No i ja się witam z domku ....strasznie gorącego!!
Aaaaa…..widzę, że na forum też wrze !
Dojechałam szczęsliwie wczoraj przed południem i muszę powiedzieć, że gruchocik dziadka (24-letnie Audi 80) sprawdził się na 100%

- a tego się obawiałam, pomimo dodatkowego przeglądu w warsztacie samchodowym na chwilę przed wyjazdem.
Jechałam w tym pooooootwornym upale bez klimy, nawigacji i na oponach zimowych -1468 km na liczniku!
Wyjechałam o wiele później niż zamierzałam (dziadek oczywiście też wstał o 4.oo) .....musiałam obiecać nocleg po drodze i częste odpoczynki

Miałam troszkę inne zamiary .....no, ale okoliczności to wymusiły (siusiu

, obmycie się, coś zimnego do picia - bo wszystko w aucie "się gotowało" nawet w torbie-lodówce turystycznej) .
Trochę się bałam pierwszych 200-300 km zanim dojadę do autostrady - bo plątanina dróg w terenach górskich, wąskich i z ostrymi zakretami cały czas ....no, ale udało się -nic nie pomyliłam (chociaż raz miałam takie wrażenie) i wylądowałam tam gdzie trzeba.
Po pierwszych 60 km auto zaczęło słabnąć ....gaz do dechy - a tu 40tka na liczniku i spada ....już miałam stracha, że stanie na całego......ale po jakimś czasie wszystko było OK! (chyba coś się przypchało).
Przed Schaffhausen pomachałam naszej Binorce
Od Wuerzburga ponad 100 km - rozkosz! prawie pusta autostrada ....za to przed Stuttgartem, również Norymbergą (i po) korki niesamowite.....do tego roboty drogowe - straciłam ok. 3 godz. ......a stanie w korkach w takim upale - to piekło!
Ale jak autostrada była w miarę luźna – to 140-160 km/godz. na liczniku (zakładałam sobie nie przekraczać zaleconych 135 km – ale…..próbowałam coś nadrobić).
Były jeszcze inne (ale już mniejsze) korki (ogólnie na nie straciło się najwięcej czasu) – jak się zbliżałam do Berlina, czułam się szczęśliwa ….bo stamtąd już tylko autostrada na Warszawę!
Oczywiście nie obyło się bez przygód….
Po jakiejś godz. od przekroczenia granicy zdecydowałam się jednak na nocleg – niby fizycznie nie byłam za bardzo zmęczona, ale mózg mi parował ! w tym upale…..oczy (a nie okulary) zachodziły mgłą, więc obmycie w zimnej wodzie, nocleg…..zamierzałam jechać dalej przed 5.oo.
Ok. 4.30 zabrałam się za przemycie przedniej szyby (mnóstwo rozbryzganych muchowych trupków) i co widzę? …..przez noc ktoś wymontował mi cały przedni lewy kierunkowskaz łącznie z obudową, żarówką i jej oprawą!
Czyli: ojczyzna mnie „godnie” przywitała!! …….a dziadek najbardziej się bał, że to jego „cudo” będzie ukradzione – bo w PL złodzieje czyhają gł. na niemieckie samochody……ja go zapewniałam, że to stare czasy, a do tego –bez obrazy- na jego samochód już nikt się nie połaszczy ….gdyby widział, jakie samochody obecnie jeżdżą po polskich drogach! (nie przewidziałam tylko, że może komuś brakować jakiś części do krótkiej serii -trudno dostępnego modelu).
I co dalej? Nie wiem, czy w ogóle mogę jechać ….zgłosiłam na tamtejszą policję –spisali, zarejestrowali, ale nie mają czasu, bo dużo poważniejszych spraw …..mam ich zgodę (na wypadek jakiejś kontroli) na dojazd do domu. Znowu 2 godz. straty!
Dalsza podróż upłynęła już na luzie, ale znowu w upale …..grzałam ile się dało (ciekawe ile płatnych fotek przyjdzie do dziadka) …aż prawie do Warszawy - tutaj o zgrozo(!) jak zawsze kooory, przebudowy, objazdy …….zamiast 30 min. znowu ponad 2 godz. Wylądowałam na Targówku (pomachałam Geronimo) i po niejakich trudnościach –znowu objazdy- trafiłam do siebie.
Tu zamiast iść od razu pod prysznic (jak chciałam), wyszukałam miejsce na strzeżonym parkingu –a u nas nie jest to łatwe! ….dopiero potem rozładowałam auto (wszystko było gorące)…..obdzwoniłam kogo musiałam…. I w końcu odpoczynek.
Muszę przyznać – te wieloletnie cierpienia z powodu dojazdu z dalszej trasy do Wwy ……w końcu po wielu latach się „opłaciły” (spóźnione inwestycje na Euro 12) ….to, co się przeżywało przez ok. 4 lata w końcu dało (jakieś) rezultaty! …..po autostradzie Berlin-Warszawa mknie się fajnie (za małymi wyjątkami) …..ale w Warszawie (jak zawsze)!!!
Tylko….że na niemieckim odcinku za darmo……w Ojczyźnie zapłaciłam (za sam przejazd) grubo ponad 100 PLN!
Teraz biorę się za mieszkanie (nieświeże i strasznie zakurzone po ponad 4 mcznej nieobecności……i chyba przeszły od sąsiadów prusaki), rozpakowywanie itd. – skrzynka od listów aż wybrzuszona! …..od pon. raniutko terminy! …….dobrze, że Mama i brat (który się nią opiekuje) anulowali mój dzisiejszy przyjazd (pogadaliśmy telef.) ….mam jechać dopiero w środę – wtedy Krzysiek (chyba) będzie już miał ten cały kierunkowskaz z przyległościami, zamontuje ….a poza tym jedzie na urlop – wtedy mogę go zastąpić przy Mamie : ) …..chociaż nasza „Babcia” jeszcze w miarę …..samodzielna, ale ten ból kolan!
Pozdrawiam z PL !!