A teraz trochę mniej kolorowo.
Dwa dni temu przyszła faktura z mojej agencji. Heniuś oczywiście mi pokazał, porozmawialiśmy. Syn Edytki też wpadł, ujrzał to cudo, porozmawiał.Nie podsłuchiwałam.
Wczoraj zadzwonił koordynator, że wpadnie i czy może mnie zabrać do swojej mamy na kawkę. No dobra.
I tak czułam co jest grane, mimo że mamusia faktycznie mnie zapraszała, nawet odwożąc z teatru pokazała, gdzie mieszka, żebym mogła rowerkiem dotrzeć.
Wtedy grzecznie podziękowałam, ale z zaproszenia nie miałam zamiaru skorzystać,bo po co mi dodatkowa gimnastyka języka i ciała, skoro mam tutaj na okrągło.Taki los człowieka, który nie umie dobrze niemieckiego. Ja to zaakceptowałam, może pomaleńku zmieniam, ale kroczki stawiam malutkie, bo w moim wieku to już osteoporoza atakuje.
Do mamusi nic nie mam, babeczka fajna i z humorem.Sprawdziłam to.Kiedy w teatrze rozmawiałam z nią zażartowałam sobie, bo lubię i już.A potem poczekałam na reakcję.
Było mniej więcej tak.
-Ładnie śpiewają...
-Tak, tak, bo dużo piwa piją...
Popatrzyła na mnie, wybuchnęła śmiechem, a potem przyznała mi rację. Akcja działa się w knajpie i śpiewacy grając swoje role popijali coś , co na prawdziwe piffko wyglądało.
Ale ta anegdotka to tak na marginesie.
Koordynator przybył, poszedł do salonu do Edytki i Heniusia, ale mnie zawołali i zaczęła się rozprawa.
No bo Hawana raz nie usłyszała telefonu, a Edytka dzwoniła i musiała sama wstać z łóżka i wodę Heniusiowi dostarczyć, bo w butelce się skończyła.
Fakt.
To było wtedy, kiedy sprzątałam piwnicę (czyli k...a moje mieszkanie) i zmieniałam pościel. Pralka chodziła głośno, a może Edytka telefony pomyliła, bo tylko z jednego można dodzwonić się na moje salony. Czort wie. Powiedziałam co robiłam, dodałam przepraszam i zapomniałam.
Ale Edytka nie.
Trudno wydala faktycznie, ale to nie moja wina.
Fajnie, że koordynatorek mnie zabrał na tą kawkę, bo było wesoło, a jak wróciłam to atmosfera się oczyściła i wszystko ok.
Niby. Dzisiaj jednak kolejna osoba(koleżanka Edytki) fakturkę oglądała. Widziałam to, bo z zakupów wróciłam i zameldowałam się.
Przy okazji Edytka zahaczyła o jedną pozycję z zakupowej listy i okazało się, że nie tej marki produkt kupiłam.
Wzięłam paragon, rower i pojechałam wymienić. Luzik, wycieczka rowerowa ponadprogramowa. 1,5 ojro przywiozłam z powrotem.
I nie spieszyłam się, bo obiad miałam odgrzewany:zupa gulaszowa i placki ziemniaczane z musem jabłkowym.
Dziaduś stwierdził, że dzisiaj była lepsza jak ta świeżo ugotowana.
No pewnie.
Przede wszystkim gęsta. Ale jak koleżanka Edytki wody dolała(może Edytka opowiadała, że ja gulasz, a nie zupę gulaszową ugotowałam) i dostał filiżankę chudej zupki, to wiadomo, że się nie najadł.
Teraz zjadł dwa talerze i...zupa była gorąca
I jeszcze jeden problem Edytka miała. Nie ma łóżka dla zmienniczki, a ja z nią spać nie mogę.
Pewnie, że wolałabym zmiennika, ale taki zawód, trzeba się poświęcać, więc z tym faktem też się pogodziłam. Ze zmienniczką gadałam, doszłyśmy do wniosku, że damy radę.
Ale nie trzeba, zmienniczka będzie nocować u mamusi koordynatora.
Mnie tam wszystko jedno.
Już niedługo pośpię we własnym łóżeczku