Perły rzucone przed damy

08 czerwca 2018 11:22
Werska

Kilka kwestii w temacie poruszyłaś. Co do pracy którą się lubi- super, do tego warto dążyć. Ale życie potrafi czasem pokierować nas w inną stronę. I wtedy trzeba się cieszyć choćby z pieniędzy, jeśli one są tym jedynym plusem. W pracy, jeśli jest jakiś szef to trzeba się z nim liczyć. I często nie ma wyjścia, jeśli wymaga robienia rzeczy bezsensownych. Można z tym walczyć, ale trzeba liczyć się z konsekwencjami- od drobiazgów (jakieś małe utrudnienia) po zwolnienie. Można też wygrać. I tu jest nasza decyzja- też jakoś oparta w naszej rzeczywistości (np. mąż mojej chrześniaczki pracuje w korporacji, dobrze zarabia, mają mieszkanie na kredyt wydałby mi się nieodpowiedzialny, gdyby do upadłego walczył z głupotą przełożonych ryzykując utratą tego, co ma; z drugiej strony to młodzi ludzie z jednym dzieckiem i mogą zdecydować np. że zmieniają wszystko w swoim życiu i idą inną drogą, jeśli nie uda mu się w tej korporacji- ich życie, ich decyzje).
W domu podopiecznego jestem tymczasowo, to on ma przyzwyczajenia, które są dla niego ważne. Mi mogą się wydawać bez sensu, ale to jego świat. I wszystko z kontaktów wyłączam po użyciu, przestawiam rzeczy z miejsca w miejsce, rozkładam co tam trzeba (tu akurat serwetek nie, ale wcześniej do umycia czegokolwiek miałam wyciągać do zlewu miskę z szafki, potem ją wycierać, wkładać i tak cztery razy dziennie, bo po kawie też), itp. Jestem w pracy. Mogę zaproponować jakąś zmianę, bo uważam,że tak wygodniej, ale jeśli pdp. sobie tego nie życzy, to nie. Takie właśnie rzeczy zajmują często nasz czas. Ale to taka praca. Jeśli nie szkodzi to nikomu, to niech tak będzie. Niech chodzi ten staruszek po ogrodzie i go dopieszcza, skoro to lubi. I do tego się rusza przy tym. Twoi- Flip i Flap mają te swoje rytuały- np. otoczka związana z piciem kawy i ok. Możesz stać obok i patrzeć, możesz być przez nich angażowana do zmiany wystroju, możesz tego odmówić, argumentując, że tak jest dobrze. Ale to ich świat, który nikomu nie szkodzi i uważam, że mają do tego prawo. I myślę, że to jakoś ich utrzymuje w równowadze. My jesteśmy elementem dodatkowym. Należy o siebie dbać, ale wchodzi się w jakiś zastany świat, a nie się go tworzy, trzeba to mieć na uwadze.

Werska, też jestem tego zdania. Zgadzam się w 100 %. Pozdrawiam
08 czerwca 2018 14:26
Werska

