Jak wygląda wasz zwykły dzień w pracy?

14 kwietnia 2012 06:04
Nie mów Janusz, że masz gorzej, albo że kiedykolwiek miałeś...Jeśli tak, to opowiedz trochę. Jak rozmawiam z opiekunami, to większość ma w miarę spokojne życie tu w D.
14 kwietnia 2012 18:50
Ja robię 4 posiłki + ewentualnie jak babcia sobie zażyczy, to jeszcze jakieś przekąski. Też dużo czasu spędzam. Czasami daje po tyłku, ale ogólnie da się wytrzymać. Czasami mi się wydaje, że ma więcej energii ode mnie, a czasami to prawie warzywo - tylko tv i musze jej przypominac jak dziecku czy nie potrzebuje do wc.
13 września 2012 09:22 / 1 osobie podoba się ten post

Ciekawa jestem, jak wygląda Wasza „rutyna dnia codziennego” podczas opieki nad pacjentem. Podejrzewam, że nasza codzienność jest do siebie dość podobna, zależna rzecz jasna, od stanu zdrowia i sprawności pacjenta. Może każda opisze swój jeden „standardowy” dzień z życia opiekunki ? Nie mam porównania z innymi stellami, ale oto, jak rzecz ma się u mnie i mojego pacjenta: Wstaję ok. 7.00, mniej więcej trzy kwadranse przed dziadkiem, jeśli nie zastają go w toalecie, to bardzo dobrze, mogę się spokojnie oporządzić, jeśli zastaję, też dobrze; nie musze go budzić :) Dziadek sam jeszcze w miarę ogarnia toaletę, trwa to około 45 minut, oczywiście trzeba co chwilę zaglądać, jak sobie radzi, w tym czasie przygotowuje śniadanie, wcinam jakąś kromkę, pogimnastykuję się chwilę no i albo dziadka budzę, ubieram i wysyłam do mycia zębów, albo ubieram po toalecie, golę i idziemy do kuchni czekać na wizytę Caritasu. Dopiero po zastrzyku możemy przystąpić do dziadkowego śniadania, podczas którego (to teraz :) ) przeglądam fora, maile, ewentualnie obieram ziemniaki na obiad. Śniadanie trwa zwykle do godziny. Jeśli pacjent ma siły, po śniadaniu idziemy na spacer, przygotowanie do wyjścia wraz z toaletą to około 45 minut, a zatem spacer nie trwa dłużej niż kolejne trzy kwadranse, bowiem o 11.30 mamy kolejną wizytę Caritasu i obiad, który muszę uprzednio przygotować. Czasem podczas spaceru robimy małe zakupy. Jeśli nie ma pogody albo dziadkowi brak sił, oglądamy TV (ja z reguły piszę lub czytam) albo, w ostateczności, kładę go do łóżka do obiadu. Między 11.30-12.00, po kolejnej wizycie podaję dziadkowi obiad i w okolicach 13.00 udaje się on na drzemkę, a ja mam chwilę teoretycznego wolnego, wyjść jednak nie mogę, zatem sprzątam, co jest do posprzątania, zjem swój obiad, czasem coś upiekę na deser, poczytam, film obejrzę, do domu zadzwonię. Dziadek powinien wstać w okolicach 15-15.30, jednak ostatnimi czasy potrzebuje więcej snu, więc mamy małą batalię o popołudniowe wstawanie, dość jednak, że do 16.00 musi już jeść podwieczorek, bowiem o 17.30 znowu przychodzi Caritas i siada staruszek już do kolacji. Wiosną ten czas między podwieczorkiem a kolacją wykorzystywaliśmy na krótki spacer z balkonikiem, lecz teraz dziadkowi brak już sił, idziemy na ławeczkę do ogrodu bądź dziadek ogląda sobie program o zwierzętach, a ja przygotowuję kolację. Dla niego, bo dla mnie rzecz jasna za wcześnie. I wreszcie, po kolacji, najprzyjemniejszy moment dnia, możemy udać się na długi spacer, jeśli pogoda pozwala. Dziadek kończy jeść ok. 18-18.30, nim wyjdziemy, jest już siódma, więc mamy mniej więcej godzinę spacerowania. Po powrocie siadamy przed telewizorem z porcją paluszków, jest to dla mnie czas na moją kolację i wieczorne ogarnięcie kuchni i około 21.30 kładę dziadka do łóżka, która to wyprawa poprzedzona jest kolejnymi bataliami o toaletę i leki. Czekam do ok. 22.30, bo dziadek ma zwyczaj wstawania krótko po udaniu się na spoczynek, ale kiedy mam już pewność, że śpi twardo, oddycham w końcu głęboko i skreślam kolejny dzień w kalendarzu :) Najgorzej, gdy pada i nici z wieczornego spaceru. Nie jest chyba tak tragicznie, gdyby nie te ciągłe batalie z dziadkiem o każdy drobiazg i przedłużające się w nieskończoność najprostsze czynności – wiadomo –starość nie radość, a choroba jeszcze mniejsze szczęście. Dlatego zmieniam miejsce i zależy mi, żeby dowiedzieć się, jak będę żyć z innym dziadkiem/babcią. Jak to u Was z tą codziennością ?


