Demencja a współpraca z rodzina

09 lutego 2013 22:00
Romana: swiete slowa z Twoich ust plyna, kazda z nas od czasu do czasu do domu jedzie ... A poza tym tak jakos przeciez to czlowiek, nijak oszukiwac ...

U mnie dzisiaj luz, corka z mezem dopiero wieczorkiem wybyli do domu. Ziec pomajstrowal w zamku do babcinego mieszkania i juz nie zamknie sie na klucz - to byl duzy problem, te zamki od srodka maja jakas blokade, od zewnatrz nijak zadnej srubki, zeby ewentualnie sie do niej dostac.
Dostalam piekne wiosenne kwiatki i mialam duuzo wolnego czasu. Dzis obylo sie bez uspokajacza, babcia padla i spi grzecznie. Niestety tydzien minal bez prysznica, rano "jest za zimno", bo uporczywie wylacza ogrzewanie wieczorem, a po poludniu "jestem za zmeczona i chce kolacje", trudno, corka stwierdzila, ze dziury w niebie nie bedzie.
09 lutego 2013 22:49
No tak "dziury w niebie nie będzie" ale..... smród będzie. trzymaj się Emilka ;-)
10 lutego 2013 00:10
...już wzięłam, może się dowiem czegoś, czego nie wiem. Pozdrawiam
10 lutego 2013 14:05 / 1 osobie podoba się ten post
Na moich ;sztelach"rodziny zawsze bardzo dobrze ze mną współpracowały co uważam za ogromny plus w naszej pracy .Zdarzyła mi się tylko raz sytuacja gdzie rodzinka była przesympatyczna ale koniecznie chciała leczyć babcię lekami homeopatycznymi- nie mogła zrozumieć ,ze dla babci 93 letniej tego typu leki na depresję muszą być podawane co najmniej 2-3 miesiące aby dały pierwsze efekty.Zatem babcia co 2 godziny mnie wołała , nie ważne po co ,bo po prostu nie pamiętała po co wogóle mnie woła. Ponieważ rodzinka nie chciała dawać normalnych antydepresantów wywalczyłam raz w tygodniu całonocną opiekę rodzinki.Musieli te sytuacje zaakceptować.
10 lutego 2013 15:21
Ja na razie nie mogę narzekać, nie mam takich "akcji" i mogę się tylko uczyć z Waszych wpisów. Ale trzymam za Was kciuki i za te beznadziejne rodzinki, bez wyobraźni....bez serca
10 lutego 2013 21:20
Dziewczyny kochane, drugi dzien bez Lorazepamu ! Jakos idzie wytrzymac, babcia co prawda lubi mnie nawiedzac w ciagu dnia, ale troche gimnastyki po schodach nie zaszkodzi. Nawet jakby nieco mniej chwiejna dzisiaj byla. Druga strona medalu - nie wiem, czy mi sie zdaje, czy faktycznie, ale jakby ma klopoty z mowieniem. Momentami nie moge zrozumiec, zapomina slowa i tak jakby po kielichu byla. Do tego - brak orientacji w czasie - jaki miesiac, dzien, wyszlo biednej, ze to teraz swieta beda i koniec roku ...Dzisiaj do tego pogoda taka raczej nie dla niej, bede obserwowac jutro.

Niestety, prysznic pozostal w sferze marzen ...
11 lutego 2013 08:02
demencja znacznie upośledza rozumienie mowy, w stanie zaawansowanym nie rozumie się nawet prostych zdań, ja tego doświadczyłam z jednym pacjentem, wtedy pokazywałam tam gdzie się dało, o co mi chodzi. Jedna z moich koleżanek miała podopieczną, która raz powiedziała jej, że nie pamięta jak się schodzi po schodach a potem nie umiała już tego robić, straciła władzę w nogach. Chory też mówi często bez sensu. Dlatego omega 3 jak najwcześniej codziennie do zażywania, aby kiedyś nie było kłopotów... Oprócz tranu jest w oleju lnianym oraz kokosowym.
11 lutego 2013 21:36
No tak, Omega3 mit Lachsöl gosci u mnie jako dodatek do porannej kawy, obserwujac babcie zaczelam na wszelki wypadek po dwie kapsuly lykac...
A dzis mamy kolejny dzien bez uspokajacza zaliczony. Tyle, ze dzis dla odmiany byla baaardzo rozmowna, usilowala mnie nauczyc podstawowego zwrotu w swoim dialekcie, uwaga, nieparlamentarne:
"Leek mi doch du am Arsch" - pisownia oryginalna w dialekcie. Ponoc to czesto uzywane, jak ktos komus tylek zawraca bez potrzeby ...
Tak jakby troche poczucie rzeczywistosci miala dzis lepsze i mowila sama, ze zdaje sobie sprawe, ze jest chora. Mowa - troche zaburzona, slowa wylatuja, w dialekcie tez, strasznie szybko to idzie.