Kilka kwestii w temacie poruszyłaś. Co do pracy którą się lubi- super, do tego warto dążyć. Ale życie potrafi czasem pokierować nas w inną stronę. I wtedy trzeba się cieszyć choćby z pieniędzy, jeśli one są tym jedynym plusem. W pracy, jeśli jest jakiś szef to trzeba się z nim liczyć. I często nie ma wyjścia, jeśli wymaga robienia rzeczy bezsensownych. Można z tym walczyć, ale trzeba liczyć się z konsekwencjami- od drobiazgów (jakieś małe utrudnienia) po zwolnienie. Można też wygrać. I tu jest nasza decyzja- też jakoś oparta w naszej rzeczywistości (np. mąż mojej chrześniaczki pracuje w korporacji, dobrze zarabia, mają mieszkanie na kredyt wydałby mi się nieodpowiedzialny, gdyby do upadłego walczył z głupotą przełożonych ryzykując utratą tego, co ma; z drugiej strony to młodzi ludzie z jednym dzieckiem i mogą zdecydować np. że zmieniają wszystko w swoim życiu i idą inną drogą, jeśli nie uda mu się w tej korporacji- ich życie, ich decyzje).
W domu podopiecznego jestem tymczasowo, to on ma przyzwyczajenia, które są dla niego ważne. Mi mogą się wydawać bez sensu, ale to jego świat. I wszystko z kontaktów wyłączam po użyciu, przestawiam rzeczy z miejsca w miejsce, rozkładam co tam trzeba (tu akurat serwetek nie, ale wcześniej do umycia czegokolwiek miałam wyciągać do zlewu miskę z szafki, potem ją wycierać, wkładać i tak cztery razy dziennie, bo po kawie też), itp. Jestem w pracy. Mogę zaproponować jakąś zmianę, bo uważam,że tak wygodniej, ale jeśli pdp. sobie tego nie życzy, to nie. Takie właśnie rzeczy zajmują często nasz czas. Ale to taka praca. Jeśli nie szkodzi to nikomu, to niech tak będzie. Niech chodzi ten staruszek po ogrodzie i go dopieszcza, skoro to lubi. I do tego się rusza przy tym. Twoi- Flip i Flap mają te swoje rytuały- np. otoczka związana z piciem kawy i ok. Możesz stać obok i patrzeć, możesz być przez nich angażowana do zmiany wystroju, możesz tego odmówić, argumentując, że tak jest dobrze. Ale to ich świat, który nikomu nie szkodzi i uważam, że mają do tego prawo. I myślę, że to jakoś ich utrzymuje w równowadze. My jesteśmy elementem dodatkowym. Należy o siebie dbać, ale wchodzi się w jakiś zastany świat, a nie się go tworzy, trzeba to mieć na uwadze.