Przeniosłem tutaj Moderator

13 września 2012 18:25
Dziękuję :) I, po przeczytaniu wszystkich postów, odwołuję, co napisałam: jednak nie mam lekko. Musze być przy dziadku non stop (poza godzinami snu, ale i tak żadnego wychodnego podczas jego drzemki) i na dodatek u góry mieszka córka, więc jak wpada, na 5 minut, to ingeruje w moją opiekę w ten sposób, że ja na przykład do dziadka stanowczo "Panie Dziadku, pora wstawać!" a córka dziś budziła go GODZINĘ, a ja się bałam odezwać. Jakbym miała wstawać o 6.00, żeby dziadka w taki sposób budzić, to bym chyba w najbliższym czasie była w gorszym stanie niż on sam, no, ale jak się wpada raz w tygodniu tatusia po główce pogłaskać, to tak można ... posiedziałaby raz całą dobę, żeby zobaczyć, z czym to się je, zwłaszcza, że dziadek tu się zmoczy, tam rozleje, tu w coś wdepnie, a tu się uderzy... a ja mam potem wyrzuty sumienia, że się z nim źle zajmuję :(
13 września 2012 21:01
Po opiekowaniu sie babcia z demencja ja teraz mam niezbyt ciezki przypadek .babcia chora na raka wstajemy o 7 mycie zajmuje ok godziny potem mamy sniadanko jak posprzatam posniadaniu jest 9 w tym czasie babcia jeszcze konczy toalete (czyszczenie zebow ) ptem babcia siada d czytania prasy ja sprzatam malutkie mieszkanko i do o biadu ktory podaje o1130 czytam tez z babcia albo ucze sie jezyka .P obiedzie babcia sie kladzie obowiazkowo na 2 godzinki jest to czas dla mie( moge wyjsc albo lezec moj czas )ale o14 babcia wstaje i trzeba z nia wyjsc jesli pogoda nie pozwalato zawsze ja czyms zajmuje najczesciej rozmowa albo grami bo babcia lubi grac taki czas jest do 17 O17 zaczynam robic kolacje babcia zaraz po kolacji o godzinie18 odczuwa bol kregoslupa wiec chce sie juz polozyc wiec od 18 30-19 mam czas dla siebie z tym ze jeszcze o20 ide do babci i zaslaniam jej okna tak wyglada moj dzien opieki no moze z malymi zmianami kiedy nas odwiedza wnuczkiz prawnukami lub sami jestesmy zabierani w goscine zakupow nie robie no chyba ze zabraknie masla czy chleba albo babcia ma jakies zachcianki to wtedy ide do pobliskiego Netto.Powiem wam ze po demencji to tu mam taki spokoj jest luz tam mi tego brakowalo
13 września 2012 22:39
hej, ja mam babke na chodzie;-) po ósmej ide po bułki na sniadanie piekarnie mam za rogiem 2 minuty,
szykuje babce sniadanie, je sobie okolu pól godziny, pozniej sobie czyta gazety, posprztam po sniadaniu i zwijam sie na góre do siebie, jezeli gotuje obiad na dwa dni to mam luz do 12 czyli do naszykowania obiadu, jak podam obiad i posprzatam to mowie babce ze robie pauze i do 15.30 wolne
ok 16 robie babce kawe i znowu mam spokoj do 18.30 zjem z nia kolacje mowie Gute Nacht i ide do siebie na gore. 2 razy w tyg.jezdze na zakupy no i jak babka potrzebuje to ja woże do lekarza albo do sklepu ogrodniczego, bo ma chopla na punkcie ogrodu
