ci wytrwałości i siły... pisz dużo, bo to pomgada... wiem to z autopsji... 
Trzymaj się...
 
06 grudnia 2013 20:39
ivanilia40

Ja powiedziałabym,że w Polsce też dzieci zostawiają swoich staruszków-rodziców w szpitalach na umarcie,albo w hospicjach.Często czekają tylko na wiadomość o zgonie.

Oj tak tak,prawda ,zwłaszcza nasila sie to w okresie wakacji i swiąt .Kiedyś przywieźli nam babunię-na onkologii nie przyjmuje sie z tzw.ulicy tylko na wyznaczony termin.Córeczka nie mogła zrozumiec -jak to nie przyjmiemy mamusi na oddział?Przeciez ona ma wczasy do Maroko wykupione....zabrała mamę i pewno pojechała do innego szpitala w mieście... Zdarzały sie tez przypadki ,że rodzina/najczesciej niestety "kochający" mąż/ z daleka tylko zaglądała na sale -leży czy już puste łóżko.....
06 grudnia 2013 20:39
romana

Jest to dla mnie szokująco nowe i powiem szczerze - niepojęte, gdyż przez lata wychowałam się w nastawieniu, że człowiek nie powinien sam odbierać sobie życia, gdyż jest ono nam dane nie przez nas samych, lecz Istotę Najwyższą. A cierpienie ma wartość jako udział w cierpieniach odkupieńczych Chrystusa. To wersja dla katolików, bo dla ludzi obojętnych religijnie nie ma ono tego rodzaju znaczenia. Chyba chodzi też o to, że nie chcę być współwinna odejścia tego człowieka, mam gdzieś w głowie imperatyw ratowania życia za wszelką cenę. Wiem, temat-rzeka, nie najlepszy na mikołajkowy wieczór...

wlasnie, nie chcesz byc narzedziem........,zadalam ci pytanie jak go poisz?
06 grudnia 2013 20:43
kasia63

Oj tak tak,prawda ,zwłaszcza nasila sie to w okresie wakacji i swiąt .Kiedyś przywieźli nam babunię-na onkologii nie przyjmuje sie z tzw.ulicy tylko na wyznaczony termin.Córeczka nie mogła zrozumiec -jak to nie przyjmiemy mamusi na oddział?Przeciez ona ma wczasy do Maroko wykupione....zabrała mamę i pewno pojechała do innego szpitala w mieście... Zdarzały sie tez przypadki ,że rodzina/najczesciej niestety "kochający" mąż/ z daleka tylko zaglądała na sale -leży czy już puste łóżko.....

Wstydzę się przyznać,ale był taki właśnie przypadek w mojej rodzinie.Dziadek umierał sam jak palec w szpitalu.Załatwiono mu "miejsce" i czekano aż umrze.Pamiętam rozmowy na ten temat.Byłam wtedy dzieckiem,ale zapadło mi to w pamięć bardzo głęboko i do dziś nie mogę się z tym pogodzić...
 
06 grudnia 2013 20:47
MeryKy

Hospicjum to jest co innego. Miałam wujka chorego na raka płuc i czekał na miejsce w hospicjum nie dlatego że nikt nie chciał się nim zająć, ale dlatego że zapewnienie mu opieki w domu stawało się niemożliwe. Dlatego, że nie umiał oddychać i musiał być pod aparaturą. Umarł wcześniej zanim znalazło się miejsce.

Dosyć długo pracowałam w hospicjum.... naoglądałam sie masę różnych sytuacji.... samotnie umierających , których rodzina zostawiła bo tak lepiej..... umierających w otoczeniu rodziny ,która sama nie potrafiła pomóc zapanować nad bólem i cierpieniem.....
Mój podoopieczny , który nie radził sobie z chorobą i bólem sam zadecydował o zaprzestaniu dializ i nie przyjmowaniu leków..... nie chciał obarczac dzieci podjęciem decyzji..... Dzieci uszanowały jego decyzję i przez tydzień jego agoni wraz ze mną siedziały przy jego łóżku.... gdy przyszedł czas i zgasła jego świeczka tylko powiedziały ,że im ciężko było ale musieli pogodzić się z jego decyzją...
 
