Też mi się wydaje, że to dwie różne sprawy. Moja babcia traciła wzrok na stare lata. Gdy ja dojechałam akurat całkowicie oślepła i popadła w depresję. Była kompletnie niesamodzielna,nie radziła sobie absolutnie z topografią domu. Nic ją nie obchodziło, nie miała żadnych zainteresowań. Co chwilę mnie wołała,trzeba było robić przy niej wszystko, karmić, podać szklankę, odstawić szklankę, zaprowadzić do klopa, umyć, położyć do łóżka. W dodatku zimą kazała mi siedzieć przy zasłoniętych żaluzjach okiennych twierdząc, że tak jest cieplej. Gdy ośmieliłam się powiedzieć, że jest ciemno to odparła, że ona światła nie potrzebuje. Pytała mi się o pogodę. Gdy odpowiedziałam, że świeci słońce to się wydzierała na mie, że co ja mam z tym słońcem. Ona też by chciała je zobaczyć, a nie może. Gdy nic nie mówiłam żeby jej nie denerwować to krzyczała, że nic nie mówię. Była niesamowicie złośliwa. Największą jej rozrywką było skarżenie córce co ja złego danego dnia zrobiłam, a jak nic nie mogła wymyślić to starała się mnie w inny sposób pognębić.Była okropna i było okropnie. Schudłam potężnie bo do tego dochodziło skąpstwo. Wydzielanie jedzenia .Ech! Szkoda gadać. Drugi raz nie zdecydowałbym sie na pracę u osoby niewidomej. Trudno, mam uraz.