13.02 - Caly czas obywamy sie bez uspokajacza, chociaz ciezko wytrzymac marudzenie. Dzis bylo nie za dobrze. Dzien zaczal sie swietnie - udalo mi sie "wyprac" babcie, czyli widmo smrodku zazegnane - pomogla wizja wizyty lekarza domowego. Lekarz caly w skowronkach, ze dobrze sobie radze i babcia taka jakas bardziej przytomna. Niestety, wszystko diabli wzieli po poludniu. Wczoraj padl ostatecznie termostat od ogrzewania, babcia wiedziala, ze dzis przyjdzie fachowiec, pomimo to juz "miala nerwy". Szale przewazyla pani od robienia porzadku z konczynami dolnymi. Fakt, ze dopiero dzis zadzwonila, ze przyjdzie i nie zdazylam babci tego do glowy zapakowac. Biedna kobitka stanela w drzwiach i babcia wrzasnela, z czerwona twarza, ze sobie nie zyczy, ze nie potrzebuje, bo przeciez ona sama ... Coz, grzecznie przeprosilam, pani nie nalegala widzac, co sie dzieje. Poprosilam tylko o co nieco wczesniejsze podawanie terminow. Wieczorem wrocily lekkie halucynacje znowu. Nie wiem, ile razy jeszcze dzis bede "wizytowana", mam nadzieje, ze da mi sie wyspac.
Tyle na dzis z frontu demencyjnego.
14 lutego 2013 17:16
Jako, ze glupio bez przerwy edytowac, pozwalam sobie nowego posta dodac:

Dalej Lorazepam w odstawce !

Dzis byla atrakcja pod tytulem przebudowa urzadzenia grzewczego. Jako, ze trwalo to dosc dluugo - niestety, musialam zadzwonic po wsparcie w postaci corki i ziecia. Udalo sie sytuacje opanowac, a juz bylo na krawedzi, ze przeciez nic nie potrzeba i tak dalej, co ten pan tu robi, a kto wezwal i tym podobne.

W koncu ogrzewanie dziala tak, jak powinno i dostep do "bebechow" zostal zamkniety ! Klucz posiadlam w wielkiej tajemnicy.

Babcia wlasnie wcina pozny obiad, bo oczywiscie wczesniej musiala pilnie patrzec, co tez ten straszny osobnik czyni. Dobrze, ze tu wszyscy od lat sie znaja i jakos sie babcinymi nerwami nie przejmuja...
14 lutego 2013 22:19
Emilio ale to zdanie, które babcia wymawia to raczej nie dialekt? To jest zwyczajny wulgaryzm i znaczy: pocałuj mnie w 4 litery :)))

leck mich [doch] [am Arsch]! vulg

du kannst mich mal am Arsch lecken vulg



http://pl.pons.eu/niemiecki-polski/Leck
15 lutego 2013 11:30
MeryKy: przypuszczam, ze ona, chcac mi "ulatwic" przetlumaczyla to po swojemu na normalny ... Biedna czasami chce za dobrze, a literki juz nie wszystkie w pamieci. Musze dzis sprowokowac do jakiegos innego powiedzonka w Schwäbische Dialekte:

http://de.wikipedia.org/wiki/Schw%C3%A4bische_Dialekte
15 lutego 2013 15:45

Ja jestem w Hesji. Tu też mówią dialektem, ale moja podopieczna jest grzeczna i jak na razie to nie przeklina.

Emilio czy Twoja demencyjna babcia je dużo jaj? Bo u mojej średnia jaj, to około 5 na dzień. Ponieważ jest zagrożona odleżynami, a nie spożywa za dużo innego białka, więc jej je podaje. Poza tym pytam się rodzinki czy nie za dużo? Mówię że jaja szkodzą, a babcia ma początki demencji. Oni na to „egal”.To co ja się będę produkować? Nie je nabiału. Nie lubi serków, jogurtu itd. itp. Więc żyje moja podopieczna na tych jajach.