06 grudnia 2013 20:48 / 1 osobie podoba się ten post
romana

Jest to dla mnie szokująco nowe i powiem szczerze - niepojęte, gdyż przez lata wychowałam się w nastawieniu, że człowiek nie powinien sam odbierać sobie życia, gdyż jest ono nam dane nie przez nas samych, lecz Istotę Najwyższą. A cierpienie ma wartość jako udział w cierpieniach odkupieńczych Chrystusa. To wersja dla katolików, bo dla ludzi obojętnych religijnie nie ma ono tego rodzaju znaczenia. Chyba chodzi też o to, że nie chcę być współwinna odejścia tego człowieka, mam gdzieś w głowie imperatyw ratowania życia za wszelką cenę. Wiem, temat-rzeka, nie najlepszy na mikołajkowy wieczór...

Romana przyjmij się chociaż na tydzień do domu seniora w Polsce i się dowiesz, że wiekszość tych schorowanych ludzi. Szczególnie tych z przewlekłymi bólami chce umrzeć. Oni naprawdę mają dosyć życia w cierpieniu. Gdyby mieli możliwość to by sobie sami życie odebrali.
 
Niedawno czytałam w Bildzie że chory na raka facet pojechał do Szwajcarii poddać się eutanazji.
A tu znalażlam art. o słynnym piłkarzu :  http://www.sportfan.pl/artykul/to-byla-eutanazja-legendarny-pilkarz-wypil-koktajl-smierci-32837
 
Ludzie tak potwornie cierpią dlatego wybierają śmierć a my tego  nie potrafimy zrozumieć?
06 grudnia 2013 20:49 / 1 osobie podoba się ten post
romana

Jest to dla mnie szokująco nowe i powiem szczerze - niepojęte, gdyż przez lata wychowałam się w nastawieniu, że człowiek nie powinien sam odbierać sobie życia, gdyż jest ono nam dane nie przez nas samych, lecz Istotę Najwyższą. A cierpienie ma wartość jako udział w cierpieniach odkupieńczych Chrystusa. To wersja dla katolików, bo dla ludzi obojętnych religijnie nie ma ono tego rodzaju znaczenia. Chyba chodzi też o to, że nie chcę być współwinna odejścia tego człowieka, mam gdzieś w głowie imperatyw ratowania życia za wszelką cenę. Wiem, temat-rzeka, nie najlepszy na mikołajkowy wieczór...

Zdecydowanie nie możesz podchodzić do tego, że przyczyniasz się do jego śmierci...
to nie jest łatwe, ale pomyśl, że on najlepsze już przeżył, spełnił się w życiu i przyszła jego chwila odejścia, którą sam wybrał... 
Ty będziesz mu tylko towarzyszyć w przejściu na drugą stronę... 
 
06 grudnia 2013 20:49 / 1 osobie podoba się ten post
romana

Barbarella, Ty twarda sztuka jesteś, wierzę w Ciebie.
Dobrzy ludzie, porady Waszej potrzebuję jako Miś o Małym Rozumku. Jestem od 4 dni u dziadzia lat 101, który nic prawie nie je oprócz paru kesów tosta na dzień, co regularnie melduję jego synowi. Oczywiście efekt jest taki, ze człowiek robi się coraz słabszy, a życ nie chce dalej z powodu braku ochoty. Nie ma poważnych chorób, mózg jak żyleta, cierpi tylko na bóle w całym ciele i problemy ze skórą. Ani syn, ani lekarz nie chcą go oddać do szpitala i tam karmić na siłę. Pozwalają mu spokojnie umrzeć na jego własne życzenie w domu. Słowem mam eutanazję czystej wody, czy tylko mi się tak wydaje?

Raczej ci sie nie wydaje.Masz chyba taki przypadek.Jednak biez dziadka na lakocie,rob mu puding, kisiel do tego tosta.Pompuj w niego herbatki.Jak lubi dawaj czekolade.Pchaj w niego kalorie i wode.Rob sobie do jedzenia cos co ma intensywny zapach (jajecznica na szybce itp) i jedz przy nim
06 grudnia 2013 20:51 / 2 osobom podoba się ten post
romana

Jest to dla mnie szokująco nowe i powiem szczerze - niepojęte, gdyż przez lata wychowałam się w nastawieniu, że człowiek nie powinien sam odbierać sobie życia, gdyż jest ono nam dane nie przez nas samych, lecz Istotę Najwyższą. A cierpienie ma wartość jako udział w cierpieniach odkupieńczych Chrystusa. To wersja dla katolików, bo dla ludzi obojętnych religijnie nie ma ono tego rodzaju znaczenia. Chyba chodzi też o to, że nie chcę być współwinna odejścia tego człowieka, mam gdzieś w głowie imperatyw ratowania życia za wszelką cenę. Wiem, temat-rzeka, nie najlepszy na mikołajkowy wieczór...