jeszcze musze na wieczór sprawdzic czy wszystkie wejscia sa pozamykane i pospuszczac rolety, z wychodzeniem nie mam zadnego problemu.
babka zameldowała mi dzisiaj ze idzie do fryzjera sama ok.14tej i nie bylo jej 3 godziny, nawet sama wrocila o lasce, ale wrocila;-)
13 września 2012 23:10
Wow, ależ Wam zazdroszczę ... Kurczę, każdemu życzyć takiej pracy ... Nie miałam porównania. Kolejny argument do zmiany pacjenta i już nigdy chodzącego staruszka z demencją. Żeby jeszcze tylko leżał; nakarmię, przebiorę, pampersa zmienię, poczytać mogę, na wózku gdzieś zabrać, jakby była możliwość ... Ale tak, uzależniona od "widzimisię" i jeszcze pod obserwacją rodziny ... Nie, nie, widzę, że może być inaczej. Nie chcę już tak.
14 września 2012 08:52
Będziesz miała siłę dżwigać leżącego pacjenta? Miałam kiedyś leżącą 96-letnią staruszkę, która ważyła może ze 36 kg, była bezwładna. Rodzina żadała bym ją 2 razy dziennie przenosiła na wózek, po czym z wóżka na fotel, a po dwóch godzinach spowrotem do łóżka.... Miałam wrażenie, że babcia waży 100kg,  na jej szczęście zmarła po dwóch tygodniach.
14 września 2012 09:22
Moja przyjaciółka, pielęgniarka, uczyła mnie technik transferu, sama była budowy nienachalnej, a przenosiła całkiem rosłych chłopów i pękate babcie bez większego kłopotu. Z reguły przy współpracy pacjenta, ale zdarzało się, że musiała przenosić całkiem bezwładne osoby i to niejednokrotnie w pojedynkę. Oczywiście to była kwestia jednego metra, ale mimo wszytko, skoro miałaś doświadczenie, to sama wiesz, jakie to może być trudne. To kwestia techniki i odpowiednich "chwytów". Mam nadzieję, że sobie poradzę, bo dziś na przykład, wstając do toalety, zastałam dziadka półprzytomnego na krześle przed toaletą, nie wiem, czy biedak siedział tam dziesięć minut czy trzy godziny, bo mnie nie woła; gdyby nie chodził, nie byłoby kłopotu, przewinę go rano i OK, a tak, jakby sobie nie daj Boże coś zrobił, to kto, jak nie ja,za to odpowie ?? :( A potem skłonienie takiej osoby do powrotu do łóżka jest chyba trudniejsze niż sam transfer, zwłaszcza, że ze względu na pocukrzycową nadwrażliwość ciała nie mogę go nawet dotknąć, a nie dociera nic, co mówię, efekt jest taki, że jak dziadek nie śpi, to 3/4 czasu zajmuje mi przekonywanie go o konieczności wykonywania najbardziej oczywistych czynności, a przy tym nie mogę spuścić go z oka. I cały dzień, na okrągło trzeba słuchać utyskiwań; myślałam, że każda z Was ma podobnie, a tu się okazuje, że może być całkiem miło i bez ogromnej presji psychicznej - tu chodzi też o moją psychikę, po takich nocnych niespodziankach nie umiem już potem zasnąć, nasłuchując, czy coś się dziadkowi nie dzieje, mój zmiennik miał sytuację, że się biedak przewrócił i rozwalił przedramię, ale pomocy nie zawołał.

