WerskaDzień prawie minął. Znów stara śpiewka- że z nią nie siedzę. Bo te 6- 9 godzin, które spędzam z nią podczas normalnych czynności (już pisałam, że takie zejście na dół do momentu rozpoczęcia śniadania to do półtorej godziny trwa). Wg. niej mam ciągle czas wolny, niewiele pracuję, bo jak z nią siedzę, czy czekam, aż się nakręci po kuchni i do posiłku zasiądzie to czysty relaks. Tłumaczę, że to jest czas mojej pracy. Nie dociera. I że w umowie mam 4 godziny dziennie pracy. Wg. niej może z godzinę pracuję. Niereformowalna babka.
Jutro wyjazd ok. 18. Dawno tak się nie cieszyłam!
Porozmawiałam z przyjaciółką, która ogródkiem się zajęła. Do tej pory nie miała czasu ani siły, a teraz szaleje. Ten typ tak ma- jak się rozkręci, to na całego! Z wielką przyjemnością zajadę latem i będę podziwiać efekty.
U innej mąż dostał zlecenie na inspekcję- to już lepiej się poczuje i przestanie głowę truć- bo się przejmował brakiem pracy (finansowo u nich nie jest tragicznie, choć wiadomo, pasa zaciskać trzeba). A on potrafi w takich sytuacjach rodzinie zatruć życie- to wszyscy odetchną.
Ogólnie wieści dobre.
Czekam teraz na oceny maturzysty...
W takiej sytuacji z uśmiechem powiedz pdp, żeby Niemkę zatrudniła. Ostatnia moja pdp była uparta jak osioł. Pisałam już wcześniej. Idąc na spacer wstępowała do sklepu i ja te siatki według niej miałam nosić, pomimo że auto dla mnie stało pod domem. No tak sobie wydumała. Tylko pierwszy raz niosłam siatkę. Moich uwag pdp kompletnie nie przyjmowała. Następnym razem powiesiłam siatki na rączkach rolatorka, troszkę do koszyczka z przodu ... i w drogę babciu !! Dumna była, słowem nie pisnęła, ciężko jej było ale zawzięłam się. Gdybym jej pomogła, to niewiele dałby mi ten podstęp. Następnym razem nawet po chleb nie chciała wstapić. Doszła do wniosku, że zakupy to jednak autem trzeba robić. Tam tez musiałam walczyć o prawo do snu

o właściwej dla mnie porze.
Nie bój się być asertywna, owszem miła itd ale asertywna. Dla siebie samej Werska.