Romano,nie powinnaś w żadnym wypadku czuć się współwinna,chociaż ta sytuacja może wyzwalać niezbyt przyjemne odczucia.W Niemczech opiekowałam się staruszką prawie stuletnią,wczesniej przechodziła raka jelita,miała stomię.Na mój przyjazd stan był zadowalający,ale babcia była słaba,też jadła jak ptaszek.Podpisała oswiadczenie woli,żeby w razie agonii pozwolić jej umrzeć,nie podejmować działań ratowniczych.Na tyle,na ile poznałam rodzinę,to nikt absolutnie jej do tego nie zmuszał,a babcia nie była dementywna.Przykro mi było patrzeć na to jak słabnie z dnia na dzień,ale robiłam ,co mogłam w takiej sytuacji zrobić.Jeżeli chodzi o karmienie,to gotowałam jej takie odżywcze zupki warzywne z drobiową piersią ,miksowałam i to piła przez grubą słomkę,ale była w stanie wypić 100-150 ml.Piła tez Nutridrinki.Po prostu na tyle,na ile było to możliwe,ułatwiałam jej odejście.Nie wiem,czy takie oświadczenie woli można nazwać eutanazją,chyba nie.Zdarzają się takie przypadki,że rodziny wywierają presję na chorym,aby takie oświadczenie podpisał,wtedy to zmienia postać rzeczy.O ile taka sytuacja nie ma miejsca w przypadku rodziny Twojego podopiecznego,to bardzo dziadkowi pomożesz po prostu będąc przy nim i przy stopniowym przechodzeniu na drugą stronę,na pewno będzie czuł sie bezpieczny.
06 grudnia 2013 20:51
kasia63

Oj tak tak,prawda ,zwłaszcza nasila sie to w okresie wakacji i swiąt .Kiedyś przywieźli nam babunię-na onkologii nie przyjmuje sie z tzw.ulicy tylko na wyznaczony termin.Córeczka nie mogła zrozumiec -jak to nie przyjmiemy mamusi na oddział?Przeciez ona ma wczasy do Maroko wykupione....zabrała mamę i pewno pojechała do innego szpitala w mieście... Zdarzały sie tez przypadki ,że rodzina/najczesciej niestety "kochający" mąż/ z daleka tylko zaglądała na sale -leży czy już puste łóżko.....

Kasiu ja byłam świadkiem jak do umierającej staszej pani zaglądała córka tylko po to żeby sprawdzić czy już umarła.... (córka chciała sprzedac dom a matka nie wyraziła zgody) Nigdy nie zapomne jej wyrazu twarzy jak pewnego dnia przyszła i zastała puste łóżko....
06 grudnia 2013 20:52 / 3 osobom podoba się ten post
Joasia

Dosyć długo pracowałam w hospicjum.... naoglądałam sie masę różnych sytuacji.... samotnie umierających , których rodzina zostawiła bo tak lepiej..... umierających w otoczeniu rodziny ,która sama nie potrafiła pomóc zapanować nad bólem i cierpieniem.....
Mój podoopieczny , który nie radził sobie z chorobą i bólem sam zadecydował o zaprzestaniu dializ i nie przyjmowaniu leków..... nie chciał obarczac dzieci podjęciem decyzji..... Dzieci uszanowały jego decyzję i przez tydzień jego agoni wraz ze mną siedziały przy jego łóżku.... gdy przyszedł czas i zgasła jego świeczka tylko powiedziały ,że im ciężko było ale musieli pogodzić się z jego decyzją...
 

Nie wszyscy potrafią się tak zaopiekować chorymi jak my. Mam koleżankę której mama była chora na Parkinsona i leżała umierająca a ona nie umiała jej nakarmić. Pielęgniarka karmiła a ona stała za drzwiami i płakała. I ma wyrzuty sumienia do dziś.
Nie oceniajmy tak ostro innych bo nie znamy przyczyny. Tak to już jest że jeden potrafi pracować nawet w zakładzie pogrzebowym a drugi już nie. Prawda?