Dzień dobry Wam

Siedzę sobie i dumam, co by tu jeszcze wymyśleć do roboty, bo nie ukrywam że mi monotonia zaczyna doskwierać. Oczywiście że nie powinnam narzekać, bo jest super spokojnie ale... bo wszystko idzie jak trzeba ale... Ale powtarzalność przy długim pobycie zaczyna męczyć i czuję jak uchodzi ze mnie powietrze. Zadeklarowałam się jeszcze na 2m, córka dziadków przeszczęśliwa a ja zaczęłam mieć wątpliwości, więc wczoraj zadzwoniłam i uprzedziłm że jak mi handra nie przejdzie to w lutym zjadę. Córka powiedziała że mnie doskonale rozumie i mam zrobić tak żeby mi było dobrze, bo bardzo im zależy żebym wróciła jak najszybciej. Podejmę próby naprawcze mojego humoru, ale jak nie klapnie to zjadę. Fraucia po szczepieniu czuje się świetnie, a my z seniorem czekamy na list do końca miesiąca z terminem szczepienia. Rozmawiałam z Hausartz-em jak to ze mną będzie, ale ani on, ani firma pojęcia nie mają. Jest w planach szczepienie opiekunek 24h wraz z Pdp, ale na razie to brakuje szczepionek dla grupy 1-szej, więc pewnie zdążę pojechać i wrócić zanim mnie zaszczepią. Dwie znajome Niemki z Altenheimu leżą w szpitalu w Kassel w ciężkim stanie, w Łodzi w rodzinie też 2 osoby trafione i kiepsko z nimi. Moja córka z trojakami jak pomyśli o zdalnym nauczaniu od poniedziałku, to ma odruch wymiotny i jest na skraju wyczerpania nerwowego. Trójka 12-latków którzy gadają do laptopów rozmieszczeni po całym domu, jest w stanie sparaliżować wszystkich, a to nie koniec, bo potem trzeba nagonić towarzystwo do odrabienia zadanych lekcji i tak w kółko. Chciałabym jakoś pomóc, ale córka mówi że tylko ona niestety jest w stanie to ogarnąć. Cieszę się że moje dziewczyny sobie pomagają i zabierają chłopaków na weekend, to chociaż najstarsza ma 2 dni na regeneracje nerwów. Uff wygadałam się dzięki