Wiesz, ja dotychczas wszystko, co robiłam zawodowo, lubiłam robić, chociaż robiłam to przez przypadek. I myślę, że we wszystkim byłam dobra. A nawet wiem to. Być może wydam się komuś zarozumiała. Studiować nie lubiałam i zawaliłam i w sumie nie żałuję, bo dzięki temu nauczyłam się mnostwa rzeczy. Przede wszystkim poznałam życie. Myślę, że ze wszystkim czego się nie lubi, a się wykonuje prędzej, czy później się zawali. 
Natomiast o szefów to się zgadza, że trzeba się liczyć z konsekwencjami. Nigdy się tych konsekwencji nie bałam i nie bałam się szefów. 
No ale to może dlatego mam w źyciu tak pod górkę. Myślę jednak, że na dłuższą metę taka wierność samemu sobie jednak się opłaca.  Nie tylko ludzie zaczynają cię doceniać i szanować, ale samemu ma się pewien szacunek do siebie i wie się, że podejmowane decyzje były właścowe. Dla stanu psychicznego to bardzo ważne. 
Przestawianie czajników, zwijanie kabli... ach robię. Mam inne wyjście? Mimo wszystko uważam to za niepotrzebne. Robię to, bo mam do czynienia ze starymi ludźmi i mam czas. W restauracji powiedziałabym, że chyba kogoś powaliło
08 czerwca 2018 17:39
Wierność samemu sobie jest super, ale bywa, że się jest pod ścianą i wybiera się coś innego...
Konsekwencje też poniosłam- właśnie o zmywak chodzi... Kiedy powiedziałam szefowej, że chcę pewnej zmiany, to wiedziałam, jak to się może skończyć- pożegnaniem z pracą. I tak się stało. Wtedy poszukałam pracy w opiece. Nie żałuję, choć mniejsze pieniądze. Te zmiany w hotelu ostatecznie nastąpiły, po mnie ekipa się wykruszała, reszta też nie wiedziała, czy zostanie. I gdyby wtedy było tak jak teraz (mam kontakt z dziewczynami) to mogłabym tam pracować. Coś za coś. Nie wiem, czy i tak by się tam zmieniło, czy byłam jednak jakimś impulsem. Dziewczyny narzekały stale (i naprawdę miały na co), ale na tym się kończyło. Miały przy wymianie któregoś razu powiedzieć o wszystkim, ale skończyło się na tym, że powiedziała jedna a reszta cicho siedziała (choć umówione były inaczej). Dopiero gdy pracowników zaczynało brakować, to się polepszyło.
To tam widziałam jak dziewczyny zaciskały zęby ze słowami (do innych Polek)- "ja im pokażę!". No i pokazały, że na ich barki można zwalić wszystko. Nawet sprzątanie g...na, dosłownie- choć Niemki były bliżej, też sprzątaczki, to do tej miłej czynności ściągnięta byłam z obiadu- czyli zamiast 2 minuty w smrodzie na schodach, hotel czekał 20 na sprzątnięcie.
Ale mogłam sobie pozwolić na ryzyko utraty tamtej pracy, bo miałam już pomysł- zmienię branżę. Ale gdyby to było kilka lat wcześniej, gdzie trudniej było o pracę wszędzie, a ja ma problem finansowy to pewnie zacisnęłabym zęby i dalej na zmywaku do 22- 23 biegała (o to poszło, wcześniej wymieniałyśmy się wieczornym zmywakiem i co drugi dzień był, a jak zaczęła tam pracować też córka szefowej i zmywaka nie lubiła, to nagle zasady się zmieniły i jedna osoba codziennie na zmywak chodziła, czyli na naszej zmianie ja).
08 czerwca 2018 17:58 / 1 osobie podoba się ten post
Wiesz. Myślę, że gdybyś została, nic by się nie zmieniło. Ile razy ja odchodziłam. A ile wracalam po tym, jak szef otworzyl oczy. Chwilę było dobrze, a potem Baśka znowu od wszystkiego. Do tego odpowiedzoalna za głupawych i leniwych pracowników. Kochałam tą pracę, ale nie żałuję zmian. Tylko, że u mnie akurat finansowo się poprawiło. Zarabiam dwa razy tyle i pracuję dwa razy dłużej. W efekcie pieniędzy mam cztery razy tyle, co wtedy, gdy pracowałam w gastronomii. A i jeszcze na życie trzeba było conieco wydać. Zapraszam na bloga. Bardzo ciekawy temat.

http://kasiaperla.blogspot.com/2018/06/jak-zrozumiec-demencje.html?m=1

10 czerwca 2018 07:27
Co tam słychać w polityce? Zapraszam na wycieczkę po Mönchengladbach i Viersen.
http://kasiaperla.blogspot.com/2018/06/monchengladbach-und-viersen.html?m=1
10 czerwca 2018 08:49
O, w Monchengladbach byłam kilka dni na moim zleceniu- falstarcie.
10 czerwca 2018 11:54 / 1 osobie podoba się ten post
Werska

O, w Monchengladbach byłam kilka dni na moim zleceniu- falstarcie.

No to nie zdążyłaś wszystkiego zobaczyć. Możesz teraz nadrobić. W środę kolejna wycieczka. Fotki będą w czwartek. Planuję jechać w Abteilberg. Jest tam taki kościół na górce, stary rynek i park z rzeźbami. Zapowiada się ciekawie. Nadrobię też bunter Garten i Kaisergarten, bo coś tam przegapiłam. Środa będzie ciężka. Trzeba ruszyć zaraz po obiedzie. Ach
10 czerwca 2018 17:09
Lubicie serniczek? Od wtorku w końcu sprawy z jedzeniem chyba powrócą do normy i może będę w stanie coś pysznego upichcić.
Narazie to jedna z niewielu potraw, która nadawała się, by wrzucić ją na bloga. - Serniczek!

