To masz szczęście, bo kto wie czy dziadek czasem nie lubił fotek strzelać- pancerfaustem :lol2:



To masz szczęście, bo kto wie czy dziadek czasem nie lubił fotek strzelać- pancerfaustem :lol2:
:smiech3::smiech2:Tina jak Ty cos walniesz to pancerfaust przy Tobie pikuś:smiech3:się zryczalam ze smiechu
Tego, no :-) Byłam szczera :lol1:
I niech tak zostanie :rozejm:
Nic z tego- nie wywieszaj białej flagi, bo jestem w bojowym nastroju :lol2:
Mycha-zupelnie błędnie odczytałaś moje intencje. Nie miałam zamiaru osmieszyć tego co wstawiłaś. Nigdy zresztą nie wyśmiewałam sie z czyichś upodoban. To co kto słucha , to jego prywatna sprawa i kwestia gustu. Nigdy nikogo z tego powodu nie dyskryminowałam- nawet mi disco-polo kamieniem na watrobie nie leży-obojetnie mi jest raczej :-)
Po prostu nie mam cierpliwości do mantr czy własnie muzyki , ktora ma uspokajać. Ze mną tego nie robi. No próbowałam- i zobacz co się porobiło :lol2:
No widzę, że zamiast uspokoić się to się pobudziłaś. A co z dywanem latającym ?? Bo wiesz, jak LOT nie da rady to dywan nie będzie złym wyborem. No i wysiądziesz pod drzwiami u pdp a nie w Zurichu :lol1: Powiem ci w tajemnicy, że ja też wysłuchałam tylko początek.
Na dywan , to jak na szybowiec- chyba jest licencja potrzebna, ale moze wystarczy to szkolenie w nagraniu, zeby leżeć plackiem i nie fikać :lol1: Nie wiem czy tak się wzniese :lol2:
Dziś to zaliczylam :-)
Konwalio, skoro Twój dziadek tak chętnie Ciebie wozi, to może do tych sklepów z używanymi rzeczami Cię podrzuci?:-)
W Bonn jest ich kilka, a przynajmniej było. Na Tannenbuschu ,na Pűtschen ,w Sankt Augustin ,to takie większe, godne odwiedzenia. Sprawdź tylko w internecie, czy będą już czynne w najbliższym czasie :-)
Ty plus walizka, może doleci :-)
Wredna jestem.
Od zawsze stwierdzenie rzucone w przestrzeń, że coś trzeba zrobić działa na mnie jak płachta na byka. Pod warunkiem, że zajarzę, bo jestem wyjątkowo niedomyślna i niespostrzegawcza- rodzina czasem ze mnie żartuje na ten temat. Tutaj babka chyba lubi, jak się zgaduje takie różne, ale ze mną to się nie uda. Np. oglądamy telewizor i rzuca- 'słonce świeci" . Po chwili się gramoli rolety opuścić- to się domyśliłam, że jej chodziło o to, żebym wstała i to zrobiła- nie załapałam.
Wczoraj, jak wracałyśmy ze spaceru to się nachyliła nad takim wyjściem z piwnicy i cmokała, głową kiwała. Dłuuugo. I tu się domyśliłam, o co chodzi. Ale stwierdziłam, że jak powie wprost- to sprzątnę tam. Dziś przy obiedzie siedzimy i mi tłumaczy, że tam, na tych schodach naleciało liści, śmieci, coś z tym trzeba zrobić. Patrzę na nią, kiwam głową. W końcu po stwierdzeniu, że tam są liście mówię "i". I nic. Przez gardło jej nie przejdzie pytanie. To JA mam mieć OCHOTĘ i radośnie pobiec sprzątnąć liście.
I tu się ta płachta czerwona przede mną rozpostarła. Jak zapyta, czy sprzątnę, odpowiem- tak. Jestem ciekawa, czy uda się jej to zrobić do końca mego pobytu...
Wredna jestem.
Od zawsze stwierdzenie rzucone w przestrzeń, że coś trzeba zrobić działa na mnie jak płachta na byka. Pod warunkiem, że zajarzę, bo jestem wyjątkowo niedomyślna i niespostrzegawcza- rodzina czasem ze mnie żartuje na ten temat. Tutaj babka chyba lubi, jak się zgaduje takie różne, ale ze mną to się nie uda. Np. oglądamy telewizor i rzuca- 'słonce świeci" . Po chwili się gramoli rolety opuścić- to się domyśliłam, że jej chodziło o to, żebym wstała i to zrobiła- nie załapałam.
Wczoraj, jak wracałyśmy ze spaceru to się nachyliła nad takim wyjściem z piwnicy i cmokała, głową kiwała. Dłuuugo. I tu się domyśliłam, o co chodzi. Ale stwierdziłam, że jak powie wprost- to sprzątnę tam. Dziś przy obiedzie siedzimy i mi tłumaczy, że tam, na tych schodach naleciało liści, śmieci, coś z tym trzeba zrobić. Patrzę na nią, kiwam głową. W końcu po stwierdzeniu, że tam są liście mówię "i". I nic. Przez gardło jej nie przejdzie pytanie. To JA mam mieć OCHOTĘ i radośnie pobiec sprzątnąć liście.
I tu się ta płachta czerwona przede mną rozpostarła. Jak zapyta, czy sprzątnę, odpowiem- tak. Jestem ciekawa, czy uda się jej to zrobić do końca mego pobytu...
Wredna jestem.
Od zawsze stwierdzenie rzucone w przestrzeń, że coś trzeba zrobić działa na mnie jak płachta na byka. Pod warunkiem, że zajarzę, bo jestem wyjątkowo niedomyślna i niespostrzegawcza- rodzina czasem ze mnie żartuje na ten temat. Tutaj babka chyba lubi, jak się zgaduje takie różne, ale ze mną to się nie uda. Np. oglądamy telewizor i rzuca- 'słonce świeci" . Po chwili się gramoli rolety opuścić- to się domyśliłam, że jej chodziło o to, żebym wstała i to zrobiła- nie załapałam.
Wczoraj, jak wracałyśmy ze spaceru to się nachyliła nad takim wyjściem z piwnicy i cmokała, głową kiwała. Dłuuugo. I tu się domyśliłam, o co chodzi. Ale stwierdziłam, że jak powie wprost- to sprzątnę tam. Dziś przy obiedzie siedzimy i mi tłumaczy, że tam, na tych schodach naleciało liści, śmieci, coś z tym trzeba zrobić. Patrzę na nią, kiwam głową. W końcu po stwierdzeniu, że tam są liście mówię "i". I nic. Przez gardło jej nie przejdzie pytanie. To JA mam mieć OCHOTĘ i radośnie pobiec sprzątnąć liście.
I tu się ta płachta czerwona przede mną rozpostarła. Jak zapyta, czy sprzątnę, odpowiem- tak. Jestem ciekawa, czy uda się jej to zrobić do końca mego pobytu...