Oboje doszliśmy do wniosku, że leżący pacjent byłby chyba dla nas mniejszym obciążeniem, pomimo oczywistych niedogodności.
14 września 2012 16:40
masz rację to kwestia techniki, ja niestety nie przeszłam żadnego szkolenia. Pojechałam za koleżankę, która sobie z tym świetnie radziła, ale chyba zbyt tępa byłam by się nauczyc transferu. Od tamtego czasu unikałam "leżących"- rok temu gdy dżwignęłam coś, wypadł mi dysk, więc musze na siebie uważać:)
14 września 2012 17:08 / 1 osobie podoba się ten post
Moje ostatnie miejsce pracy można było zaliczyć do łatwych (byłam pierwsza na tej stelli). Pełniłam tam w zasadzie rolę pomocy domowej niż opiekunki. Pojechałam bo babki, ale zastałam małżeństwo, on na chodzie, wszystko załatwiał, łącznie z zakupami. Prałam, gotowałam, sprzątałam... wieczorem ustalaliśmy menu na dzień następny. On jadał śniadanie o 8.30, ona jak wstała, najczęściej ok. 10tej. Rano trochę pomagałam jej w łazience (wycieranie, kremowanie itp). ok 12.30 obiad, potem moja pausa do kawy, czyli 15.30. Po kawie czasami spacer, ale rzadko, bo ona okropnie leniwa do spacerów była. Kolacja o 18.00 po kolacji czyli ok 19stej mój czas wolny, aleeeeeeeeeeeeeee o 21.15 (bo tak kończył się jakiś program przyrodniczy) życzyli sobie bym z nimi grała w kości. Uwierzcie mi, że mnie szlag trafiał gdy musiałam na te kości schodzić. Ciężko się było wymigać, bo nie docierały argumenty, że jestem zmęczona (ona potrafiła całymi dniami spać). Te kości to bym jeszcze strawiła, ale nie mogłam znieść złośliwości. Byłam tam 2 razy, drugi okazał się okropny. Z mojej pierwszej zmienniczki zrezygnowali, bo słabo język znała, a drugą traktują jak księżniczkę- nie pomaga przy toalecie porannej, nie chodzi na spacery z babką, nie gra w kości i szereg innych rzeczy nie musi robić. Dziadek zabiera ją do sklepu by wybrała sobie co chce jeś- ja żarłam 3 miesiące to samo:). Tym razem to zmienniczka, czyli ja, z nich zrezygnowała - podobno byli bardzo zdziwieni i to dało mi wielką satysfakcję.Wiem, że troche odbiegłam od tematu ale....tak wyszło
14 września 2012 18:22
Ja mam tak : wstaje zwykle ok 9tej, przywoze zakupy i pieczywo swieze (1minuta drogi tylko) . Babka wstaje nie wczesniej jak o 10tej. Podaje jej sniadanie, je sobie okolo 40 minut, w miedzy czasie 3 razy musi odwiedziec Klo, potem tabletki i mierzenie cisnienia . Potem zaczyna kichac , i kicha ok 20 minut zuzywajac ok. 10 szt. chusteczek higenicznych . Potem musi odpoczac po sniadaniu i dopiero potem szybkie mycie i ubieranie.. Od 11stej jest wlaczony TV na SAT 1 i wimiedzy czasie oglada, do 14stej lezy na fotelu ( z przerwami na Klo ) : Ja sie krece w tym czasie rpbie obiad. O 14stej podaje jej obiadek , ona zawsze mowi ze "porcja jak dla drwala" ale prawie zawsze je cala porcje, a potem koniecznie deser . Potem musi odpoczac i znow sie kladzie na fotel. W miedzy czasie popoludniami telefonuje ze znajomymi . Dzis dostala z SocialDienst Rollstuhl to bylysmy na spacerze. Potem ja siedze przed laptopem i cos ciagle wscianam, babka oglada TV i tez ciagle cos podjada. Ok. 18-19 daje jej kolacyjke ( na kolacje ma zawsze wiekszy apetyt niz na obiad ) , po kolacji winogrono i ser, potem lubi sobie wypic kawke bezkofeinowa i kilka ciasteczek . I tak do 22.00 , jak w TV Dieter Bohlen lub inny jej idol to dluzej :) Nie sprzatam duzo, ale babka wola w nocy czasem do WC , czasem ma jakies zwidy .... . Z babka uklada mi sie dobrze, liczy sie ze mna, jak mowie nie to znaczy nie i tyle dyskusji. Babce czasem robie dowcipy, np. dzwonie na nasz stacjonarny z mojej komorki i zaczynam gadac " Guten Tag, Frau B. , vielen Dank für Ihre Bestellung - bikini in Größe 55 von Armani " , a babka: "Ja nic nie zamawialam, mam rozmiar 40, ile to kosztuje ?" , a ja : " 250 € plus Versandkosten " i tak sobie robie jaja az babka sie kapnie, ze to ja i potem sie smiejemy razem :D :D
14 września 2012 22:12
Alutka - a czemu tak traktowali Twoja zmienniczkę ?? Nie rozumiem, skąd te względy ?? Zastanawiałaś się ?? Pierwsze, co mi przyszło do głowy, że dekolty głębokie przed dziadkiem nosiła, poważnie ... Tak mi się jakoś nasunęło :)