http://kasiaperla.blogspot.com/2018/06/sernik-rosa.html?m=1


13 czerwca 2018 00:12
Pouciekaliście od monotematycznej, zapatrzonej w siebie Baśki? Kaśka powraca. Napisała dla Was posta. Haha. Zapraszam. Może wena powoli powróci. Jak się zlecenie zaczyna układać, nie jest źle. Pozdrawiam.

http://kasiaperla.blogspot.com/2018/06/przygotowywanie-posiku-wysiek.html?m=1
14 czerwca 2018 16:54
Nikt tu nie zagląda, ale i tak wrzucę linka. Pamietajcie o swoim czasie wolnym. Bez niego psycha prędzej, czy póżniej siada. Ja wczoraj pięć godzin wędrowałam po Mönchengladbach. Fotki pod linkiem z opisami miejsc po polsku i po niemiecku, więc i ciekawych słówek można się nauczyć. Wiecie co co to Münster, Glasmalerei, Weiher, Skulptur, Wasserturm? Najwyższy czas się dowiedzieć. 
http://kasiaperla.blogspot.com/2018/06/monchengladbach-abteilberg-und-bunter.html?m=1
Przypominam, że na blogu pod kategorią "Nasze miejsca" są jeszcze inne wycieczki. Np. Düsseldorf.
Zapraszam
14 czerwca 2018 17:03
14 czerwca 2018 19:44 / 1 osobie podoba się ten post
Zaglądam. Fajne to miasto. Ja widziałam tylko trzy ulice...
14 czerwca 2018 23:25
Tylko trzeba wiedzieć, gdzie iść. Ja dużo czasu niepotrzebnie straciłam. Jeszcze są dwa zamki. I wszystko porozsypywane. Wszędzie trzeba dojechać. I kolorowy ogród trzeba poczekac z 2-3 tygodnie. Pewnie będzie tam więcej wszystkiego. Wszędzie można znależć coś fajnego. Ja był w meerbusz i po poł roku odkryłam śliczny park kilka ulic dalej. 
15 czerwca 2018 10:00 / 1 osobie podoba się ten post
gruba

Tylko trzeba wiedzieć, gdzie iść. Ja dużo czasu niepotrzebnie straciłam. Jeszcze są dwa zamki. I wszystko porozsypywane. Wszędzie trzeba dojechać. I kolorowy ogród trzeba poczekac z 2-3 tygodnie. Pewnie będzie tam więcej wszystkiego. Wszędzie można znależć coś fajnego. Ja był w meerbusz i po poł roku odkryłam śliczny park kilka ulic dalej. 

Trzeba mieć czas i czym dojechać. Ja, nawet gdybym tam jednak pracowała, to nie mogłabym nigdzie chodzić- takie zlecenie. Za to tutaj mam fajnie- blisko jest dużo fajnych miejsc (raczej krajobrazowych, ale trochę większe miasto, bardzo stare (gotycka katedra chyba w 1360 zaczęła powstawać) jest w zasięgu roweru- 5 km i mojej przerwy- 3- 3,5 godziny. A w najbliższych dniach wybieram się na najwyższą górę w okolicy- 770 m, gdzie jest stary kościół (z daleka widać wieżę) i ruiny jeszcze starszego. Te wyjścia to mi dużo dają, nawet jak się gdzieś daleko nie chce chodzić, to idę na ławeczkę przy trasie, z której miasto widać i czytam. Ptaszki śpiewają, widok piękny, drzewa szumią- bardzo dobry reset od tej powtarzalności tutaj.
15 czerwca 2018 10:09 / 1 osobie podoba się ten post
krymas148

Werska, też jestem tego zdania. Zgadzam się w 100 %. Pozdrawiam

Mnie też podoba się podejście Wereski, poza małym stwierdzeniem na końcu wypowiedzi - jesteśmy elementem dodatkowym????. Aż tak nie umniejszajmy się, przynajmniej we własnym mniemaniu.