Wspominałam dzisiaj i kiedyś tam też, że mam trudne miejsce i nie mam w ogóle czasu na forum. Napiszę o tym miejscu więcej. Może powinnam wyrazić się w poskarżyjkach, ale w sumie to się nie skarżę - no jest jak jest.
Mam podopieczną - 56 lat, stwardnienie rozsiane szybko postępujące. Mówili mi jaka to odmiana, ale że i tak się na chorobach takich nie znam, to nie zapamiętałam nazwy. Rzuciło jej się przede wszystkim na przełyk, w związku z czym karmiona jest głównie sondą. Nie mówi, ale pisze na tablecie. Niedługo jednak chyba i to się skończy, bo także całe ciało odmawia powoli posłuszeństwa. W domu chodzi o rollatorze, ale już coraz gorzej.
Pracy jest co niemiara. O 7.30 zaczynam przygotowaniem tabletek - rano 9 sztuk - wszystkie trzeba rozdrobnić, zetrzeć na proszek i zalać w kieliszku wodą. Później miksuję i przecieram świeże owoce na śniadanie i ileś tam jeszcze czynności pomniejszych, ale nie chcę Was tutaj szczegółami zanudzać. O 8.30 pani je śniadanie, później jest prysznic, w którym muszę jej całkowicie pomóc, co drugi dzień mycie włosów i układanie na szczotkę. Schodzimy na dół, podaję jej leki przez sondę, podłączam butelkę z gotowym pożywieniem do sondy i ogaraniam dom. W międzyczasie przychodzi codziennie logopedka, pielęgniarka paliatywna i fizjoterapeutka. Wszystkim trzeba kawę podać, czasami w czymś pomóc. W ogóle tutaj drzwi się niemal nie zamykają. Dzisiaj było 10 osób!! Bo odwiedzają ją też koleżanki, sąsiedzi, rodzina. Nie powiem - po raz pierwszy widzę, żeby otoczenie było tak zaangażowane w pomoc. To znaczy oni nie pomagają mi, ale interesują się, pytają czy czegoś nie trzeba, jak podopieczna coś sobie wypatrzy w gazetkach to jadą jej to kupić itp.
W międzyczasie muszę pamiętać i sondzie i podawanie kolejnych butelek z pożywieniem (3 dziennie) lub herbaty (2).
Cała praca nad nią zajmuje już dużo czasu, ale najgorsze jest, że jest straszną pedantką - co drugi dzień trzeba odkurzać cały dom, a podłogi myć, jak tylko pojawią się odciski butów. Przy tej pogodzie i liczbie odwiedzających jest to czasami codziennie. Co 2 tygodnie zmiana pościeli, prasować trzeba wszystko - ręczniki i prześcieradła na gumę też - a ma łóżko podwójne, 2 prześcieradła i chociaż śpi tylko na jednym to zmieniać trzeba dwa.
Na meblach nie może być kurzu, stół szklany codziennie czyszczę ( a trzeba jeszcze wiedzieć jak i którymi ściereczkami - najpierw odpowiednią ścierką na mokro, później płynem do szyb, a później inną ścierką na sucho). Co drugi dzień gotuję zupę na obiad - też musi być miksowana i przecierana. Czasami tylko gotuję i wylewam, bo ja już na zupy patrzeć nie mogę, a ona nie zawsze chce jeść, ale jak pytam, czy gotować to zawsze chce. A później mówi, że jednak ją brzuch boli i nie zje. Dla siebie nie mam czasu gotować czegoś innego, a poza tym drażnią ją zapachy z kuchni i przy gotowaniu trzeba pootiwrać wszystkie okna w okolicy i gotuje się w przeciągu, Więc dzięki - kupuję jakieś gotowce do odgrzania, albo ugotuję coś jak jej nie ma i pomrożę na więcej porcji.
Wieczorami, co bym mogła mieć czas dla siebie, to pani sobie życzy, żeby telewziję z nią oglądać. Twardo przy tym obstaje, a mi się nie chce na noże iść, więc oglądamy. Od tygodnia mi się i tak polepszyło, bo o 19.30 idzie do łóżka i tam ogląda dalej. Normalnie to do 22 siedziałyśmy przed telewizorem, później jeszcze podanie leków, zaprowadzenie do łóżka, przebranie, ogarnięcie kuchni i robiła się 23.00. Teraz podaję leki o 21.30, ogarniam kuchnię i koło 22,00 mam już wolne:)
Z czasem wolnym też kiepsko. Niby jest - czasem nawet 3-4 godziny, ale nie można wyjść w tym czasie z domu. Wychodzę czasem, jak ktoś ją odwiedzi i wiem, że dłużej posiedzi. Ale też wiocha tutaj i nie ma gdzie chodzić.
Jedyny plus jest taki, że podopieczna jest w sumie bardzo sympatyczna i ją lubię.
