Może to kiedyś przeczytam, choć ja raczej z innych rejonów, ale dzięki za troskę.
Dałam dziś popis braku myślenia, o czym napiszę ku przestrodze pracującym z dementykami. A zatem było tak - moja babcia ma własne klucze, by w razie potrzeby zniechęcenia do Tagesheimu mogła sobie grzecznie wrócić do domu i otworzyć go, gdy opiekunka baluje daleko, za zgodą rodziny. Ponieważ przez ostatnie pół roku odkąd tu jestem w ogóle ich nie używała i w ogóle często sprawia wrażenie, że już do 3 nie umie zliczyć, zapomniałam o nich. I dziś wyrywam mech z ogródkowych schodków, a babcia czyta w saloniku. Za kwadrans zaglądam do niej, a kobiety nie ma. Nigdzie.Furtka zamknięta, otwiera się dość trudno, jestem w rozterce, bo jakakolwiek córka zabierając ją ze sobą najpierw by mnie poszukała i poinformowała. Kiedy obmyślam, gdzie babcia mogła pójść, wpada sąsiad, że jego żona spotkała ją w mieście - od nas to rzut beretem. Gnamy tam oboje, babcia siedzi z sąsiadką, która czeka na nas. Co sobie Niemcy o mnie teraz myślą, wiadomo. Użyła kobieta własnych kluczy i wyruszyła w stronę dworca. Miasteczko małe, kierowcy tu nie jeżdżą jak szaleni, ale jednak głupio. Mam okoliczność łagodzącą - zgodę rodziny na własne klucze babci i ucieczkę ongiś bez ostrzeżenia z Tagesheimu. Ale powinnam użyć w tej sytuacji więcej pomyślunku, przyznaję szczerze. Ciekawi mnie reakcja córek, głównej przyznam się telefonicznie jak tylko wróci do domu. Teraz wiem - lepiej przecenić podopiecznego, niż nie docenić. A komu kiedykolwiek zalazłam na tym forum za skórę, może się teraz na mnie wyżyć, co przyjmę z godnością.