Wracając do wulgaryzmów i jaj. Zaraz mi się przypomina jak obie z siostrą pierwszy raz we Włoszech, ze słownikiem w ręku, z naszym włoskim szwagrem zwiedzałyśmy Ligurię. On ani mrumru po polsku (oprócz brzydkich słów, a my oczywiście na takim samym wysokim poziomie :))) By nie tracić po drodze za dużo na żywność wzięliśmy z domu posiłek ,w tym ugotowane jajka (wł. Uovo). Siadamy na świeżym powietrzu stolik, ławeczki, obok też się rozgościli turyści. Ponieważ wcześniej zapoznałyśmy się z wulgarnymi słowami. Oczywiście żartując, bo nacja włoska nie może się nadziwić, że ichniejszy zakręt to u nas pani lekkich obyczajów. Poznałyśmy nowe włoskie słówko „coglione” czyli jądra, właściwie wulgaryzm. Będąc w zaciszu domowym mówiłyśmy na jajka „coglione” zamiast Uovo. No i oczywiście moja siostra dumna, że zapamiętała słowo (bo jej ciężko wchodziło wszystko do głowy), poprosiła na cały głos szwagra o „coglione”. Dosłownie wszyscy ludzie, którzy siedzieli przy stolikach spojrzeli dziwnie w naszym kierunku hahah.
15 lutego 2013 16:44
O kurde, ale sie usmialam! A musze Ci powiedziec, ze u nas zajmuje sie sprzataniem ulicy przed domem Herr Coglione - rodem z Sycylii ...

A wracajac do jaj(hi, hi!), moja wcale nie je, poza tymi, ktore sa w speclach. Latem zdarzalo sie wmusic w nia jajka sadzone z ziemniakami, ale nie za czesto. Nie jada nabialu, zadnych twarozkow, jogurtow i tym podobnych wedlug niej "wynalazkow". Za to jest storzeniem wybitnie miesozernym, czyli musi byc kazdego dnia mieso w sosie, najlepiej specle, obowiazkowo jakies "mokre" warzywa, czasami toleruje ryz, zupy za to z duza iloscia warzyw i ziemniakow, lubi nasz zurek (na razie mam obawy przed ugotowaniem ogorkowej). Do chleba, jak akurat nie mam na kolacje mieska - wedlina - szyneczka, schab albo cos takiego, ogorki z octu, albo pomidorek bez soli, rano obowiazkowo chleb tostowy z maslem i marmolada z dzikiej rozy, innej nie uznaje. Na szczescie wspolnie jadamy tylko obiad - czyli przewaznie zupa, pozniej ja juz wedlug swojego uznania sobie cos robie.
15 lutego 2013 17:18
Moja podopieczna nie je zbyt dużo mięsa zostawia na talerzu. Więc zostają te jaja :)). Niestety. Chyba lepiej czegoś nie pamiętać, niż mieć odleżyny?
15 lutego 2013 17:29 / 1 osobie podoba się ten post
Pewnikiem lepiej nie pamietac, chociaz czasami staje sie to upierdliwe straszliwe, szczegolnie dla otoczenia, w tym przypadku dla mnie. Nie zlicze ile razy na dzien pokazuje jej, gdzie sa pieniadze, ile razy tlumacze, ze corki o niej nie zapomnialy, bo akurat dopiero co jedna byla, ile razy zapisuje duuuzymi cyframi telefony do corek i tak dalej. No i oczywiscie - przeciez ona biedna nie ma nic do jedzenia - ma swoja lodowke, a w niej wszystko co potrzeba, co najwyzej to co juz do smieci sie nadaje wyrzucam i wstawiam swieze. Rany, ile tu sie marnuje jedzenia, to mala glowa, ale trudno, na szczescie nie musze oszczedzac, corki wiedza, co Mutti robi.

W dalszym ciagu udaje mi sie uniknac podawania uspokajacza, chociaz czesto lapie sie na liczeniu do stu w myslach ... Gorzej, ze wieczorem bym chciala na przyklad wyprac spokojnie kolekcje sweterkow z czystej welny mojej podopiecznej, albo glowe umyc, a tu, psia krwia, nie da sie, bo wiem, ze za chwile znowu przyjdzie, bo cos tam zapomniala.