Kaya uśmiałam się :D Wspominałaś już o nieustannym jedzeniu u Ciebie na stelli :) A frauencja monter czy do toalety też musisz ją asekurować ?? Bo z tego co czytam, to ona by tylko jadła, wypróżniała się i TV oglądała. A, no kichała chwilę :D W sumie fajnie, ale jak masz tak jak u mnie, że z oka spuścić nie możesz, to też niełatwo... A jak u Ciebie z czasem wolnym ??
15 września 2012 08:02 / 1 osobie podoba się ten post
nieeeeeeeeeee:):), nie o dekolty chodziło... Ona trafiła tu z innej stelli, gdzie była bardzo źle traktowana, niedojadała.... Pierwszego dnia opowiedziała to dziadkom, budząć w nich ogromne współczucie:). Pewnie jej pokazać chcieli, że nie wszyscy niemcy są beeeeeee i dlatego skakali koło niej. Cieszę się, że ona ma tam dobrze, ale tym większą czuję, zwłaszcza do babki, niechęć. Nie chcę opowiadać jak zachowywała się przy mnie, a czego nie robi przy niej, bo to niczego nie zmieni. W każdym razie, po trzech miesiącach, wróciłam do domu rozbita psychicznie, dlatego uważam że podbyt w jednej rodzinie dłuższy niż 2 m-ce żle wpływa nie tylko na opiekunkę ale na podopiecznego także.

Słońca życzę:)
15 września 2012 08:52
Ja pierwszym razem byłam 4 miesiące, ale było milusio, tylko ostatnie dwa tygodnie pełne stresu i napięcia, bo dziadek, wyczuwając rychłą zmianę opiekunki, zaczynał się niepokoić, to skutkowało paskudnymi huśtawkami nastrojów. A tak to spacerki 3 razy dziennie, wieczorami telewizor, ale że był sprawny, to jak mu się zachciało połazić po domu, nie potrzebował asekuracji. Napisałam potem zmiennikowi 6 stron wytycznych, z małymi rytuałami dziadka, co lubi jeść, gdzie lubi chodzić, etc. No, ale juz kiedyś przeczytałam, że nie należy do jednej rodziny jeździć więcej niż 2 razy i skłaniam się zdecydowanie ku temu stwierdzeniu, zwłaszcza, jesli pacjent jest z demencją. Jestem przerażona, jak to szybko poszło...



Hmmm... To może ja też teraz wymyślę jakąś rzewna histotyjkę i będę miała luzy w nowym miejscu :D Chuda jestem, a nuż się uda :))))



Słońca wzajemnie i siły, bo to jest każdej z nas potrzebne ;)